„Skarb Atanaryka”, podobnie jak „Uroczysko” toczy się w niespiesznym tempie. Nie ma tu wartkiej akcji, pościgów i sprytnych rywali do skarbu. Pod tym względem bardzo odbiega od samochodzików. Sporo tu opisów historycznych i archeologicznych wykładów, pozornie być może nużących, budujących jednak klimat tej książki. Bez tych historii, legend i bajd snutych przez bohaterów w fantastycznej scenerii płonącego ogniska i obozowiska nad jeziorem niewiele z tej książki by zostało. Ot, niezbyt interesująca fabularnie cienka broszurka, pozbawiona szczególnych walorów literackich.
Nigdy nie byłem zwolennikiem dołączenia prequeli do serii o Panu Samochodziku. Inna konstrukcja książki, inny charakterologicznie bohater, brak atrybutów będących istotą cyklu. Nie rozumiem też dlaczego, skoro już się na to zdecydowano w edycji Warmii, „Skarb Atanaryka” umieszczono przed „Uroczyskiem”? Być może wyjaśnienie można znaleźć u Szylaka. Nie pamiętam, muszę sprawdzić.
Na tropach Pana Samochodzika - Skarb Atanaryka - na stronach Muzeum Warmii i Mazur.
Są zdjęcia i skany.
Fragment MASZYNOPISU z mojego dysku.
Skoro, jak rozumiem, zlot na Kaszubach ma jednak się odbyć, najwyższa pora przypomnieć sobie „Skarb Atanaryka”, któremu ma być dedykowany ten zlot (co i innym zlotowiczom gorąco polecam). Książkę czytałem ledwie dwa lub trzy razy (raz lub dwa w dzieciństwie) i raz na początku kariery forowej na starych śmieciach. Pamiętam więc niewiele. Tym razem, lektura w wersji czytanej na głos dla publiczności (czyt. Milady).
Ponieważ posiadam jedynie niekanoniczny egzemplarz z wydawnictwa Warmia jestem świadom ryzyka ewentualnych zmian w stosunku do wcześniejszych edycji, czego najprawdopodobniej nie będę w stanie odkryć. Od razu na początku ciekawostka, o której istnieniu oczywiście na pamiętałem. Ponieważ w edycji Warmii, powieść po raz pierwszy włączono do serii „Pan Samochodzik”, uznano za stosowne zamieszczenie wprowadzenia wyjaśniającego, że główny bohater to właśnie Pan Samochodzik, tyle że jeszcze bez samochodu. Autorem tego wprowadzenia jest zapewne sam Nienacki, a wygląda ono tak:
Fragment MASZYNOPISU z mojego dysku.
Ów fragment maszynopisu to cały pierwszy rozdział powieści, którą właśnie czytam, czyli jest to najlepszy moment żeby przyjrzeć się zmianom jakie poczynił Nienacki w wersji książkowej w stosunku do maszynopisu. Przyglądam się im na PORTALU.
Czytałem tę książkę raz, gdy już wyrosłem z przygód Tomasza. Pamiętam, że okrutnie mnie wynudziła. Temat niby ciekawy, ale jakoś u mnie nie chwycił, choć byłem wtedy taką starszą młodzieżą 😉
Zgadzam się z Sethem.
Książka jest strasznie nudna. Aż z ciekawości poszukałam, co pisałam o moich wrażeniach po ostatniej lekturze w lutym 2016.
Pisałam tak:
"Czytam, czytam, czytam ...
Już samo to wskazuje na to, jak ciężko mi się czyta
Nie podoba mi się ta książka.
Jestem przekonana, że gdybym kiedyś zaczęła znajomość z Nienackim od Atanaryka, nigdy nie przeczytałabym żadnej innej jego książki. Zatem chwała niebiosom, że tak nie było
Ciężka jest ta opowieść. Aż nie chce mi się wierzyć, że te wszystkie historyczne fragmenty wyszły spod pióra Nienackiego. Przecież w każdej innej jego książce o przygodach Tomasza są one podane w sposób przystępny, lekki i bardzo, bardzo wciągający. W Atanaryku, excusez le mot - nudzą. Nudzą niemiłosiernie. Są takie jakieś nieociosane i niestrawne.
Sporo zbędnych powtórzeń, tak jakby zabrakło pomysłu. Co druga strona wtrącenie o Gotach, czy byli, czy nie byli - no ile można?! Co trzecią stronę o figusach!
Ja naprawdę jestem cierpliwa i niczym papier, zniosę wiele. Ale i na moją cierpliwość przychodzi czasem kres.
Postaci też takie jakieś niepanazbigniewowe.
W kanonie postaci żyją, bawią, irytują, intrygują, zapraszają do przygody i do współzawodnictwa na różnych płaszczyznach. Tutaj - są mi całkowicie obojętne. One i ich poczynania.
Nawet nie mam ochoty jej skończyć ..."
Przeczytałam Twój wpis, Kustoszu.
Nie umiem zacytować, więc może tak:
Kustosz: Według maszynopisu, brat pierwotnie nazywał się Jędrzej i miał 17 lat, a nie 19 jak widnieje w edycji Warmii (nie wiem czy tak samo jest w starszych wydaniach Skarbu Atanaryka).
Sprawdziłam. Mam wydanie z 1989, to z żółtą okładką, z butami i skarpetkami w paski. Paweł ma tam lat 17.
I rzeczywiście jest dedykacja dla magistra Jerzego Kmiecińskiego.
Aż nie chce mi się wierzyć, że te wszystkie historyczne fragmenty wyszły spod pióra Nienackiego. Przecież w każdej innej jego książce o przygodach Tomasza są one podane w sposób przystępny, lekki i bardzo, bardzo wciągający. W Atanaryku, excusez le mot - nudzą. Nudzą niemiłosiernie. Są takie jakieś nieociosane i niestrawne.
Ubrałaś w słowa to o czym ja sama myślałam. Rzeczywiście, w innych książkach Nienackiego, rozważania historyczne są interesujące. Stanowią element zagadki i są podane przez autora w taki sposób, że tworzą spójną całość z fabułą. Czytelnik ma ochotę wiedzieć coś więcej a w Atanaryku ma się czasem ochotę przeskoczyć nad opisami dalej.
Natomiast co do ogólnego odbioru książki to za każdym razem mam inny. Za pierwszym razem faktycznie nie byłam szczególnie zachwycona tą książką, choć nie było też tak żebym się specjalnie męczyła podczas lektury. Za drugim razem miałam zdecydowanie lepsze zdanie i nawet zastanawiałam się dlaczego jest tak nisko oceniana. Teraz jesteśmy z Kustoszem w trakcie wspólnej lektury, dla mnie to trzeci raz i znowu mam zupełnie inne odczucia, ale o tym napiszę jak już przeczytamy całość.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Sprawdziłam. Mam wydanie z 1989, to z żółtą okładką, z butami i skarpetkami w paski. Paweł ma tam lat 17.
Dzięki, czyli to dopiero Warmia wprowadziła zmiany włączając powieść do cyklu.
Aż nie chce mi się wierzyć, że te wszystkie historyczne fragmenty wyszły spod pióra Nienackiego. Przecież w każdej innej jego książce o przygodach Tomasza są one podane w sposób przystępny, lekki i bardzo, bardzo wciągający. W Atanaryku, excusez le mot - nudzą. Nudzą niemiłosiernie. Są takie jakieś nieociosane i niestrawne.
Ubrałaś w słowa to o czym ja sama myślałam. Rzeczywiście, w innych książkach Nienackiego, rozważania historyczne są interesujące. Stanowią element zagadki i są podane przez autora w taki sposób, że tworzą spójną całość z fabułą. Czytelnik ma ochotę wiedzieć coś więcej a w Atanaryku ma się czasem ochotę przeskoczyć nad opisami dalej.
Natomiast co do ogólnego odbioru książki to za każdym razem mam inny. Za pierwszym razem faktycznie nie byłam szczególnie zachwycona tą książką, choć nie było też tak żebym się specjalnie męczyła podczas lektury. Za drugim razem miałam zdecydowanie lepsze zdanie i nawet zastanawiałam się dlaczego jest tak nisko oceniana. Teraz jesteśmy z Kustoszem w trakcie wspólnej lektury, dla mnie to trzeci raz i znowu mam zupełnie inne odczucia, ale o tym napiszę jak już przeczytamy całość.
Mnie opisy historyczne nigdy nie przeszkadzały, choć pewnie faktycznie jest ich tutaj zbyt wiele. Ale one właśnie dopełniają klimat, bez nich niewiele z tej książki zostanie, bo fabularnie jest cieniutka.
Czym były tajemnicze kręgi, min. w Węsiorach? Najbardziej prawdopodobna hipoteza jest zarazem najmniej atrakcyjna. Kręgi mogły być miejscami zebrań plemiennej starszyzny. Tam właśnie, niejako pod opieką zmarłych przodków, zapadały decyzje dotyczące przyszłości wspólnoty, a także odbywały się sądy. Ale podobno też kręgi emitują tajemnicze promieniowanie, które można zmierzyć licznikiem Geigera, czy miernikiem pól magnetycznych. TU jest artykuł na ten temat. Warto wprowadzić się w klimat przedzlotowo.
A tak wyglądały kręgi w Węsiorach, w czasach, w których dzieje się akcja "Skarbu Atanaryka":
Znalazłem fajną ciekawostkę. W łódzkim tygodniku Odgłosy, w trzech numerach z 1958 roku, opublikowano reportaż Zbigniewa Nowickiego z wykopalisk archeologicznych prowadzonych w Węsiorach. Ten reportaż stał się kanwą powieści Skarb Atanaryka, większość zawartych w nim informacji, Nienacki włączył do książki. Nawet układ rozdziałów ze zwiastunami anonsującym treść jest już samochodzikowy. Reportaż zilustrowano zdjęciami z wykopalisk:
Znam te zdjęcia. Dostałam je kiedyś od profesora Kmiecińskiego, który prawdopodobnie został uwieczniony na kartach Atanaryka.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Pokazywałaś mi te zdjęcia ale tak dokładnie ich nie pamiętam. Muszę przejrzeć raz jeszcze.
W reportażu jest też historia kucharza Wilka, który jest pierwowzorem kucharza Franciszka z "Atanaryka".
Pokazywałaś mi te zdjęcia ale tak dokładnie ich nie pamiętam. Muszę przejrzeć raz jeszcze.
W reportażu jest też historia kucharza Wilka, który jest pierwowzorem kucharza Franciszka z "Atanaryka".
Milady, wrzuć kiedyś te zdjęcia, które dostałaś od profesora Kmiecińskiego. Najlepiej razem z tekstem na portalu:) A póki co fotka z 1946 - urobek ze spotkania w Białych Błotach. Uczestnicy wycieczki Koła Miłośników Prehistorii Uniwersytetu Łódzkiego wraz z pracownikami Zakładu Prehistorii tegoż uniwersytetu w Biskupinie. Pierwszy z lewej Antoni Wilk czyli kucharz Franciszek z "Atanaryka". Wszyscy na tle słynnego "mamuta".
i jak się to czyta? Bo jak jest napisane łatwym i przystępnym językiem to się kiedyś na to skuszę 🙂
Czyta się dobrze. Tylko masa wiedzy, bo potrzebna cholernie szeroka perspektywa historyczna i geograficzna żeby ogarnąć ten temat. Czytam drugi raz i prawie nic nie pamiętam z pierwszego czytania sprzed kilkunastu lat.
Panorama jeziora Długiego w Węsiorach z perspektywy miejsca,
Zdjęcie niestety nie oddaje rzeczywistego uroku tego miejsca. Mnie Węsiory urzekły, a byłam tam już drugi raz!
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Nie dokończyliśmy "Atanaryka" przed zlotem i wyszło w sumie dobrze, bo ostatnie 40 stron przeczytaliśmy już na miejscu. I tę końcówkę czytało nam się najlepiej. Może to magia miejsca (w końcu wino też najlepiej smakuje w miejscu pochodzenia), a może po prostu końcówka jest ciekawsza. Dynamika zdarzeń wyraźnie przyspiesza, mam wrażenie, że dzieje się tam znacznie więcej niż wcześniej.
Generalnie, wrażenia z lektury dużo słabsze niż kiedyś.
1. Drewniane dialogi, do tego naszpikowane ówczesną gwarą młodzieżową, która brzmi dziś infantylnie i cholernie archaicznie. Jak wiadomo, ta część języka charakteryzuje się wysoką dynamiką i starzeje się najszybciej. Na szczęście, w późniejszych tomach, Nienacki tego unikał.
2. Przesyt wykładu historycznego. To nie są proporcje z samochodzików. Autor wciąż wraca do historii Gotów powtarzając te same informacje. Faktycznie wygląda to jak obszerne rozwinięcie reportażu na temat wykopalisk archeologicznych. Ale najgorsze są długaśne bajdurzenia Stroma na temat mitologii nordyckiej. Tu już trzeba wykazać się sporym samozaparciem żeby przez to przebrnąć.
3. Cienka, mało pomysłowa fabuła i zero dramatyzmu w chwilach wydawałoby się kluczowych (odnalezienie skarbów).
Mimo wszystko, jakimś cudem, książka ma klimat i dzięki niej zwiedzanie Węsiorów ma zupełnie inny wymiar niż np. Odr (Oder?). Bez tej literackiej podbudowy magia miejsca nie byłaby taka sama.
No i jeszcze jedna, ogólna refleksja. Młodzieżowe książki Nienackiego czytam Milady na głos i mniej mi się podobają niż kiedyś. Może to właśnie głośne czytanie obnaża słabości, których przy normalnym czytaniu nie widać?
Kolejny dowód potwierdzający, że Nienacki ulepił "Skarb Atanaryka" z artykułów, reportaży i wywiadów, które wcześniej publikował na łamach "Odgłosów". Do gotowej bazy informacji historycznych i archeologicznych skrojonych pod odpowiednim kątem ideologicznym dopisał cienką fabułę, która miała być pretekstem, żeby całą tę wiedzę wyłożyć w bardziej przystępnej formie.
Rozmowa Nienackiego z profesorem Konradem Jażdżewskim, uczestnikiem Międzynarodowego Kongresu Nauk Pre i Protohistorycznych w Hamburgu, opublikowana w Odgłosach w październiku 1958 roku może wyglądać znajomo. Tezy, zawarte w pytaniach, doskonale znamy z kart powieści:
Nie jest dla nikogo tajemnicą, że polscy archeologowie przez wiele lat (głównie w 20-leciu międzywojennym toczyli zacięte dyskusje z tymi szowinistycznymi uczonymi niemieckimi, którzy sprzeciwiali się zdecydowanie odwiecznej zasiedziałości Słowian na ziemiach uważanych przez nas za rdzennie Słowiańskie.
O ile wiem, niektórzy archeologowie niemieccy chcieliby widzieć Słowian między Łabą i Wisłą dopiero gdzieś od VII wieku naszej ery. Uważają, że przedtem tereny te mieli zamieszkiwać Germanie, Celtowie, Ilirowie itd., wszyscy inni, tylko nie Słowianie.
Cały artykuł z odgłosów, zatytułowany "Rozmowy w Hamburgu" można przeczytać tutaj (strona 2 i 3):