Naprawdę? Corocznie? Nie znam.
Naprawdę. Ale jak sam widzisz, pewnie to są pojedynczy ludzie, więc twierdzenia JM "wyznawcy" jest słabe...
Twtter is a day by day war
Pojedynczy ludzie to może nawet modlą się do Molendy, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie czytając niektóre komentarze na jego fejsie.
W jakimś sensie to prawda W niektórych miejscach można takie skłonności wyczytać.
Nie znam nikogo, kto by twierdził, że Nienacki to zajefajny gość, który nic nie ma za uszami. Ale pewnie nie znam wszystkich. Co prawda dziwi mnie coroczne pielgrzymowanie na grób Nienackiego (a tacy wydaje się bywają), ale czy można tu mówić o wyznawcach? IMO typ wyraźnie nie potafi odróżnić ludzi, którzy bawią się w książki od członków sekty, którzy bezkrytycznie przyjmują to co twierdzi(ł) guru. Zadziwia to tym bardziej, że facet zjechał pół świata, spotkał różnych ludzi, różne kultury. IMO wyraźnie zaleźliśmy mu za skórę. Ciekawe czy po nocach śni mu się krytyka jego wypowiedzi 🙂
Bardziej myślałem o boskości, aczkolwiek wyznawców należy chyba traktować jako figurę retoryczną. Chyba, że nie?
Tak, ta druga kwestia jest zastanawiająca. Zamieszałeś Pawle w tym kotle 🙂
Pojedynczy ludzie to może nawet modlą się do Molendy, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie czytając niektóre komentarze na jego fejsie.
Żartujesz, prawda?
Żartujesz, prawda?
Nie.
Pojedynczy ludzie to może nawet modlą się do Molendy, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie czytając niektóre komentarze na jego fejsie.
Żartujesz, prawda?
Zgadzam się z Kustoszem. Pojawiają się tam osoby tytułujące go mistrzem i to w formie "Mistrzu".
Twtter is a day by day war
Mistrzu? Ale myślicie, że to ci sami ludzie stworzyli jego biogram na Wikipedii, pisząc o „przeciągach”?
Mistrzu? Ale myślicie, że to ci sami ludzie stworzyli jego biogram na Wikipedii, pisząc o „przeciągach”?
😍
Twtter is a day by day war
Mistrzu? Ale myślicie, że to ci sami ludzie stworzyli jego biogram na Wikipedii, pisząc o „przeciągach”?
😍
Jakich znowu przeciągach?:)
Jakich znowu przeciągach?:)
"w przeciągu ćwierci wieku odwiedził cztery kontynenty i kilkadziesiąt krajów."
Twtter is a day by day war
Fakt, dałoby się zgrabniej.
Nowy wywiad z autorem biografii:
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
Nie mam dostępu premium, ale mnie się wyświetla:
Jarosław Molenda: Nienacki prowokował. Postępował jak dzisiejsi celebryci [WYWIAD]
BARTOSZ CZARTORYSKI
Kim był Zbigniew Nienacki? Wydaje się, że to pytanie proste i odpowiedź jest nam już dobrze znana, ale okazuje się inaczej. Bo są ich dziesiątki. Tuż po premierze "Pana Samochodzika i templariuszy" od Netfliksa rozmawiamy z Jarosławem Molendą, autorem książki "Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika", która ukaże się 22 sierpnia.
Jarosław Molenda: Nienacki prowokował. Postępował jak dzisiejsi celebryci [WYWIAD]CAF,
Bartosz Czartoryski: Nie miał pan ochoty, jak Nienacki, sam sobie tego wywiadu napisać?
Jarosław Molenda: Nie! Jako że zajmuję się literaturą faktu, to aż tyle wyobraźni bym nie miał, poza tym nie wyznaję zasady Janka Himilsbacha, który mawiał "ile razy można pieprzyć to samo" i ciągle zmieniał te swoje wersje różnych zdarzeń, żeby było ciekawiej.
Na tle postaci historycznych, o których pan pisał, często paskudnych, Nienacki, tak czy siak, wydaje się cokolwiek niesympatyczny, a to jednak sztuka.
Bo to w opinii wielu był kawał suk****na.
Czemu padło akurat na niego?
Zabrałem się pisania do tej książki, kiedy, jadąc pociągiem, przeczytałem informację o powstającej dla Netfliksa ekranizacji prozy Nienackiego. I zwąchałem krew, zwłaszcza po swojej książce o Alfredzie Szklarskim, która sprzedała się bardzo dobrze. Pamiętałem też, że Nienacki to znacznie ciekawsza postać jako materiał na książkę. Szklarski na jego tle był kryształ człowiek, bo nie licząc pisania do gadzinówek, trudno było mu coś zarzucić. A Nienacki miał tyle za kołnierzem i za slipami, że czułem, że nie będę miał problemu, aby z tego książkę zmajstrować. Poszedłem za ciosem i pracowałem po kilkanaście godzin dziennie, żeby zdążyć na premierę filmu.
Nienacki nie jest człowiekiem enigmą, sporo o nim wiemy, wyszły już bodajże dwie inne biografie, ale czy coś mimo wszystko pana zaskoczyło podczas pracy nad swoją?
Powiem panu, że niedużo, ale nie dlatego, że jestem taki wspaniały, tylko napisałem pięćdziesiąt książek, uwielbiam pisać biografie i lubię grzebać w dokumentach, dlatego trudno mnie zaskoczyć. No i pierwsze, co zrobiłem, to przeczytałem te biografie, o których pan mówi, chcąc zobaczyć, czy w ogóle mogę dorzucić tam coś od siebie. Nie chciałem robić kompilacji. Ani też pisać skandalizującej książki, lecz skoro miała to być porządna biografia, to musiałem powiedzieć o wszystkim. Jest tam trochę o jego twórczości, ale bardziej interesowało mnie to, jak postrzegał ją sam Nienacki, jak podchodził do swojej prozy. No i świetne są też jego boje z "Polityką", gdzie pisano chociażby, że najlepszą książką Nienackiego jest jego… książeczka czekowa.
Mnie bardzo się podobało, jak Nienacki dbał o swoją kreację, jak pozował na odnowiciela literatury przygodowej, jego zapędy mitomańskie. I zastanawiam się, czy łatwo było panu oddzielić prawdę od stworzonej przez niego fikcji na swój temat.
Nie, to akurat łatwe nie było. Nie miałem szansy porozmawiać z Nienackim czy ludźmi, którzy go dobrze znali, stąd musiałem podchodzić ostrożnie do znalezionych przez siebie informacji. Jego żona już nie żyje, syn również, wnuk nie może przecież nic pamiętać na jego temat, a pani Alicja Janeczek ma wyidealizowany obraz Nienackiego, dlatego uznałem, że nawet nie ma sensu się z nią spotykać, bo napisałbym hagiografię. Trochę ludzie w Jerzwałdzie mi poopowiadali, ale on był odludkiem, czyli tam też nie znali Nienackiego na tyle dobrze…
Czyli nadany mu przez bezpiekę kryptonim "Eremita" nie był przypadkowy?
Nie, wcześniej brzmiał on "Samotnik". Bo faktycznie wyjechał do pustelni, wtedy Jerzwałd miał może 200 mieszkańców. Nie bez kozery otrzymał taki przydomek. Ale miejscowi, którzy go pamiętali, raczej nie darzyli Nienackiego sympatią. Miał duszę ormowca. Dlatego też trudno było zbudować ten portret z relacji obiektywnych. Studiowałem wywiady, jego zachowania, wybory polityczne i wydaje mi się, że udało mi się nakreślić obraz tego człowieka zbliżony do prawdy.
Zaskoczyła mnie informacja, że Nienacki korzystał z usług ghostwriterskich, jako że kłóci mi się tu obraz autora o, jakby nie było, ambicjach literackich, z człowiekiem leniwym.
Nie do końca tak było, bo, faktycznie, przyznawał się do korzystania z usług pewnych osób przy pisaniu książki, ale chodziło mu o to, że zbierali mu oni materiały na tematy, na których on się nie znał. Kontaktował się wtedy z różnymi ludźmi i wypytywał ich o rzeczy, o których, po prostu, nie miał pojęcia. Czyli raczej były to osoby, które dostarczały mu tła historycznego czy z innych dziedzin, bo samo pisanie, akcja, dialogi — daję głowę, że za to odpowiadał sam.
Czyli byli to bardziej researcherzy?
Tak, zgadza się.
Nienacki był świadomie uwikłany w system socjalistyczny, ale zdawał też przecież sobie sprawę z jego słabości. Czemu był wobec tego tak żarliwym wyznawcą komunizmu?
Nienacki nie idealizował tego systemu, ale uważał chyba, że nie ma lepszego. Był wiernym dziennikarzem, idącym po linii partyjnej, za co został doceniony. Robił, co trzeba i rzeczywiście czerpał z tego profity. Miał na początku kariery ten zgrzyt, bo nawywijał w Moskwie i przyjechał do kraju z łatką antystalinowca, przez co miał przechlapane przez kilka dobrych lat. Ale po odwilży, kiedy poluzowano śrubę, postawił na Gomułkę, co mu się opłaciło. Były momenty, kiedy jego książki szły w ogromnych nakładach, brakowało papieru, ale dla niego się znajdywał. Jak mu coś nie pasowało, pisał do Jaruzelskiego albo Kiszczaka i sprawę towarzysza Nienackiego się załatwiało.
Czyli była to miłość koniunkturalna?
Oj tak, koniunkturalistą był dwustuprocentowym. Może matki by nie sprzedał, ale braci bez żadnego problemu, szczególnie tego, który walczył w szeregach Armii Krajowej. Ale kochał komunę do samego końca, trzeba to przyznać. Kosztowało go to sporo, bo kiedy system się zawalił, to i jemu grunt się trochę spod nóg osunął. Czuł się w tym reżimie bezpieczny, coś w nim znaczył. Stąd ta jego miłość do ustroju.
Znany też był z niechęci do łamania prawa, aktywnie piętnował chociażby kłusownictwo i piractwo drogowe. Powiedział pan wcześniej, że Nienacki miał duszę ormowca, ale czy to czysta ambicja, czy raczej, ponownie, koniunkturalizm?
On chyba to lubił. Taką miał naturę. Ciął kłusownikom sieci, czaił się na wyjeżdżających z lasu z choinkami, łapał za przewinienia drogowe. Nie musiał tego robić, zwłaszcza że mieszkał w małej społeczności, której się naraził. Musiał przez to zamontować kraty w oknach, chodził z bronią.
Jak w ogóle był traktowany przez komunistycznych dygnitarzy? Jak kolega, z sympatią?
Wydaje mi się, że dość instrumentalnie. Władza mu, oczywiście, szła za rękę, miał problemy z urzędem skarbowym, z miejscowymi milicjantami, ale sprawy załatwiono, zapłacił, co miał zapłacić, a tamtych przeniesiono na inny posterunek. Chyba nie towarzyszyła temu sympatia.
Tuszowano też jego skandale obyczajowe, romanse czy nie było takiej potrzeby?
W tym chyba nie potrzebował pomocy. Był finansowo niezależny, pozarabiał naprawdę duże pieniądze na swoich książkach, "Samochodziki" świetnie schodziły, a "Raz do roku w Skiroławkach" przeszły bez większej ingerencji cenzury, bo potrzebowano wtedy odwrócić uwagę ludzi od kwestii stanu wojennego. A co do romansowania, Alicja Janeczek była oficjalnie pomocą domową, a nie kochanką. Miał też wtedy żonę, czyli pozory obyczajowości zachowywał i chyba władza się tym zbytnio nie interesowała. Nie szkodziło mu absolutnie, że zamieszkuje z nastoletnią dziewczyną.
Niewykluczone, że on sam taką opinię pielęgnował. Ale przez cały ten czas dbał o swoje książki, poszukiwał, próbował różnych gatunków. Wyprzedzał swoje czasy. Miał tych ludzi od researchu, szukał tego, co akurat było popularne i wiedział, co zrobić, żeby o jego książkach mówiono. Już kilkadziesiąt lat temu zrozumiał, że nieważne, jak mówią, oby mówili. I im więcej pomstowano na te "Skiroławki", to tym bardziej prowokował, czyli postępował tak samo, jak dzisiejsi celebryci. Myślę, że to była jego świadoma kreacja, marketing, którego się wyuczył.
Zakończmy pytaniem trochę ogranym, ale jestem ciekawy pańskiej odpowiedzi jako biografa: na czym polega nieustający fenomen "Pana Samochodzika"?
Nienacki przeczytał mnóstwo literatury przygodowej i przeniósł to na polski grunt, posługiwał się schematami, które zaadaptował. A młodzież polubiła tego przemądrzałego przecież Pana Samochodzika, który z początku dostaje po uszach, ale ostatecznie tryumfuje.
Polubi też tego nowego?
No i na sam koniec wsadził mnie pan na minę (śmiech). Całą noc myślałem nad tym pytaniem. Odpowiem tak, ja już za tym światem trochę nie nadążam, ale mam obawy, że tą nową wersją Netflix nikogo nie "kupi", ani młodych, a już tych "starych" — tym bardziej. Ja rozumiem intencje producentów, którzy chcieli zrobić film, który obejrzy widownia w wielu krajach, a wyszło… jak wyszło. Dla mnie bohater nie wzbudza sympatii, gdzie mu tam do klasy pana Mikulskiego, gdzie ten humor z czarno-białej wersji? W porównaniu z tą obecną ekranizacja sprzed pięćdziesięciu lat w reżyserii Huberta Drapelli jawi się niczym arcydzieło.
Źródło: Onet
Data utworzenia: 15 lipca 2023 10:50
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
Dzięki Barabasz. Właściwie to samo co w poprzednim wywiadzie, mam tylko wrażenie, że w łagodniejszym tonie. W sumie, nie ma się do czego przyczepić.
A w czym Nienacki był podobny do dzisiejszych celebrytów? Bo zaczytywałem się w dzieciństwie samochodzikami, ale przyznam bez bicia - o samym autorze nie wiedziałem wtedy chyba nic.
A w czym Nienacki był podobny do dzisiejszych celebrytów? Bo zaczytywałem się w dzieciństwie samochodzikami, ale przyznam bez bicia - o samym autorze nie wiedziałem wtedy chyba nic.
Trochę się czepiasz Hebius. Nie wiedziałeś bo nie było celebrytów. Żeby takie zjawisko mogło zaistnieć muszą być jego nośniki, najpierw prasa brukowa, a teraz internet. A podobny był w tym, że prowokował środowisko dziennikarzy, publicystów, kolegów po piórze czyli próbował wywoływać szum wokół swojej osoby.
A podobny był w tym, że prowokował środowisko dziennikarzy, publicystów, kolegów po piórze czyli próbował wywoływać szum wokół swojej osoby.
Ale celebryci nie są celebrytami dlatego, że są kontrowersyjni tylko dlatego, że bywają.
Czyli jak pisze Wikipedia: Zgodnie z definicją sformułowaną przez Daniela Boorstina w 1961 roku celebryta to osoba, która jest znana z tego, że jest znana.
Twtter is a day by day war
celebryta to osoba, która jest znana z tego, że jest znana.
Owszem, ale w potocznym użyciu celebrytą jest zarówno osoba znana z tego, że jest znana, jak i aktorka czy piosenkarz, którzy są bardzo widoczni w mediach. A najłatwiej być widocznym będąc kontrowersyjnym. Ale żeby mogli być widoczni muszą być te media. Kiedyś ich nie było.
Bo nie stawiamy tam rozwadnianiu pojęć i znaczeń.