W pierwszej powieści Musierowicz było zwierzę. I imię miało, a nawet dwa: Franciszek Małomówny.
W Szóstej klepce były myszy.
W Szóstej klepce były myszy.
Owszem, ale tak mało... zwierzątkowo. Mimo to "Szósta klepka" to jedyny tom Jeżycjady (poza ostatnim), w którym dziecko chce mieć zwierzątko i jest to naturalne. Pojawiają się czasem jakieś stworzenia, ale zawsze w tle, najwyraźniej chyba w "Idzie Sierpniowej", gdzie pies jest ważny dla fabuły... ale dla bohaterki już nie bardzo.
W Szóstej klepce były myszy.
Owszem, ale tak mało... zwierzątkowo. Mimo to "Szósta klepka" to jedyny tom Jeżycjady (poza ostatnim), w którym dziecko chce mieć zwierzątko i jest to naturalne. Pojawiają się czasem jakieś stworzenia, ale zawsze w tle, najwyraźniej chyba w "Idzie Sierpniowej", gdzie pies jest ważny dla fabuły... ale dla bohaterki już nie bardzo.
Jak to nie bardzo?
Przecież braci Lisieckich pomalowała na zielono za to, co zrobili Lucyperowi.
Ale to była reakcja na okrucieństwo, nie osobista sympatia do psa. Pamiętam z dzieciństwa i młodości, że dla dzieci/młodzieży wychowywanych bez zwierząt możliwość kontaktu z psem była nie lada przyjemnością. Ida Lucyperem się kompletnie nie interesuje, poza scenami z Lisieckimi.
Ale to była reakcja na okrucieństwo, nie osobista sympatia do psa. Pamiętam z dzieciństwa i młodości, że dla dzieci/młodzieży wychowywanych bez zwierząt możliwość kontaktu z psem była nie lada przyjemnością. Ida Lucyperem się kompletnie nie interesuje, poza scenami z Lisieckimi.
Nie zgodzę się.
Ona bardzo przeżywała krzywdę psa.
Przykład: "W kilkanaście minut później zaryczana Ida i Basia zaciskająca usta w twardą linijkę, i nasępiony, groźny pan Paszkiet, i nawet wciąż niczego nie pojmująca mama Borejko - zgromadzili się w łazience, nad miednicą pełną jęczącego, zielonego nieszczęścia."
ZARYCZANA Ida. Ja zawsze odbierałam jej odwety na Lisieckich jako autentyczną troskę o Lucypera.
Ale ja nie neguję emocji Idy. Uważam jednak, że to naturalna reakcja na krzywdę, której doświadczyła niewinna istota, a nie osobista sympatia do zwierząt domowych. Na miejscu Lucypera mogło być dowolne bezbronne stworzenie, od człowieka po mysz. Ida ratuje psa, ale gdyby nie sytuacja z Lisieckimi to nie miałaby z nim właściwie żadnych interakcji. Nie jest nim zainteresowana, nie chce pogłaskać, nie myśli, że byłoby fajnie mieć zwierzątko. Nie każdy człowiek musi lubić zwierzęta, ale w "Jeżycjadzie" zwierząt jako domowych towarzyszy i przyjaciół nie ma właściwie wcale, a to już dziwne. Wytłumaczeniem jest, że Autorka sama nie lubiła zwierząt i nie potrafiąc "wymyślić" prawdopodobnych wątków z nimi związanych po prostu tego nie robiła. Tyle że przy takiej ilości postaci wyszło kiepsko.
Zgadzam się z Marutą. Ida wcale nie była zainteresowana zwierzęciem tylko tym, że Lisieccy zachowali się nieodpowiednio. I w żadnym innym tomie zwierząt nie ma. Nie występują w żaden sposób. Psy Pulpecji po prostu są. Nikt ich nie woła, nie głaszcze i nie przeżywa z nimi żadnego kontaktu. Zaskakujące.
No i Laura wyszła za mąż. Szczerze mówiąc okropnie się wzruszyłam tym tomem. Chyba się zestarzałam jakoś, że wzruszają mnie takie sceny.
Czy fanki Musierowicz w styczniu/lutym nie wybrałyby się do Poznania? W ramach krótkich dni należałoby zostać na noc. Co Wy na to?
Czy fanki Musierowicz w styczniu/lutym nie wybrałyby się do Poznania? W ramach krótkich dni należałoby zostać na noc. Co Wy na to?
Ale masz pomysły!
Ja bym się chętnie wybrała do Poznania śladami Borejków kolejny raz (już kiedyś byłam), ale przecież w styczniu ani lutym nie dam rady ☹
Zresztą wtedy będzie nieładnie na Teatralce na przykład.
Może wiosną? Kwiecień/maj?
Może wiosną? Kwiecień/maj?
Dogadamy sie 🙂
Mamy jeszcze zaległy Kętrzyn.
Wytłumaczeniem jest, że Autorka sama nie lubiła zwierząt i nie potrafiąc "wymyślić" prawdopodobnych wątków z nimi związanych po prostu tego nie robiła.
Czytając kolejne części Jezycjady kompletnie nie zwróciłem uwagi na to ,,odzwierzecenie,, świata, ale rzeczywiście nie ma tam żadnych siersciowatych pupili. Czy rzeczywiście M.M. nie była fanką zwierzaków, czy może uznała, że nie chce tworzyć kolejnego dr Dolittle i zajmie się światem ludzi i relacji między nimi?
Ha! A wiesz, że dzisiaj rano akurat myślałam o Jeżycjadzie? I proszę, wchodzę na Znienacka, a tu wpis w temacie.
A pomyślałam o niej w kontekście ankiety ulicznej.
Bo tak sobie pomyślałam po dyskusji dotyczącej wolnej zagadki i tej nieszczęsnej wiewiórki, że chętnie przeprowadziłabym ankietę uliczną i zapytałabym powiedzmy 50 przypadkowych osób o to, jak się woła na wiewiórki 😉
I wtedy by się okazało, czy to rzeczywiście takie popularne i znane.
Ale ale ... miało być o Jeżycjadzie.
Otóż w kontekście takiej ulicznej ankiety przypomniałam sobie jeden z moich ulubionych fragmentów w "Imieninach".
Laura i jej sonda uliczna dla Borejko Station 😀
"– Jak by pani zareagowała na wiadomość, że pani sąsiad to homo sapiens? (…)
– Zareagowała? No, nie wiem – odrzekła. – A co bym miała powiedzieć takiemu? Mało to dzisiaj człowiek musi wyrozumieć i ścierpieć? (…)
– Przepraszam, dzień dobry – słowa te zostały skierowane do przesadnie dynamicznej blondynki w purpurowym poncho, która szła, wymachując czarną aktówką. – Co by pani zrobiła, gdyby się okazało, że pani kolega z pracy to homo sapiens?
– A! To szczególne pytanie! – syknęła pani z aktówką, zatrzymując się natychmiast i ciskając pełne potępienia spojrzenie zza metalowych okularów. – Wiele to mówi o mentalności naszego zakłamanego społeczeństwa. Zaścianek! (…)
– Czyli co? – kociooka trwała niewzruszenie w postawie pełnej wyczekiwania. – Jak by pani konkretnie zareagowała?
– Oczywiście wcale bym nie reagowała! – oburzyła się rozmówczyni. – Nie wtykam nosa w nie swoje sprawy, jak pierwsza lepsza drobnomieszczanka! (…)
– Co by pan zrobił, gdyby się okazało, że pański kumpel to homo sapiens?
– W mordę bym dał – odparł bez namysłu młodzieniec, odpychając mikrofon."
😀 😀 😀
Chyba raczej to pierwsze, bo zwierząt nie ma w ogóle jako tematu (poza myszami Bobcia w "Szóstej klepce" i Lucyperem). Nikt ich nie hoduje, nikt nie wyraża nawet chęci posiadania jakiegoś zwierzątka. Żadnego "mamooooo, ja chcę pieska" ani "o jaki śliczny kotek". A jak przyjrzeć się całości to poznajemy przecież sporą liczbę bohaterów oraz "gospodarstw domowych". A zwierząt niet, jakby dla Autorki nie istniały jako naturalna część świata. Przykładowo "Kłamczucha" i sąsiednie - zwierząt nie ma Aniela, Kowalikowie, ciotka, Danusia, Pawełek, Joanna Borejko. Jurek i Pyziak mieszkają chyba na stancjach, więc nic większego nie wchodzi w grę, ale mogliby hodować jakiegoś chomika... tyle że raczej nie hodują, przynajmniej Hajduk. Nie mamy pewnych informacji o Robercie czy Dmuchawcu, ale żaden zwierzak nie jest wspomniany.
I skończyłam Jeżycjadę. Jestem poniekąd wzruszona.
Niestety, wszystko to, co dzieje się "teraz" nie napawa mnie takimi emocjami jak wcześniejsze sytuacje przedstawione przez Musierowicz. Czułam, że tak będzie, ale nie miałam pojęcia, że aż tak. Rozmyślałam o tym, co się takiego stało, że z pięknych i wzruszających przygód i z tego cudownego optymizmu zrodziły się takie tomy, jak chociażby Zgryzotka. Czasy są gorsze? Nie sądzę....Na razie nie mam pomysłu żeby to podsumować, ale póki co, uważam, że te dobre wrażenia, uczuciowość postaci, wszelkie rozterki, o których czytałam z ciepłem na sercu, błyskotliwość w dialogach i dobra nuta dla moich emocji pozostała zaklęta do 1992. Roku wydania Noelki. Niestety w późniejszych tomach nie znalazłam niczego co by przywróciło tamten czas.
Bo tak sobie pomyślałam po dyskusji dotyczącej wolnej zagadki i tej nieszczęsnej wiewiórki, że chętnie przeprowadziłabym ankietę uliczną i zapytałabym powiedzmy 50 przypadkowych osób o to, jak się woła na wiewiórki 😉
Jesteś pewna, że część z przepytywanych nie wzięłaby Cię za lekką wariatkę?;)
Otóż w kontekście takiej ulicznej ankiety przypomniałam sobie jeden z moich ulubionych fragmentów w "Imieninach".
Ja również lubię ten fragment. Chociaż samych "Imienin" nie pamiętam już zbyt dobrze. Chyba pora sobie odświeżyć.
W ogóle to muszę sięgnąć po "Szóstą klepkę". Zawsze świetnie mi się ją czyta tuż przed świętami. W zeszłym roku postanowiłam w tym okresie sięgnąć po "Noelkę" i zawiodłam się. Zamiast poczuć atmosferę Świąt szlag mnie trafiał kiedy czytałam o zachowaniu Elki. Krnąbrna, rozkapryszona i rozpuszczona przez tatusia, dziadusia i wujeczka dziewucha uważająca, że świat kręci się wokół niej. Chyba nie ma nic gorszego od takiego dzieciaka. Na szczęście jest to trochę równoważone przez Tomcia, który zdecydowanie został lepiej wychowany i miał niebo lepszy charakter.
ale póki co, uważam, że te dobre wrażenia, uczuciowość postaci, wszelkie rozterki, o których czytałam z ciepłem na sercu, błyskotliwość w dialogach i dobra nuta dla moich emocji pozostała zaklęta do 1992. Roku wydania Noelki.
Dla mnie "Jeżycjada" kończy się na "Kalamburce". Jest to ostatnia książka z serii, po którą według mnie warto sięgnąć. Od "Noelki" powstała jeszcze może mniej szałowe "Pulpecja" czy "Córka Robrojka", ale także bardzo przeze mnie lubiane "Dziecko Piątku", "Nutria i Nerwus", "Imienieny" oraz "Tygrys i Róża".
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Chyba raczej to pierwsze, bo zwierząt nie ma w ogóle jako tematu (poza myszami Bobcia w "Szóstej klepce" i Lucyperem). Nikt ich nie hoduje, nikt nie wyraża nawet chęci posiadania jakiegoś zwierzątka.
Dla mnie to nie jest argument. Niby na jakiej zasadzie fakt, że nie umieszcza zwierzaków w swoich książkach ma potwierdzać tezę, że w życiu realnym nie lubi zwierząt?
Zamiast poczuć atmosferę Świąt szlag mnie trafiał kiedy czytałam o zachowaniu Elki. Krnąbrna, rozkapryszona i rozpuszczona przez tatusia, dziadusia i wujeczka dziewucha uważająca, że świat kręci się wokół niej. Chyba nie ma nic gorszego od takiego dzieciaka. Na szczęście jest to trochę równoważone przez Tomcia, który
...No coś Ty? Przecież to był jeden z głównych motywów tej powieści - rzekłbym, że najważniejszych - zła postać, prowadzona w magiczną, wigilijną noc, przez postać pełną dobroci i wyrozumiałości, poprzez świat pełen dobrych i wrażliwych istot zmienia się i odkrywa nową, lepszą siebie.
Chyba raczej to pierwsze, bo zwierząt nie ma w ogóle jako tematu (poza myszami Bobcia w "Szóstej klepce" i Lucyperem). Nikt ich nie hoduje, nikt nie wyraża nawet chęci posiadania jakiegoś zwierzątka.
Dla mnie to nie jest argument. Niby na jakiej zasadzie fakt, że nie umieszcza zwierzaków w swoich książkach ma potwierdzać tezę, że w życiu realnym nie lubi zwierząt?
Zgadzam się z Wowaxem. Dla mnie to też nie jest argument.
Czy gdybym ja napisała cykl książek, w których ani razu nie pojawiłby się wątek żeglowania, znaczyłoby to, że nie lubię żeglarstwa?
Absolutnie nie, bo przecież uwielbiam. Ale przecież nie musiałoby się to znaleźć w moich książkach.
Dlatego ja tej teorii o zwierzętach nie kupuję.
Zamiast poczuć atmosferę Świąt szlag mnie trafiał kiedy czytałam o zachowaniu Elki. Krnąbrna, rozkapryszona i rozpuszczona przez tatusia, dziadusia i wujeczka dziewucha uważająca, że świat kręci się wokół niej. Chyba nie ma nic gorszego od takiego dzieciaka. Na szczęście jest to trochę równoważone przez Tomcia, który
...No coś Ty? Przecież to był jeden z głównych motywów tej powieści - rzekłbym, że najważniejszych - zła postać, prowadzona w magiczną, wigilijną noc, przez postać pełną dobroci i wyrozumiałości, poprzez świat pełen dobrych i wrażliwych istot zmienia się i odkrywa nową, lepszą siebie.
Tu też się zgadzam.
Dla mnie "Noelka" jest magiczną świąteczną książką, którą bardzo często czytam w grudniu.
Poza tym lubię Elkę. To, że jest rozpieszczona, to nie jest jej wina! Tylko tych trzech zakochanych w niej facetów. Oni nawet najskromniejszą z natury dziewczynkę wychowaliby na księżniczkę 😉
A Elka jest fajna - energiczna, emocjonalna i wiedząca czego chce.
.No coś Ty? Przecież to był jeden z głównych motywów tej powieści - rzekłbym, że najważniejszych - zła postać, prowadzona w magiczną, wigilijną noc, przez postać pełną dobroci i wyrozumiałości, poprzez świat pełen dobrych i wrażliwych istot zmienia się i odkrywa nową, lepszą siebie.
O właśnie. Ja Noelkę bardzo lubię i jest to jedna z moich ulubionych pozycji.
Cóż, nie mogę się z Wami zgodzić. Mogłabym polubić "Noelkę" gdyby nie ..Elka.
zła postać, prowadzona w magiczną, wigilijną noc, (...) zmienia się i odkrywa nową, lepszą siebie
Jakoś Ebenezera Scrooga potrafię lubić.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"