“Niechętnie patrzy na ludzi przesuwających się obok w pojazdach za podniesionymi szybami, wędrowna wystawa portretów w prostokątnych ramach okien.”
W życiu czytelnika lubię zarówno niepewność chwili, w której trafię na literacką perłę, jak i pewność, że bez wątpienia na nią trafię.
Nigdy nie wiem, czy czeka ona na mnie już za pierwszym zakrętem, czy dopiero za dziesiątym.
Tegoroczna perła ukazała mi swe piękno w czerwcu, kiedy to odkryłam izraelską pisarkę, Zeruyę Shalev.
Przeczytałam jej najnowszą książkę “Los” i po tej lekturze wiem, że to znajomość na dłużej.
“Los” jest przepięknie opisaną opowieścią o spotkaniu dwóch kobiet.
Rachel, starsza z nich, miała kiedyś męża.
Druga z nich, Atara, jest córką tego mężczyzny z jego drugiego małżeństwa.
To ta druga, wiedziona ciekawością na temat swojego ojca, dąży do spotkania. Odnajduje starszą kobietę i tak zaczyna się opowieść o życiu każdej z nich przeplatana powrotami do przeszłości.
Rachel, będąc młodą kobietą, była bojowniczką o wolność swojego kraju i właśnie wtedy poznała pierwszego męża, późniejszego ojca Atary.
Małżeństwem byli zaledwie rok.
Ponad 70 lat później w jej życie wkracza przeszłość w osobie kobiety, która nosi szczególne imię.
Atara nie zna historii swojego imienia. Pozna ją dzięki Rachel.
Niezwykła to książka.
Zeruya Shalev kreśli postaci, które są intrygujące zarówno w czasach burzliwych, jak i tych późniejszych, spokojnych, płynących leniwie i bezpiecznie.
Jej język jest niezwykle plastyczny. Niesamowicie pięknie odmalowuje kolory morza i jego odgłosy, hałaśliwe miasta i spokojne wioski, wnętrza mieszkań, zwierzęta, których przejmujące wycie słychać wieczorami.
Wszystko to sprawia, że w powieść wsiąka się całkowicie, a emocje przeżywa się razem z bohaterami.
A ci też są nietuzinkowi.
Szczególnie zapamiętam młodszego syna Rachel, który poszedł drogą ortodoksyjną i którego opowieści wydają się nie mieć zakończenia ani pointy.
Dlaczego? “Zakończenia są w naszych rękach”. Tylko od nas zależy, jak zinterpretujemy przypowieść czy legendę.
Mogłabym napisać dużo więcej, bo też powieść jest nasycona bohaterami, opowieściami, historią.
Ale nie będę psuć odbioru tym z Was, którzy być może sięgną po “Los”.
Bardzo do tego zachęcam, a ja niedługo zaczynam kolejną książkę autorki.
Książki oczywiście nie czytałem, ale ta recenzja skłoniła mnie do pewnej refleksji. Jestem mentalnie zamknięty na autorów spoza europejskiego i anglosaskiego kręgu kulturowego. To nie mój klimat i nie ma siły żebym sięgnął choćby po Harukiego Murakami czy Orhana Pamuka (Turcję zaliczam już do Azji). Nawet literatury iberoamerykańskiej nie mam ochoty czytać, choć kiedyś było inaczej. Nie sięgnę więc raczej również po książki autorki, którą prezentuje Yvonne. I bardzo podobnie działa to w przypadku kina. To pierwsza refleksja, a druga, że na pewno mnie to intelektualnie zubaża. Dlaczego tak jest? Jakoś nie nęci mnie poznawanie innych kultur, pewnie dlatego też nie przepadam za podróżowaniem. Literatura, to trochę wchodzenie w głowę innym ludziom, a ja wolę wchodzić w głowy mentalnie mi bliższe.
Ciekawe jest to, co piszesz, Kustoszu.
Też kiedyś nie wychodziłam literacko poza Europę.
Ale od jakiegoś czasu mam ogromny apetyt na szczyptę egzotyki.
Niesamowicie wciągnęła mnie literatura japońska.
Teraz zachwycam się Shalev.
Może jednak warto spróbować?
Może jednak warto spróbować?
Może warto. Może kiedyś spróbuję. Łatwiej oczywiście próbować z kinem. Pamiętam jak nie mogłem się zabrać do oscarowego "Parasite" z Korei Południowej, ale obejrzałem i nawet mi się podobało.