Można zobaczyć pierwszy zwiastun nowej adaptacji "Akademii Pana Kleksa". Jak na razie to krótki zlepek scen, więc trudno coś powiedzieć - może poza tym, że z pierwowzoru chyba niewiele zostało...
Podoba mi się i bardzo dobrze, że z pierwowzoru nic nie zostało. Fanem "Akademi pana Kleksa" nie byłem (zresztą byłem już wtedy za stary na takie filmy), a z dzisiejszej perspektywy to już w ogóle trąci myszką, no i pachnie estetyką "Niesamowitego dworu". Zwiastun zapowiada film na poziomie światowego kina, w którym magia miesza się ze współczesnością. Trochę przypomina mi klimatem "Fantastyczne zwierzęta". Jeśli rzeczywiście pójdzie w tę stronę to jest szansa na sukces nie tylko w Polsce. Fantasy to obecnie ulubiony gatunek literacki i filmowy dzieciaków.
Podoba mi się i bardzo dobrze, że z pierwowzoru nic nie zostało.
Tylko to są dwie osobne kwestie. Może się podobać jako film, ale nie podobać jako adaptacja. Ja w takich sytuacjach mam zawsze z tyłu głowy pytanie - skoro i tak odrzucają pierwowzór, to dlaczego nie stworzą własnej, oryginalnej historii? Oczywiście zazwyczaj kluczem jest podczepienie się pod znany tytuł. A tego nie lubię.
dlaczego nie stworzą własnej, oryginalnej historii? Oczywiście zazwyczaj kluczem jest podczepienie się pod znany tytuł. A tego nie lubię.
Prawda? Takie pójście na łatwiznę. Jest już stworzony bohater, nie trzeba się starać.
Twtter is a day by day war
Ja w takich sytuacjach mam zawsze z tyłu głowy pytanie - skoro i tak odrzucają pierwowzór, to dlaczego nie stworzą własnej, oryginalnej historii? Oczywiście zazwyczaj kluczem jest podczepienie się pod znany tytuł. A tego nie lubię.
Niby tak, ale ja nie jestem tu konsekwentny. Pan Kleks ani mnie ziębi ani grzeje więc zupełnie nie przeszkadza mi, że wykorzystają bohatera żeby opowiedzieć inną historię. W przypadku na przykład Pana Samochodzika miałbym oczywiście większe obiekcje, ale jeśli zrobią z tego fajny film też jestem w stanie zaakceptować.
Niby tak, ale ja nie jestem tu konsekwentny. Pan Kleks ani mnie ziębi ani grzeje więc zupełnie nie przeszkadza mi, że wykorzystają bohatera żeby opowiedzieć inną historię. W przypadku na przykład Pana Samochodzika miałbym oczywiście większe obiekcje, ale jeśli zrobią z tego fajny film też jestem w stanie zaakceptować.
Tylko dlaczego to musi się nazywać Pan Kleks albo Pan Samochodzik, skoro nimi nie są. Przecież można stworzyć własnego bohatera i taki film, jeśli będzie dobrze zrobiony, będzie się dobrze oglądało.
Twtter is a day by day war
Tylko dlaczego to musi się nazywać Pan Kleks albo Pan Samochodzik, skoro nimi nie są. Przecież można stworzyć własnego bohatera i taki film, jeśli będzie dobrze zrobiony, będzie się dobrze oglądało.
Pewnie nie musi, ale dział marketingu zapewne uważa, że tak będzie lepiej. Zresztą, akurat w tym wypadku rozmawiamy o filmach, których nikt jeszcze nie widział więc być może się jednak obronią jako adaptacje albo chociaż historie inspirowane.
Co tam Pan Kleks czy Samochodzik, Netflix zapowiada nowego "Znachora"!
Wiadomość wywołała małą burzę w sieci 😉
Gdyby słowo "kicz" nie było zabronione na tym forum, powiedziałbym, że dla mnie "Znachor" jest kiczem. A tak to jedynie napiszę, że Leszek Lichota w roli profesora Wilczura wydaje mi się trafioną decyzją, natomiast pani, która gra Marysię to na pierwszy rzut oka porażka.
Wiadomość wywołała małą burzę w sieci
Nie dziwię się. Dla mnie "Znachor" będzie tylko jeden. Uwielbiam ten film zarówno za obsadę, klimat jak i treść (historia może trochę niewiarygodna, ale jaka piękna - zresztą, czyż życie nie potrafi pisać równie zaskakujących scenariuszy?). Jakoś nie chce mi się wierzyć żeby nowa ekranizacja mogła dorównać pierwowzorowi.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
W najlepszym razie wyjdzie jak z "Perswazjami" z Dakotą Johnson. Czyli cieniutko. Ładne obrazki i nic więcej.
Z jednej strony pamiętam, że kiedy Hoffman zaczął kręcić "Znachora" też pojawiały się głosy, że przecież już jest adaptacja i po co kolejna.
Z drugiej uważam, że to nie jest identyczna sytuacja, bo w 1980 roku wersja z lat 30. była już ramotką, a "Znachor" z 1981 roku nadal się broni i dobrze ogląda.
Nie wiem, czy będzie tak źle, jak z "Perswazjami". Myślę, że możemy raczej dostać drugiego "Szatana z siódmej klasy"(2006), czyli film, który przeszedł bezboleśnie przez ekrany, po czym został prawie zapomniany, podczas gdy pierwsza ekranizacja nadal trzyma się dobrze mimo wielu was.
Zastanawiam się też nad fabułą, która w "Znachorze" jest bardzo spokojna, co świetnie oddał Hoffman. Podobno mają trzymać się pierwowzoru, ale w przypadku netflixa może to oznaczać "zachowamy ogólny zarys fabuły". Na przykład wśród czwórki "ujawnionych" aktorów jest Anna Szymańczyk w roli Zośki. Taka postać w książce nie występuje. Może to być Sonia, synowa Prokopa, którą u Hoffmana grała Bożena Dykiel. Ale to była postać poboczna, choć ostro leciała na Kosibę, więc możliwe, że będą chcieli rozbudować ten wątek i rzeczywiście dodać jakiś romansik. Ewentualnie jakaś rywalka Marysi a la Melania Barska? W obu przypadkach dostaniemy znaczącą zmianę fabuły.
Marysia... bardzo przeciętna. Nie przekonuje mnie też Ignacy Liss w roli Leszka Czyńskiego. Wygląda na chłopca, nie mężczyznę. A to budzi obawy, że cała relacja z Marysią będzie przedstawiona jako młodzieńcze zauroczenie, podlane buntem wobec rodziców i środowiska. Lubię w "Znachorze" właśnie to, że ten związek jest dojrzały i świadomy, a nie w stylu "Romea i Julii".
Wszyscy jesteśmy po trosze Mamoniami… 😉 Ale rozumiem na czym ten sceptycyzm wyrasta, bo w polskim kinie najczęściej chodzi o nieskomplikowaną historię, która może i niektórych intelektualnie boli, szerokiej gawiedzi zapewnia jednak rozrywkę, a producentom pieniądze. Takie kolorowe wydmuszki, często bez żadnej treści. Nie podoba nam się to jak cholera, ale obawiam się, że musimy z tym jakoś żyć. Znak czasów.
Najlepiej nie budować sobie wyobrażeń i nie snuć porównań. Takie mam podejście. Zwłaszcza, że przywykłem do tego, iż nowe polskie produkcje na platformach streamingowych artystycznie nie rzucają na kolana.
Też mam w głowie mnóstwo obaw. Nie sposób ich nie mieć. Że aktorki nie pasują do naszych wyobrażeń? No cóż... Trzeba przyznać, że mistrz Jerzy Hoffman sprytnie to sobie wszystko wykoncypował obsadzając w roli Marysi Annę Dymną, którą w tym czasie (po sadze pawlakowo-kargulowo-janosikowej) znali i kochali absolutnie wszyscy. Jerzy Bińczycki? Podobnie, wszakże widzowie doskonale pamiętali „Noce i dnie”. Do tego młody i przystojny Tomasz Stockinger oraz wyraziści Dykiel i Barciś. Połowa roboty jest!
Tutaj mamy inne podejście. Nie mam zielonego pojęcia co z tego wszystkiego wyniknie, bo siłowanie się z filmem, który widzowie (poza Kustoszem) pokochali, stanowi duże wyzwanie. Ale może niepotrzebnie posądzamy twórców nowego „Znachora” o takie ambicje 😉
I jeszcze jedno: cieszmy się, że nie wzięli się za Dyzmę!
PS Leszka Lichotę cenię i nie ma tu żadnego znaczenia, że to chłopak z mojego miasta 😉 Jestem natomiast niezmiernie ciekaw, jak zmierzy się z Bińczyckim.
Dla mnie potencjalnym problemem jest panująca obecnie tendencja do "uatrakcyjniania" starych historii, czyli zwiększania tempa akcji, dramatyzowania wydarzeń, dodawania "backstory" pobocznym postaciom... Może się okazać, że główna oś fabularna pozostanie bez zmian, ale:
- Kosiba/Wilczur będzie miał romans z Zośką (Sonią?), która okaże się "kobietą wyzwoloną"
- Leszek ma narzeczoną, która próbuje o niego walczyć
- Wasyl kocha się w córce doktora Pawlickiego
- Zenek próbuje zgwałcić Marysię
...a to tylko opcje bardziej prawdopodobne i w stylu epoki 😉 Nie zdziwiło by mnie, gdyby np. Wasyl był homoseksualistą, który nie chodzi, bo został pobity, a ludzie uważają jego kalectwo za karę bożą.
Przed chwilą przeczytałem, kto stoi za nowym „Znachorem”. I powiem tak: dotychczasowe dokonania reżysera i scenarzystów nie napawają przesadnym optymizmem.
@Maruto, tak rozpisałaś wątki, że teraz muszą zrobić serial 😉
@Maruto, tak rozpisałaś wątki, że teraz muszą zrobić serial
Fakt:) Nie myślałaś Maruto o pisaniu scenariuszy dla Netflixa? Podejrzewam, że jest to nieźle płatne zajęcie:)
Zajrzałem sobie jak wygląda ten "Znachor" w naszym topie wszech czasów. Przeszedł klasyfikacje z sześcioma głosami, w finałowej ankiecie ma dwa głosy. Ostatecznie w finale szału nie ma, ale dwa głosy ma również "Ziemia obiecana", a to już zgroza:)
Nie zdziwiło by mnie, gdyby np. Wasyl był homoseksualistą, który nie chodzi, bo został pobity, a ludzie uważają jego kalectwo za karę bożą.
I to jest prawidłowy kierunek w twoich rozważaniach. Niewielka zmiana w literackim pierwowzorze, a jakże w duchu netflixowych standardów.
A Zośka by się mogła zakochać nie w Kosibie, a Marysi, nieszczęśliwą, niespełnioną miłością, która przeradza się w nienawiść skutkującą chęcią wyrzucenia jej z domu.
@Maruto, tak rozpisałaś wątki, że teraz muszą zrobić serial 😉
Problem właśnie w tym, że obecnie twórcy strasznie boją się, że jeśli przez pięć minut coś się nie będzie działo to widz ucieknie z krzykiem albo zaśnie, więc mogą wpakować to wszystko w 110 minut filmu 😉
Czytam właśnie wywiad na Wyborczej z producentką tej ekranizacji:
Jaki mieliście pomysł na tę historię w 2023 roku?
- Chcieliśmy ją odświeżyć i dotrzeć do młodszych widzów, którzy tymi starszymi ekranizacjami nie są już zainteresowani. Pokazać „Znachora" widzom zagranicznym, bo oni w żadnej wersji go nie znają. Jednak książka jest dla nas tylko podstawą, to scenariusz oryginalny, dodajemy wiele nowych wątków. Na przykład dzisiaj trzeba brać pod uwagę zmiany społeczne w postrzeganiu roli kobiet, które dokonały się przez te wszystkie lata.
Nasza Marysia Wilczurówna nie pracuje już w niemym kinie czy wiejskim sklepiku. Jest kelnerką w karczmie. Ma silną osobowość, wie, czego chce, i nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Duży nacisk kładziemy też na pokazanie jej relacji z profesorem Wilczurem. Najpierw, gdy jest małą dziewczynką, i potem, gdy już po tragicznych perturbacjach znachor nie rozpoznaje w niej swojej córki. Zaczyna jednak żywić do niej ojcowskie uczucia. Inaczej także opowiadamy o jego relacjach z kobietami w ogóle. (...)
Ale wracając do konkretów... Anna Szymańczyk gra Zośkę. Nie ma w poprzednich wersjach takiej postaci. Chodzi o Sonię, synową Prokopa?
- Nie, to nowa postać, jedna z głównych ról. Młynarka, u której zatrudnia się znachor.
A co z rodziną Prokopów?
- Nie chcę zdradzać fabuły, ale powiem, co nas do wprowadzenia tych zmian ostatecznie skłoniło. W dzisiejszych czasach, gdy starszy mężczyzna za często spogląda na młodą kobietę, spędza z nią czas, zagaduje, to może zostać dwuznacznie i źle odebrane. Chcieliśmy, żeby widz nie miał wątpliwości, że relacja Marysi ze znachorem jest platoniczna: ona mu kogoś przypomina, coś w nim rozbudza, ale wyłącznie ojcowskiego. Dlatego stworzyliśmy kogoś w wieku naszego znachora, kim on jest zainteresowany również romantycznie.
To znachor musi mieć swój wątek miłosny?
- Tu ma.
To duża zmiana.
- Bardzo wiele wnosi do filmu. Ale tylko tyle mogę na ten temat powiedzieć.
Czy dodanie tej postaci nie odbiera wyjątkowości relacji znachora z Marysią? Tej potrzeby ojcostwa, którą on czuje, ale o której nie pamięta?
- To zostało. Więcej czasu poświęciliśmy też, żeby pokazać, jakim był ojcem, gdy Marysia była mała. On teraz tego nie pamięta, ale to czuje. Podobnie jest z jego doświadczeniem lekarskim. Nie stracił przecież swojej genialnej chirurgicznej intuicji. Jego ciało wciąż pamięta, jak się przeprowadza operacje.
Magdalena Szwedkowicz. Producentka filmowa i telewizyjna. Pochodzi z Kołobrzegu, lecz wychowywała się w USA, gdzie studiowała aktorstwo i reżyserię, a także produkcję filmową na Florida International University. Na uczelni była stypendystką firmy Walt Disney World.
Pewnie jestem tylko zaściankowym boomerem nie ogarniającym nowoczesnej rzeczywistości, ale dla mnie fakt, że obecnie role kobiet postrzega się inaczej nie powinien wpływać na przeszłość. Po co dbać o detale scenografii, czy ubioru jeśli dostaniemy całkiem ahistorycznych bohaterów, z dziarską Marysią - zgaduję - trzaskająca po gębach pijanych, nachalnych osiłków?
Nasza Marysia Wilczurówna nie pracuje już w niemym kinie czy wiejskim sklepiku. Jest kelnerką w karczmie. Ma silną osobowość, wie, czego chce, i nie daje sobie w kaszę dmuchać.
No to niezłe jaja, bo właściwie cała łzawa fabuła „Znachora” opiera się na subtelności postaci Marysi. Horpyna w tej roli to zupełnie inne emocje widza. No i Maruta miała rację, że Kosiba przeżyje love story:) Czuję gniota na kilometr.