Pewnie obiło Wam się o uszy, że ogłoszono nominacje do tegorocznych Oscarów. Dość cicho, bo i same nagrody mają problemy, i pandemia wpłynęła zarówno na filmy, jak i na całą galową otoczkę. Ale przy okazji znowu wróciło do mnie przekonanie, które towarzyszy mi od dłuższego czasu, a które w pełni się skrystalizowało po "Bohemian Rhapsody". Otóż uważam, że kategorie aktorskie należy podzielić jak scenariusz, gdzie nagrody oddzielnie dostają teksty oryginalne, a oddzielnie adaptowane. Jak to się ma do aktorów? Otóż od dłuższego czasu fory mają odtwórcy ról postaci autentycznych. W tym roku wygląda to tak:
AKTORKA
- Jessica Chastain – The Eyes of Tammy Faye
- Olivia Colman - The Lost Daughter
- Penélope Cruz – Madres paralelas
- Nicole Kidman – Being The Ricardos
- Kristen Stewart - Spencer
AKTOR
- Javier Bardem – Being The Ricardos
- Benedict Cumberbatch – The Power of the Dog
- Will Smith – King Richard
- Andrew Garfield – tick, tick... Boom!
- Denzel Washington – The Tragedy of Macbeth
Pogrubione nazwiska to właśnie postacie "na faktach". I co roku pojawiają się zachwyty, że ktoś tak cudownie wcielił się w (wstaw nazwisko), no po prostu (wstaw nazwisko) jak żywy, wygląd, ruchy, mimika... Podejrzewam, że dużą rolę w takim podejściu odgrywa dostępność treści w sieci, dzięki czemu każdy może sobie sprawdzić, czy Stewart chodzi podobnie jak Spencer. Tylko że odtworzenie zachowania i wyglądu jakiejś osoby trudno porównywać z tworzeniem postaci od zera. I nie próbuję tu stawiać czegoś niżej, po prostu uważam, że to coś nieporównowalnego. Zwłaszcza jeśli w recenzjach ról "na faktach" krytycy skupiają się głównie (jeśli nie wyłącznie) na tym, jak aktor upodobnił się do pierwowzoru. Dla mnie takim koronnym przykładem jest wspomniana już BR i Rami Malek jako Freddie Mercury. Są w tym filmie fragmenty, gdzie Malek dosłownie kopiuje ruchy Mercury'ego, jak koncert Live Aid. A mimo to dla mnie wychodzi raczej "Twoja twarz brzmi znajomo" niż coś wielkiego. Dlatego uważam, że powinny być dwie kategorie aktorskie. A jak Wy do tego podchodzicie?
P.S. Akurat w temacie - obecnie Lily James zbiera pochwały za rolę Pameli Anderson. A tu opisuje, jak wyglądało upodobnienie się do postaci: https://www.serialowa.pl/318037/pam-tommy-lily-james-charakteryzacja/
Co roku jest tak dużo filmów biograficznych, które mogą predysponować do Oscara? Przy małej ilości takich filmów, Oscar prawie murowany dla np dla „Zenka” w nowej kategorii aktorskiej. Dla mnie nawet rozdawanie dwóch nagród za scenariusz jest absurdem. Scenariusz to scenariusz, co za różnica czy adaptowany czy nie.
Generalnie jednak Oscary w ogóle mnie nie emocjonują jeśli wśród nominowanych nie ma polskiego filmu, więc niech sobie robią jak chcą.
Co roku jest tak dużo filmów biograficznych, które mogą predysponować do Oscara? Przy małej ilości takich filmów, Oscar prawie murowany dla np dla „Zenka” w nowej kategorii aktorskiej.
Czy co roku byłoby pięć? Niekoniecznie, choć pewnie często by się znalazły. Ale nie ma też przymusu trzymania się pięciu nominacji. Natomiast sama tendencja jest dla mnie coraz bardziej rażąca.
Dla mnie nawet rozdawanie dwóch nagród za scenariusz jest absurdem. Scenariusz to scenariusz, co za różnica czy adaptowany czy nie.
Się nie zgodzę. Od strony wyłącznie widza może i tak, jeśli oceniasz tylko efekt końcowy, bez powiązania z pierwowzorem. Ale jeśli chodzi o ocenę pracy scenarzysty to dwie różne sprawy. Przede wszystkim przy scenariuszu adaptowanym scenarzysta nie jest autorem pomysłu ani fabuły - no chyba że dokumentnie ją zmieni. Za to jego zasługą będzie sposób przeniesienia dzieła literackiego na ekran. W tych dwóch przypadkach scenarzyści robią co innego, więc słusznie są oceniani w różnych kategoriach.
Mnie Oscary są absolutnie obojętne. Nigdy nie śledzę nominacji i dyskusji kto ma szanse, a kto nie.
Owszem, z wynikami się zapoznaję, chociaż nie wiem w sumie po co, skoro i tak większości tych filmów nie oglądam 🙂
Najbardziej interesują mnie natomiast ciekawostki związane z tą nagrodą. Na przykład rekordziści wielokrotnie nominowani. Ostatnio w książce "Piąta aleja, piąta rano" przeczytałam, że taka Edith Head była nominowana za swoje kostiumy 35 razy!!!
Się nie zgodzę. Od strony wyłącznie widza może i tak, jeśli oceniasz tylko efekt końcowy, bez powiązania z pierwowzorem. Ale jeśli chodzi o ocenę pracy scenarzysty to dwie różne sprawy. Przede wszystkim przy scenariuszu adaptowanym scenarzysta nie jest autorem pomysłu ani fabuły - no chyba że dokumentnie ją zmieni. Za to jego zasługą będzie sposób przeniesienia dzieła literackiego na ekran. W tych dwóch przypadkach scenarzyści robią co innego, więc słusznie są oceniani w różnych kategoriach.
Może i robią co innego, ale nagroda jest właśnie za efekt końcowy. Raz lepszy efekt da adaptacja, innym razem scenariusz oryginalny i tak moim zdaniem należy to oceniać. Mnożenie kategorii prowadzi do inflacji nagrody. Ale jak już pisałem, w sumie wszystko mi jedno bo się tym nie emocjonuję.
Śledzę Oskary z coraz mniejszymi emocjami. Ale żeby być "na bieżąco" ze światem filmowym, to oczywiście zerkam na listę nominowanych i wygranych. Jakoś od bardzo długiego czasu czuję jednak niesmak i zaskoczenie związane już nie tylko z wyborami ale z całym konkursem.
Dlatego śmiało mogę powiedzieć, że potem wybieram takie filmy do oglądania, które w żaden sposób się do tego konkursu nie zbliżyły.
I jak tam tegoroczne Oscary? Ja nie śledzę a do mediów przebiło się głównie to, że jeden facet dał w mordę drugiemu na scenie. Niezły upadek.
Ja nie śledzę a do mediów przebiło się głównie to, że jeden facet dał w mordę drugiemu na scenie. Niezły upadek.
Tak to jest gdy do prowadzenia niby poważnej gali zaprasza się komika. Tacy ludzie nie biorą jeńców a żarty z choroby i/lub wyglądu są na porządku dziennym. Choć z drugiej strony część ludzi twierdzi, że to była ustawka.
Twtter is a day by day war