Chciałabym podzielić się z Wami czytelniczym podsumowaniem bieżącego roku.
Może ktoś dołączy do wątku i też napisze, co go urzekło lub rozczarowało?
Co prawda, mamy jeszcze trochę grudnia przed sobą, ale wstępne podsumowanie można już zrobić, a potem ewentualnie uzupełnić.
Moje wnioski na razie mam w głowie.
Jak Ela zaśnie, napiszę.
Zacznę od tego, że w bieżącym roku przeczytałam mniej książek, niż w latach ubiegłych.
Powód oczywisty 😊
Ale mimo tego nie mogę uznać go za nieudany.
Rozpoczęłam przygodę z kilkoma seriami wydawniczymi, spróbowałam, jak smakuje mi literatura krajów, które dotychczas były mi literacko obce, zapoznałam się z kilkoma klasykami, których wcześniej omijałam.
Przeczytane książki oceniam skalą szkolną, od 1 do 6.
Zacznę od objawień i zachwytów, czyli od książek, które w roku 2021 oceniłam najwyżej.
Jakie książki otrzymały w tym roku ode mnie szóstkę?
Zacznę od dwóch pozycji, które jednakowo mnie zachwyciły, odebrały dech i sprawiły, że jeszcze długo po przeczytaniu nie mogłam się od nich uwolnić. Tak się ciekawie składa, że obie, mimo faktu, że napisanie ich dzieli kawał czasu, dotyczą tego samego tematu. Mianowicie relacji chłopca / mężczyzny z matką.
Te książki to: “Obietnica poranka” Romain Gary (napisana w roku 1960) oraz “Lato, gdy mama miała zielone oczy” Tatiany Tibuleac (nowość tegoroczna).
Obie są niezwykłymi opowieściami o miłości (ale też, co ciekawe, nienawiści, a przynajmniej pewnej jej namiastce) i czułości, o trudnej relacji, o przywiązaniu, chcianym bądź nie, o zgrzytach, szorstkości i tych niezwykłych więziach, które czasem uwierają, ale są nie do zniszczenia. I o wspomnieniach.
Szóstkę otrzymały również powieści Remarque’a “Łuk triumfalny” oraz Steinbecka “Na wschód od Edenu”. Obie zachęciły mnie do sięgnięcia po inne powieści tych autorów i już się cieszę na przyszłoroczną ucztę czytelniczą.
W tym roku zaczęłam zapoznawać się z literaturą japońską oraz czeską i te książki też otrzymują u mnie wysokie noty (od 4 z plusem do 6).
Pierwsze to niewielkie objętościowo, ale jakże bogate w treść wywołującą u mnie duże emocje, opowieści wydawnictwa Tajfuny. Na razie przeczytałam “Ukochane równanie profesora” (literacka perełka) oraz “Grobowa cisza, żałobny zgiełk”. Przede mną jeszcze wiele innych, które mam w planach na nowy rok.
Drugie to przede wszystkim polecane przez Mariusza Szczygła pozycje z serii Stehlik, wydawane przez Dowody na istnienie. Najlepsze do tej pory to wspaniała “Śmierć pięknych saren” oraz “Bajka o Rasce i inne reportaże sportowe” Obie napisał Ota Pavel. Świetna była też książka Bohumila Hrabala „Obsługiwałem angielskiego króla”. Przeczytałam jeszcze kilka innych, ale one dostały czwórki lub czwórki z minusem.
Co jeszcze?
Po raz drugi, po kilku latach, przeczytałam olandzki kwartet kryminalny Johana Theorina i utwierdziłam się w przekonaniu, że obok Jo Nesbo to najlepszy skandynawski autor kryminałów.
Na Waszą uwagę zasługuje na pewno najnowsza książka Macieja Siembiedy “Kukły”, której fabuła zaprowadza czytelnika między innymi do kamiennego kręgu w Węsiorach. Poza tym, jak zawsze u Siembiedy, ciekawa zagadka historyczna i ładna polszczyzna. To autor dbający o szczegóły i o czytelnika. Bardzo cenię jego historyczno-przygodowe powieści, które są najlepszymi książkami tego gatunku na polskim rynku.
Ten rok to też kontynuacja spotkania z prozą Majgull Axelsson (którą poznałam chwilę wcześniej, bo w grudniu 2020), autorką powieści gęstych od klimatu. Jej książki pochłonęły mnie w wyjątkowy sposób. Axelsson świetnie kreuje bohaterów i jeszcze lepiej opisuje relacje między nimi. Na razie przeczytałam “Lód i woda, woda i lód” oraz “Pępowinę”. Reszta przede mną.
Po raz pierwszy przeczytałam książkę Murakamiego. Wybór padł na “Śmierć komandora 1. Pojawia się idea”. Dałam jej mocną czwórkę, ale zachwytu nie było.
O świetnych „Polkach na Montparnassie” Sylwii Zientek już pisałam.
Co jeszcze?
Nie mogę nie wspomnieć o najnowszej książce tak lubianego przeze mnie Jakuba Małeckiego, czyli o „Święcie ognia”. To delikatna, czuła opowieść, kóra wskoczyła na podium ulubionych książek tego autora.
We wrześniu miałam przyjemność być na spotkaniu z Jakubem Małeckim, który okazał się ciekawym facetem z dużym poczuciem humoru.
To tyle o zachwytach.
W następnym poście wspomnę o rozczarowaniach.
Na szczęście było ich dużo mniej.
Słaby czytelniczko był ten rok dla mnie. Dawno już nie było mi tak nie po drodze z czytaniem. Muszę się zastanowić, które lektury warto odnotować.
Z Twojej listy znam oczywiście dzieła klasyczne czyli Stainbecka ale „Na wschód od Edenu” czytałem lata temu i Remarque’a. Próbowałem też literatury czeskiej ale specyficzny humor Hrabala czy Ota Pavla do mnie nie trafia. „Śmierć pięknych saren” nie raz polecano mi jako wspaniałą powieść a ja nie byłem w stanie doczytać jej do końca. Niewiele lepiej było z „Obsługiwałem angielskiego króla”, ale to przynajmniej przeczytałem w całości.
Plany czytelnicze miałem ambitne, niestety zostałem uszczęśliwiony na siłę darmowym Netflixem i na planach się tylko skończyło. A jeszcze się porwałem z październikiem na "Historię sekretną/Dagome iudex" (lepiej by już było sięgnąć po "Starą baśń' Kraszewskiego!), co mnie całkiem z drugim tomem przyblokowało czytelniczo.
Patrzę po lekturach tego roku, czym mógłbym się pochwalić:
1. Dobrze było sobie powtórzyć całość przygód Ani (tej od Ewy i Marian i Rusak i innych) autorstwa Miry Michałowskiej - nadal mnie bawi humor autorki.
Z nowej literatury dla najmłodszych Urlich Hub "O ósmej na arce" (ilustracje Jorg Muhle) może przyniósł mniej, niż oczekiwałem, ale na "Ostatnią owcę" chyba mimo wszystko się skuszę.
2. Z nowej literatury dla nastolatków Marcin Szczygielski nie zawiódł mnie powieścią "Weronika i zombie" (mam to nawet z autografem, ale kupione z podpisem, więc nie ma się czym chwalić).
3. Z kryminałów satysfakcjonująca był Maryli Szymiczkowej "Złoty róg" (profesorowej Szczupaczyńskaiej przygód tom czwarty)
I nowa na polskim rynku Magdalen Nabb z klasyczną "Śmiercią Anglika" (przekład Dorota Kozińska)
4. Współczesna literatura polska z wyższej półki - Filip Zawada i świetne "Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek" (niestety jego następną powieść zarzuciłem w trakcie lektury i nawet nie wiem, gdzie mam teraz zapchany egzemplarz).
5. A na koniec największe kuriozum, absolutny wykwit grafomanii, wybitny dowód na to, że pisarzem może teraz zostać każdy i przy każdym produkcie książkopodobnym znajdą się osoby publiczne, które zechcą - chyba autentycznie zachwycone - produkt ten pochwalić - "Most Ikara" Pawła Nowaka.
Zapomniałam wspomnieć o ostatniej książce, świetnej jak wszystko, co napisał, czyli o opowiadaniach Carlosa Ruiza Zafona "Miasto z mgły".
Mocna szóstka w moim rankingu.
Ja nie będę oceniać, tylko się podsumuję 🙂
W tym roku zaczytywałam się w biografiach Osieckiej (polecam "Koleżanka"- najlepsza), Hłaski (Proletariacki książę, niezłe) i Tyrmanda. Czytałam dzienniki Osieckiej (nie skończyłam, dopiero dotarłam do studiów- ciekawa lektura, widać nawet z tych dziecięcych zapisków, że banalna nie była) i kilka jej publikach. Przeczytałam również 2 powieści jej największej miłości i jedną ojca jej córki 🙂 Ku mojemu zaskoczeniu bardzo dobrze się to czytało.
Wypożyczyłam dziecku, żeby się w studia wczuwało- Co mówią zwłoki i Co mówią kości Sue Black. Dziecko nie skorzystało, ja tak; książki niezłe- mnie bardziej do gustu przypadła ta druga (choć nie jest to Bones), ale obie dają pewne pojęcie, co już wiadomo o ludzkim ciele. Sue Black to światowej sławy antropolog, a do tego świetna gawędziarka. Pracowała przy wielu katastrofach i ma zdecydowanie nietypowy stosunek do śmierci.
Poczytałam sobie Malwinę Ferenz- bardzo pogodna autorka, zdecydowanie odprężająca lektura, bez żadnych większych ambicji; podobnie książki pani Iwony Banach.
Przeczytałam Tatuażystę z Auschwitz Heater Morris- nie bardzo przypadło mi to do gustu, wg mnie za bardzo banalizowało obóz. Ale i tak przeczytam jej spin off 😉
Wróciłam też do książek górskich np. Czapkins- książka, która mogłaby być scenariusze serialu, niesamowite życie dziwnego człowieka. Warto przeczytać nawet jeżeli ktoś ma zdobywanie gór w głębokim poważaniu. Nowością na rynku była "składanka" o historii zdobywania 8 tysiączników w zimie "8000 zimą : walka o najwyższe szczyty świata w najokrutniejszej porze roku" Bernadette McDonald- świetnie zrobione zestawienie!
4. Współczesna literatura polska z wyższej półki - Filip Zawada i świetne "Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek" (niestety jego następną powieść zarzuciłem w trakcie lektury i nawet nie wiem, gdzie mam teraz zapchany egzemplarz).
To ciekawe, bo akurat w tym roku przeczytałam również po raz pierwszy książkę Zawady właśnie.
Ale nie tę o kocie, tylko "Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna".
Bez zachwytu jednak.
Dużo dobrego się o niej nasłuchałam i naczytałam, ale we mnie nie wzbudziła jakichś szczególnych emocji.
Już jej nawet nie pamiętam.
Jeszcze jako ciekawostkę chciałam zgłosić moją nominację do najgłupszej recenzji, której tekst znalazł się na okładce książki.
Co ciekawe, to recenzja Joanny Bator, którą cenię.
Ale nie wybaczę jej oraz wydawcy tego, że na pięknej i klimatycznej okładce debiutu Pawła Radziszewskiego "Pomiędzy" widnieje opinia : "Świeże literackie mięcho".
I nie. Nie jest to krwisty kryminał.
To nastrojowa opowieść o pewnym cygańskim taborze, jego członkach oraz ludziach, na których ich przyjazd miał duży wpływ.
Bardzo dobrze się to czyta. Jeden z lepszych debiutów tego roku. Na pewno przeczytam kolejne książki Radziszewskiego.
Natomiast słowa Bator ... Okropne. Psują mi całą okładkę. Na dodatek są z przodu okładki, a nie z tyłu.
To ciekawe, bo akurat w tym roku przeczytałam również po raz pierwszy książkę Zawady właśnie.
Ale nie tę o kocie, tylko "Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna".
Tego właśnie nie doczytałem. Ale "Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek" polecam, rzecz zabawna i pełna trafnych obserwacji.
A ja muszę się chwilę zastanowić co w tym roku ciekawego przeczytałam. Spróbuję zrobić jakąś listę.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
A jeszcze się porwałem z październikiem na "Historię sekretną/Dagome iudex" (lepiej by już było sięgnąć po "Starą baśń' Kraszewskiego!), co mnie całkiem z drugim tomem przyblokowało czytelniczo.
Hmm... Drugi tom Cię przyblokował? IMO jest najlepszy. Blokady mógłbym spodziewać się przy trzecim.
W tym roku zaczytywałam się w biografiach Osieckiej (polecam "Koleżanka"- najlepsza), Hłaski (Proletariacki książę, niezłe) i Tyrmanda. Czytałam dzienniki Osieckiej (nie skończyłam, dopiero dotarłam do studiów- ciekawa lektura, widać nawet z tych dziecięcych zapisków, że banalna nie była) i kilka jej publikach.
O widzisz, te polecania mi się przydadzą. Ja porzuciłem w tym roku "Pejzaże z Agnieszką Osiecką" Zofii Turowskiej i "Listy na wyczerpanym papierze", a także "Złego Tyrmanda" Mariusza Urbanka (choć już wcześniej tę książkę czytałem). Jakoś szybko siadł mi klimat po serialu o Osieckiej:)
i jedną ojca jej córki Ku mojemu zaskoczeniu bardzo dobrze się to czytało.
"Ojca jej córki" czyli Daniela Passenta jak mniema?:) A co czytałaś Passenta? IMO "Choroba dyplomatyczna" czyli jego wspomnienia z czasów kiedy był ambasadorem w Chile są świetne.
Zrobiłem sobie wreszcie książkowy rachunek sumienia i w bieżącym roku wygląda on marnie. Zbyt mało przeczytałem (dawno nie miałem tak długiej fazy nieczytania jak ostatnio), a to co przeczytałem to nie jest w większości zbyt wartościowa literatura, pozostawiająca ślady na dłużej. Nie było łatwo w ogóle sobie przypomnieć niektóre tytuły.
Zaczynając więc od tych ambitniejszych pozycji. Nie rozczarował mnie Szczepan Twardoch i jego „Pokora”, to świetna książka (100% Twardocha w Twardochu), ale też niczym nowym nie zaskoczył. A ponieważ obejrzałem serial na podstawie „Króla” przypomniałem sobie tę powieść w wersji audio w bardzo dobrej interpretacji Maćka Stuhra. Tym razem podobała mi się nawet bardziej niż przy pierwszym czytaniu. Sztukę też wcześniej widziałem, więc „Króla” znam już we wszystkich możliwych wcieleniach:)
Przeczytałem też świetnie oceniane „Nagie dusze” Konrada Piwowarskiego, o Stanisławie Przybyszewskim, z punktu widzenia niemieckiego krawca. Miałem spore oczekiwania i jak to zwykle w takich razach bywa, trochę się zawiodłem.
Z poza beletrystyki, nie mogłem oczywiście ominąć najnowszego Zychowicza, więc przeczytałem „Aliantów” i po raz chyba trzeci przypomniałem sobie „Obłęd 44”. Równie dobry jak za pierwszym razem. Przeczytałem książkę Piesiewicza i Jazdona „Kieślowski od Bez końca do końca” i kompletnie nic już nie pamiętam, autobiografię Muńka Staszczyka „King” napisaną z Rafałem Księżykiem, a ostatnio ”Wybór”, rozmowy Tuska i Applebaum. Nawet ciekawe, ale wolałbym żeby zamiast Anne Applebaum rozmówcą był ktoś z drugiej strony sceny politycznej, wtedy nie byłaby to gra do jednej bramki.
Prezent od Aldony czyli „Skiroławki. O powieści erotycznej Zbigniewa Nienackiego” Ewy Bartos to oczywiście również nie beletrystyka. Nastawiony byłem sceptycznie, okazuje się niesłusznie, choć mam trochę krytycznych uwag. Przeczytałem też „PRL w stylu POP” Piotr Łopuszańskiego, który Paweł opisywał na portalu i w zasadzie zgadzam się z jego oceną, a także pozostając w kręgu PRL-owskich wspominek „Historię bez cenzury” (część o PRL) Wojciecha Drewniaka.
Co jeszcze? Powtórzyłem sobie „Salam” Piotra Kalwasa, rzecz, w której wspomnienia z dzieciństwa i młodości w wczasach Gomułki, Gierka i Jaruzela (sporo punkowych i undergroundowych klimatów) przeplatają się z impresjami z muzułmańskiej Afryki, przepojonymi fascynacją muzułmanina neofity; a na głos przeczytałem Milady „Gambit królowej” Waltera Tevisa (serial Netflixa nakręcono wiernie w stosunku do książki) i po raz któryś z kolei „Znaczy Kapitana” Karola Olgierda Brorgcharda (uwielbiam) „Zapiski oficera Armii Czerwonej” Sergiusza Piaseckiego, „Hrabiego Monte Christo” Aleksandra Dumasa i „Ojca chrzestnego” Mario Puzo (w toku, ale do końca roku skończymy). A w samochodzie słuchamy sobie „Narrenturm” Andrzeja Sapkowskiego, czyli pierwszej części Trylogii Husyckiej, którą zresztą znam doskonale.
Poza tym czysta, lepsza lub grosza rozrywka bez większych ambicji, czyli wojenna seria Marcina Ciszewskiego (drugi raz): 1939.com.pl, „Major”, „1944.waw.pl”, „ru212.pl”i „Kapitan Jamróz” i seria dla dzieciaków Artura Pacuły: „Gdzie jest korona cara?”, „Gdzie jest dukat króla Zygmunta?” i „Gdzie jest dziewczyna z nutami?” No i dziełko naszego kolegi Robinoux, "Ostatnia przygoda Pana Samochodzika", które bardzo nie trafiło w mój gust.
Było też kilka książek porzuconych w czytaniu, do których może wrócę a może nie. Coś mi tam jeszcze pewnie umknęło, ale nie były to zapewne dzieła warte zapamiętania:)
EDIT
Milady przypomniała mi, że przeczytaliśmy wspólnie "Wyspę złoczyńców", czyli nie jest tak, że na cały rok wziąłem rozbrat z Nienackim. Ja natomiast zapomniałem o całkiem fajnej i ładnie wydajnej książce Mateusza Szlachtycza pt. "Kapitan Żbik, portret pamięciowy" o komiksach ze Żbikiem na szerszym popkulturowym tle PRL-u lat 60 i 70.
„Zapiski oficera Armii Czerwonej” Sergiusza Piaseckiego
Warto? Pewnie głupie pytanie, bo świat opisywany przez Piaseckiego jest warty poznania, ale jakąś chwilę już czeka na przeczytanie.
Twtter is a day by day war
Kustoszu, a nie chciałbyś tego podsumowania dorzucić do wątku założonego przeze mnie?
Bo tutaj chyba średnio pasuje 🙂
Kustoszu, a nie chciałbyś tego podsumowania dorzucić do wątku założonego przeze mnie?
Bo tutaj chyba średnio pasuje
Sorry, wrzuciło mi się nie tam gdzie trzeba:)
„Zapiski oficera Armii Czerwonej” Sergiusza Piaseckiego
Warto? Pewnie głupie pytanie, bo świat opisywany przez Piaseckiego jest warty poznania, ale jakąś chwilę już czeka na przeczytanie.
To jest zabawny pastisz, mimo że śmieszno i straszno. Ale ten pastisz nie taki znów daleki od realiów, o czym przekonałem się czytając wspomnienia Karoliny Lanckorońskiej. Czytałem trzy razy te przygody Miszki Zubowa więc chyba warto:)
"Ojca jej córki" czyli Daniela Passenta jak mniema?:) A co czytałaś Passenta? IMO "Choroba dyplomatyczna" czyli jego wspomnienia z czasów kiedy był ambasadorem w Chile są świetne.
Ja akurat złapałam "Codziennik" czyli na gorąco prowadzone zapiski na tematy wszelakie 🙂 Nie jest to dzieło wybitne, ale fajnie przypominało się nie tak odlegle czasy- codziennik dotyczył roku 2005. Oczywiście pojawiały się również wspomnienia dotyczące Osieckiej.
Naprawdę dobrze mi się czytało Mentzla- przeczytałam to tropiąc ślady Osieckiej. Obie książki (Spadający nóż, Wszystkie języki świata) są oparte na biograficznych wątkach, ale sama poetka została z historii jego życia idealnie wymazana... a w jej prozie ten pan jednak mocno się przebija...
Dopisuję- przeczytałam jeszcze biografię Tonego Halika. Książka ma konstrukcję o zaskakującej chronologii, co utrudnia czytanie, ale można ją zrozumieć. Autor chyba najpierw skupił się na tym co w Haliku najlepsze, a potem dopiero przeszedł do pewnych kontrowersji oraz czasów słabiej udokumentowanych.
W ramach rozrywki przeczytałam dwie książki p. Kisiel a teraz czytam Rogozińskiego, który zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu 🙂
Zrobiłem sobie wreszcie książkowy rachunek sumienia i w bieżącym roku wygląda on marnie. Zbyt mało przeczytałem (dawno nie miałem tak długiej fazy nieczytania jak ostatnio), a to co przeczytałem to nie jest w większości zbyt wartościowa literatura, pozostawiająca ślady na dłużej. Nie było łatwo w ogóle sobie przypomnieć niektóre tytuły.
To wolę nawet nie wiedzieć, jak wyglądał twój dobry rok czytelniczy, bo z kompleksów nie wyjdę 😀
Naprawdę dobrze mi się czytało Mentzla- przeczytałam to tropiąc ślady Osieckiej. Obie książki (Spadający nóż, Wszystkie języki świata) są oparte na biograficznych wątkach, ale sama poetka została z historii jego życia idealnie wymazana... a w jej prozie ten pan jednak mocno się przebija...
Ten Mentzel to dla mnie enigma więc może bym spróbował coś kiedyś uszczknąć.
To wolę nawet nie wiedzieć, jak wyglądał twój dobry rok czytelniczy, bo z kompleksów nie wyjdę
Daj spokój Hebius. Na liście do przeczytania mam od lat "Czarodziejską górę" Thomasa Manna, "Na południe od Brazzos" McMurtry'ego, "Dzienniki polityczne" Rakowskiego czy "Dzienniki" Sandora Marai a czytam jakieś bzdurki Ciszewskiego, skąd inąd sympatyczne, albo książki dla dzieci.
Daj spokój Hebius. Na liście do przeczytania mam od lat "Czarodziejską górę" Thomasa Manna, "Na południe od Brazzos" McMurtry'ego, "Dzienniki polityczne" Rakowskiego czy "Dzienniki" Sandora Marai a czytam jakieś bzdurki Ciszewskiego, skąd inąd sympatyczne, albo książki dla dzieci.
Sandora Marai też mam na liście 🙂
Ale ale ...
To dobry punkt wyjścia do nowego wątku: "Nasze plany czytelnicze" 🙂