Ja akurat się zgadzam z tymi obserwacjami. Nie twierdzę oczywiście, że wszystkich dotyczą, ale generalnie trafnie opisują zjawisko. Instapodrożowanie to dziś powszechna praktyka. Ja natomiast w ogóle za podróżowaniem nie przepadam. Jeśli podróżuję to na ogół dlatego, że Milady chce, albo dzieciaki powinny gdzieś pojechać. Wyjazdy, które dawały mi kiedyś prawdziwy fun to były wyjazdy nurkowe. Ale nie mogę już nurkować więc dupa zbita.
A ja myślę, że autor albo prowokuje albo ma spory kompleks. Z tym, że to pierwsze, wyrwane z kontekstu, wygląda jak spory problem autora, bo nie ma kontynuacji 'badania'. On uważa, że spędzanie urlopu na czytaniu poezji w przedpokoju to coś normalnego a wyjazd do Japonii to udawane szlachectwo, a dla kogoś innego wygląda tak jakby on się wywyższał, bo rozumie poezję. Obawiam się, że większość ludzi podróżuje bo lubi a wrzuca zdjęcia na insta bo... tak wygląda teraz życie. A czy ono jest lepsze czy gorsze niż w czasach bez insta, nie wiem, na stówę inne. Myślę tylko, że potępianie ludzi za to, że podróżują i relacjonują jest głupie, kto nie chce, nie musi oglądać, nie ma obowiązku.
Twtter is a day by day war
Wyobraźmy sobie, że konta na Insta mają Tomasz, Karen, Czarny Franek, Wilhelm Tell, Sokole Oko, Baśka, Zaliczka, Ludmiła, Lejwoda, Winnetou, Krwawa Mary, a kto wie, może i Prot 😉
wie, wie! - kocham słowniki!
Trafiłam na ten artykuł rano i nie doczytałam do końca. To, co mnie odrzuciło, to m.in.
- twierdzenie, że turystyka jako wyznacznik statusu społecznego to coś nowego. Bzdura. Zawsze tak to wyglądało. Tyle że kiedyś jechało się do Bułgarii czy nad Balaton, potem do Egiptu, a teraz do Tajlandii
- rozciąganie zjawiska na dużą grupę osób, trochę według zasady "wszystkie Koziorożce są zdyscyplinowane".
- nieuwzględnienie, że właśnie taki maksymalny wyjazd może być najlepszym sposobem na restart
- truizmy typu "nie da się poznać obcej kultury w dwa tygodnie". No nie da się. I co z tego? Nie lepiej poznać 1% tej kultury niż z góry uznać, że to bez sensu?
- wyższość Pana Profesora wobec studentów oraz właściwie wszystkich osób, które robią coś inaczej niż on
- było rozciąganie, będzie zawężanie - pan jakby nie zauważał, że podróże jako nagroda za trud to tylko część większego zjawiska. Jeden kupi ferrari, inny skarpetki od Armaniego, jeszcze inny urządzi sobie ogród japoński na tarasie. A ktoś inny pojedzie do Australii.
- jakie są wnioski z tego wywiadu? Panowie opisują pewne zjawiska, prześcigają się w krytyce... i tyle. Żadnej konkluzji, żadnego "zamiast", właściwie nawet żadnego podsumowania. Ot, jest źle, turyści to snobistyczni, narcystyczni głupcy z wypranymi mózgami. Ale co w takim razie byłoby dobrze?
Lubię podróżować. Nie stać mnie (czasowo i finansowo) na zobaczenie choćby 10% tego, co chciałabym zobaczyć. Nie wiem, czy jadąc do Hiszpanii a nie do Tybetu, zaliczam się do osób, które "zaliczają" miejsca, ale pewnie tak. Ale nie oceniam nikogo po symbolicznym paszporcie, zwłaszcza jeśli chodzi o poziom intelektualny czy kulturalny. I nie znam nikogo, kto by to robił.
Szanowni Koledzy Kustosz i PawełK nie zawiedli, stanęlii na wysokości zadania i udzielili odpowiedzi zgodnie z moimi oczekiwaniami (obserwując wcześniejsze wpisy na forum) 🙂
Wydaje się, że punkt widzenia, zależy od punktu... no właśnie: jeżdżenia bądź leżenia w korytarzu z tomikiem poezji i jak to często bywa: każda myszka swój ogonek chwali.
Nie wiem czy osoba negatywnie nastawiona powinna oceniać jakieś zjawisko od strony badawczej, bo wygląda to tak, że nie kierowała się prawdą obiektywną, a starała się udowodnić z góry uknutą hipotezę (być może spowodowaną jakimiś wcześniejszymi doświadczeniami?), No chyba, że - jak wspomniał Paweł - miała to być prowokacja, ale jaka?
Co prawda pan doktor dość trafnie zdefiniował wiele aspektów związanych ze współczesnymi zachowaniami turystów, ale jednocześnie niezwykle spłycił, zawęził, a nawet starał się wyszydzić lub zohydzić wspaniałą, 180-letnią historię współczesnej turystyki i zamiast ograniczyć się do analizy przeprowadzonego badania, przedstawił nam swój punkt widzenia. Gdy dojechałem do finału tekstu miałem nieodparte wrażenie, że równie dobrze można by porozmawiać na temat turystycznych doświadczeń tego pana, na podstawie jego wyglądu i zaprezentowanego na końcu artykułu zdjęcia.
Szanowni Koledzy Kustosz i PawełK nie zawiedli, stanęlii na wysokości zadania i udzielili odpowiedzi zgodnie z moimi oczekiwaniami
Różnica między nami a opinią naukowca jest taka, że Kustosz, którego nie jarają wycieczki, nie komentuje moich opisów, a ja nie oczekuję, że Kustosz je będzie komentował. Według tej pracy ludzie byli i są zmuszani przez 'podróżników' do oglądania i podziwiania (ta trauma autora, którego ktoś zmuszał do odwiedzin w celu oglądania slajdów....).
Twtter is a day by day war
w celu oglądania slajdów.
hehehe tak bywało - pamiętam takie "imprezy" jak ktoś gdzieś tam po raz pierwszy... a jeszcze jak przywiózł jedną (słownie: jedną) puszkę Heinekena, którą wszyscy z namaszczeniem po kolei po łyku próbowali... Ech!
Trafiłam na ten artykuł rano i nie doczytałam do końca. To, co mnie odrzuciło, to m.in.
Zgadzam się z Marutą.
Też nie doczytałam do końca tego artykułu, bo jest jednym z najgłupszych, jakie ostatnio widziałam.
Szkoda mojego czasu na czytanie takich bzdur.
Lubię podróżować. Po Polsce i dalej. Bardzo. Choć nie mam zbyt często okazji.
Podróże mnie relaksują. Dzięki nim poznaję fajnych ludzi, czasem zawieram bardzo wartościowe znajomości na lata. Odkrywam świat inny niż własne podwórko. Zwiedzam ciekawe miejsca. Smakuję lokalne potrawy. Zbieram wspomnienia. Robię sobie albumy z podróży i potem wieczorami je oglądam. Sprawia mi to przyjemność.
Nie wyobrażam sobie spędzać urlopu siedząc w domu, co niektórzy robią. Dla mnie to nie byłby urlop. To już bym wolała chodzić do pracy.
Nie odhaczam miejsc na żadnej liście. Owszem, robię sobie wstępny plan na pozdróż, ale jak potem z pewnych względów nie uda mi się czegoś zobaczyć, to nie panikuję ani nie jest mi żal. Uważam, że może to znak, że jeszcze kiedyś tam wrócę 🙂
Zrobiłam próbę numer dwa.
Spróbowałam przeczytać artykuł.
Dotarłam do Janusza i Grażyny i zamknęłam.
Nie czytam wypocin nikogo, kto używa tych głupich określeń.
Zaskoczyło mnie takie ujęcie, bo teraz niby ekologia, ślad węglowy itp... Słyszałam o influencach, którzy lubią się popisywać (prowokować niebezpieczne sytuacje), ale nie wiedziałam, że zjawisko ekstremalnych podróży jest tak popularne.
Myślałam, że u nas ludzie lubią sobie pojechać gdzieś na słoneczko, poleżeć na leżaczkach przy basenie, pojechać nawet na jakąś wycieczkę. W złym towarzystwie się najwidoczniej obracam 😉