Serial zadebiutuje 6 listopada na kanale CANAL+ PREMIUM oraz w nowej usłudze CANAL+ "Telewizja przez internet".
Zanim zbiorę się żeby powiedzieć kilka słów na temat „Pokory”, najnowszej powieści Szczepana Twardocha, przypomnę co pisałem o jego wcześniejszych książkach.
KRÓL
Proza Szczepana Twardocha jest specyficzna. Przenikające się narracje, zapętlenia fabularne, zatarcie granic między rzeczywistością a rojeniem. Ale „Król” to najbardziej przystępna powieść tego autora, która balansuje na granicy literatury popularnej i z tak zwanej wyższej półki. Świetna, choć nie jest może arcydziełem literatury jak „Drach” czy duszna, oniryczna i popieprzona „Morfina”.
Można ją w gruncie rzeczy przeczytać jako gangsterską historię z drugiej połowy lat 30-tych. Zwłaszcza, że twardochowych eksperymentów z formą literacką jest tutaj znacznie mniej niż we wcześniejszych książkach. Stąd pewnie wzięła się niezwykła popularność „Króla” wśród szerokiego grona czytelników, których takie eksperymenty raczej zniechęcają do lektury.
„Król” jest balladą o polsko – żydowskiej Warszawie końca lata 30-tych XX wieku i skomplikowanych relacjach narodowościowych na styku tych dwóch tak bliskich a jednak odległych od siebie światów. Powieść sięgająca w głąb psychiki ludzkiej, naznaczonej piętnem naszych czynów. Ale nad miastem, w którym na styku bandyckiego półświatka i wielkie polityki rozgrywa się intryga powieści, złowróżbnie unosi się widmo nieuchronnej zagłady. Uosabia ją Litani, byt metafizyczny będący jedną z płaszczyzn narracji, ponad ludzką i ponad czasową perspektywą, którą konstruuje Twardoch w swoich książkach. Litani zna teraźniejszość, ale zna też przyszłość – klęskę września, getto, Grossaktion Warschau, Treblinkę, Auschwitz, upodlenie i ruinę miasta. Wie, że teraźniejszość wobec przyszłości nie ma znaczenia.
Jest to literatura twarda, męska, brutalna, pozbawiająca złudzeń, nie stroniąca od wulgarności i przemocy. Autor dostrzegając w ludziach raczej zło niż dobro wydaje się twierdzić, że zło jest pierwotne, dobro zaś uwarunkowane (dobro to komfort, na który nie zawsze możemy sobie pozwolić). Miłość ma wymiar raczej fizjologiczny niż liryczny.
Widziałem też adaptację "Króla" wystawioną na deskach Teatru Polskiego w Warszawie. Pisałem o tym TUTAJ.
KRÓLESTWO
„Królestwo” jest udaną kontynuację bestsellerowego „Króla”, ale to powieść o zupełnie innym klimacie i charakterze. Znacznie cięższa i trudniejsza. Przypuszczam, że wielu czytelników zawiodło się srodze, że nie jest to dalsza część gangsterskiej historii.
O ile „Król” jest powieścią o chwilach mołojeckiej sławy Jakuba Szapiro i tętniącej życiem polsko-żydowskiej Warszawy (bo los głównego bohatera i los miasta są tutaj nierozerwalnie ze sobą związane), naznaczonych co prawda piętnem nadciągającej katastrofy dziejowej, to „Królestwo” opowiada o ich upadku i upodleniu. Krajobraz po katastrofie jest wstrętny. Cienie ludzkie próbujące wegetować na gruzach umarłego miasta. Mierność kondycji ludzkiej, degradacja człowieczeństwa, niemieckie okrucieństwo i obrzydliwie antysemicka Polska. Bezceremonialnie tym razem obchodzi się Twardoch z polskim patriotycznym duchem. I o to mam pretensję do autora, którego lubię i cenię. Podli są wszyscy, i Polacy i Żydzi, ale podłość polska, często bezinteresowna jest tu wyjątkowo obmierzła i perwersyjna. Daleki jestem od wybielania postaw, których nie brakowało w tamtych trudnych czasach, ale z powieści Twardocha wyłania się obraz jednoznacznie negatywny, co wydaje się być świadomą prowokacją. Nawet, biorąc pod uwagę fakt, że dwubiegunowa narracja prowadzona jest z pełnej krzywd perspektywy żydowskiej. Z pewnością jednak udało się autorowi opowiedzieć co znaczyło być Żydem w tamtym miejscu i czasie.
W „Królestwie” Jakub Szapiro pojawia się właściwie tylko w retrospekcjach bo w bieżącej narracji wegetuje pogrążony w nieistnieniu. Opowiadają o nim Ryfka i syn Dawid a narracja prowadzona jest z perspektywy wszystkowiedzącej wieczności czyli WTERAZ, która jest wiecznym czuwaniem, od którego nie ma ucieczki (ale i tak tym razem kombinacji z narracją jest znacznie mniej niż w innych książkach Twardocha). Dokonując analizy wyborów i postaw Jakuba musimy zadać sobie pytanie czy był bardziej oprawcą czy raczej ofiarą? Takie same pytanie postawiać możemy oceniając innych, zaplątanych w historię bohaterów pojawiających się na kartach książki. Bardzo poruszyło mnie zakończenie, w którym na chwilę pałeczkę narratora przejmuje żona Jakuba.
„Królestwo” to powieść gorzka i przygnębiająca, psychologiczny i plastyczny obraz apokalipsy. Książka, mimo pewnych zastrzeżeń, świetna.
Widziałem też adaptację "Króla" wystawioną na deskach Teatru Polskiego w Warszawie. Pisałem o tym TUTAJ.
Ja właśnie ściągnęłam z półki "Króla" z zamiarem porównania adaptacji z książką oraz ogólnie sprawdzenia czy się z Twardochem zaprzyjaźnię na dłużej.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
WIECZNY GRUNWALD
„Wieczny Grunwald” to jeden wielki eksperyment literacki. Karkołomne kombinacje z formą, narracją, czasem, historią właściwą i alternatywną, językiem, staropolszczyzną i wszystkim czym się da. Ten osobliwy melanż daje tak surrealistyczny efekt, że prace Salvadora Dali czy Rene Magritte’a są przy nim ledwie fotograficznym odzwierciedleniem rzeczywistości. Da się oczywiście wyczuć, że Twardoch próbuje opowiadać o poważnych sprawach, przede wszystkim, z perspektywy historycznej, o przenikających się żywiołach, polskim i niemieckim, zawikłanych, pełnych sprzecznych uczuć relacjach między nimi, ale robi to w sposób dla mnie niemal nieczytalny. Albo, po prostu zbyt trudny, wszak wolę zdecydowanie kiedy rozumiem co czytam.
Koncentracja osobliwości na akapit powoduje, że doczytałem książkę do końca de facto siłą woli. Tylko dlatego, że jak sam autor twierdzi, jest to bardzo ważna powieść w jego dorobku, która ukształtowała go jako pisarza, a ja prozę Twardocha bardzo szanuję i lubię, więc chcę wiedzieć skąd się wzięła. Dobrze, że w swoich kolejnych powieściach, autor zrobił krok w tył w sensie formalnym i czerpiąc z tych eksperymentów uczynił swoją prozę fascynującą literaturą.
Słuchamy teraz z Milady "Króla" w interpretacji Maćka Stuhra. Naprawdę świetna robota. W tej wersji powieść podoba mi się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Ależ ten Twardoch plastycznie opowiada, ile emocji potrafi włożyć w słowa i frazy. Mam wrażenie, że dostrzegam więcej smaczków, drobnych detali, symboli. Obraz tuż przedwojennej Warszawy nie byłby tak ostry, namacalny i barwny gdyby nie genialny research przeprowadzony przez pisarza. Wielki szacun.
W tym kontekście trochę bardziej doceniam też serial Canal Plus. Ma kilka słabości, o którym pisałem TUTAJ, ale w znacznej mierze oddaje atmosferę powieści i fabularnie nie odbiega od oryginału tak jak to często się zdarza w przypadku innych produkcji filmowych opartych o pierwowzór literacki.
w interpretacji Maćka Stuhra.
O? Nawet nie wiedziałam, że jest audiobook czytany przez Stuhra. To się skuszę.
Chociaż wolałabym jednak interpretację Krzysztofa Gosztyły. Jak Gosztyła czyta to można się od pierwszych słów przenieść w inny świat. Znacznie ciekawszy niż sama miałabym sobie czytać.
Kanał Sportowy to dość nieoczywiste miejsce na wywiad z pisarzem, ale dlaczego nie? Zwłaszcza, że dzięki dość swobodnej formule można obejrzeć całkiem inne oblicze Szczepana Twardocha. Dość długi materiał, ok. 2h, ale przesłuchałem do końca z dużym zainteresowaniem. Sporo ciekawostek biograficznych, trochę o pomysłach, hobby i zainteresowaniach, a na końcu: o przyjaźni.
O widzisz, przegapiłem. Właśnie połknąłem "Chołod", który przyniósł Mikołaj więc jestem na świeżo z Twardochem.
A to nie wiem... Do mnie przychodzi 24.12 i to raczej po południu. Tak zwykle ok. 18-19 🙂
Ten z 6 grudnia nie odwiedza mnie już ponad 4 dekady. Widocznie na początku grudnia nie bywam grzeczny.
Ten z 6 grudnia nie odwiedza mnie już ponad 4 dekady.
Ten to tylko do dzieciaków łazi, i to też nie zawsze.
Skoro połknąłeś w 2 dni to chyba warto?
Połknąłem bardzo szybko, ale mam mieszane uczucia. Zapowiedzi wydawnicze brzmiały dla mnie zniechęcająco i w ogóle nie miałem ochoty sięgać po tę książkę, więc w tym kontekście lektura zdecydowanie na plus. W kontekście innych powieści Twardocha: "Morfiny", "Dracha", "Króla" czy "Pokory", raczej na minus. In minus również w kontekście orgazmicznych recenzji, które widziałem. Moim zdaniem powieść ma trzy słabości.
1) Naiwna współczesna klamra, gdzie w głównej roli Twardoch obsadził samego siebie, nie zapominając o efektownej autokreacji.
2) Stylizacja językowa pamiętnika Konrada Widucha, który stanowi jakieś siedem ósmych powieści, jest w mojej ocenie męcząca w takiej dawce i nie bardzo rozumiem zachwytów nad taką formułą.
3) Nudny fabularnie fragment przedstawiający życie w Chołodzie, zawierający wiele wymyślonych etnograficznych opisów i językowych zawijasów.
Poza tym, git:)