Zakładam wątek zbiorczy, w którym możemy opisywać nasze wrażenia z obejrzanych i wysłuchanych koncertów.
I zaczynam, choć wiem, że gustami trochę odbiegam od innych Znienackowiczów 🙂
Cóż ... taka już jestem staroświecka i dobrze mi z tym 😉
Zanim przejdę do opisu wrażeń z wczorajszego koncertu, muszę cofnąć się do wtorku, kiedy to miałam okazję usłyszeć na żywo i zobaczyć z bardzo bliska (siedziałam w trzecim rzędzie) panią Irenę Santor.
Po raz pierwszy byłam na koncercie Ireny Santor i powiem Wam, że było to jedno z najpiękniejszych doznań artystycznych w moim życiu.
Co za głos! Co za DYKCJA!!! Można było z ogromną łatwością zrozumieć KAŻDE zaśpiewane przez panią Irenę słowo. Co za klasa! Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś tyle razy przedstawiał towarzyszących muzyków, żeby dziękował akustykom i oświetleniowcom.
Pani Irena, ubrana pięknie i elegancko w czarne spodnie i białą marynarkę, czyli gustownie i z klasą, pomiędzy śpiewanymi przez siebie piosenkami snuła ciekawe opowieści z nimi związane. Wielokrotnie wspominała Wojciecha Młynarskiego oraz innych autorów tekstów i muzyki, którzy przez lata tworzyli dla niej piosenki. Mówiła bardzo ciepło, a jednocześnie z werwą i humorem.
Zaśpiewała wiele starych piosenek, ale też sporo nowych, z ostatniej płyty.
I tak sobie pomyślałam, jak wyszłam z koncertu, że to jest Wielka Dama.
Nie żadna Tyszkiewicz, wyniosła, egzaltowana, sztuczna kobieta, która przez wielu jest uważana za damę, czego nie rozumiem.
Pani Irena Santor - to jest klasa, szyk i wspaniałe maniery.
A wczoraj byliśmy na Starym Dobrym Małżeństwie.
Po raz pierwszy. Ale na pewno nie ostatni.
Widownia Filharmonii Pomorskiej zapełniona do ostatniego miejsca.
Koncert był cudowny.
Trwał 2,5 godziny.
Bisów było chyba z 6.
Tylu nie widziałam na żadnym koncercie.
Widać tutaj dwie sprawy: ogromne emocje widzów i ciągły niedosyt piosenek oraz wielki szacunek zespołu do swoich fanów. Wychodzili ponownie 6 razy, aby zaśpiewać jeszcze ... I jeszcze ... I jeszcze ...
Mam ogromny szacunek i podziw dla takich artystów.
Jeśli zaś chodzi o emocje.
Cóż ... Nie da się tego opisać.
Prawie 900 osób śpiewających wraz z wokalistą, znających większość piosenek na pamięć - to musiało zrobić wrażenie na każdym.
Było pięknie ...
(...) wiem, że gustami trochę odbiegam od innych Znienackowiczów 🙂
To zależy. Na Irenę Santor rzeczywiście bym się nie wybrał, za to na Stare Dobre Małżeństwo muszę kiedyś koniecznie zabrać Milady. SDM to dla mnie kanoniczne wykonania wierszy Stachury. Lepszych nie było i nie będzie.
Swego czasu baaardzo często słuchałam SDM. Teraz rzadziej, ale z nie mniejszą przyjemnością. Kustoszu, wstawiona przez Ciebie piosenka to jedna z moich ulubionych, jeśli chodzi o repertuar SDM, zresztą chyba w ogóle...
Swego czasu baaardzo często słuchałam SDM. Teraz rzadziej, ale z nie mniejszą przyjemnością.
Dokładnie. Był okres, kiedy znałam ich cały repertuar i chadzałam na koncerty. Teraz puszczam czasem starą składankę, kiedy mam nastrój.
SDM, zupełnie nie, znam jeden utwór. I nie żeby mi się nie podobało tylko jakoś nigdy nie byłem fanatykiem koncertowych wersji takich utworów.
IS czasami gdzieś wpadnie przy okazji słuchania starszych przebojów ale na koncercie była Ania z moją mamą 🙂
Twtter is a day by day war
A tu mam zawsze dylemat, bo dla mnie ikoniczne wykonanie to Jan Kondrak.
Och, Maruto, jak ja lubię tę piosenkę, którą wrzuciłaś! 🙂
Z ciekawości rzuciłam okiem na koncerty - jest jeden w Warszawie w marcu 2020 i brak biletów 😯 . Mimo że sala w Teatrze Roma. Są też w Łodzi i Żyrardowie - pojedyncze miejsca...
U nas widownia była również zapełniona do ostatniego miejsca.
Dla mnie Kondrak lepiej oddaje Stachurę,
No nie. Jak "Życie to nie teatr" to w tej wersji:
Będę miała strasznie muzyczny lipiec. 16.07 w Gdańsku będzie Disturbed - muszę się rzucić jutro na bilety (i raczej zrezygnować z Rammsteina, ale bez wielkich smutków - Nietaj - chcesz bilet?)
To już dogadane z Nietajem. 🙂
To już dogadane z Nietajem.
Co dogadane? Nic nie wiem.
Znacie, lubicie Maćka Balcara?
Ja znam Jego muzykę od studenckich czasów w moim ukochanym Wrocławiu. Przez te wszystkie lata było mi z Nim po drodze. Nawet bardziej solowo niż z Dżemem. Bywało, że muzyka Balcara pozwalała utrzymywać mi się w pionie. Dzisiaj byłem na koncercie Maćka i niezmiennie jestem zachwycony muzyką, tekstami (najczęściej pisanymi przez innych), interpretacjami oraz kunsztem muzyków z Nim grających. Uwielbiam oglądać ludzi, którzy kochają to, co robią. Jeszcze bardziej frapująco wygląda to, gdy widzisz, jak dziwią się sami muzycy, obserwując odlatujących muzycznie kolegów.
Na koncercie pojawiły się numery ze wszystkich płyt Maćka. Świetnie mi znane, ale podczas koncertów są tak zaaranżowane, że zyskują niesamowitą świeżość. Niektóre z aranżacji przenosiły w inny, magiczny wymiar. "Biały wilk", "Pokochaj", "Wojna"... Fenomenalne! Do tego deser w postaci solówek wszystkich muzyków. Palce lizać!
Nad wokalem Maćka się będę się rozpisywać. Facet śpiewa znakomicie. Towarzyszący mu Panowie też znają się na swoim fachu. Dla mnie odkryciem był grający na elektrycznych skrzypcach Jan Galach. Na nowo pokochałem ten instrument. Brzmienie, wyczucie, prawdziwa maestria.
Na koniec jeszcze taka konstatacja o tym, jak zmienił się świat. Pamiętam koncerty Maćka we wrocławskim Alibi w 1997 czy 1998 roku, tamtą atmosferę i publiczność. To było prawdziwe szaleństwo, energia, pełen rock'n'roll, piszczące studentki, latające staniki (no, prawie), zapalniczki, zadymiony klub, alkohol i inne takie. Pełen ogień.
Dziś też było rockowo, ale zupełnie inaczej. Publika trochę wydoroślała i przyprowadziła własne latorośle. Nie było szaleństw pod sceną, zamiast tego bujanie w fotelikach. Zero fajek i napojów wyskokowych, za to w akcji były telefony komórkowe. Niby tylko dwie dekady, a prawie wszystko się zmieniło...
PS. Za bilet zapłaciłem 10 (słownie: dziesięć) złotych. Nie mam pojęcia skąd taka cena, ale to była najlepiej wydana przede mnie dycha od lat.
Mimo, że jestem wielkim miłośnikiem Dżemu i byłem na paru ich koncertach, to solowej twórczości Maćka nie znam kompletnie, nawet nie wiedziałam, za istnieje takowa. Muszę poszukać i posłuchać! Bilet za dychę? To prawie niemożliwe w dzisiejszych czasach...choć ja kiedyś byłem na koncercie dżemu za 0... płacił sponsor koncertu😁.
A co do zmiany klimatu to mi najbardziej przeszkadza to filmowanie telefonami. Mocno irytujące. Na szczęście coraz więcej artystów wprowadza zakaz komórkowania na swoich koncertach. Co do alkoholu-to jak koncert jest w klubie, to nadal jest...na szczęście 😉
@seth_22
Ano tak, że Balcar to zawsze był dla mnie tylko ten, co przyszedł, bo już nie było Ryśka, a utwory Dżemu, których słucham i które cenię, to tylko te, co powstały jeszcze za życia Riedla. Nawet nie próbowałem szukać informacji o Balcarze, ani wnikać w to co i czy cokolwiek robił przed Dżemem, albo obok Dżemu.
Rozumiem, o czym mówisz. Rysiek był niepowtarzalny, pisał wyjątkowe, bardzo mocne teksty. Niezwykłe były też okoliczności w jakich te najważniejsze teksty powstawały. I choć Rysiek przegrał ze swoimi słabościami, na zawsze pozostanie w sercach fanów Dżemu.
Wraz z Jego śmiercią Dżem zamknął swój najważniejszy rozdział. Znam też takich, którzy uważają, że zespół powinien był wtedy zakończyć swoją działalność. Rozumiem to, ale rozumiem też decyzję Jego kolegów z zespołu. "Show must go on", jak śpiewał równie tragiczny Freddie Mercury w tekście napisanym notabene przez Briana Maya.
Wracając do dżemowego wątku Balcara, nie był On pierwszym wyborem Dżemu. W drugiej połowie lat 90. miał własny zespół, wydał z nim płytę "Czarno". Równocześnie pojawiał się w różnych projektach i jego kariera nabierała tempa. Wtedy pojawiła się propozycja Dżemu.
Myślę, że Maciek postąpił słusznie nie rezygnując z solowej kariery. Choćby dlatego, że dla wielu fanów Dżemu - podobnych Tobie - będzie tylko tym, który zajął miejsce Ryśka. Ale wiesz co? Nie mam zielonego pojęcia, gdzie Rysiek teraz przebywa i co porabia, mam jednak wrażenie, że mogłoby mu się spodobać to, co i jak robi Jego "zmiennik".
Kończąc, polecam płytę Live Trax 12.
Na zachętę cztery linki:
@seth_22
Dzięki za rekomendację, chętnie posłucham, choć rzeczywiście jestem jednym z tych, dla których po 94 Dżem w pewnym sensie się skończył...Rysiek był ikoną, postacią kultową o niebywałej sile scenicznej, zmyśle artystycznym, był wielki...choć zgodzę się z Tobą, że jeśli gdzieś tam siedzi i słucha jak Balcar śpiewa jego piosenki, to się uśmiecha... szczególnie po tym co wyprawiał Dewódzki...Balcar pozostaje sobą, a tamten próbował ze wszystkich sił być Ryśkiem, i żałosne to było.