Bardzo mi się podobają te rysunki. I jak dużo ich jest. Nie mam wszystkich części z białej serii, ale nie pamiętam, żeby Szymon Kobyliński stworzył aż tyle rysunków do jakiegokolwiek Samochodzika, którego ilustrował.
Kiedyś przepadałem za rysunkami Kobylińskiego, kochałem jego kreskę, ale teraz niedoścignionym wzorem pozostają dla mnie rysunki Anny Stylo-Ginter z "Tajemnicy tajemnic". Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem nie bardzo mi się one spodobały, zwłaszcza wehikuł. Z czasem zmieniłem zdanie 😉
Na pierwszym rysunku widzę Przezmark 😉 A co!
W tej wersji zdecydowanie dobrze oddano niedopasowanie Milady do warunków w jakich się znalazła 😀
A ja mam problem z... włosami. Milady w książce ma krótkie włosy ścięte na pazia, chyba raczej ciemne, za to Mary to blondynka. Panie na ilustracjach nie pasują do opisu, który jest w książce i który autor rysunków musiał znać, biorąc pod uwagę, że Elisabeth ma na szyi korale.
A ja mam problem z... włosami. Milady w książce ma krótkie włosy ścięte na pazia,
Ja zawsze wyobrażałam sobie Milady we włosach do ramion, czyli niewiele krótszych od tych na ilustracjach.
Na pierwszym rysunku widzę Przezmark 😉 A co!
Wiesz, że moje pierwsze skojarzenie było identyczne.:)
Te ilustracje świetnie dopełniają się z treścią książki i wprowadzają czytelnika w klimat danej sceny zostawiając też miejsce dla wyobraźni.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Miałem kiedyś trzy pierwsze wydania powieści, ale do dziś zachowałem tylko wydanie z białej serii. Pamiętam ten dzień kiedy wypatrzyłem je w księgarni przy ulicy Dickensa w Warszawie:) Wydania pierwsze i drugie uważam za wyjątkowo brzydkie w całej serii Pan Samochodzik, ale mam do nich sentyment.
Z pozostałych okropna wydaje mi się okładka z 2004 roku (nr 7) nawiązująca stylistyką do książek Karola Maya.
W moim przypadku pierwsze spotkanie z „Winnetou” to była biała seria. Z tym, że książka była wypożyczona z biblioteki.
Na własny egzemplarz przyszło mi poczekać. Ale to też była biała seria, tyle że nieco już nadgryziona zębem czasu 😉
Kiedyś w ręce wpadło mi pierwsze wydanie Pojezierza. Było naprawdę zadbane, choć z czasem rozpadło się.
Miałem jeszcze wydanie ze Świata Książki, które gdzieś wyszło. Na półce pręży się za to Siedmioróg, natomiast kolekcję uzupełnia ebook.
Żadna z okładek szczególnie mnie nie ujmuje. Mało to oryginalne, ale zgadzam się co do siódemki.
Przed chwilą zauważyłem coś takiego u Michała Witkowskiego na FB, wpis sprzed 15 minut.
Pod wpływem wyjazdu nad Jeziorak czytam "Pan Samochodzik i Winnetou" i zaprawdę powiadam Wam - ta blada twarz zwana Szarą Sową potrafiła stworzyć gadający papier. Nazywajcie mnie Wielki Ptak. Hogwh!
Mam nadzieję, że Orpha Studio nie zaprosi Witkowskiego do napisania scenariuszy zapowiadanych filmach o przygodach Pana Samochodzika. Choć Netflix akurat mógłby być zadowolony;)
Nie wiem, czy Witkowski potrafi pisać scenariusze.
Jak skończę lekki kryminalik letni, to wrzucę dla przypomnienia PSiW, bo za nic przypomnieć sobie nie mogę o czym to było.
Może są chętni na konkurs (4 tury szybkiego po 25 pytań)?
Żeby już to moje czytanie tak zupełnie na marne nie poszło.
Czy ktoś z szanownego koleżeństwa czytał "Hipisów w PRL-u" Kamila Sipowicza? Albo książkę Bogusława Tracza "Hippiesi, kudłacze i chwasty. Hipisi w Polsce w latach 1967-1975"? Przeczytałem ostatnio kilka artykułów na ten temat i zaciekawił mnie ten wątek.
@seth_22
Nie czytałem, ale jak wpadną mi w ręce to przeczytam.
Sipowicza kupię dziś, może jutro. Tej drugiej pozycji poszukam w bibliotekach.
Zerknąłem w nasz nieco już zapomniany RANKING i troszkę się zafrasowałem. „Pan Samochodzik i Winnetou” dostał ode mnie tylko 5 punktów. Słabiej oceniłem tylko „Pozwolenie na lwa”, „UFO” „Atanaryka” i „Fantomasa”, nawet „Rękawica” dostała wtedy 6 punktów. Mówiąc bez ogródek to nieporozumienie, „Rękawicę” przesuwam w dół a „Winnetou” zasługuje na znacznie więcej, może nawet na top 5. Właśnie skończyłem czytać i wehikuł czasu znowu zadziałał, w dodatku zabrał mnie w ten czas i miejsca, dzięki którym pokochałem jeziora i żagle.
To naprawdę zgrabnie napisana powieść, z klimatem i sensowną fabułą, której w „Rękawicy” tak brakuje. Konwencja indiańska, która wielu denerwuje, to brawurowy pomysł nie tylko z powodu języka rodem z książek Karola Maya, którym posługują się bohaterowie. Świat przedstawiony również został dopasowany do tej konwencji, gdzie lokalne konflikty i stosunki społeczne przypominają western. Są szlachetni Indianie walczący o zachowanie swoich terenów łowieckich i pastwisk (lasów i jezior) i blade twarze, nowi osadnicy zawłaszczający coraz większe połacie prerii nie licząc się z prawami pierwotnych właścicieli tej ziemi. Ciepła, romantyczna historia o wspaniałej przyjaźni i ciekawe, krwiste (nie tylko Mary😉) postacie kobiece. A w tym wszystkim szum wiatru, bełkot fal i żagle łopocące na wietrze. Znajdziemy tu najpiękniejszy opis wodniackiej przygody w całej serii, z malowniczą burzą na Śniardwach, kiedy Moby Dick wyrusza w pościg za Swallowem. Finał godny wielkiej powieści, czy w którymś innym tomie jest lepszy?
Sympatyczna lektura powieści nie przeszkodziła mi jednak dostrzec kilku zabawnych drobiazgów:
Pan Lapsusik
Pan Alogiczniś (sorry, nie znalazłem lepszego zdrobnienia😉)
No w każdym razie panowie Indianie prowadzą niekonsekwentną politykę informacyjną. Dla żeglarzy złowrogi Purtak musi pozostać enigmą i już. Chyba, że sami poruszą mózgownicą i wydedukują, że za wszystkim stoi Sami Wiecie Kto.
Do żeglarzy:
Jest ktoś, komu zależy bardzo na tym, aby nasze jezioro stało się widownią wojny między różnymi rodzajami bladych twarzy. - Któż to taki? - odezwały się liczne głosy. - Winnetou nie rzuca na wiatr swoich oskarżeń. Dlatego zamilczy jego imię. I dał nam znak, abyśmy wraz z nim udali się na kanu i opuścili bindugę.
Za to motorowodniacy rozwiązanie tej zagadki dostają od razu na tacy:
Do motorowodniaków:
- Ktoś chce za wszelką cenę skłócić nas wszystkich - odezwał się Winnetou. – (…) - Nic z tego nie rozumiem - wzruszył ramionami Adwokat. - W jakim celu to robi? Jaką będzie miał z tego korzyść? - Ach, to proste - powiedziałem - gdy dojdzie do otwartej wojny między dwoma grupami bladych twarzy, wówczas można będzie i jednych, i drugich usunąć z bindugi i wyspy. Albowiem gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Milczeli. Nie mieli pojęcia o tajnych planach Purtaka. - Komu zależy na wyspie albo bindudze? - zastanawiali się głośno. Postanowiłem, jak to się mówi, wyłożyć wszystkie karty. - Przed niedawnym czasem na własne oczy widziałem w gabinecie kierownika ośrodka wczasowego, Purtaka, wielką mapę. Na tej mapie ośrodek wczasowy rozpościera się na wyspie, obejmuje bindugę i ruiny zamku. Nastąpiła konsternacja. Rzuciłem podejrzenie na ich największego sojusznika. Nie tak łatwo było im się pogodzić z myślą, że uknuł on intrygę nie tylko przeciw żeglarzom, ale i motorowodniakom.
Co ciekawe, kiedy do motorowodniaków dołączają żeglarze, osobę winowajcy znowu okrywa mgła tajemnicy:)
Do motorowodniaków i żeglarzy:
- Więc któż to zrobił? - zapytał gruby młodzian. Milczeliśmy. Nikt z nas nie mógł dać wyraźnej odpowiedzi na to pytanie. - Szukajcie, a znajdziecie sprawców - oględnie przemówił Winnetou. - Pamiętajcie jednak moje słowa: zrobił to ktoś, kto jest wrogiem nie tylko żeglarzy i motorowodniaków. Zależało mu na skłóceniu z sobą wszystkich grup wodniackich. Jest to ktoś, kto chce wejść w posiadanie i bindugi, i wyspy.
Pan Mizoginik
Ależ to wstrętna szowinistyczna świnia:) Nie, nie Tomasz, tylko Piękny Antonio. Trudno znaleźć scenę literacką, w której kobieta byłaby traktowana bardziej przedmiotowo niż tutaj.
Gdy wszedłem, Przystojniak z młodą damą stali obok stolika, przy którym siedział kierownik Purtak w towarzystwie instruktora Noska. Następowała właśnie scena powitania i prezentacji. - Oto jest dama dla ciebie, przyjacielu - mówił Przystojniak, wskazując lady.
Pan Zorrek
Mimo, że doskonale pamiętam z dzieciństwa wizerunek Zorro, przekopałem Google żeby sprawdzić, czy w którejś wersji nie nosił przypadkiem pończochy na łbie, no i nic. Ale Tomasz uparł się kombinować z pończochą.
- Świetnie - ucieszyłem się - zrobię sobie maskę z pończochy i będę występował jako „Zorro-jeździec w masce”.
i trochę dalej
Wyjąłem z kieszeni przygotowaną u Winnetou pończochę z dziurami na nos, usta i oczy, naciągnąłem ją na twarz i zawołałem do lady, udając zbira: - U hu hu...
Dziura na nos i usta? To do napadu na bank chyba.
Pan Legitka
Nie masz legitymacji, jesteś nikim. Bez legitki w tym lukrowanym PRL-u ani rusz:)
W milczeniu podałem swoją legitymację służbową i uśmiechając się pod nosem oczekiwałem, aż portier wypełni kilka rubryczek przepustki.
dalej
Nazywam się Frączak, kapitan. I machnął mi przed nosem legitymacją Milicji Obywatelskiej. Pokazałem mu legitymację służbowa Ministerstwa Kultury i Sztuki.
i dalej
A więc pierwszy warunek wstępny: czy blada twarz jest członkiem Ligi Ochrony Przyrody? - Tak. Oto moja legitymacja - sięgnąłem do portfela i podałem legitymację.
i jeszcze
Obydwaj ptasznicy - uszczęśliwieni, że nie obcięto im włosów - pośpiesznie oddali swoje dowody osobiste. Gorzej było z Karampukami. Rosły Karampuk podał Winnetou legitymację szkolną.
i Winnetou dostanie drugą legitkę, wszak LOP-u już ma
Naprawdę mój brat i przyjaciel chce podjąć się tego zadania? Jestem pewien, że nasze ministerstwo szybko zatwierdzi pana kandydaturę i przyśle odpowiednią legitymację. Winnetou, dziękuję panu serdecznie.
Aż dziw, że Tomasz nie wykorzystał legitymacji ORMO, a miał ku temu nie jedną okazję choćby wtedy kiedy ścigał passata z psem leśniczego, prowadzonego przez Pięknego Antonia albo w czasie rozprawy z ptasznikami. Może w latach 70 ORMO było już passe i nie wypadało się z tym za bardzo wychylać? W końcu 1968 pałując studentów pod Uniwerkiem służba ta się z lekka skompromitowała. Pamiętacie czy gdzieś jeszcze Pan Samochodzik afiszował się z ORMO poza „Księgą strachów” i „Nowymi przygodami”?
Pan Pudełeczko
Nie wiem gdzie Tomasz robił zakupy, ale chyba gdzie indziej niż wszyscy.
A gdy przyjdzie zima, śnieg opatuli jego wigwam. Potem będzie on brnąć przez zaspy i zamarznięte bagno do Złotego Rogu, aby kupić w sklepie puszkę zupy i pudełko wołowiny w sosie własnym –
gdzie indziej
Trawa była tu zgnieciona, leżało kilkanaście niedopałków papierosów sport, pusta butelka po owocowym winie i opróżnione płaskie pudełko z angielskimi napisami po mielonej szynce.
w innym miejscu
W kabinie „Moby Dicka” nasze panie odkryły puszki konserw i duże pudło dietetycznego chleba, a że wszyscy wyruszyliśmy bez śniadania, podały nam smakowity posiłek.
i jeszcze innym
Z zaplecza wyszła Krwawa Mary. Trzymała w ręku duże, blaszane pudło, zawierające ciastka na wieczorną zabawę w ośrodku.
Widzieliście kiedy wołowinę w sosie własnym w pudełkach? Albo pudełko z mieloną szynką? Bo dietetyczny chleb w pudełku jak najbardziej występuje choć nie wiem czy występował wtedy (chyba, że zagraniczny mieli). Duże blaszane pudło z ciastkami też brzmi dziwnie. W blaszanych pudełkach bywały i bywają kruche ciasteczka, ale takie ciasta z kawiarni to raczej w metalowej blasze.
Kustoszu, świetne te Twoje wpisy.
Ja Winnetou lubię bardzo. Nawet bardziej niż bardzo.
I również uważam, że występują tam świetnie odmalowane postaci kobiece. Chyba najciekawsze w całym kanonie.
Kustoszu, świetne te Twoje wpisy.
Dzięki. Fajnie tak czasem, po staremu, popisać i pogadać o Panu Samochodziku:)
Fajnie tak czasem, po staremu, popisać i pogadać o Panu Samochodziku:)
Ano 🙂 Świetnie mi się czytało Twoje spostrzeżenia. Uśmiałam się przy tym niemożebnie. Pudełka mnie rozłożyły, nigdy na to nie zwróciłam uwagi.
Fajnie tak czasem, po staremu, popisać i pogadać o Panu Samochodziku:)
Ano 🙂 Świetnie mi się czytało Twoje spostrzeżenia. Uśmiałam się przy tym niemożebnie. Pudełka mnie rozłożyły, nigdy na to nie zwróciłam uwagi.
Zgadzam się 🙂
Też się uśmiałam.
Jeszcze niedawno myślałam, że już niczego nowego z samochodzików nie wyciśniemy. A tu proszę. Kustosz odkrył pudełka 🙂
Natomiast na strój Zorro sama kiedyś zwróciłam uwagę, że coś się chyba Zbyszkowi pomyliło.
Znajdziemy tu najpiękniejszy opis wodniackiej przygody w całej serii, z malowniczą burzą na Śniardwach, kiedy Moby Dick wyrusza w pościg za Swallowem. Finał godny wielkiej powieści, czy w którymś innym tomie jest lepszy?
To jest świetny kawałek, ale mój ulubiony z Winnetou to ten:
Na jeziorze szalały wielkie grzywacze. Co chwila któryś z nich załamywał się i mimo szumu wiatru słyszeliśmy syk piany, rozpraszającej się po wodzie. Na szczęście wiatr wiał od Złotego Rogu tak, że nie zmieniając kierunku mogliśmy płynąć pod fale.
<ciach>
Raptem, gdy na moment zaświecił księżyc — zobaczyliśmy na trawersie jakiś ogromny, zbliżający się ku nam czarny kształt. Jakby jakaś ogromna skała wyrosła nagle przed nami.
— Uwaga! Przed nami duża łajba — krzyknął ostrzegawczo Milczący Wilk.
Winnetou wyjął z kieszeni latarkę z wymiennymi kolorowymi szkiełkami i kilkakrotnie błysnął czerwonym światłem w kierunku zbliżającej się łajby. Albowiem na wodzie panuje zasada, że bardziej zwrotna i szybka jednostka pływająca powinna ustępować jednostce wolniejszej i mniej zwrotnej.
Niestety, z napływającej łajby jak gdyby nas nie zauważono. Uparcie płynęła wprost na nas, ani na chwilę nie zmieniając kursu. Był to chyba jacht żaglowy, ale żagle nie zostały wciągnięte. Nie słyszeliśmy również łoskotu silnika. Czarna masa kadłuba wyrastała z wody coraz bliżej — i było coś groźnego w tej ogromnej sylwetce płynącej ku nam w milczeniu. Jak gdyby dążyła ku nam, aby nas rozbić i zatopić.
A dookoła, jak okiem sięgnąć, rozciągało się rozszalałe jezioro, zewsząd nadbiegały wielkie fale o spienionych grzbietach. Wiatr chłostał nas kroplami piany zerwanej z grzywaczy. Kanu gwałtownie podrywała się do góry, dziobem swym bodąc niebo, potem zaś równie gwałtownie zesuwała się w dół w otwarte na moment czeluście jeziora. I czarny kształt wciąż zbliżał się. Groźny, milczący, cichy.
Ten ostatni akapit zawsze powoduje we mnie jakieś takie metafizyczne ciary na plecach 🙂
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”