Yvonne. Psy tak, a Rękopis nie?
Nigdy tego nie oglądałam.
Zabawię się w Mamonia: mnie te wyniki nie dziwią, bo do finału weszły filmy przede wszystkim popularne. Czyli takie, które prawie wszyscy przynajmniej raz widzieli, z których mamy miłe wspomnienia, które są powtarzane i obecne w kulturze masowe i które jesteśmy gotowi obejrzeć jeszcze raz, jeśli zdarzy nam się okazja. Wiele filmów obiektywnie "lepszych" nie miało szans, ponieważ zwyczajnie widziała je tylko część głosujących. Albo ktoś obejrzał kiedyś "z obowiązku" i może nawet przyznał, że film wybitny, ale nie polubił go na tyle, by czuć jego wybitność po latach.
Przykładowo "Mój rower" - ile osób widziało ten film? Czy "Spotkanie w Bajce" albo "Pasażerkę"? A z drugiej strony "Gdzie jest trzeci król", który wybitny nie jest, ale widzieliśmy go chyba prawie wszyscy, także jako film "samochodzikowy". I obejrzeliśmy z przyjemnością.
Ja z nadesłanych propozycji nie widziałam 8-9 filmów, a kolejnych 10 nie jestem w stanie ocenić, bo albo oglądałam je bardzo dawno, albo kompletnie nie zapadły mi w pamięć. Czyli z miejsca wypadły mi z głosowania. Przy tego rodzaju "topach" to naturalne i w kolejnych edycjach będzie podobnie.
Swoją drogą, zaskoczyło mnie, że nie widziałeś "Mojego roweru". Kustoszu. Oczywiście przez wzgląd na Michała Urbaniaka 🙂 Nie głosowałam na ten film, ale go lubię, a na finale zawsze mam łezkę w oku...
Swoją drogą, zaskoczyło mnie, że nie widziałeś "Mojego roweru". Kustoszu. Oczywiście przez wzgląd na Michała Urbaniaka 🙂 Nie głosowałam na ten film, ale go lubię, a na finale zawsze mam łezkę w oku...
Ja też. Nawet dwie łezki.
Wiele filmów obiektywnie "lepszych" nie miało szans, ponieważ zwyczajnie widziała je tylko część głosujących. Albo ktoś obejrzał kiedyś "z obowiązku" i może nawet przyznał, że film wybitny, ale nie polubił go na tyle, by czuć jego wybitność po latach.
Pełna zgoda. Na przykład "Rękopis znaleziony w Saragossie" oglądałem wieki temu i bardzo niewiele pamiętam, poza tym, że w ogóle mi się nie podobał. I niby słyszę zewsząd, że to arcydzieło, ale jakoś nie mogę się zabrać do tego żeby zweryfikować swój stary pogląd.
Ja z nadesłanych propozycji nie widziałam 8-9 filmów, a kolejnych 10 nie jestem w stanie ocenić, bo albo oglądałam je bardzo dawno, albo kompletnie nie zapadły mi w pamięć. Czyli z miejsca wypadły mi z głosowania. Przy tego rodzaju "topach" to naturalne i w kolejnych edycjach będzie podobnie.
Ten efekt będzie znacznie silniejszy w rankingu filmów po 1989 roku, przynajmniej w moim przypadku. Bo tu w ogóle nie ma arcydzieł, tylko zbiór mniej lub bardziej przeciętnych filmów (z kilkoma wyjątkami), z których bardzo wielu nie widziałem, albo dawno wywietrzały mi z głowy.
Swoją drogą, zaskoczyło mnie, że nie widziałeś "Mojego roweru". Kustoszu. Oczywiście przez wzgląd na Michała Urbaniaka Nie głosowałam na ten film, ale go lubię, a na finale zawsze mam łezkę w oku...
Mam to nawet gdzieś na pendrive ale jakoś się nie złożyło. Prędzej czy później nadrobię.
Yvonne, nie ma się co zżymać. Świat idzie do przodu, to co było niegdyś marginesem zaczyna być kanonem. Wulgaryzmy to też słowa i czasem bez ich użycia nie da się wyrazić w pełni tego co autor chce przekazać. "Dzień Świra" to dramat, to bardzo smutny, psychologiczny obrazek. Pokazuje on jak bardzo człowiek potrafi przegrać w życiu. Jak bardzo rzeczywistość tępi ideały młodości. Pokazuje on jak bardzo nasz obecny świat feruje niższe loty i jak niezwykle ciężko żyć w tym świecie jednostkom o wyższych ambicjach i większych oczekiwaniach. I koniec końców pokazuje, jak niezwykle okrutny jest on dla tych wrażliwszych. To naprawdę smutny film.
Tak, wulgaryzm może być środkiem przekazu. Nie klasyfikuj filmu przy użyciu tej determinanty, bo się niepotrzebnie ograniczasz. Nie skupiaj się na bezpośredniej wymowie wulgaryzmów, bo i nie takie zamierzenie było autora.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Wulgaryzmy to też słowa i czasem bez ich użycia nie da się wyrazić w pełni tego co autor chce przekazać.
Dobre 🙂
Chyba przypomnę sobie to dzisiaj przed snem i zasnę z uśmiechem na ustach.
Oczywiście z uśmiechem politowania.
Cieszę się, że znam co najmniej kilka osób, które w tej kwestii mają takie samo zdanie, bo inaczej mogłabym pomyśleć, że jestem jakimś dziwolągiem 🙂
Otóż nie zgadzam się, Nietajenko. Jeśli autor nie potrafi przekazać tego, co chce, bez użycia wulgaryzmów, to mnie jego "twórczość" nie interesuje.
Owszem, w "Psach" też klną, a lubię ten film (mimo to, bo przecież te przekleństwa też mnie tam denerwują).
Ale pamiętam, że początek "Dnia świra" to był jakiś koszmar pod tym względem.
Jeśli autor nie potrafi przekazać tego, co chce, bez użycia wulgaryzmów, to mnie jego "twórczość" nie interesuje.
To znaczy, że wypierasz świat takim jakim on jest w rzeczywistości 🙂 Dzień Świra bez przekleństw byłby filmem bez zasadniczego przekazu.
Ja tam jestem nieskomplikowana, jak coś mnie wku...denerwuje, to mówię wprost....o tak jak tutaj:
Jeśli autor nie potrafi przekazać tego, co chce, bez użycia wulgaryzmów, to mnie jego "twórczość" nie interesuje.
To znaczy, że wypierasz świat takim jakim on jest w rzeczywistości 🙂
Tak.
Ludzi używających wulgaryzmów jako przecinka zdecydowanie wypieram 🙂
Mi też bliżej do Yvonne, jeśli chodzi o sprawy języka. Jestem w stanie zaakceptować konwencję albo język jako element charakterystyczny dla środowiska/postaci. Ale jeśli cały świat zaczyna kląć to mi to mocno zgrzyta. Może żyję w bańce - albo kilku bańkach - jednak ani w pracy, ani wśród znajomych wulgarny język nie jest normą. Owszem, kolega na piwie z kumplami może rzucać mięsem, ale nie znaczy to, że tak zwróci się do żony, sąsiada czy kasjerki. I owszem, każdemu się zdarzy przekląć, ale współczesne filmy popadają niekiedy w skrajność, bo zwyczajnie normalizują wulgaryzmy.
Yvonne, to ja już ostatni raz o Dniu świra. Ten film, te wulgaryzmy to jeden wielki krzyk rozpaczy. I to trzeba tam dostrzec. Ale nic na siłę.
Yvonne, to ja już ostatni raz o Dniu świra. Ten film, te wulgaryzmy to jeden wielki krzyk rozpaczy. I to trzeba tam dostrzec. Ale nic na siłę.
Ja już też ostatni raz.
Krzyk rozpaczy to byś słyszał u mnie w domu.
W moim wykonaniu.
Po kilku minutach oglądania początku filmu 🙂
To Yvonne na pewno bardzo się spodoba pewna liryczna piosenka z fajnego, ciepłego, pełnego folkloru warszawskiej Pragi, filmu „Rezerwat”:)
@seth_22, tak, kolego. Widzę, że identycznie odebraliśmy ten film. Główny bohater jest wrażliwym polonistą, niegdyś z aspiracjami poetyckimi, łaknącym prawdziwej i romantycznej miłości. Niestety jego wizja siebie przegrywa z kretesem z rzeczywistością. To jego "kurwa, dżizus, ja pierdolę" to rzeczywiście krzyk rozpaczy. To właśnie ma tak brzmieć. Im większy żal za niespełnieniem się tym większa "kurwa". Ta przeciwwaga musi zaistnieć, inaczej tragedia nie wyda się prawdziwa.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Ja traktuję ,,Dzień Świra" jako ostrzeżenie by nie dać się frustracji i zgorzknieniu, tylko cieszyć życiem, bo ,, życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość”.
Na przykład, fragment ,,Ziemi, planety ludzi" Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, który jest na końcu filmu, właśnie tak odbieram
,,Towarzyszu podróży... zbudowałeś byt swój zasklepiając – jak termit – wyloty ku światłu, i zwinąłeś się w kłębek w kokonie nawyków, w dławiącym rytuale codziennego życia; i choć przyprawia cię on co dzień o szaleństwo, mozolnie wzniosłeś szaniec z tego rytuału – przeciw wichrom, przypływom, gwiazdom i... uczuciom. Dość trudu cię kosztuje, by co dnia zapomnieć swej kondycji człowieka. Teraz glina z której zostałeś utworzony – wyschła i stwardniała: nikt już się nie dobudzi w tobie astronoma, muzyka, altruisty, poety... człowieka... którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś...”
Mi też bliżej do Yvonne, jeśli chodzi o sprawy języka. Jestem w stanie zaakceptować konwencję albo język jako element charakterystyczny dla środowiska/postaci. Ale jeśli cały świat zaczyna kląć to mi to mocno zgrzyta. Może żyję w bańce - albo kilku bańkach - jednak ani w pracy, ani wśród znajomych wulgarny język nie jest normą. Owszem, kolega na piwie z kumplami może rzucać mięsem, ale nie znaczy to, że tak zwróci się do żony, sąsiada czy kasjerki. I owszem, każdemu się zdarzy przekląć, ale współczesne filmy popadają niekiedy w skrajność, bo zwyczajnie normalizują wulgaryzmy.
@seth_22, tak, kolego. Widzę, że identycznie odebraliśmy ten film. Główny bohater jest wrażliwym polonistą, niegdyś z aspiracjami poetyckimi, łaknącym prawdziwej i romantycznej miłości. Niestety jego wizja siebie przegrywa z kretesem z rzeczywistością. To jego "kurwa, dżizus, ja pierdolę" to rzeczywiście krzyk rozpaczy. To właśnie ma tak brzmieć. Im większy żal za niespełnieniem się tym większa "kurwa". Ta przeciwwaga musi zaistnieć, inaczej tragedia nie wyda się prawdziwa.
Co dziwne, ja zgadzam się zarówno z wypowiedzią Maruty jak i Nietajenki.
"Dzień świra" to bardzo szczególny film w którym przekleństwa nie rażą, a podkreślają przekaz.