Przygody dobrego wojaka Szwejka mam dwa razy odsłuchane (czytał - świetnie! - Zbigniew Zamachowski), ale dla mnie to jednak nie to samo, co gdybym przeczytał sam. Więc nie zaznaczyłem.
Czerwone i czarne - prawdopodobnie ("Pustelnię parmeńską" czytałem na 100% zaraz po obejrzeniu serialu czy nawet w trakcie) ale nie jestem pewien (może tylko którąś ekranizację widziałem), więc nie odhaczam.
Agatha Christie - autobiografie, wszystkie kryminały i chyba większość opowiadań. Tylko romansów pisanych pod pseudonimem nie ruszałem.
Ja ze szkolnych lektur prawdopodobnie nie sięgnęłabym po Marka Hłasko (jak zachwyca, jak nie zachwyca), "Nieznośną lekkość bytu" (razem z "Lolitą") ani "Zbrodnię i karę" - miałam ze trzy różne podejścia do Dostojewskiego ogólnie i nic mi się bardzo nie spodobało, podobnie z Mannem.
Whartona czytałam na fali jego popularności, ale żadna jego książka mnie nie powaliła. Sięgałam po kolejną myśląc "ok, ta już musi być wspaniała" - i nic, nada, null. Najbardziej lubiłam "Franky'ego Furbo". Za to po tym doświadczeniu nie złapałam się już na żadną "modę" - Hellera, Murakamiego, Wiśniewskiego czy Bondę.
"Anny Kareniny" nie dokończyłam, co jest dość dziwne, zważywszy, że przeczytałam "Wojnę i pokój" czy "Cichy Don".
Dwie pozycje - "Szwejk..." i "Paragraf 22" - to przypadek szczególny. Wzięłam się za nie po obejrzeniu ekranizacji i się rozczarowałam. Nie to, że filmy były lepsze (trudno mi oceniać, ale wątpię), po prostu nastawiłam się na coś innego. Jako że filmów prawie nie pamiętam od lat obiecuję sobie wrócić do tematu. Może nawet kiedyś mi się uda.
Ja jestem miło zaskoczona popularnością "Króla szczurów". Bardzo tę książkę lubię, tymczasem w "moim" pokoleniu nie miałam nikogo, kto by ją czytał, dlatego nawet nie zgłaszałam jej do ankiety.
I tyle osób przebrnęło przez "Przeminęło z wiatrem" 😆 .
Przygody dobrego wojaka Szwejka mam dwa razy odsłuchane (czytał - świetnie! - Zbigniew Zamachowski), ale dla mnie to jednak nie to samo, co gdybym przeczytał sam. Więc nie zaznaczyłem.
Eee tam. Odsłuchane = przeczytane. Przecież to tylko różnica techniczna. Często wersja audio jest tak wspaniała, że nie ma sensu samodzielnie czytać książki. Tak jest np. z "Trylogią husycką". Odkąd poznałem to słuchowisko, wiem, że sam więcej tej powieści nie przeczytam.
Ja ze szkolnych lektur prawdopodobnie nie sięgnęłabym po Marka Hłasko (jak zachwyca, jak nie zachwyca), "Nieznośną lekkość bytu" (razem z "Lolitą") ani "Zbrodnię i karę"
Żadnego w wymienionych autorów nie przerabiałem w szkole. Po wszystkie (oprócz Nabokova, którego nie czytałem) sięgnąłem z własnego wyboru. Kundera na prawdę był/jest lekturą? A Hłasko w moich czasach była ultra mega kultowy (przynajmniej w moim środowisku).
OK, to idę głosować:)
Już się dziwiłam, odkrywszy, że trafiłam na jakiś dziwny etap programowy jeśli chodzi o lektury. Co gorsza, do tej dyskusji byłam przekonana, że więcej osób to objęło. Kunderę i Nabokova miałam już na studiach, razem z takimi cudami jak "Auto da Fe", "Dziennik złodzieja" czy "Doktor Faustus".
Nie zaznaczyłem 13 pozycji z listy.
Czego nie czytałem i dlaczego?
Nie czytałem Coelho i Whartona. Sięgnąłem po ich książki kiedy była wielka moda na tych autorów, ale tak mi się to nie podobało, że nie zmogłem. Nie przyszłoby mi do głowy żeby sięgnąć po "Dekameron", "Wichrowe wzgórza", "Przeminęło z wiatrem", Jane Austin czy "Znachora". "Imię róży" znam tylko z ekranizacji i zupełnie ten klimat mi nie odpowiadał. "Annę Kareninę" czytałem tylko w skróconej wersji anglojęzycznej więc też nie zaznaczyłem. "Kubuś fatalista" chyba był szkolną lekturę ale jakoś udało mi się nie przeczytać. "Czerwone i czarne" Stendhala, "Nędzników" Hugo i "Świat według Garpa" Irvinga pewnie powinienem znać, ale nie znam. Cóż, nikt nie jest doskonały:)
Komentarz do przeczytanych
Klimat retro kryminałów Agathy Chrisie i Artura Conan Doyle'a bardzo kiedyś lubiłem, ale mi przeszło. Trudno mi teraz wymieniać, które ich książki przeczytałem bo było ich sporo. Znam w każdym razie wszystkie flagowe tytuły typu: "Studium w szkarłacie", "Pies Baskerville"ów", "Dziesięciu murzynków" czy "Morderstwo w Orient Expressie".
"Trylogię husycką" Sapkowskiego uwielbiam, zwłaszcza w wersji audio, "Wiedźmina" znacznie mniej i znam go wyłącznie ze słuchania. Tolkiena nigdy nie lubiłem, film "Władca pierścieni" to wspaniałe widowisko ale fabularnie straszny gniot, a przeczytałem tylko "Hobbita" w moich czasach szkolnych, kiedy wszyscy się Tolkienem zachwycali. Ja się nie zachwyciłem.
Remarque'a kiedyś uwielbiałem i przeczytałem wszystko lub prawie wszystko. "Na zachodzie bez zmian" czy "Łuk triumfalny" to dla mniej kanon kanonów, tak samo jak Kundera. "Nieznośna lekkość bytu" to jedna z najważniejszych książek jakie przeczytałem. Podobnie Hłasko. W moich czasach szkolnych, jak ktoś nie znał Hłaski, nie było w ogóle sensu z nim gadać. "Ósmy dzień tygodnia" kochałem. Lubiłem też film z Cybulskim i Sonją Ziemann (Sonje Ziemann kochałem platonicznie), zrealizowany na podstawie tej książki, chociaż sam Hłasko go nie znosił. Mówił, że on napisał opowiadanie o miłości a Ford zrobił film o tym, że nie ma się gdzie pierdolić. I wycofał swoje nazwisko z czołówki. Do tych bardzo ważnych książek zaliczyć muszę jeszcze "1984" i "Folwark zwierzęcy" Orwella. Ale dzisiaj nie miałbym chyba ochoty ich czytać. Vonnegutem zaraziłem się od Grzegorza Ciechowskiego i bardzo go polubiłem, ale dzisiaj to już nie mój klimat.
Joe Alex, MacLean - czytałem wieki temu, dzisiaj nie lubię już takiej literatury. "Cienka czerwona linia" żadnego wrażenia na mnie nie zrobiła, a szeroko reklamowany "Lesio" rozczarował totalnie (doczytałem siłą woli). Nigdy nie rozumiałem też fenomenu "Paragrafu 22". Nie po drodze było mi też z "Mistrzem i Małgorzatą" Bułhakowa.
Co jeszcze? "Królów przeklętych" czytałem ze trzy razy, pierwszy raz w podstawówce. Uwielbiałem też wtedy Dumasa, nie tylko "Hrabiego Montechristo". Przeczytałem wszystko co było w bibliotece. Lepiej wtedy znałem historię Francji począwszy od Karolingów przez Kapetyngów, Walezjuszy do Bourbonów niż historię Piastów i Jagiellonów. "Zbrodnia i kara" też zrobiła na mnie wrażenie swego czasu, "Ojca chrzestnego" uwielbiam w każdej postaci (książkowej, filmowej, czytanej, słuchowiskowej), ogromny sentyment mam do "Ja Klaudiusz", którego najpierw poznałem w wersji serialowej z Derkiem Jacobi w roli Klaudiusza.
Zagłosowałam.
Z książek, których nie zaznaczyłam, dwie czytałam: "Czerwone i czarne" oraz "Kubusia Fatalistę".
Czytałam je jako lektury na studiach i nie wiem, czy sięgnęłabym po nie, gdyby lekturami nie były. Zatem nie zaznaczyłam.
Z tych, których nie czytałam co najmniej kilka mam od lat na liście: "Do przeczytania", jak choćby "Przygody dobrego wojaka Szwejka". Nawet sobie kupiłam rok temu chyba takie fajne wydanie z wesołymi ilustracjami, ale jeszcze nie zaczęłam czytać.
Po niektóre, odwrotnie, nie mam i nigdy nie miałam ochoty sięgać, jak na przykład: "Dziennik Bridget Jones". Szczerze mówiąc dziwię się, że ta książka jest w ogóle na liście.
Nie przyszłoby mi do głowy żeby sięgnąć po "Dekameron"
Poważnie?
Ale tak nigdy nigdy? Nawet po fragmenty?
Dla mnie swego czasu była to uczta 🙂
"Czerwone i czarne" Stendhala, "Nędzników" Hugo i "Świat według Garpa" Irvinga pewnie powinienem znać, ale nie znam.
"Nędznicy" to wspaniała powieść.
Jeśli naprawdę nie czytałeś, to polecam gorąco.
"Nędznicy" to wspaniała powieść.
Popieram! Żadna ekranizacja nie zbliżyła się nawet do poziomu książki, bo tu byłby potrzebny długi, rozbudowany serial. Tylko finał był tragiczny i sprawił, że straciłam całą sympatię do dwójki bohaterów.
A ogólnie - wyniki robią się ciekawe 😉 . W czołówce same "zbiorówki" i jeden samotny "Lesio"...
"Dziennik Bridget Jones". Szczerze mówiąc dziwię się, że ta książka jest w ogóle na liście.
Jest słusznie, skoro wszyscy dotychczas głosujący, oprócz Ciebie, czytali tę książkę.
Poważnie?
Poważnie.
"Nędznicy" to wspaniała powieść.
Prawdopodobnie tak. Kiedyś pewnie przeczytam, ale to znowu nie są okolice literackie, do których mnie ciągnie. Generalnie, w ogóle mało mnie ciągnie do literatury wcześniejszej niż XX wieczna.
"Dziennik Bridget Jones". Szczerze mówiąc dziwię się, że ta książka jest w ogóle na liście.
Jest słusznie, skoro wszyscy dotychczas głosujący, oprócz Ciebie, czytali tę książkę.
To mnie teraz zaskoczyłeś ... 😯
– Matylda…de La Mole…
– Skąd – spojrzała ona ze zdziwieniem. – Stągiewka.
– Proszę? (…) Nie, nie… ja… Stendhal…
– Stągiewka – powtórzyła Matylda z naciskiem.
Zawsze mnie to bardzo bawiło 😀
Czyli ktoś, oprócz mnie (jak na razie), też to lubił 😉
– Matylda…de La Mole…
– Skąd – spojrzała ona ze zdziwieniem. – Stągiewka.
– Proszę? (…) Nie, nie… ja… Stendhal…
– Stągiewka – powtórzyła Matylda z naciskiem.
Zawsze mnie to bardzo bawiło 😀
Czyli ktoś, oprócz mnie (jak na razie), też to lubił 😉
Ale masz na myśli Stendhala czy "Opium w rosole"? 🙂
Bawił mnie ten fragment Opium w rosole 🙂 a w lubieniu chodzi o Stendhala i Maćka ;-), bo na razie to najmniej popularna książka w zestawieniu 😉
Scena bawiła, ale myślę, że jej humor nie jest zależny od przeczytania Stendhala. W końcu Musierowicz powinny czytać młodsze nastolatki, więc autorka raczej nie zakładała, że wszystkie znają "Czerwone i czarne". To raczej miała być taka zachęta, by sięgać po ambitne lektury.
Zresztą w samej scenie humor wypływa raczej z nieogarnięcia Matyldy, bo nawet nie znając powieści powinna załapać, że Maciek przywołuje postać fikcyjną, no i na 100% powinna znać nazwisko Stendhal. Ona natomiast po prostu nie łapie, o co chodzi.
– Matylda…de La Mole…
– Skąd – spojrzała ona ze zdziwieniem. – Stągiewka.
– Proszę? (…) Nie, nie… ja… Stendhal…
– Stągiewka – powtórzyła Matylda z naciskiem.
– Teresa…van Hagen…
– Skąd – spojrzała ona ze zdziwieniem. – Niemczyk.
– Proszę? (…) Nie, nie… ja… Nienacki…
– Niemczyk – powtórzyła Teresa z naciskiem.