i dogladaly czy nie trzeba czegoś donieść
To ja już nie chcę tam mieszkać.
Ciekawe czy bym się po rosyjsku dogadała. Z Ukraińcami w tym języku się nie da.
Z Ukraińcami w tym języku się nie da.
No nie wiem.
Twtter is a day by day war
No nie wiem.
No ja wiem. Nie chce im się
Słabo to wygląda – auto to pordzewiały rzęch, opony dawno zapomniały co to bieżnik, a kierowca ma z 70 lat, albo więcej. - Wowax, a masz jakieś ciekawsze zdjęcie tego pojazdu?
Taki byłem zestresowany że nie zrobiłem mu zdjęć 😁
Wowax, a masz jakieś ciekawsze zdjęcie tego pojazdu?
Przepiękne te pustkowia. Jeziorko skute lodem na tle góry- wymiata. Zresztą wszystkie foty są świetne, zwłaszcza, że zapewne nie oddają tak do końca tego, co zostało sfotografowane. Zapewne już to pisałam, ale napisze jeszcze raz, super ta Twoja wyprawa Wowaxie. Ja zapewne nigdy nie będę miała okazji wybrać się w takie miejsca i w taki sposób, dlatego tym bardziej zazdroszczę.
Ja zapewne nigdy nie będę miała okazji wybrać się w takie miejsca i w taki sposób, dlatego tym bardziej zazdroszczę.
Aga, bierz plecak i jedziemy. Gdziekolwiek. Tu nie ma co zazdrościć tylko trzeba się ruszyć. Pojedźmy po prostu przed siebie 🙂 Jak wrócisz, będziesz już miała dorosłe dzieci 😀
Ja zapewne nigdy nie będę miała okazji wybrać się w takie miejsca i w taki sposób, dlatego tym bardziej zazdroszczę.
Aga, bierz plecak i jedziemy. Gdziekolwiek. Tu nie ma co zazdrościć tylko trzeba się ruszyć. Pojedźmy po prostu przed siebie 🙂 Jak wrócisz, będziesz już miała dorosłe dzieci 😀
Aldona, żeby to było takie proste...
Z odpowiedniej perspektywy wszystko jest proste 🙂 Ale oczywiście, to nie tak, że możesz się spakować i wrócić po 10 latach. Ja jednak mogę i zastanawiam się czemu jeszcze się nie spakowałam....
Z odpowiedniej perspektywy wszystko jest proste 🙂 Ale oczywiście, to nie tak, że możesz się spakować i wrócić po 10 latach. Ja jednak mogę i zastanawiam się czemu jeszcze się nie spakowałam....
Zawsze jest jakiś powód...
Zawsze jest jakiś powód
Żeby tyłka nie ruszyć? 🙂 Zwykłe lenistwo i głupi strach. Ale kiedyś mi przejdzie. Będę Wam wysyłać pocztówki z podróży, jak wuj Matt z Fraglesów. 😀
Zawsze jest jakiś powód
Żeby tyłka nie ruszyć? 🙂 Zwykłe lenistwo i głupi strach. Ale kiedyś mi przejdzie. Będę Wam wysyłać pocztówki z podróży, jak wuj Matt z Fraglesów. 😀
I jak krasnal z "Amelii" 🙂
No i sprawa się rypła - właśnie dostałem informację z linii lotniczej o anulacji rezerwacji lotu...było od paru dni prawie pewne, że do Gruzji w tym roku nie wrócę, ale jednak żal...
było od paru dni prawie pewne, że do Gruzji w tym roku nie wrócę, ale jednak żal...
Szkoda. Zawsze szkoda jak coś ciekawego trzeba odwołać. Ale są i dobre strony, mniej Ci będę zazdrościć.
Ale są i dobre strony, mniej Ci będę zazdrościć
No właśnie 🙂 Poza tym, mógłbyś dokończyć pisanie o swoich przygodach w ramach powrotu do fajnych tematów. Szczególnie dla tych co poważnie wzięli Twoje słowa, że opiszesz w końcu gruzińskie żarcie.
że opiszesz w końcu gruzińskie żarcie.
No właśnie, my ciągle czekamy.
że opiszesz w końcu gruzińskie żarcie.
No właśnie, my ciągle czekamy.
Z kilku powodów, póki co, nie spełnię Waszych oczekiwań.
Z kilku powodów, póki co, nie spełnię Waszych oczekiwań.
Aga ze smutkiem pokiwała głową nad laptopem. Ogromna łza potoczyła się jej po policzku wsiąkając w okolicach szyi pod bluzeczką w motyle. Pomyślała, że niepotrzebnie walczyła z mężem i dzieciakami o dostęp do komputera skoro i tak nie przeczyta nic o żarciu Wowaxa. Nietaja musiała nawet przywiązać do rury ciepłowniczej w piwnicy, bo się wyrywał i groził, że jak tylko Aga włączy komputer, to on będzie musiał wyciągnąć daleko idące wnioski z jej gospodarczej kuchennej nieudolności. Chciała mu pokazać, że umie. Że jej zależy i że jest w tym bezkonkurencyjna. Że ona - Aga z Olsztyna - zrobi dzięki Wowaxowi oszałamiającą gruzińską kolację.
Skąd miał biedaczyna wiedzieć, że to wszystko miało w przyszłości mieć sens, że to dla niego właśnie Aga zbierała przepisy z kuchni światowej, że już przecież poczyniła odpowiednie kroki i zaopatrzyła ich kuchnię w gruzińskie przyprawy i czekała teraz tylko na moment opublikowania konkretów przez Wowaxa. Oczami (a nawet oczyma) swojej anielskiej duszy widziała niedożartego Nietaja, który myśląc o tych wszystkich dzikich smakach toczy ze sobą nierówną walkę. Jak przełyka ślinę, która jakimś cudem narobiła nielichego hydro zamieszania w zmierzwionej brodzie. Widziała własnego męża tracącego przytomność na samą myśl o gruzińskich bułeczkach i ten krzykliwy błysk wyrzutu w jego oczach, jeszcze bardziej widocznego pod okularami, które teraz zsunęły się po chudym, zabiedzonym nosie ofiary lenistwa Wowaxa. I widziała też siebie lecącą po salonach ich domu z pieczenią z dzika w lewej ręce i butelką typowego gruzińskiego wina z biedronki w prawej. Przymknęła powieki i już nachylała się nad ciałem, mało delikatnie wijącym się na olsztyńskich dywanach. Chciała przytrzymać swojego męża w miejscu, bo każdy jego ruch powodował w jej wizji przesuwanie się zarówno stolika z telewizorem jak i regału z książkami. Zdążyła pomyśleć, że kiedyś wywali te dywany i chodniki, jednocześnie bezwiednie nadepnęła na Nietaja, który ze strachu przestał oddychać. Stała na jego plecach i zastanawiała się.
Wizja została przerwana przez nagły ryk młodszego pacholęcia. Córka domagała się cukru w herbacie i parówek z lodówki. Aga zapomniała, że walcząc o dostęp do komputera, usadziła dzieci w kuchni i nakazała im się nie odzywać i nie ruszać do godziny 14:00. Właśnie minęła 16:05 i biedne młodsze dziecko w końcu postanowiło wyrwać matkę z mrocznych zakamarków jej zrytej psychiki. Syn spał na szczęście, oddychał równo, zmęczony po domowym porannym włefie, matmie i klasówce z polskiego.
Aga dała córce kilogram cukru, łyżeczkę i dwie parówki. Herbata zdążyła ostygnąć.
Aga zachichotała złowrogo. Przez tego Wowaxa właśnie straciła pół dnia na rozmyślaniach o gruzińskiej, romantycznej kolacji. Tak bardzo chciała błysnąć kulinarnymi frykasami, że zupełnie zapomniała, że i tak nie umie gotować i nie ma żadnego talentu na wymyślnych potraw. Szał jej przeszedł.
Zabrała z szafki klucze do piwnicy. Spojrzała przelotnie w lustro wiszące w przedpokoju. Poprawiła kołnierzyk bluzki w motyle. Dotknęła palcem małego pazia królowej, który dziwnie przypominał teraz ćmę. No tak... musiała nieźle ryczeć, materiał był mokry i wyglądała jak po deszczu. Zabrała z szuflady nóż i zeszła do piwnicy. Nietaj chrapał w kąciku na kartoflach. Zdążyła zauważyć, że kopczyk, na których leżał jej mąż, dziwnie zmalał i że niektóre ziemniaczki są nadgryzione. Marchwi też było jakby mniej a i cebula walała się po betonowej posadzce i chyba nawet jakieś resztki warzyw widziała w jego brodzie. Pomyślała, że specjalnie schował resztki - na czarną godzinę. Wzruszyła się na ten widok.
Na szczęście nie ruszył spirytusu. Opój jeden. Była dumna, że przywiązała go solidnie w sporej odległości od jego ulubionego trunku.
Pozwoliła mu wrócić do mieszkania i pozmywać szklanki po herbatach. Sama zanurzyła się w fotel, przykryła miękkim kocykiem nóżki, zażyczyła podania sobie drinka z palemką i zaczęła snuć dalsze wizje.
W tym czasie Aldona miała już gotowy plan. Plan makabryczny i pełen szaleństwa. Ale....da Wowaxowi jeszcze parę chwil, może jednak dokończy temat o Gruzji. A potem go zamorduje.
Aldona, jesteś boska!
Wiesz, że marnowanie talentu to ciężki grzech?
Stanowczo domagam się książki Twojego autorstwa.
Piszesz niesamowicie obrazowo i z wielkim humorem.
Cudo! 🤩
No i padlam! Aldona, no jakbys tu byla! Widzisz Wowaxie, co tu się przez Ciebie wyprawia???
Aldonka, rozumiem, że Ty tę książkę to już piszesz? Wyłazić teraz i tak nigdzie nie można, to masz czas.
Nie mogłam się powstrzymać. 🙂
A potem go zamorduje.
Yvonne długo siedziała wpatrując się w ostatnie słowa posta. Bała się, że Aldona wypełni obietnice i zamorduje Wowaxa.
Bezwiednie chrupała marchewkę i zastanawiała się czy mogłaby temu zapobiec. Z drugiej jednak strony rozumiała ją doskonale. No cóż, w razie czego pomoże tej nieszczęsnej dziewczynie. Ma duży ogród, zna doskonale podmokłe tereny bydgoskie, lasy w okolicy i kanały. Zwłoki ukryte w takim terenie szybko się w oczy nie rzucą. A może nawet nigdy nie wyjdą z ukrycia.
Wzdrygnęła się na samą makabryczną myśl i sięgnęła ręką do stolika. Nie napotkawszy w miseczce marchewek ruszyła ospale do kuchni. Po drodze zerknęła na stosik równo ułożonych książek, zwiędłe kwiatki w wazonie i resztki własnoręcznie wypieczonego chlebka. Była dumna ze swojej organizacji domowej. Zdążyła już umyć okna, wypastować podłogę, wyprasować pieluchy, obejrzeć kolejny film Kieślowskiego po francusku, zrobić lekcje z chłopcami i pozmywać po obiedzie.
Obiad - taki zwykły polski bez udziwnień. A tak chciała, podobnie jak Aga, zrobić warzywa po gruzińsku....w jakimś sosie z tej właśnie nieznanej kuchni, na dziko, z przytupem, z iskrami w oczach i w szale namiętności pomieszać w garnuszkach. Chciała być oszołomiona i rzucać się między rondlami. Chciała siekać, kroić, dusić i czuć te wszystkie zapachy i patrzeć jak warzywa aż wyskakują na talerze.
Rozumiała Agę i rozumiała coraz bardziej Aldonę. Błysnęło jej w oku. Pewna myśl szybko zaczęła kiełkować w jej głowie, więc natychmiast przeniosła wytwór swojej wyobraźni na papier. Po godzinie spojrzała na swoje dzieło i aż promieniała.