Tak. Podstawowym wyznacznikiem był urlop Pitta. Podzieliłem więc trasę na ilość dni i wyszło nam mniej więcej to co wyszło. Potem co prawda okazało się że nie musieliśmy aż tak gnać, ale o tym w trzeciej części - jutro.
Oczywiście można sobie podzielić na więcej odcinków, jak ma się czas. Nie sądzę, żeby miało to wpływ na logistykę, a zasadzie wszystko sprowadza się do pojemności kajaka. Zakładając, że spływ planujecie latem i nie ma się przed kim za bardzo stroić, to więcej ciuchów nie jest potrzebnych. W dodatku jeśli będziecie chcieli po trasie zwiedzać Płock, Włocławek, Grudziądz, to nie musicie, aż tyle jedzenia zabierać na raz, bo można się dotowarowywać na bieżąco. Zgrzewka wody zajmuje tyle miejsca co z 30 koszulek.
Gazu w butlach, o ile będą pełne, wystarczy spokojnie. Nam Hanka kupowała, bo miałem butlę od kumpla i była już na wykończeniu, ale nie sądzę żebyśmy zużyli więcej niż jedną butlę. O powerbanka bym się nie martwił, zwłaszcza, że tu również przy okazji spania w jakiejś marinie, oprócz prysznica, można się doładować.
Koleś którego relację oglądaliśmy wcześniej, spał w marinach, a wieczorkiem szedł na miasto w takim Toruniu i jeszcze coś tam użył.
Można więc połączyć dzikość Wisły, z odrobiną cywilizacji od czasu do czasu i nie gnać tak. W początkowym biegu, jest pełno wysp. Potem im bliżej morza zanikają, a od Tczewa, to chyba nie ma już żadnej. Na pewno kapelusze z moskitierą wpisałbym na pierwszym miejscu.
My niestety nie mieliśmy tyle czasu.
Można więc połączyć dzikość Wisły, z odrobiną cywilizacji od czasu do czasu i nie gnać tak. W początkowym biegu, jest pełno wysp. Potem im bliżej morza zanikają, a od Tczewa, to chyba nie ma już żadnej.
I to są dobre wieści. Trza będzie pomyśleć o takiej wyprawie.
Na pewno kapelusze z moskitierą wpisałbym na pierwszym miejscu.
Ale to na lądzie potrzebne te kapelusze, jak rozumiem? Bo:
Całe szczęście komary uprzykrzały życie tylko wieczorami na lądzie. Nad samą wodą nie było ich wcale.
I jeszcze kwestia kosztów.
Wysłany przez: @mysikrolik
Jedna to wynajęcie kajaków w Warszawie, spłynięcie i odstawienie z powrotem (koszt to około 1550 zł).
Nie jest to dla mnie jasne. W cenie 1550 zł można zostawić kajak w Gdańsku i firma wypożyczająca ściągnie go sobie z powrotem, czy trzeba jeszcze doliczyć koszt przywiezienia kajaka do Warszawy?
Nasz kajak niestety nie nadaje się na taką wyprawę. Nie ma hermetycznych bakist no i nie da się założyć fartuchów.
Na pewno kapelusze z moskitierą wpisałbym na pierwszym miejscu.
Ale to na lądzie potrzebne te kapelusze, jak rozumiem? Bo:
Całe szczęście komary uprzykrzały życie tylko wieczorami na lądzie. Nad samą wodą nie było ich wcale.
Tak, na wodzie nie ma komarów. Na rzece martwiliśmy się tylko o słońce. Filtry, czapka, oraz okulary to oczywiście też obowiązek.
Wysłany przez: @mysikrolik
Jedna to wynajęcie kajaków w Warszawie, spłynięcie i odstawienie z powrotem (koszt to około 1550 zł).
Nie jest to dla mnie jasne. W cenie 1550 zł można zostawić kajak w Gdańsku i firma wypożyczająca ściągnie go sobie z powrotem, czy trzeba jeszcze doliczyć koszt przywiezienia kajaka do Warszawy?
Nasz kajak niestety nie nadaje się na taką wyprawę. Nie ma hermetycznych bakist no i nie da się założyć fartuchów.
1550 zł z tego co pamiętam, to był koszt wynajmu kajaków z transportem. Sam transport z Gdańska to 750 zł, a za kajak niezależnie czy jedynka, czy dwójka po 50 zł/dzień. Liczyliśmy 2 jedynki na 8 dni i transport.
Przy większej liczbie osób ten koszt transportu ładnie się rozkłada. W kilka kajaków, mogłaby być niezła wyprawa.
Może się tak wspólnie wybierrzemy się Wisłą z Warszawy do Gdańska?
Większość sprzętu już mam, reszta do uzgodnienia. Część doświadczeń to od Mysikrólika przejmiemy.
Co tyna to?
Ależ piękny pomysł! Można byłoby obskoczyć kilka fajnych lokalizacji. Tylko jak wygospodarować tyle wolnego?
Może się tak wspólnie wybierrzemy się Wisłą z Warszawy do Gdańska?
Większość sprzętu już mam, reszta do uzgodnienia. Część doświadczeń to od Mysikrólika przejmiemy.
Co ty na to?
Ależ piękny pomysł! Można byłoby obskoczyć kilka fajnych lokalizacji. Tylko jak wygospodarować tyle wolnego?
Jak na lato! W lipcu dało by się zrobić:) Mysi, a może Ty byś się jeszcze raz przepłynął? Tym razem lajtowo:)
Jessteśmy otwarci na propozycję od 24 lipca do 8 sierpnia.
Zbieramy ekipę i jedziemy.
W doborowym towarzystwie można wszystko zrobić.
Tylko jak wygospodarować tyle wolnego?
Trzeba wziąć tydzień wolnego, z weekendami będzie akurat.;)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Odnośnie drugiej części twojej relacji to ha, ha! Wiedziałam, że kryzys w końcu nadejdzie. Ja miałam taki podczas tygodniowej wędrówki po Tatrach od schroniska do schroniska. Było mi żal siebie samej, że być może umrę głodna i zmarznięta. Na szczęście to szybko mija. Moim ratunkiem był wtedy nocleg u Tomaszka.
Wysłany przez: @mysikrolik
Parę razy wydawało mi się, że mignęło i mi coś małego i niebieskiego, ale nie dojrzałem co to było. Dopiero nieco później udało mi się przyjrzeć i poznałem zimorodka, którego znałem do tej pory tylko z ilustracji.
Też takie widywałam podczas naszych wycieczek kajakowych Rządzą i w końcu doszłam do tego, że to zimorodki. Piękne są!
Wysłany przez: @mysikrolik
szeroki przestwór Zalewu Włocławskiego, który bynajmniej suchy nie był, a za to pokryty krótką ostrą falą. Falki, z perspektywy jachtu czy motorówki niewielkie, uderzając w dziób spowalniały nas znacznie.
Dla mnie takie otwarte przestrzenie są na kajaku najgorsze. Nie dość, że nie ma wtedy nurtu to jeszcze zawsze boję się, że któraś fala wywróci kajak. U nas na Zalewie Zegrzyńskim najgorzej kajakuje się w weekendy, ponieważ wtedy wypływa mnóstwo skuterów wodnych i motorówek, które pędzą po zalewie i tworzą niemożebnie wielkie fale. Nie raz byliśmy przez to zalani.:/
Wysłany przez: @mysikrolik
mariny Murzynowo
Cóż za mocno niepoprawna politycznie nazwa.:)
Ta śluza we Włocławku jest przerażająca! Nie wiem czy nie dostałabym tam zawału. Najwięcej razy śluzowałam się chyba w Bydgoszczy, ale tam śluzy były znacznie mniejsze.
Mysi, a mieliście jakiś plan B na wypadek nagłego pogorszenia warunków atmosferycznych tak, że na przykład wypadłby wam cały 1 dzień z programu?
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Nie było opcji dłuższego postoju. Akurat padało gdy byliśmy niedaleko Hanki, ale gdyby lało cały czas, to rozbijalibyśmy się w deszczu. W grę wchodziło tylko przerwanie rejsu z powodu kontuzji, pogoda nie miała prawa nic zepsuć.
Co do rejsu wspólnego. Bajka, ale raczej nie w tym roku. Nie zostawię Agi samej na ponad tydzień z dwumiesięcznym dzieckiem. Kibicuję Wam jednak. Właśnie sobie uświadamiam jaka to musi być świetna impreza w kilka kajaków popłynąć.
Co do rejsu wspólnego. Bajka, ale raczej nie w tym roku. Nie zostawię Agi samej na ponad tydzień z dwumiesięcznym dzieckiem.
Szkoda. Ale zacząłem kombinować jeszcze inaczej. Ja miałbym ochotę na spływ Wisłą od gór do morza. Raczej nie za jednym zamachem (wiosła). Wyprawę można podzielić na dwie części. Jednego roku z gór do Warszawy, drugiego z Warszawy do Gdańska:)
70 kilometrów w ciągu jednego dnia, niezły wynik wykręciliście. Ja najwięcej zrobiłem 34 kilometry.
70 kilometrów w ciągu jednego dnia, niezły wynik wykręciliście. Ja najwięcej zrobiłem 34 kilometry.
W tym momencie byliśmy w szczycie swoich możliwości. 😀
Podziwiam wasz wyczyn, bardzo podoba mi się wasza relacja . Takie spontaniczne wyprawy są najlepsze. Człowiek często planuje i nic z tego nie wychodzi, wy to zrobiliście w ciągu kilku dni i już byliście w trasie.
No to apropo's części drugiej. Mieliście farta z tą Hanką. Ciepła pierzynka w krytycznym momencie to skarb:) Samo śluzowanie to na pewno atrakcja, ale gdybyście nie zdążyli rano się załapać to chyba dało by się przenieść kajak? Daleko trzeba by było targać cały majdan?
Mocno zniechęcająco brzmią fragmenty opisujące machanie wiosłami na Zalewie Włocławskim. Słabo się pływa po jeziorach, wiem coś o tym. Jak długi odcinek jest takiej "stojącej" wody?
A tak BTW, całkiem spore zainteresowanie na Twitterze Twoją relacją Mysi:
https://twitter.com/ZnienackaP/status/1389127590208696321?s=20
No spontan był. 😀
Gdyby nie Hanka, z pewnością byłoby trudniej. Nie wiem jak by to wpłynęło na nasze morale, ale tak od razu byśmy się nie poddali Za Nieszawą, znów wrociła pełna radość z wyprawy. Nockę w marinie Anwilu jakoś byśmy przeżyli, potem i tak do 8-ej trzeba się wyrobić. Następne śluzowanie chyba o 11-ej.
Nie wyobrażam sobie przenoszenia kajaka. 14 m różnicy, a po drodze ruchliwa szosa, nie wiem czy tam jest jakieś przejście. Nie analizowaliśmy tego.
Stojąca woda jest praktycznie od Płocka do tamy, ok. 40 km. Z tym że trafiliśmy najgorsze możliwe warunki. Deszcz i wiatr w twarz. Przy dobrej pogodzie nie musi być tak źle. Można sobie podzielić tak odcinki, żeby spać w Murzynowie, albo w Dobrzyniu nad Wisłą, a na drugi dzień się śluzować.
Na Twitterze się nie znam.
No, Panowie, chapeau bas! Kawał dobrej roboty - i z wyprawą, i z relacją. Podziwiam samozaparcie, wygraną walkę z warunkami atmosferycznymi i stojącą wodą przed Włocławkiem.
Fajnie, że odkryliście przed nami mniej znane oblicze naszego kraju. Przynajmniej przede mną, bo dla mnie jest to absolutne novum. Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłem na żadnym spływie. A już spływ po Wiśle, na tak długim odcinku? Jestem pod wrażeniem.
À propos wrażeń. Bardzo spodobał mi się fragment o pozostałościach mostu w Opaleniu. Trochę poszperałem na jego temat i okazało się, że płynęliście pod jego przęsłami - w Toruniu 😉 Ciekawa historia, bo po pierwszej wojnie światowej, ze względu na kształt granicy z Niemcami, most stał się niepotrzebny i został zdemontowany. Większa część trafiła do Torunia, mniejsza do Konina. Na starych zdjęciach most w Opaleniu robi wspaniałe wrażenie.
Po przeczytaniu całości mam dwa wnioski: wygląda na to, że odwróciliśmy się od rzek (jeśli odniosłem złudne wrażenie, to wyprostujcie mnie), chyba wolałbym spływ na krótszym odcinku (może od Nieszawy) i trochę więcej buszowania po „okolicy”, bo atrakcji - jak można przeczytać - nie brakuje.
Wyprawa wspaniała, choć osobiście żal by mi było tych mijanych w przelocie miejsc... Ale to by była już inna - i dużo dłuższa - historia. Jestem pełna podziwu! A podczas lektury, zwłaszcza pierwszej części, cały czas grało mi "Gdzie ta keja".
Co do Wisły to kiedyś słyszałam anegdotę, oczywiście sprzedawaną jako historia prawdziwa. Otóż kilka(naście) lat temu Warszawę odwiedziła grupa ważnych Japończyków. Między innymi zorganizowano dla nich rejs po Wiśle. Po zakończeniu wycieczki strona polska usłyszała, że wszystko super, ale jakim cudem udało się przywrócić prawy brzeg do stanu naturalnego, przecież to musiało kosztować niewyobrażalne pieniądze...