Mnie imię i nazwisko autora z małej litery akurat nie razi, ale to rozczłonkowywanie wyrazów już tak. Rozumiałabym jeszcze gdyby chodziło o grę słów (np. słowo w słowie), ale tak po prostu to jedynie mnie irytuje, ponieważ muszę się skupić żeby tytuł złożyć.
I także nie przepadam za feminiatywami. Ostatnio słyszałam w jakiejś audycji w Tok FM i zdecydowałam się wyłączyć audycję. Uważam jak Yvonne - powstają nieszczęsne potworki językowe.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Mnie imię i nazwisko autora z małej litery akurat nie razi, ale to rozczłonkowywanie wyrazów już tak. Rozumiałabym jeszcze gdyby chodziło o grę słów (np. słowo w słowie), ale tak po prostu to jedynie mnie irytuje, ponieważ muszę się skupić żeby tytuł złożyć.
Otóż to! Bardzo ładnie to wyłożyłaś.
Dokładnie o to mi chodzi. Gdyby to była jakaś ciekawa, intrygująca gra słów, jakaś nawet zagadka dla bystrych umysłów, wtedy miałoby to sens.
W przykładach, które podałam, tego sensu nie widzę.
Niedziela i na Warszawskich Targach Książki tłumy, ciężko dopchać się do stoisk. Wszystkiemu winni autorzy celebryci, do których godzinę trza odstać w kolejce. To nie dla mnie. Tak długo nie czekałbym nawet do Nienackiego gdyby tylko na ten jeden dzień zmartwychwstał. Na godzinę oszacowałem Szczygła, Niedźwiedzkiego i Nosowską. Do Lutczyna i mniej znanych autorów można było docisnąć się szybciej.
Czasu między stoiskami spędziliśmy sporo, a targowy urobek skromny. Zachwyciło mnie piękne, jeszcze ciepłe wydanie "Smętka" Wańkowicza z wydawnictwa Księży Młyn. Są zdjęcia, mapy, jest klimat. Może teraz bardziej mi się spodoba? Bo w pierwszym czytaniu było tak sobie. Ale mój stary egzemplarz, jest brzydki, szary, smętny jak PRL.
O, jaki ładny Smętek. Muszę się rozejrzeć.
Te Dzienniki Sandora Marai też planuję przeczytać, odkąd we Wrzeniu Świata przeczytałam pierwszą stronę. Myślę, że to może być uczta. Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii, Kustoszu.
Tak długo nie czekałbym nawet do Nienackiego
A ja i owszem. 🙂
W sumie godzinę, to ja stałam do wszystkich razem. Autorów, z którymi chciałam zamienić słowo miałam 6 i plan wykonałam. Dopchałam się też do wszystkich stanowisk bez większego problemu. Czasem faktycznie gdzieś w alejkach robił się korek ale jakże miły, po czasach pandemicznej trwogi.
My wróciliśmy do domu z szeroko rozumianą fantastyką, którą dopiero co odkrywam.
My wróciliśmy do domu z szeroko rozumianą fantastyką, którą dopiero co odkrywam.
Rozumiem, że współczesną? Polską? Coś rekomendujesz?
Twtter is a day by day war
Coś rekomendujesz?
Jeszcze nie. Najpierw przeczytam i zobaczę czy mi w ogole leży.
Tak, współczesna polską.
Wczoraj była premiera nowej książki Olgi Tokarczuk ("Empuzjon"), jak również tej Mariusza Szczygła ("Fakty muszą zatańczyć").
Czy ktoś z Was planuje przeczytać którąś z nich?
A może już macie?
Wczoraj była premiera nowej książki Olgi Tokarczuk ("Empuzjon"), jak również tej Mariusza Szczygła ("Fakty muszą zatańczyć").
Do Olgi Tokarczuk póki co nie mam ochoty wracać natomiast ta nowa książka Szczygła na temat sztuki reportażu i warsztatu reportera może być ciekawa. Swego czasu, przy okazji biografii Kapuścińskiego "Kapuściński non-fiction" pióra Artura Domosławskiego przetoczyła się spora dyskusja na temat swobody żonglowania faktami a nawet kreacji faktów w książkach Kapuścinskiego, Szczygieł na pewno do tego nawiąże.
Szczygła już mam na stosie za plecami, a Tuszyńska czeka w paczkomacie aż się zbiorę i wyjdę po przesyłkę.
Tylko nie wiem, kiedy to przeczytam.
Tomik poezji Stańczakowej mam w lekturze chyba już czwarty dzień. 88 stron, czasem zadrukowanych tylko w 1/4.
Tylko nie wiem, kiedy to przeczytam.
No właśnie....mam to samo. Jestem zdruzgotana tym, że wolniej niż kiedykolwiek czytam. Życie ratują mi audiobooki.
Zwłaszcza "Spatif" może być smaczny.
To musi być zbiór anegdot i smaczków z życia artystycznych elit PRL. Inaczej będzie rozczarowanie. Chyba sobie kupię. Tę anegdotkę na pewno wszyscy znają:
Pewnego dnia, do kawiarni SPATiF-u wpadł pijany Jan Himilsbach i krzyknął na cały głos: ”Inteligencja wypierdalać!” Chwila konsternacji, goście patrzą po sobie. Na to wstał od stolika Gustaw Holoubek i powiedział: ”Nie wiem jak państwo, ale ja wypierdalam”.
Chyba sobie kupię. Tę anegdotkę na pewno wszyscy znają:
Oczywiście.:)
Jak kupisz to chętnie pożyczę.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Zbiór reportaży Mirona Białoszewskiego "Na każdym rogu ta sama truskawka" został właśnie wydany przez Dowody na Istnienie. Zawiera teksty z lat tuż po wojnie, kiedy poeta pracował jako dziennikarz. Wydawcy znaleźli ciekawy sposób na promocję tej książki: otóż Mariusz Szczygieł i Wojciech Szot ogłosili "śledztwo", którego celem ma być odnalezienie czterech osób, z którymi rozmawiał Białoszewski. Chcą poznać ich dalsze losy i pewnie coś o tym napisać.
Poszukiwane są cztery osoby ze zdjęcia. Znane są dokładne nazwiska
Ciekawa akcja i spore zainteresowanie. Tak na oko, śledztwo bardziej reklamowe niż autentyczne, bo dostępne informacje są dość konkretne. Ciekawe, ile osób sięgnie po samą książkę?
Ciekawe.
Widziałem wczoraj info o akcji, a nawet nie pomyślałem, że to może mieć cos wspólnego z reklamą wydawnictwa.
Białoszewski to raczej taki autor, że osoby świadome i zainteresowani i tak ten tom jego publicystyki kupią, a przypadkowa reszta to się nawet przy takiej akcji nie skusi. Chyba.
Białoszewski to raczej taki autor, że osoby świadome i zainteresowani i tak ten tom jego publicystyki kupią, a przypadkowa reszta to się nawet przy takiej akcji nie skusi. Chyba.
Myślę, że to właśnie próba poszerzenia kręgu potencjalnych odbiorców. Białoszewski nie-fanowi kojarzy się z "Pamiętnikiem..." i piecem podobnym do bramy triumfalnej. Ma łatkę twórcy dość trudnego i specyficznego, mało przystępnego. A tu reportaże i to takie, które najwyraźniej podobają się Szczygłowi. I dodatkowo ciekawa historia. W rezultacie po tę książkę mogą sięgnąć ci, którzy Białoszewskiego nie znają lub nie lubią jako poety, ale gotowi są dać mu szansę jako dziennikarzowi.
Na szybko będę strzelał: Edward Nikodem Czyżewski, urodzony 15 września 1902 roku w Warszawie. Rodzice Józef Stefan (ur. 1872) piaskarz, Teofila z Mięsowskich (ur. 1873).
Mieszka w roku 1930 przy Wolskiej 3087
Ślub bierze w parafii świętego Andrzeja 26 kwietnia 1930 roku z Janiną Piestrzyńską z Warszawy (Chłodna 912), ur. 1907.
Nazwisko Pitrasiewicz raczej nie występuje w rzeczywistości, szacuję, że to było Pietrasiewicz.
No i Henryka Sieradzka, jedyna jaką można znaleźć w rejestrach powojennych w Niemczech, miała już 50 lat i w 1949 roku popłynęła do Stanów. Ciekawe czy mogła wrócić do Polski w 1946 a później jednak wyrwać się na emigrację przez obóz w Niemczech.
Twtter is a day by day war