Dojrzałam wreszcie do zakupu gramofonu.
Jak tylko się wprowadzimy do naszego domu (akcja planowana na czerwiec tego roku, trzymajcie kciuki), planuję kupić wraz z nagłośnieniem.
Jeśli ktoś z Was się zna i chciałby mi doradzić, to chętnie skorzystam z pomocy.
Póki co robię sobie listę płyt do kupienia.
To trochę mój konik, mam aktualnie 7, z tego 2 czekają na naprawę, 1 już u syna. Wszystko zależy od budżetu i czy ma to byc klasa hi-fi, z wymienną, markową wkładką, podłączona do klasycznego wzmacniacza i kolumn, czy taka zabawka, jakich ostatnio dużo w różnych marketach - są takie zestawy walizkowe z wbudowanymi głośniczkami, możliwością zgrywania na mp3 (jakiś kompletny bezsens) i podobno też grają.
To trochę mój konik
To zaproponuj coś. I chętnie bym dowiedział się na temat takich z akceptowalną ceną ale z trzema prędkościami.
Twtter is a day by day war
To zaproponuj coś.
Nie wiem czy wolisz nowy czy raczej coś retro z lat 80 i co to znaczy akceptowalna cena. Ale bez dłuższego szukania - dobra firma, 3 szybkości, wygląda na prawie nowy - na gwarancji, można zamontować lepszą wkładkę (dla mnie "lepsza" tej samej firmy, gdzie rzeczywiście słychać różnicę to cena ok 800 zł extra)
plusy: gwarancja, nieporysowana obudowa, ma przedwzmacniacz wbudowany (jeśli ktoś nie ma wzmacniacza z wejściem phono), 3 szybkości, napęd bezpośredni.
Minusy: obsługa manualna - czyli ramię trzeba podnosić, opuszczać, wracać po odsłuchu - ręcznie (dla mnie to mega niewygodne, ale znam takich, którzy sobie inaczej nie wyobrażają), nowoczesne wykonanie.
https://www.olx.pl/d/oferta/gramofon-audio-technica-at-lp120xusb-czarny-CID99-ID13TRVd.html
Jak mi powiesz więcej szczegółów (pytania jw). oraz czy masz wzmacniacz (jaki) kolumny (jakie) to można poszukać dalej.
PawelK, naprawdę jeszcze masz płyty na 78 obrotów?
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
To zaproponuj coś.
https://www.olx.pl/d/oferta/gramofon-audio-technica-at-lp120xusb-czarny-CID99-ID13TRVd.html
Czyżby ktoś z nas kupił?
Ogłoszenie już nieaktywne.
Ogłoszenie już nieaktywne.
Okazje zdarzają się coraz rzadziej, trzeba czasem się naszukać, kilka sprzętów sprowadziłem z zagranicy i raz dałem się oszukać. Ale kilka razy: pozytywnie zaskoczyć 🙂
Czyżby ktoś z nas kupił?
Ogłoszenie już nieaktywne.
Ja nie, ale dzięki, bo wiem na co patrzeć.
Inna sprawa, że cały czas latają mi po głowie rozważania "mieć czy być" i nie jestem w chwili obecnej, że będę kontynuował zasiedziały tryb życia z wieloma rzeczami wokół siebie. Oczywiście może się to zmienić z różnych przyczyn, ale teraz jeszcze jestem nastawiony na zmiany. Więc pewnie nic nie kupię.
Twtter is a day by day war
A ja pamiętam jak przed wiekami, kiedy nie było jeszcze płyt kompaktowych wszyscy mieli winyle, choć winyle tak się wtedy nie nazywały. Trzeszczące winyle. I wszyscy chcieli żeby nie trzeszczały. A potem objawił się kompakt, gdzie nie trzeszczało i wszyscy byli szczęśliwi, że już nie trzeszczy. I ja nadal jestem.
Płyta winylowa to ładny przedmiot, gramofon to fajny, nostalgiczny gadżet, taki sam jak komiks z Kapitanem Żbikiem. Przyjemnie czasami zanurzyć się w takiej atmosferze retro, ale na co dzień słucham normalnie. Czyli CD, a najczęściej to już właściwie z laptopa.
Tak ja to widzę.
@Kustosz ma wiele racji, zresztą wspomniany dzisiaj przez Setha na drugim wątku Tomasz Wróblewski dość dokładnie to opisuje. Moim zdaniem tu liczy się bardziej cała otoczka oraz... /nie/przypadek...
Mianowicie taki, że w latach dzieciństwa otoczony byłem płytami winylowymi (w tej kategorii umownie również płyty szelakowe i pocztówki dźwiękowe) i tak właśnie wszedłem w okres dorastania i poszukiwania własnych muzycznych fascynacji. Po prostu nie było nic innego, niż radio (a w nim muzy jak na lekarstwo) i gramofon.
Potem pojawiły się magnetofony (szpulowiec, następnie kaseciaki) i rzeczywiście można było na bazarze kupić piracką płytę - na kasecie lub samemu zgrać (spiratować), no ale to trochę inny system walutowy. Nie mieszajmy.
Po winyle stałem w kolejkach, szukałem ich na mieście, przywoziłem z eNeRDe i Czechosłowacji, wymieniałem za perskim itp. CD też już się wtedy pojawiły (1983/84) lecz były nieosiągalnym przedmiotem pożądania, na który gapiłem się godzinami na wystawie Heliconu na Freta 45 albo w tzw. przegrywalni w Combo na Slupeckiej. Tak! CD brzmiały perfekcyjnie, a winyle trzeszczały.
Mało już kto pamięta, że prezenterzy radiowi z tamtych czasów (70/80) puszczali muzykę z winyli, choć zazwyczaj udawało im się wykombinować nówki-sztuki.
A ja większość tych trzeszczących winyli mam do teraz - tych zakupionych wtedy. Nie jest to więc przypadek, że zbieram nadal. No przecież tamtych nie wyrzucę?! (Owszem bywało nerwowo, ale obroniłem!).
A CD zbieram niejako kompulsywnie, dlatego że wtedy nie było mnie na nie stać, więc: aby sobie to jakoś zrekompensować. Zresztą pierwsze CD (Queen Greatest Hits II oraz Radio K.A.O.S. Watersa) dostałem od kumpla z Kanady dopiero w 1992 r. Więc z czym do gości? Dla porównania - pierwsze 4 winyle "Mazowsza" dostałem od Babci w momencie narodzin, a pierwszy "własny" LP to bodajże Perfect "Perfect" (1981) wymieniony z kolegą za figurki Muppetów. Przez te 11 lat 1981-1992 zdążyło wydarzyć się chyba wszystko.
A teraz? Mam sporo płyt, mniej więcej po połowie CD i winyli. Nadal szukam i mam spisaną wishlistę, nie zwracam już uwagi, na którym nośniku. CD nie zabierają tyle miejsca, winyle lepiej leżą w ręku, mają czytelniejsze okładki (teraz to ma coraz większe znaczenie) no i mają tę pierwotną magię wspomnień. Nowe reedycje już nie trzeszczą, ale są znacznie droższe niż CD. Często jakieś wydawnictwo występuje tylko na tym, albo na tamtym nośniku.
A co do jakości dźwięku... zdaniem nie-audiofila tylko zwykłego słuchacza: warto trochę zainwestować w sprzęt klasy Pewex, ale bez przesady. Przysłowiowe "złote kable" dla normalnych zjadaczy dźwięków nie mają znaczenia. Od pewnego poziomu różnice są już niesłyszalne, chyba, że ktoś ma słuch absolutny. Ja mam stępiony przez koncerty.
Aha, prawdą jest, że CD oferuje dużo wyższy poziom dźwięku niż winyl. Prawdą jest, że reedycje tej samej płyty są podpompowane dźwiękowo (dobasowane umc umc umc itd.) w porównaniu z first-pressem. O oba typy nośników warto dbać, bo oba się rysują i wtedy święty Boże nie pomoże. Stare winyle można reanimować (czytaj: odkurzać) w myjkach ultradźwiękowych co daje efekty, ale rys fizycznych nic nie odnowi. Prawdą jest, że w gramofonach największą rolę ogrywa wkładka/igła (ale też bez przesady) a w odtwarzaczach CD najlepiej brzmią te najstarsze (sic!) z 1983/84 z legendarnym przetwornikiem TDA1541. Oczywiście wszystko ww. - moim subiektywnym zdaniem.
I jeszcze muszę to dopisać, muszę - bo się uduszę. Na okładki starych płyt, choćby tych z naszego konkursu, mogę gapić się z podziwem, a na te gładkie obrazki made in/by AI patrzeć nie mogę, no nie mogę. Cofa mi się.
@nieprzypadek.pl napisał sporo rzeczy, pod którymi mógłbym się podpisać. Też pamiętam swoje pierwsze czarne płyty - single i longplaye. A co ważniejsze emocje, które towarzyszyły ich odsłuchiwaniu. Otrzymane w spadku po braciach (były tam m.in. pierwsza płyta Perfectu, single Lady Pank z "Zamkami na piasku" i "Obcym"), a potem kupowane już świadomie w sklepie muzycznym lub pożyczane od sąsiadów (przykładowo "Dark Side of the Moon" i Ciechowski).
Pięknie trzeszczały nawet na "Arturze". Zdzierane godzinami, często przegrywane na Grundiga.
Mam do nich wielki sentyment, bo to one w znacznej mierze kształtowały mój gust muzyczny. Tego mi nic nie odbierze. Chyba, że pamięć pokładowa... Ale to dopiero za czas jakiś 😉
Potem pojawiły się srebrne krążki, które miały nad czarnymi ogromną przewagę. Były dostępne i pięknie grały. Czysto. Nie mówiąc już o tym, że zajmowały mniej przestrzeni i miały przepiękne wkładki z tekstami po angielsku 😉
Nadbierałem ich całą masę i jestem z tego dumny.
Teraz w zasadzie niewiele kupuję, bo jak pisałem wcześniej nie mam na czym słuchać. Czasami mam ochotę to zmienić, ale wtedy odpalam Apple Music albo YT, zakładam słuchawki i wracam na ziemię. W zasadzie to mi wystarcza...
W zasadzie, bo czasami miewam kaprysy. Co więcej, czasem nawet je spełniam. Na przykład zawsze marzył mi się oryginalny longplay "The Dark Side of The Moon" z 1973 roku. Piękny artefakt, który zmienił muzyczny horyzont, relikwia, swego rodzaju muzyczny Święty Graal. Leży i się kurzy. Obok pierwszego amerykańskiego wydania CD z "Ciemną stroną". Chciałem. Mam. Cały czas słucham. Na telefonie w wyżej wymienionych serwisach 😉
Reasumując, nośnik przestał dla mnie mieć znaczenie.
PS Też wkurzają mnie nowe wersje starych utworów. Słuchasz, a tam pojawia się coś innego i jesteś zawiedziony. Uważam, że to nieuczciwe. Jak chcą, niech zostawia poprzednią wersję i dorzucą "poprawioną". Słuchacze wybiorą.
Nieprzypadek wspomniał o okładkach. To jedna z rzeczy, w której winyle biły i biją na głowę CD. Po prostu - winyle był duże. Te same okładki, zmniejszone do formatu pudełka od CD, takiego wrażenia już nie robią.
Dochodzą kwestie dodatkowe, jak te okładki były robione. Np. legendarna ruchoma okładka Led Zeppelin III, gdzie wewnątrz podwójnej okładki schowane było kółko z obrazkami, które widoczne były przez wycięciach w okładce. Kółkiem można było obracać dzięki czemu w wycięciach pojawiały się coraz to nowe obrazki.
W wersji CD już żadnego kółka nie ma, wszystko jest po prostu zdjęciem.
W niektórych winylach były z kolei plakaty...
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
W wersji CD już żadnego kółka nie ma, wszystko jest po prostu zdjęciem.
W niektórych winylach były z kolei plakaty...
W CDkach były całe książeczki ze zdjęciami i tekstami utworów. Coś za coś.
Twtter is a day by day war
W CDkach były całe książeczki ze zdjęciami i tekstami utworów. Coś za coś.
Jeśli chodzi o wkładki na CD-kach, zazwyczaj były to te same co na LP winylowych, tylko że zmniejszone, a czytanie tekstów pod lupą lub mikroskopem - średnio mi pasuje. Oczywiście żadnych ruchomych bajerów jak u LZ albo wycinanki staku kosmicznego jak na ELO "Out of the Blue" nie ma i być nie może.
Ostanio zresztą zaczęli pakować CD w tekturowe ciasne opakowania (bo ma być eko i plastikowe pudełko już jest fuj) więc żadnych wkładek w reedycjach CD już nie ma. I nie będzie 🙂
A wyjęcie płyty z takiej ciasnej tektury to jakiś koszmar.
Natomiast reedycje winyli - owszem, tu się jeszcze graficznie starają, jest na grubym i na pełnej. To produkt stargetowany pod tych, co są w stanie zapłacić za płytę 150-200 zeta i poczuć tę odrobinę luksusu 🙂
Ale jest jedno co na CD jest/było, a na winylach nie - tzw. bonus tracki. Czyli wrzucony kolejny dodatkowy utwór z sesji, który nie zmieścił się na winylu. Czy to dobre? Kiedyś albumy z założenia miały stanowić spójną koncepcję. Jeśli coś się nie zmieściło - tzn. że było słabsze, nie pasowało do zestawu. Na CD można zmieścić więcej i ten bonus ma jakąś tam wartość dodaną/kolekcjonerską. I nie ma obowiązku, by go słuchać.
bo jak pisałem wcześniej nie mam na czym słuchać.
Hmmm, Chłopie, zawsze możemy się dogadać 🙂
a czytanie tekstów pod lupą lub mikroskopem - średnio mi pasuje.
Wtedy gdy kupowałem CD, to miałem trzydzieści kilka lat mniej i nie potrzebowałem lupy do niczego innego niż sprawdzania jakości znaczków pocztowych.
Twtter is a day by day war
Przesada z tym mikroskopem. Poza tym wydaje mi się, że tytuły, które wychodziły na CD w latach 90. raczej nie posiadały wydania winylowego. Przynajmniej u nas.
Wiadomix, że przesada, ale okładkę winylową lepiej i wygodniej się studiuje, a ja już bez okularów do czytania lub lupy słabiej sobie radzę z tym drobnym drukiem. Jeśli macie inaczej - gratuluję i zazdroszczę.
tytuły, które wychodziły na CD w latach 90. raczej nie posiadały wydania winylowego
Nawet jeśli wtedy nie posiadały, to teraz już posiadają 🙂 Ot taki chichot historii, bo nawet kasety wróciły.
Kasety, powiadasz... Czas odkopać Grundiga albo zakupić wieżę Diory 😉
Ja już załapałem się na koniec ery kasetowej i nie mam zamiaru wracać do nich. Były niepraktyczne, wciągały taśmę, trzeba było przekładać, trzeszczały itd. Mam kilka z sentymentu. Jak Empik pozbywał się kaset, kupiłem kilka w tym Red Hot Chilli Peppers Californication, chyba za 2 złote, teraz patrzę na allegro za 100 chodzą. Tylko, że tą kasetę dałem, jednej dziewczynie 🙂 Dla mnie dopiero CD były dopiero łatwe w użyciu, przy winylach czy kasetach trzeba zachodu a tak się wkłada płytę i działa. Teraz z mp3 w telefonie korzystam lub YT na komputerze. Mam kilka playlist do pracy czy czytania i nie muszę się bawić z żadnym nośnikiem.