Pan Samochodzik w Złotej Rękawicy doprowadził mnie do stanu załamania nerwowego. No dobrze, niech będzie, że Pan Samochodzik tylko prawie, bo jednak większą część doprowadzenia się odwaliłam sama, przez swoją głupawą wyobraźnię i daleko posuniętą fantazję mieszczucha.
A zaczęło się niewinnie. Pan Tomasz leżał sobie na dachu kabiny i czekał na załogę.
Zamykam oczy i próbuję sobie wyobrazić tę urokliwą scenę. Turystyki wodnej nie znam w należytym stopniu, więc i moje wyobrażenie o niej już przyprawia mnie o ból głowy.
Jacht kołysał się na łagodnej fali…..(już mam dreszcze) Jacht kołysał się na łagodnej fali…. Nie, stanowczo za mocno się kołysze i zaraz się porzy …… no jest mi po prostu niedobrze. W myślach schodzę na ląd, ale widząc tłok na pomoście wracam pośpiesznie na ten, jakże łagodnie kołyszący się jacht i opanowuję słabość. Muszę myślami już na starcie wrócić do początku.
Dwa oddechy i lecimy dalej. Jest dobrze, leżę i kołyszę się na tej cholernej łódce….Wietrzyk delikatnie chłodzi mi twarz…..Wszystko ok, tylko czemu przy takim łagodnym wietrzyku słyszę szamoczące się na wietrze tkaniny żagli??? Jakieś takie łup, łup, łup….
I od początku.
Łódka kołysze się łagodnie na falach, wietrzyk delikatnie chłodzi mi twarz, w mej senności słyszę jeszcze odgłosy turystów, ciche popiskiwanie wodnego ptactwa i …. szamoczące się na wietrze żagle! Łup, łup, łup i dodatkowo łubudu.
Nie dam rady. Od pierwszego kopa tych zwariowanych żagli, przypomniałam sobie fantastycznego Pawła w Wojnie Domowej. "Nazajutrz rano, gdy Dante wszedł do celi Opata, zastał go siedzącego na łóżku….(tu słychać lekkie chrapanie ojca Pawła) z twarzą posępną (coraz głośniejsze chrapanie) z twarzą posępną…Gwizd!
I tak mogłabym bez końca. Kika ubrana w upale w gruby czarny sweter. Zaczynam się pocić i chyba najlepiej bym zrobiła czytając Rękawicę na mrozie. Wśród srebrnych drobinek śniegu (szkoda, że nie złotych).
No dobrze. W końcu dobrnęłam do końca i ….. z przykrością stwierdziłam, że brakuje mi słońca, wody, szuwarów, pomostu - nawet z ludźmi, przygody! Żeby się tak obudzić rano na jachcie (może specjalnie by się nie kołysał). Żeby tak poczuć znużenie widokami wodnymi, latającym ptactwem, nudnym jedzeniem, zdenerwować się ciągłym przebywaniem z osobnikami człowieczymi na tak małej przestrzeni. Ach żeby tak pociągnąć za te wszystkie foki i inne sznurki, żeby ze zrozumieniem używać tajemniczych słów: fały, szoty, groty i innych, których absolutnie nie rozumiem.
Doskonale wiem, że nadawałabym się tylko na balast. Ale i tak chciałabym chociaż raz popłynąć i zobaczyć zachód słońca siedząc na jachcie, obżerając się wiśniami.
Złota Rękawica nabrała wyrazu. Nie, nie jestem zachwycona aż tak, żeby mi z 10 miejsca w rankingu przeszła przed UFO. Ale coś jest w tej powieści magicznego. Może to, że wspomniana jest Krasula zimą? Może też to, że Krasula jednak umie pływać, i to jak! A może to delikatne tchnienie ostatniej przygody Tomasza nastroiło mnie tak sentymentalnie. Wszak tutaj tak naprawdę żegnamy się już z Panem Samochodzikiem, z jeziorami, z przygodą znaną, wakacyjną, pełną smaczków naszego kraju.
No cóż, najwidoczniej się zestarzałam i zaczynam zauważać wokół siebie wszystkie te rzeczy, które kiedyś zepchnęłam na margines. Złotą Rękawicę polecam ze względu na jej wyjątkowy charakter. W niektórych momentach oczywiście razi głupotą, ale można czytać wybiórczo i poudawać, że nie było tam Rogera Moor'a i Diany Denver 🙂
Złota Rękawica nabrała wyrazu. Nie, nie jestem zachwycona aż tak, żeby mi z 10 miejsca w rankingu przeszła przed UFO. Ale coś jest w tej powieści magicznego. Może to, że wspomniana jest Krasula zimą? Może też to, że Krasula jednak umie pływać, i to jak! A może to delikatne tchnienie ostatniej przygody Tomasza nastroiło mnie tak sentymentalnie. Wszak tutaj tak naprawdę żegnamy się już z Panem Samochodzikiem, z jeziorami, z przygodą znaną, wakacyjną, pełną smaczków naszego kraju.
Czyli żegnamy się w "Rękawicy" z prawdziwym Panem Samochodzikiem, a jednak i tak "UFO" lepsze?;)
Bardzo dawno nie czytałem tego tomu, za to miałem ostatnio okazję przeczytać scenariusz do "Latających Machin" będący połączeniem "Nowych Przygód" i "Złotej Rękawicy". Nie jest to z pewnością koncepcja marzeń, ale rzecz znacznie lepsza od zrealizowanej ekranizacji. O ile pozmieniane "Nowe przygody" były mega irytujące to "Złota Rękawica" w miarę trzyma się pierwowzoru, pomijając wszędzie powtykane lotnie. Ale akcja dzieje się nad jeziorem, nie tak jak w filmie. Maruta obiecała, że wszystko to opisze na portalu więc będzie okazja bliżej się temu przyjrzeć.
a jednak i tak "UFO" lepsze?
No a jakże 🙂 W UFO jest mój ulubieniec Ralf, przecież.
Zapraszam do odwiedzania mojego jerzwałdzkiego forum
znajdziecie tam wiele ciekawych wpisów na temat Zbigniewa Nienackiego oraz historii i legend związanych z krainą nad Jeziorakiem, na przykład ten wpis „Ewingi”
cytuję:
„Gustaw Kodrąb - Jeziorakowy Kajka
Okolice jez. Jeziorak skrywają wiele fascynujących miejsc i tajemnic oraz nie odkrytych jeszcze historii. Są tutaj miejsce szczególne jak jez. Gieżniary, w Siemiańskich Lasach, przechrzczone w czasach nazistowskich na Jasne, z niesamowitą przezroczystością wody, okryte legendą o zatopionym kościele, czy jez. Perkun, gdzie według legendy zamieszkiwał w pradawnych czasach Perkun, bóstwo Prusów, pan i władca piorunów, wojny i zwycięstwa. Zagadką jest również samotna mogiła husara pruskiego nad jez. Rucewo, którego śmierć próbuje wykorzystać do swoich niecnych, antypolskich celów, przedstawiony już od tej strony, na tym Forum, neonazista dr. K.R. Nie potwierdzona nadal pozostaje tajemnica zatopionej w przesmyku na Jezioraku, pomiędzy Półwyspem Matyckim, a zachodnim brzegiem jeziora, podczas ostatniej wojny, ciężarówka ze zbiorami muzealnymi z Królewca. Legendarna stała się też postać Gustawa Kodrąba – Jeziorakowego Kajki, którego jeden, z trzech zachowanych wierszy, pod tytułem Złota Rękawica, z 1941r. cieszy się dużą popularnością wśród fanów poezji i miłośników tej Krainy. A brzmi on tak:
Jezioro moje, w gładkiej toni
widziałem kiedyś dziecka twarz.
Jakiż to wiatr te fale gonił,
co odebrały oczom blask?
Jezioro moje, z twojej toni
już nie wyciągnę sieci znów,
zabrakło siły w starczej dłoni.
I wiary brak, nadziei, słów.
Jezioro moje, twoje toni
obcym imieniem mówi czas,
na mojej pieśni łańcuch dzwoni
niewoli, usta ciśnie głaz.
Jezioro moje, w twoje tonie
z ojczystych słów oddaję śpiew.
Jak kamień krzywdy wiersz zatonie.
Czy kiedyś zabrzmi jękiem mew?
Ojczyzno moja, ponad tonią
żurawi zwątpień krzyk jesieni.
Do starych gniazd dostępu bronią
trzcin szable. Aż się los odmieni.
I znowu polski rycerz dumnie
podejmie złotą rękawicę.
Widziałem ją w blaszanej trumnie,
gdzie wróg rozbitą miał przyłbicę.
I wy wrócicie tu łabędziem
w łopocie żagli białych skrzydeł,
mój grób z brzozowym krzyżem będzie
jak z Grottgerowych malowideł.
Zarzućcie w tonie nocne sieci
po pieśni sen ukryty w fali.
A jeśli grobu nie znajdziecie,
zechciejcie chociaż wiersz ocalić.
Jedna z miłośniczek poezji, nissa25, umieściła wiersz Kodrąba w internetowej antologii poezji, razem z utworami takich tuz literackich jak William Blade, Krzysztof Kamil Baczyński, Antoni Słonimski, czy Wisława Szymborska. W kąciku poświęconym poezji, na Grono.net, wiersz Jeziorakowego Kajki sąsiaduje z utworami Baczyńskiego i Gałczyńskiego. Złotą rękawicą oczarowana jest również m.inn. Małgorzata Karolina Piekarska, znana dziennikarka TVP, autorka reportaży telewizyjnych i prasowych oraz kilku książek. Poezje Kodrąba propaguje również portal żeglarski Czarter jachtu http://www.czarterjachtu.pl/jeziorak/ludzie.html . Przykładów popularności tego utworu można sporo znaleźć w Internecie.
Niewiele wiadomo o twórcy patriotycznego wiersza Złota Rękawica, mieszkającego niegdyś na półwyspie Bukowiec koło Matyt. Poetę „odkrył” dla szerszej publiczności Zbigniew Nienacki. Tak opisywał potem jerzwałdzki pisarz spotkanie z Gerardem P., znającym poetę, którego spotkał przypadkowo na półwyspie Matyckim, w trakcie szukania dowodów potwierdzających prawdziwość historii z zatopioną ciężarówką ze skarbami, niedługo po osiedleniu się nad jez. Płaskim:
„Gerard P. - bo tak się nazywał - w 1939 roku jako młody żołnierz polski, został wzięty do niewoli hitlerowskiej i znalazł się w tych okolicach. Trafił do Polaka, których tu mieszkało bardzo wielu. Właśnie do tego gospodarstwa w lesie, które potem wojna obróciła w ruinę. Gospodarz Polak, nazwiskiem Gustaw Kodrąb, współczuł młodemu jeńcowi, wreszcie postarał mu się o mapę i pomógł w zorganizowaniu ucieczki do Warszawy. „Kodrąb zmarł w 1941 roku i leży pochowany tam, na tym małym cmentarzyku. Co roku tu przyjeżdżam, bo wiążą mnie z tym miejscem wspomnienia - a poza tym to piękny zakątek” - powiedział mi Gerard. I dodał: „Gustaw Kodrąb to był ciekawy człowiek. Prosty rolnik, bez wykształcenia, ale pisał piękne wiersze po polsku, choć dookoła szalała germanizacja ludności polskiej. Zachowałem jeden z jego wierszy. Czy chce go pan przeczytać?”
Przeczytałem. Ale nawet wówczas, w najśmielszych marzeniach nie mogłem przypuścić, że ten wiersz, i cała historia o ludowym poecie Gustawie Kodrąbie, pochowanym na malutkim cmentarzyku w lesie - stanie się główną kanwą mojej powieści p.t. . "Pan Samochodzik i złota rękawica" Ba, w trzynaście lat później ta właśnie książka przyczyni się do ugruntowania mojej literackiej sławy - otrzymam bowiem za nią Harcerską Nagrodę Literacką 1980 roku”.
(Nienacki Z., "W poszukiwaniu przygody" - "Płomyk", nr 16, 1980 r.)
Autora „Przygód Pana Samochodzika” i „Raz w roku w Skiroławkach” osiedlającego się w Jerzwałdzie, w pustym i zaniedbanym domu, podtrzymywała na duchu myśl o Kodrąbie. „…Czekało mnie samotne w nim bytowanie - to przecież jakże pocieszająca była dla mnie świadomość, że był już w tej okolicy kiedyś ktoś piszący. Gustaw Kodrąb, który tworzył swoje wiersze w trudnych warunkach niewoli. Wiedziałem, że pamięć o nim będzie mi odtąd wiernie towarzyszyć”.
Nienacki przypisywał sobie uratowanie od likwidacji cmentarzyka z mogiłą ludowego poety z Bukowca.
„…Przygodą można też nazwać moją walkę o to, aby zagrożony likwidacją mały cmentarzyk, na którym pochowano Kodrąba, ocalić dla przyszłości. Nadleśnictwo Susz przychyliło się do moich sugestii, pozostawiło cmentarzyk pośrodku zakładanej plantacji nasiennej, ogrodziło go nawet - co widać na zdjęciu - i postawiło krzyż. Trzeba tylko było postarać się o skromną tablicę upamiętniającą Gustawa Kodrąba, po którym przetrwały zaledwie trzy wiersze, ale jakże piękne. Zresztą grono wielbicieli tego nieznanego poety prowadzi nadal detektywistyczną działalność, aby odnaleźć jeszcze inne wiersze. Te poszukiwania to także piękna przygoda, ostatnio zakończona sukcesem. Nauczycielce w mojej wiosce, Dorocie B., udało się od jednego z dawnych mieszkańców tych okolic otrzymać tekst wiersza, o którym można z całą pewnością sądzić, że wyszedł spod pióra autora "Złotej rękawicy" i jest nie mniej piękny. Napisany w czasach niewoli niemieckiej, w jakiej znajdowały się Mazury, tchnie wiarą i nadzieją, że wolność, z której dziś korzystamy, będzie udziałem i tej części Polski. Pozwólcie, że go zacytuję:
„Nocami pająk snuje sidła
W okna zagląda wiedźma z czartem.
Ziemię przykryły czarne skrzydła
ptaka, co orła jest bękartem.
Wolność, jak barwne malowidło
będzie - jak przejdziem Wisłę, Wartę,
Ujrzycie utrącone skrzydło
ptaka, co orła jest bękartem.”
Ten ptak z czarnymi skrzydłami, to oczywiście tak zwana „gapa”, jak podczas okupacji nazywano hitlerowskiego orła.
Jeśli kiedyś traficie do wsi Małdyty [powinno być Matyty ] w gminie Zalewo, poproście leśników, aby pozwolili wam odwiedzić na ich plantacji grób ludowego poety-patrioty, który wierzył w powrót tych ziem do Polski.”
P.S.
Historia Jeziorakowego Kajki, zaprezentowana przez Zbigniewa Nienackiego, nie została, wg moich dociekań, potwierdzona przez inne źródła. „Kodrąb” nie występuje w spisie nazwisk polskich i nie pojawia się na znanych mi portalach genealogicznych. Natomiast w woj. łódzkim, w stronach znanych zapewne Nienackiemu, w Nadleśnictwie Radomsko znajduje się leśnictwo i miejscowość z siedzibą gminy o nazwie Kodrąb…
Tak powstają legendy, które z czasem przyjmowane są za prawdziwe historie. Chciałbym, aby tak się stało w tym przypadku…
napisał Ewingi: Wysłany: 2010-10-09, 22:17
W czasie tegorocznej majowej eskapady po Oberlandzie nie omieszkałem zawitać na Bukowiec. Może miałem nadzieję na znalezienie jakiegoś śladu po legendarnym poecie? Ale na pewno była to chęć odwiedzenie tego fascynującego miejsca, które zapamiętałem z letniej wyprawy rowerowej w dzieciństwie. Załączam dwie fotki, które mają związek z legendą. Jedna przedstawia głaz upamiętniający cmentarz, na którym pochowany był Kodrąb, a druga ruiny domu, być może poety.”
napisał Ewingi: Wysłany: 2011-05-14, 13:20
http://forum.jerzwald.pl/viewtopic.php?t=516
Oto pełny tekst artykułu pt. "W poszukiwaniu przygody", którego autorem był Zbigniew Nienacki, a ukazał się w Tygodniku ilustrowanym dla dzieci i młodzieży"Płomyk", nr 16, 1980 r. str. 20-23. Przypomnę, że redaktorką "Płomyka" była wówczas Grażyna Minkowska, żona Aleksandra Minkowskiego, drugiego pisarza z Jerzwałdu.
To właśnie ten artykuł przytoczył "Ewingi" w swojej opowieści o Gustawie Kodrąbie z Matyt.
cytuję:
"W poszukiwaniu przygody
To była wspaniała przygoda. Zaczęła się trzynaście lat temu, od krótkiego ogłoszenia w kilku gazetach: „Dom nad jeziorem kupi literat”. Odnajdując to swoje ogłoszenie na wielkiej płachcie gazety, czułem się jak ktoś, kto znalazł się na rzece w maleńkiej łódce bez wioseł i bez steru, nurt wody niesie go nie wiadomo dokąd i nie wiadomo, przy jakim brzegu osadzi. Bo nie byłem zdecydowany, w jakiej okolicy Polski, w jakim regionie - chcę się osiedlić. Jak ma wyglądać pejzaż widoczny z okien mego przyszłego domu ani jakich będę miał sąsiadów. Wiedziałem tylko, że nie potrafię już dłużej żyć w wielkim, hałaśliwym mieście, w anonimowym tłumie przesuwającym się obok mnie po ulicach, w potoku aut i chmurze spalin: pragnąłem na stronice moich następnych książek wnieść piękne obrazy lasów i jezior, zapach wodorostów, pól, wprowadzić nowe postacie ludzi, przeżyć nowe, ciekawe zdarzenia. Podniecała moją ciekawość myśl, skąd przyjdzie odpowiedź na ogłoszenie, gdzie jest to jezioro, które na pewno pokocham, jak wygląda ów dom, w którym w niedalekiej przyszłości zamieszkam i będę pisać swoje nowe książki. Stałem więc jakby na progu wielkiej tajemnicy i wielkiej niewiadomej, przed drzwiami, które za chwilę miały się uchylić, aby mnie wprowadzić w zupełnie nowy świat. O tym świecie miałem bardzo niejasne wyobrażenie, domyślałem się tylko, że w związku z posiadaniem takiego domu nad jeziorem spadną na mnie nie znane mi obowiązki i zajęcia; przeżywałem więc chwile lęku, że być może ja - człowiek urodzony i wychowany w wielkim mieście - nie potrafię im sprostać. Na przemian więc miotały mną: niepokój i niecierpliwość, dręczyła ciekawość - co dzień biegałem do biura ogłoszeń, aby pytać, czy nie ma już odpowiedzi na mój gazetowy inserat, bo tak to się fachowo nazywa.
...Wreszcie zebrało się około trzydziestu ofert z najróżniejszych stron kraju. Wsiadłem do swego, już trochę nadwątlonego przez czas samochodu i wyruszyłem tropem listów. Pojechałem do Szwajcarii Kaszubskiej, nad Jeziora Myśliborskie, na Ziemię Lubuską, na Suwalszczyznę i Białostocczyznę, nad Zalew w Bieszczady, ba, gdzież ja wtedy nie dotarłem, żeby zobaczyć domy, jakie nad jeziorami, a także rzekami proponowali mi ich właściciele, przeważnie ludzie, którzy ze względu na swój podeszły wiek albo z przyczyn rodzinnych pragnęli dla odmiany przenieść się ze wsi do miasta. Domy były małe i duże, murowane i drewniane, przepięknie położone, z ogrodami i sadami, z dostępem do wody i na skraju przepastnych lasów. Niemal każdy chwytał mnie za serce i zapewniał, że potrafię go pokochać na zawsze. Ale wszystkie miały jedną wadę: były dla mnie stanowczo za drogie. Ktoś mnie uprzednio błędnie poinformował co do ceny skromnego domu na wsi: okazało się w praktyce, że są to ceny dwukrotnie wyższe od moich oszczędności zgromadzonych na ten cel.
Po dwóch tygodniach podróży i wielu rozczarowaniach, już niemal zupełnie zniechęcony, znalazłem się na krętej asfaltowej drodze, wijącej się przez ogromny mieszany las mazurski, rozciągający się wzdłuż zachodniego brzegu potężnego Jezioraka. W mojej kieszeni były jeszcze tylko dwie koperty z ofertami, traciłem więc nadzieję, że spełnią się moje marzenia. Pamiętam, tego dnia padał deszcz, ponad sto kilometrów jechałem przy wtórze nieustannego szmeru wycieraczek, zmęczony samotnością i głodny. Ale mimo deszczu i zmęczenia, las wydawał mi się przepiękny, a jezioro, które od czasu do czasu dostrzegałem między drzewami - zachwycało jakimś dziwnym urokiem. Adres na kopercie został napisany niewprawną ręką, nie mogłem go dokładnie odczytać, nic więc dziwnego, że dwukrotnie pomyliłem drogę. Pamiętam, że w pewnej chwili, po przejechaniu jakiejś małej wioski mazurskiej, znowu znalazłem się w lesie na grząskiej od błota drodze, dookoła rósł młody las, raptem droga urwała się, prowadziła do nikąd, a właściwie do wąskiego przesmyku, łączącego jezioro Płaskie z Jeziorakiem. Kiedyś przez ów przesmyk można było przedostać się promem, ale to musiało być dawno, prom butwiał zalany wodą. „Oto i kres mej podróży” - pomyślałem - „Chyba najwyższa pora, aby wrócić do miasta i rozstać się z marzeniami o domu nad jeziorem”. Byłem tak zmęczony, że rzeczywiście miałem już chęć zaprzestać poszukiwań adresata jednego z ostatnich listów z propozycją sprzedaży domu nad jeziorem. Wysiadłem z samochodu, aby odpocząć od szmeru wycieraczek, i przepełniony żalem, że nie spełnią się moje marzenia, przykucnąłem nad wodą, spoglądając na jej spokojną toń. Czy mogłem wówczas przypuszczać, że w tym przesmyku do niedawna spoczywała zatopiona podczas wojny ciężarówka ze zbiorami muzealnymi, że ten prom, ten przesmyk - zostaną przeze mnie opisane w powieści "Nowe przygody Pana Samochodzika", a historia o zatopionej ciężarówce będzie główną osią akcji tej powieści?
Okolica wydawała się bezludna. Postanowiłem przespacerować się po lesie i wzdłuż brzegów jeziora, aby rozprostować nogi, podkurczone w samochodzie. Przestał padać deszcz, wyjrzało słońce. Po kilkunastu krokach marszu przez las, odkryłem wśród drzew ruiny jakiegoś domu, a potem zagubiony w lesie maleńki cmentarzyk z zaniedbanymi grobami. Miejsce to tchnęło pięknem i jakimś dziwnym urokiem - zapragnąłem tu gdzieś niedaleko pozostać na zawsze, zgłębić tajemnicę tego pięknego zakątka. Ale nie było nawet kogo zapytać o drogę i dopiero po jakimś czasie zobaczyłem nad brzegiem jeziora żółty namiocik i łowiącego ryby mężczyznę. Ów człowiek poprosił mnie o zapałki, bo jego zamokły na deszczu. Zaczęliśmy rozmawiać i tak został moim przyjacielem. Do dziś. Gerard P. - bo tak się nazywał - w 1939 roku jako młody żołnierz polski, został wzięty do niewoli hitlerowskiej i znalazł się w tych okolicach. Trafił do Polaka, których tu mieszkało bardzo wielu. Właśnie do tego gospodarstwa w lesie, które potem wojna obróciła w ruinę. Gospodarz Polak, nazwiskiem Gustaw Kodrąb, współczuł młodemu jeńcowi, wreszcie postarał mu się o mapę i pomógł w zorganizowaniu ucieczki do Warszawy. „Kodrąb zmarł w 1941 roku i leży pochowany tam, na tym małym cmentarzyku. Co roku tu przyjeżdżam, bo wiążą mnie z tym miejscem wspomnienia - a poza tym to piękny zakątek” - powiedział mi Gerard. I dodał: „Gustaw Kodrąb to był ciekawy człowiek. Prosty rolnik, bez wykształcenia, ale pisał piękne wiersze po polsku, choć dookoła szalała germanizacja ludności polskiej. Zachowałem jeden z jego wierszy. Czy chce go pan przeczytać?”
Przeczytałem. Ale nawet wówczas, w najśmielszych marzeniach nie mogłem przypuścić, że ten wiersz, i cała historia o ludowym poecie Gustawie Kodrąbie, pochowanym na malutkim cmentarzyku w lesie - stanie się główną kanwą mojej powieści p.t. "Pan Samochodzik i złota rękawica". Ba, w trzynaście lat później ta właśnie książka przyczyni się do ugruntowania mojej literackiej sławy - otrzymam bowiem za nią Harcerską Nagrodę Literacką 1980 roku...
W dwie godziny później, o kilka kilometrów dalej rozpocząłem targ o nieduży, murowany dom położony na skarpie nad jeziorem. Dom był trochę zaniedbany, bo kolejno zmieniał aż siedmiu właścicieli, którzy nie myśleli się z nim na dłużej wiązać. Z jednego rogu dachu spadły dachówki, na strychu stały miski, w które podczas deszczu ściekała woda przez dziurawy dach, brakowało ogrodzenia, stodoła groziła zawaleniem się. Ale może dlatego żądano za niego niezbyt wiele, choć i tak więcej niż wynosiły moje oszczędności. Zdecydowałem się jednak pożyczyć od przyjaciół brakującą mi sumę pieniędzy, gdyż czułem - wszystkimi porami swej literackiej duszy, że ten dom, jezioro, ogromne lasy rozciągające się dookoła kryją bogactwo zdarzeń, które mogą stać się tworzywem moich nowych książek. I choć ten dom wyglądał bardzo smutnie - jak każda zaniedbana budowla, a czekało mnie samotne w nim bytowanie - to przecież jakże pocieszająca była dla mnie świadomość, że był już w tej okolicy kiedyś ktoś piszący. Gustaw Kodrąb, który tworzył swoje wiersze w trudnych warunkach niewoli. Wiedziałem, że pamięć o nim będzie mi odtąd wiernie towarzyszyć.
...Nastąpił trudny rok. W pustym, zaniedbanym domu, z odrapanymi ścianami, rankiem kończyłem pisanie "Niesamowitego dworu". Pisałem na składanym, turystycznym stoliku, nie stać mnie bowiem było na meble. Sypiałem także na nadmuchiwanym turystycznym materacu. Po południu zaś brałem się za stolarkę, to znaczy usiłowałem zrobić sobie stół, ławki i tapczan z zakupionych w tartaku desek, przy pomocy nabytych w sklepie narzędzi stolarskich: struga, piłki i młotka. Pierwszy stół kiwał się okropnie, ławka rozpadła się, gdy na niej usiadłem... Wówczas zdecydowałem, że muszę poduczyć się stolarstwa i przez jakiś czas w pobliskim miasteczku praktykowałem u prawdziwego stolarza. I choć on przeważnie robił tylko trumny, to jednak nauczył mnie podstawowych sposobów trwałego łączenia z sobą desek i nadawania im odpowiedniego kształtu. Mój trzeci stół był już ładny, a ławki nie kiwały się, i stoją u mnie do dzisiaj. Potem, uzyskawszy niewielką pożyczkę od państwa, wyremontowałem przewracającą się stodołę, naprawiono mi dach, zbudowano płot wokół domu. A ja umeblowałem sobie mieszkanie...
Tak, to był bardzo trudny okres. Wszystkiego musiałem się uczyć. Siania trawy, pielęgnacji drzewek owocowych, sadzenia żywopłotu, naprawy pompy studziennej. Ale najtrudniejszą nauką było poznawanie nowych ludzi, tych z wioski, z najbliższego sąsiedztwa. Mieli prawo być nieufni wobec człowieka z miasta, i to do tego pisarza, który raptem, ni stąd, ni zowąd, porzucił wielkomiejskie życie i osiadł w zagubionej wśród lasów wiosce, piętnaście kilometrów od najbliższej stacji kolejowej, dwadzieścia siedem od najbliższego miasta. Niektórzy z nich z lekką drwiną obserwowali moje, jakże często nieudane wysiłki, aby upiększyć dom i jego otoczenie. Pamiętam, że gdy pewnego razu porządkowałem stary kurnik, ktoś przechodzący drogą, ukrył się za pniem drzewa i korzystając ze zmroku, zawołał w moją stronę: „Pisarz - kury macasz”, co miało oznaczać, że muszę być lichym pisarzem, skoro krzątam się w kurniku zamiast występować przed kamerami telewizji albo przed swymi czytelnikami, w białej koszuli i krawacie.
Również i moi przyjaciele w mieście nie rozumieli mojej decyzji i odnosili się do niej niechętnie. Mówiono, że uciekłem na pustkowie, aby być z daleka od ludzi, bo ich zapewne nie lubię, a to będzie koniec mojego pisarstwa, ponieważ pisarz powinien żyć wśród ludzi, rozumieć ich i opisywać. Tymczasem ja właśnie chciałem być jak najbliżej ludzi, pragnąłem ich poznać i zrozumieć. W wielkim mieście czułem się anonimową postacią i choć za każdym wyjściem na ulice ocierałem się o setki innych ludzi, to przecież nic o nich nie potrafiłem powiedzieć, ani oni o mnie niczego nie wiedzieli. Tu ludzi było mniej, ale za to wszyscy się doskonale znali, wiedzieli o swoich kłopotach i radościach i przez to stawali się sobie jak gdyby bliżsi.
Nie umiem powiedzieć, kiedy, którego dnia zostałem zaakceptowany przez „moją” wieś, kiedy uznano mnie za jednego z prawdziwych jej mieszkańców. Może złożyło się na to wiele czynników - odbudowana stodoła, ogromne starania, aby mój dom był jednym z najładniejszych w wiosce? A może stało się to wtedy, gdy zapachniała skoszona przeze mnie i przeze mnie zasiana trawa na łące? Wiem tylko, że pewnego dnia miałem już w tej wiosce wielu życzliwych ludzi, pomagano mi, gdy prosiłem o pomoc, a ja także starałem się spieszyć z pomocą tym, którzy mnie o nią prosili. Tak stałem się członkiem małej wioskowej społeczności i jestem nim do dzisiaj.
Mijały miesiące, nawet lata. Powoli poznawałem okolice, a jej piękno przenikało na karty moich nowych książek. Poznawałem ludzi, a wraz z tym wzbogacałem się o ciekawe historie z przeszłości i teraźniejszości. Niektóre z tych historii były tak ciekawe, że stanowiły niemal gotowy temat do książki. Latem poznawałem setki turystów, biwakujących nad jeziorem, obserwowałem przeróżne typy ludzkie, ich zachowanie i postępowanie. Nauczyłem się pięknej sztuki żeglowania i kupiwszy niewielki jacht, przeżywałem nowe przygody na ogromnym jeziorze. Nie musiałem niczego wymyślać, trudzić swej fantazji, przygoda drzwiami i oknami pchała się do mojego małego domu nad jeziorem. Która z tych przygód była najciekawsza? Trudno powiedzieć. Może ta, która zaczęła się od skargi pewnego rybaka, że na wyspie, gdzie trzymał stado owiec, jedną z nich mu zabito i ukradziono. I tak poszukując sprawców kradzieży natknąłem się na „bandę Czarnego Franka”? A może to było wtedy, gdy otrzymałem psa o imieniu Protazy - wielkiego, błękitnego doga? A może najszczęśliwszy był dzień, gdy burza na jeziorze i silny wiatr zagnały mnie do cichej zatoki. Poznałem tam człowieka, którego nazywano "Winnetou" i razem z nim rozpocząłem batalię o wprowadzenie na jeziorze wydzielonych „stref ciszy”, aby nieustannie płoszone rykiem motorówek ptactwo mogło znowu żyć i rozmnażać się w spokoju. Batalia ta zakończyła się zwycięstwem: na tej części jeziora, gdzie mieszkam, nie można hałasować motorówkami, mogą tylko pływać żaglówki i kajaki bez silników spalinowych. W nowych książkach starałem się opisać swoje nowe przeżycia, utrwalić ciekawe wydarzenia z przeszłości okolicy, w której żyję, i tak przekazałem historię Jenny von Justedt [tak w oryginale - przyp. PS] z pobliskiego Gardzienia, kobiety, która kiedyś była bliską przyjaciółką wielkiego poety niemieckiego Goethego, uczestniczyła w obiedzie, jaki wydał on na cześć Adama Mickiewicza. Wreszcie odważyłem się podjąć temat ludowego poety Gustawa Kodrąba i tak narodził się "Pan Samochodzik i złota rękawica". Przygodą można też nazwać moją walkę o to, aby zagrożony likwidacją mały cmentarzyk, na którym pochowano Kodrąba, ocalić dla przyszłości. Nadleśnictwo Susz przychyliło się do moich sugestii, pozostawiło cmentarzyk pośrodku zakładanej plantacji nasiennej, ogrodziło go nawet - co widać na zdjęciu - i postawiło krzyż. Trzeba tylko było postarać się o skromną tablicę upamiętniającą Gustawa Kodrąba, po którym przetrwały zaledwie trzy wiersze, ale jakże piękne. Zresztą grono wielbicieli tego nieznanego poety prowadzi nadal detektywistyczną działalność, aby odnaleźć jeszcze inne wiersze. Te poszukiwania to także piękna przygoda, ostatnio zakończona sukcesem. Nauczycielce w mojej wiosce, Dorocie B., udało się od jednego z dawnych mieszkańców tych okolic otrzymać tekst wiersza, o którym można z całą pewnością sądzić, że wyszedł spod pióra autora "Złotej rękawicy" i jest nie mniej piękny. Napisany w czasach niewoli niemieckiej, w jakiej znajdowały się Mazury, tchnie wiarą i nadzieją, że wolność, z której dziś korzystamy, będzie udziałem i tej części Polski. Pozwólcie, że go zacytuję:
„Nocami pająk snuje sidła
W okna zagląda wiedźma z czartem.
Ziemię przykryły czarne skrzydła
ptaka, co orła jest bękartem.
Wolność, jak barwne malowidło
będzie - jak przejdziem Wisłę, Wartę,
Ujrzycie utrącone skrzydło
ptaka, co orła jest bękartem.”
Ten ptak z czarnymi skrzydłami, to oczywiście tak zwana „gapa”, jak podczas okupacji nazywano hitlerowskiego orła.
Jeśli kiedyś traficie do wsi Małdyty [tak w oryginale, chodzi tu jednak o wieś Matyty - przyp. PS] w gminie Zalewo, poproście leśników, aby pozwolili wam odwiedzić na ich plantacji grób ludowego poety-patrioty, który wierzył w powrót tych ziem do Polski.
Nie każdy może iść w moje ślady i osiedlić się w małym domku na wsi, nad ogromnym jeziorem. Ale wydaje mi się, że każdy z Was może w swoim mieście, czy w swej wiosce, a także podczas wycieczek w różne strony kraju odkrywać zagadki i piękne historie z przeszłości i teraźniejszości naszej ojczyzny, poznawać ciekawych ludzi i ciekawe sprawy. Oświadczam wam, że jest to najpiękniejsza przygoda, której warto poświęcić trochę trudu i dociekań - i ja jej ten trud poświęcam. Dlatego pewnie moja przygoda wciąż jeszcze trwa.
Autor: Zbigniew Nienacki.
"Płomyk", nr 16, 1980 r. str. 20-23
Dzięki Marekpiano za ten ostatni artykuł. Z przyjemnością sobie odświeżyłem.
Historia Jeziorakowego Kajki, zaprezentowana przez Zbigniewa Nienackiego, nie została, wg moich dociekań, potwierdzona przez inne źródła. „Kodrąb” nie występuje w spisie nazwisk polskich i nie pojawia się na znanych mi portalach genealogicznych. Natomiast w woj. łódzkim, w stronach znanych zapewne Nienackiemu, w Nadleśnictwie Radomsko znajduje się leśnictwo i miejscowość z siedzibą gminy o nazwie Kodrąb…
Tak powstają legendy, które z czasem przyjmowane są za prawdziwe historie. Chciałbym, aby tak się stało w tym przypadku…
No właśnie. Czytając ten tekst zostałem nieomal przekonany, że Kodrąb rzeczywiście istniał:) Wydaje się jednak, że to Nienacki tę legendę wymyślił i to on jest autorem wierszy Kodrąba.
Nie potwierdzona nadal pozostaje tajemnica zatopionej w przesmyku na Jezioraku, pomiędzy Półwyspem Matyckim, a zachodnim brzegiem jeziora, podczas ostatniej wojny, ciężarówka ze zbiorami muzealnymi z Królewca.
Z tym jest pewnie tak samo jak z Kodrąbem. Nie ma żadnych realnych przesłanek, że ta historia miałaby się opierać na faktach.
Nienacki przypisywał sobie uratowanie od likwidacji cmentarzyka z mogiłą ludowego poety z Bukowca.
Czy nie historię właśnie tego cmentarzyka opisał Nienacki w "Wielkim lesie"?
Nie potwierdzona nadal pozostaje tajemnica zatopionej w przesmyku na Jezioraku, pomiędzy Półwyspem Matyckim, a zachodnim brzegiem jeziora, podczas ostatniej wojny, ciężarówka ze zbiorami muzealnymi z Królewca.
Z tym jest pewnie tak samo jak z Kodrąbem. Nie ma żadnych realnych przesłanek, że ta historia miałaby się opierać na faktach.
Niedawno archeolodzy badali ten przesmyk. Mój kolega z Jerzwałdu, Kazik Madela będzie coś wiedział w tym temacie.
A na razie znalazłem ten TEKST:
...Jak podali archeolodzy most, przecinający przesmyk oddzielający jeziora Płaskie i Jeziorak powstał głównie z drewna ściętego w latach 1055-1056. Był to ważny elementem szlaku komunikacyjnego prowadzącego w głąb Prus.
Na tropach Pana Samochodzika - Złota Rękawica - na stronach Muzeum Warmii i Mazur.
Są listy i skany oraz fragment MASZYNOPISU.
Nie potwierdzona nadal pozostaje tajemnica zatopionej w przesmyku na Jezioraku, pomiędzy Półwyspem Matyckim, a zachodnim brzegiem jeziora, podczas ostatniej wojny, ciężarówka ze zbiorami muzealnymi z Królewca.
Z tym jest pewnie tak samo jak z Kodrąbem. Nie ma żadnych realnych przesłanek, że ta historia miałaby się opierać na faktach.
Niedawno archeolodzy badali ten przesmyk. Mój kolega z Jerzwałdu, Kazik Madela będzie coś wiedział w tym temacie.
A na razie znalazłem ten TEKST:
...Jak podali archeolodzy most, przecinający przesmyk oddzielający jeziora Płaskie i Jeziorak powstał głównie z drewna ściętego w latach 1055-1056. Był to ważny elementem szlaku komunikacyjnego prowadzącego w głąb Prus.
Bardzo ciekawe. Gdyby Nienacki o tym wiedział, być może wysłałby Tomasza na poszukiwania innych skarbów niż te z muzeum w E. Przy tak starej przeprawie można zatopić prawie wszystko 😉
Bardzo ciekawe. Gdyby Nienacki o tym wiedział, być może wysłałby Tomasza na poszukiwania innych skarbów niż te z muzeum w E. Przy tak starej przeprawie można zatopić prawie wszystko
Uciekająca po lodzie ciężarówka ze skarbami lepiej jednak działa na wyobraźnię. Przynajmniej moją. Ale Nienacki gdyby wiedział o tej przeprawie na pewno jakoś by ją wykorzystał w swojej prozie.
Przede wszystkim daje większe pole manewru, jeśli idzie o trasę ucieczki.
@seth_22
Dokładnie tak. Gdyby Nienacki użył w powieści historii mostu, cała zaplanowana fabuła wzięłaby w łeb, bo ograniczyłaby pole poszukiwań do malutkiego skrawka przy przesmyku...
...fragment MASZYNOPISU.
Tym razem streszczenie rozdziałów w formie doklejki wystukanej na maszynie, a nie napisane ręcznie jak w innych maszynopisach. Ale wielkich różnic w stosunku do opublikowanej powieści, ten fragment maszynopisu nie zawiera.
Dowiadujemy się tylko, że za pieniądze na bilet kolejowy Bajeczka kupiła sobie bluzeczkę a nie wisiorek z serduszkiem. A Tomasz mówi Bajeczce, że przyjaciele nazywają go Szarą Sową. Bo widzi w ciemnościach. W przenośni, bo w rzeczywistości widzi rzeczy, które inni chcieliby zataić.
Ale z dyskusji na starym forum pamiętam, że w kompletnym maszynopisie pojawia się Winnetou, który w miejsce Grodzkiego, znalazł Krasulę dla Tomasza. Skoro więc Winnetou, to i Tomasz występuje w swoim indiańskim wcieleniu. Z Winnetou Nienacki w końcu zrezygnował, więc i dla Szarej Sowy nie było miejsca. Szkoda trochę Winnetou w tym tomie, wydaje się jednak, że autor nie miał tutaj pomysłu na tę postać.
Są listy...
Długi i dojrzały list 14 letniej Wioletty. Podobnie jak wielu fanów twórczości Nienackiego, nurtuje ją min czy w związku z pisaniem książek wyjeżdżał za granicę? Dziewczyna nie może się też doczekać na film, który właśnie jest kręcony na podstawie przygód Pana Samochodzika. Nie wiem, o który film chodzi, bo list nie jest opatrzony datą, mam jednak przekonanie graniczące z pewnością, że Wioletta była rozczarowana tym co w końcu z tego wyszło:)
Na facebookowej stronie "Świata Młodych" pojawił się wpis administratora:
Na pewno wśród Fanów Świata Młodych jest wielu czytelników serii książek z Panem Samochodzikiem. Tym bardziej, że seria ta była często publikowana w odcinkach w naszej ulubionej gazecie. W 1979 roku ukazał się 11 tom serii pod tytułem Pan Samochodzik i złota rękawica. Kilka lat temu odświeżyłem sobie całość i przy tym tomie miałem trochę dodatkowej radości bo Pan Tomasz spotkał aktora Rogera Moora. W czasie mojej lektury aktor jeszcze żył i było to fajne przeniesienie powieści do współczesności. Roger Moore pojawił się w Świecie Młodych w 1966 roku gdzie opisano zdarzenie z Norwegii. Może ten tekst natchnął czytelników i wpłynął na pojawienie się tej postaci na kartach powieści, bo podobno postać Aktora pojawiła się w książce za namową właśnie czytelników. W każdym razie na pewno dzięki Tytusowi, Romkowi i A’Tomkowi wszyscy ówcześni czytelnicy zajrzeli na tą stronę.
Prawda to, że RM pojawił się w powieści na prośbę czytelników?
W młodzieżowych czasach miałem szansę zetknąć się tylko z wydaniem Klubu 7 przygód. Kolejna edycja powieści, z białej serii, pojawiła się na rynku w 1986 roku, czyli wtedy gdy nie czytałem już "samochodzików". Ale kupiłem ją sobie sentymentalnie i mam do dzisiaj.
Okładki z lat 1979 - 2020 + okładka audiobooka. Z późniejszych wydań najlepiej chyba wypada Siedmioróg z 2016 roku (siódma w kolejności).
Monia z rzędem temu, kto zamieści wspomniane dwa inne wiersze Gustawa Kodrąba.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Monia z rzędem temu
Monię już mam, ale co z rzędem?;)
Monia z rzędem temu, kto zamieści wspomniane dwa inne wiersze Gustawa Kodrąba.
Jeszcze jeden może się znaleźć.
"Nocami pająk snuje sidła
W okna zagląda wiedźma z czartem.
Ziemię przykryły czarne skrzydła
ptaka, co orła jest bękartem.
Wolność, jak barwne malowidło
będzie - jak przejdziem Wisłę, Wartę,
Ujrzycie utrącone skrzydło
ptaka, co orła jest bękartem"
przypisywany Gustawowi Kodrąbowi Jeziorak - 1941
Widzę, że Mirekpiano już go zamieścił półtora roku temu.