Milady dała mi kiedyś do czytania "Ryxa", ale porzuciłem po kilkunastu stronach. Jakieś to kwadratowe było, bez polotu "Trylogii husyckiej" Sapkowskiego więc odłożyłem na półkę.
I się trochę nie dziwię.
Przeczytałem część pierwszą, teraz zabieram się za drugą. Dlaczego się nie dziwię Kustoszowi? Ano dlatego, że struktura książki jest taka jak chodzenie po Bieszczadach, czyli wpierw trzeba przejść przez męczący, kilkudziesięciostronicowy wstęp (czyli strome, długie podejście), z którego nie bardzo wynika OCB, po to aby później lekko, łatwo i przyjemnie popłynąć z ciekawymi awanturniczo-kryminalnymi przygodami królewskiego inwestygatora Kacpra Ryxa. Co jakiś czas, tak jak i w Bieszczadach podejścia z usuwającymi się spod stóp kamieniami, pojawiają się upierdliwie, kilkustronicowe, fragmenty historii, które potrafią, jak reklamy w Polsacie, spowodować, że przestajemy kojarzyć ostatni wątek, ale te, umiejętnie omijane przez wytrawnego czytelnika, w pewnym momencie przestają przeszkadzać.
Co do "Kacpra Ryxa", postać sympatyczna, choć czasami naiwna (przynajmniej dla doświadczonego czytelnika kryminałów) co nie zmienia faktu, że czyta się to całkiem fajnie. A dla miłośników Krakowa i/lub historii XVI wieku sporo fajnych informacji. Zaglądając do Internetów widać, że Kacper Ryx musi posiadać spore grono sympatyków i uprawiana jest nawet turystyka śladami Kacpra (można taką wycieczkę po Krakowie w towarzystwie autora sobie wykupić). Ciekaw jestem czy uda się wyprodukować film, bo prawa do filmu zostały ogarnięte w 2017 roku. To by mogło być coś rzeczywiście fajnego.
A, żeby było jasne, nic nie mam do historycznych wstawek w książkach, ale akurat w tych zarówno wstęp jak i późniejsze opowieści są, moim zdaniem, zbyt długie.
Twtter is a day by day war
Powriowaliście 🙂
Mariusz Wollny pisze wspaniale. Ja całą tetralogię przeczytałam już dwa razy. Plus kilka innych książek.
Przede mną jeszcze przygody młodego Ryksa oraz "Biały towar".
Może dam jeszcze kiedyś szansę temu Ryxowi. Ma u mnie pod górkę bo kocham "Trylogię husycką" Sapkowskiego (teraz zresztą właśnie praktykuję to kochanie po raz kolejny) i patrzę na cykl Wollnego przez ten pryzmat. Zdecydowanie jednak za mało przeczytałem żeby silić się na jakiekolwiek oceny.
Powriowaliście
Mariusz Wollny pisze wspaniale. Ja całą tetralogię przeczytałam już dwa razy. Plus kilka innych książek.
Nie napisałem, że pisze źle. Pióro ma lekkie, natomiast struktura książek, gdzie w trakcie "śledztwa" szukania trupa w bibliotece nagle wklejona jest 10 minutowa rozprawka na temat konstrukcji biblioteki oraz katalog znajdujących się tam książek to zabijanie akcji, zupełnie jak reklamy w telewizji.
Twtter is a day by day war
A ja się za Ryxa nie mogę zabrać, mam pierwszy tom na czytniku i tak sobie leży już kilka...dziesiąt miesięcy...
Też tam byłam, rzecz jasna 🙂
A Pana Mariusza spotkałam kilka razy osobiście na targach książki w Krakowie.
Zaczęliśmy czytać tego "Ryxa". Tym razem, czytam na głos. Zdecydowanie za wcześnie by odnosić się do fabuły powieści, natomiast jest to tak kwadratowe literacko, że nie wiem czy dam radę kontynuować lekturę (może się przyzwyczaję). Ja nie wiem co ten Wollny wykombinował z językiem powieści? Wszak "Trylogię" Sienkiewicza czyta się świetnie, doskonale z tej samej konwencji skorzystał Andrzej Sapkowski w "Trylogii Husyckiej" gdzie język współczesny wymieszał z sienkiewiczowską stylizacją i wyszło arcydzieło. Ale Sienkiewicz pracę nad swoją stylizację archaiczną poprzedził gruntownymi badaniami XVII wiecznego języka, składni, fonetyki, a potem wykorzystując pewne ich elementy stworzył na tej bazie język bohaterów "Trylogii". Wollny natomiat do współczesnego języka nawtryniał po prostu od groma staropolskich archaizmów i wyszło drewno.
"Kacper Ryx i król przeklęty" to droga w złą stronę. 80% to beletryzowany przewodnik po Krakowie, Warszawie i Paryżu przeplatanych pikantnymi historyjkami z życia arystokracji francuskiej oraz polskiego plebsu. Kilkadziesiąt stron przed końcem książki pojawia się wreszcie akcja, wszystko się dzieje w ekspresowym tempie jakby autor chciał nadrobić wcześniejsze "przygotowanie do działania". Tak się nie pisze powieści ani łotrzykowskich ani sensacyjnych, niezależnie od tego w jakich czasach się dzieją. Gdyby nie to, że stworzył całkiem sympatycznego bohatera to bym się nie wziął za część trzecią.
Twtter is a day by day war
Jestem zaskoczona, że tak inaczej niż ja odbieracie te książki.
Jutro wrzucę moje recenzje sprzed kilku lat.
Będzie przyczynek do dyskusji 🙂
A może być i dziś.
Oto, co pisałam o pierwszej części w listopadzie 2013 roku:
(...) Ale miało być o Kacprze Ryxie, chociaż uważam wstęp za uzasadniony, ponieważ głównym bohaterem powieści Mariusza Wollnego wcale nie jest tylko ten bystry inwestygator królewski, ale też właśnie Kraków - dla ścisłości należy dodać, że jest to Kraków szesnastowieczny, jakże ciekawy, tętniący życiem i będący areną życia dworskiego, życia polskich wybitnych poetów i ich perypetii, ale też życia codziennego zwykłych mieszczan, rzezimieszków, typów spod ciemnej gwiazdy i biedoty. A wszystkie te światy przenikają się ze sobą połączone świetnym piórem autora.
Historia zaczyna się w roku 1569, kiedy to nasz bohater, Kacper Ryx, dziewiętnastoletni student Akademii Medycznej zostaje dzięki swoim zdolnościom (dzisiaj powiedzielibyśmy detektywistycznym zdolnościom) wplątany w przebiegłą intrygę, dzięki której pozna zarówno królewski dwór oraz cienie i blaski życia dworskiego, jak i kwiat polskiego pióra, ponieważ w powieści występują takie postaci jak Kochanowski, Górnicki czy Sęp-Szarzyński.
Sam Kacper jest postacią niezwykle barwną i ciekawą. Sierota, podrzucony pod furtę kościoła Duchaków i znaleziony tam 6 stycznia (skąd jego imię) zapowiada się na świetnego przyszłego medyka, lubuje się w literaturze, ale też jest ciekawy świata, ma żywy i bystry umysł oraz dar do pozyskiwania przedziwnych przyjaciół.
Mariusz Wollny to jeden z najlepszych, moim zdaniem, pisarzy polskich powieści historycznych - jego postaci są nietuzinkowe, pełnokrwiste, akcja wartka i nieprzewidywalna, humor pasujący do sytuacji; no i te opisy Krakowa, Kazimierza oraz innych podkrakowskich miast i wsi - wspaniałe. Opisy te są dla mnie taką wisienką na torcie - my nie czytamy o szesnastowiecznym Krakowie, my w nim jesteśmy: idziemy ciemnym zaułkiem, w którym czają się dziwne cienie, zwiedzamy targowisko, zakład płatnerza-miecznika, biesiadujemy w gospodzie u ciotki Balcerowej, obserwujemy swawole studentów w Akademii, przypatrujemy się jednej z pierwszych sekcji zwłok ...
Książka zdobywa u mnie maksymalną ilość punktów w skali od 1 do 6 i na pewno napiszę jeszcze kilka postów na temat innych powieści Mariusza Wollnego, bo każda jest tego warta.
@yvonne ja rozumiem, że podobają Ci się opisy Krakowa oraz historyczni bohaterowie ale scenariusz powieści opiera się o sensację i wklejanie opisów miasta, zaułków czy zwyczajów w czasie pogoni za przestępcami to jest totalna masakra.
Twtter is a day by day war
Pawle, żadna powieść łotrzykowska czy kryminalna nie może opierać się na tym, że co drugą stronę znajdowany jest trup, a bohaterowie przeżywają przygody jedną za drugą w tempie jak na karuzeli. Gdyby ktoś taką książkę napisał, zarzuconoby mu zbytnie nieprawdopodobieństwo i przeszarżowanie.
Każda powieść musi mieć tło, w którym jest osadzona.
Pamiętasz moją recenzję kryminałów poleconych kiedyś przez Agę , których akcja osadzona była bodajże w Toronto? Właśnie, bodajże. W żadnej z czterech części nie znalazłam opisu, który pozwoliłby mi na poczucie tego, że jestem w Toronto. W żadnej. Owszem, autor pisał coś o jakimś mostku, piekarni, zakładzie szewskim itp. ale każde takie miejsce może się znajdować w każdym mieście ówczesnego świata. I mimo że te książki były całkiem zgrabnymi kryminałami z ciekawymi zagadkami, nie czułam do końca klimatu miejsca akcji. A to dla mnie ważne.
Wollny pisze tak, że ja razem z nim jestem w Krakowie. Wraz z Kacprem Ryksem (to "x" się podobno odmienia) przemierzam uliczki i zaułki właśnie Krakowa, nie innego miasta.
Tak samo przecież pisał Nienacki. Czytając "Tajemnicę tajemnic" wiedziałam, że jestem w Pradze. Czytając "Księgę strachów" widziałam Pojezierze Myśliborskie. A przecież też czasem jego opisy ktoś mógłby uznać za przydługawe i niepotrzebne. Prawda?
W jednej z recenzji pisałam chyba, że powieść Wollnego to jest książka nie tylko o Ryksie. To jest też książka o Krakowie, który jest wielką miłością autora. To widać.
Ja całą serię oceniam bardzo wysoko. No, może poza ostatnią częścią, o czym napiszę 🙂
cdn
Pawle, żadna powieść łotrzykowska czy kryminalna nie może opierać się na tym, że co drugą stronę znajdowany jest trup, a bohaterowie przeżywają przygody jedną za drugą w tempie jak na karuzeli. Gdyby ktoś taką książkę napisał, zarzuconoby mu zbytnie nieprawdopodobieństwo i przeszarżowanie.
Każda powieść musi mieć tło, w którym jest osadzona.
Jasne, nie napisałem nigdzie, że ma nie być tła, twierdzę tylko, że:
a. tła jest zbyt dużo w stosunku do akcji,
b. tło pojawia się w złych momentach.
Co moim zdaniem oznacza, że autor bardzo dobrze radzi sobie z przewodnikami i powieścią historyczną ale słabo z sensacją.
Twtter is a day by day war
Przeczytałem część trzecią "Kacper Ryx i tyran nienawistny" i muszę sobie dać spokój. "Im dalej w las" tym trudniej się to czyta. Tutaj już autor przeszedł samego siebie, książka jest przeładowana opisami sytuacji geo-politycznej ale nie to jest najgorsze. To co zabija chęć dalszego zagłębiania się w losy Kacpra Ryxa, to skakanie w czasie (czyli w jednym wątku Zborowski napada a w następnym jest u siebie w zamku chwilę wcześnie) i tematach oraz krótkie wątki, bez żadnego powiązania z aktualnie dziejącą się historią, których istnienie należy sobie przypomnieć po kilku dniach czytania. Zebranie tego wszystkiego "do kupy" było ponad moje siły, patrzyłem już na numery stron aby dotrzeć do końca powieści.
Jedyne co pozytywnego z tej książki wyniosłem to wiedza, że zamek w Krupem, którego ruiny odwiedziliśmy w ubiegłym roku wracając z Zamościa, należał do Samuela Zborowskiego, co mi jakoś umknęło gdy czytaliśmy tablicę z opisem.
Twtter is a day by day war
"Nazywam się Ryx" to seria opowiadań o znanym już bohaterze. Dzięki temu, że są to opowiadania a nie powieści, lepiej się czyta. Autor skupia się na jednym wątku, jest akcja ale nadal jest trochę opisów historycznych.
"Kacper Ryx i Król Żebraków" to pierwsze opowiadanie serii. Nie jest złe ale czuję pewien niedosyt, chyba zbyt mocno autor w szesnastowieczny świat wmontował realia XX wieku. Jakoś zupełnie mi nie pasują zwalczające się gangi, mafia, ojciec chrzestny. Może gdyby zrezygnował z tych dwudziestowiecznych pojęć, to bym był bardziej usatysfakcjonowany. Ale przeczytać się da.
Twtter is a day by day war
Ja miałem już dwa podejścia do Ryxa i na trzecie się nie zanosi. Nic mi się tam nie podoba, ani język, ani opowiadana historia, ani główny bohater. Nie rozumiem zachwytów. Przy Sapkowskim, a nawet Cherezińskiej, nawet to nie stało.
Ja miałem już dwa podejścia do Ryxa i na trzecie się nie zanosi. Nic mi się tam nie podoba, ani język, ani opowiadana historia, ani główny bohater.
Wiem 🙂 I też nie podzielam pełnych uwielbienia zachwytów. Rozumiem Krakusów, dla których jest to zabawa w "znane miejsca" z ich miasta ale fanatykiem Ryxa nie zostanę. Co nie zmienia, że akurat opowiadanie czytało mi się sprawnie.
Twtter is a day by day war
Ja miałem już dwa podejścia do Ryxa i na trzecie się nie zanosi. Nic mi się tam nie podoba, ani język, ani opowiadana historia, ani główny bohater. Nie rozumiem zachwytów. Przy Sapkowskim, a nawet Cherezińskiej, nawet to nie stało.
Nie lubię takich bezsensownych porównań.
Sapkowski Sapkowskim, Cherezińska Cherezińską, a Wollny Wollnym.
(tak samo, jak nie lubię porównań typu: Warszawa była nazywana Paryżem Północy czy Wschodu, Bydgoszcz jest polskim Amsterdamem itp. - strasznie to głupie).
Każdy ma swój indywidualny styl i pisze inaczej.
Marudzisz, Kustoszu 🙂
Ale masz prawo.
Ja mam takie same odczucia do pisaniny Chmielarza, który jest bardzo popularny i ma ogromne grono miłośników. A mi się w jego książkach właśnie nic nie podoba, tak jak Tobie u Wollnego.
I to jest właśnie fajne. Byłoby nudno, jakby wszystkim się podobało to samo.
O czym byśmy pisali? 🙂
I jeszcze jedno (nie byłabym sobą, gdybym nie ...).
"X" w nazwisku Kacpra przy odmianie zmienia się na "KS".
Czyli nie Ryxa, a Ryksa.
Ale czemu, to nie pytajcie 🙂