"Cień dłuższego ramienia"
Halinie Popławskiej udało się stworzyć ciekawą powieść, której akcja rozgrywa się w zasadzie tylko w jednym miejscu i w ten sposób sceną fabuły staje się Biblioteka Narodowa. Dla jednych wydawać by się mogło najnudniejsze miejsce na ziemi, dla innych kopalnia wiedzy pełna ciekawostek i zagadek, które czekają na odnalezienie i rozwikłanie. Zresztą zawsze zgadzałam się z opinią, że ciekawe odkrycia detektywistyczne dokonywane są właśnie nie dzięki pościgom czy szaleńczo prowadzonej akcji a właśnie dzięki skrupulatności.
I w tym już głowa autorki, aby tak poprowadzić temat żeby mimo stateczności miejsca zaciekawić czytelnika i to jego zaciekawienie utrzymać. Przyznaję, że pod tym kątem historia pochodzenia skarbu, który odgrywa kluczową rolę w powieści, droga prowadząca do niego, rywalizacja konkurentów do niego oraz sama zagadka spełniły moje oczekiwania.
Niestety samych tylko plusów książka nie posiada. Choć to co napisałam mogło zabrzmieć bardzo optymistycznie to niestety, ale przez wiele tygodni nie mogłam dobrnąć do zakończenia (i to wcale nie ze względu na brak czasu). Zniechęciła mnie głównie nierealność niektórych sytuacji jak i infantylność oraz zdziecinnienie głównego bohatera.
Czyli podsumowując, mamy świetnie zarysowaną fabułę, ciekawą zagadkę i poszukiwania. Wszystko dobrze poprowadzone mimo trudności jaką może stanowić ograniczoność miejsca akcji. Niestety w tym wszystkim główną rolę dzierży bohater niepasujący psychologicznie do fabuły. Dziwi i negatywnie zaskakuje mnie postawa Bronisia. Chłopak jest dla mnie sprawia wrażenie mdłego i kompletnie niewyraźnego. W trakcie czytania zastanawiałam się ileż to on ma lat. Oceniałam go na zdecydowanie młodszego oraz niedojrzałego niż powinien być. Również jego ciocia Zuzanna nie jest postacią, którą potrafię sobie zobrazować w wyobraźni. Jej rys jest tak słaby, rozmyty i nijaki. A przecież to jedna z postaci często przewijających się na kartach książki. No i niektóre związane z Bronisiem wydarzenia nie są w ogóle wiarygodne. Kolejne elementy układanki wpadają mu jakby przypadkiem, w myśl powiedzenia głupi ma zawsze szczęście. I nawet sama ciocia rozmawia z Bronisiem jak z małym dzieckiem.
Ogólnie polecam do przeczytania jako ciekawostkę - książkę, która zagadką potrafi wciągnąć mimo, iż 90% akcji dzieje się w jednym zaledwie pomieszczeniu. Jednak sporo w niej elementów, przez które ciężko mi ja ocenić lepiej niż przeciętnie dobra.
Ktoś z Was czytał tę książkę i ma podobne bądź rozbieżne z moim zdanie?
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Ktoś z Was czytał tę książkę i ma podobne bądź rozbieżne z moim zdanie?
Kto czytał? Ja czytałem!:) "Cień dłuższego ramienia" i "Renesansową przygodę" zawsze reklamowałem jako najbardziej samochodzikowe książki nie będące samochodzikami, jakie czytałem. Nie jest to jakaś wielka literatura, ale naprawdę fajne, klimatyczne przygodówki z historią w tle. W obu głównym bohaterem jest ów Broniś, który tak się Milady nie podoba:) Rzeczywiście postać trochę retro, ale typ zbliżony do Tomasza NN. Niepozorny, nieśmiały, łatwo go zlekceważyć, ale kiedy trzeba twardy, konsekwentny, a i w zęby dać potrafi. Fabularnie, zwłaszcza w „Renesansowej przygodzie”, autorka czerpie bez wątpienia inspiracje z serii Nienackiego, co dla mnie akurat jest dodatkowym atutem. Fajne jest odkrywanie jawnych nawiązań do przygód Pana Samochodzika.
Cień dłuższego ramienia
„Cień dłuższego ramienia” to powieść, która w 95% procentach rozgrywa się w gmachu Biblioteki Narodowej w Warszawie, przede wszystkim w starym magazynie XIX wiecznych zbiorów. Potrzeba naprawdę sporo talentu literackiego by przy użyciu bardzo skromnych środków stworzyć fascynującą atmosferę tajemnicy i krok po kroku, wolumin za woluminem sięgać po rozwiązanie zagadki sprzed lat. Autorka poradziła z tym sobie doskonale. Mnie na czas lektury wessało do tej biblioteki i było mi tam dobrze. Po tej lekturze można zakochać się zawodzie bibliotekarza. Z kart tej książki emanuje takie sympatyczne ciepełko, które zawsze odnajdywałem właśnie w samochodzikach.
Rozczarował mnie tylko zbyt naciągany finał tej rozgrywki. To najsłabszy punkt tej książki. Zapachniało trochę stylem samochodzikowych kontynuacji.
Mimo tej słabości książka jest fajna, sprawnie napisana i jak najbardziej samochodzikowa. Wszak, nie kto inny jak Pan Samochodzik opowiadał dzieciakom w „Niesamowitym dworze” w jaki sposób odnaleziono fragment Kazań Świętokrzyskim, dowodząc, że wspaniałych odkryć można dokonać siedząc w bibliotece. I o tym opowiada właśnie „Cień dłuższego ramienia”.
Renesansowa przygoda
Bardziej jeszcze samochodzikowa niż "Cień dłuższego ramienia". Jest tu wszystko to co urzekło mnie w serii Nienackiego. Pasjonująca zagadka historyczna związana z losem rodu Sforza i królowej Bony, zapach starych druków i książek, tajne przejścia, skrytki, podziemne korytarze, pułapki, łacińskie sentencje znaczące drogę do skarbu. Malownicze ruiny starego zamczyska i wspaniały klimat barokowej willi, gdzie nocną ciszę wypełnia harmonia dźwięków starego domostwa a chłód zabytkowych murów i pełna niespodzianek biblioteka kryją nie jedną tajemnicę. A wszystko to skąpane w słońcu włoskiej prowincji.
Przeczytałam jakiś czas temu "Cień dłuższego ramienia". To była droga przez mękę.
Ech, jakie to było nudne, mdłe i pozbawione sensu ...
Gdyby nie rekomendacja niektórych osób, nie doczytałabym jej do końca.
Poniżej wrzucam moją opinię z miejsca wszystkim nam znanego:
Zachęcona ożywioną dyskusją, sięgnęłam po książkę Haliny Popławskiej “Cień dłuższego ramienia”.
Zanim przejdę do ad remu nadmienię, że książkę tę przeczytałam po raz pierwszy, zatem bez sentymentu, jaki zapewne mają do niej osoby, które znają ją z dzieciństwa.
Jestem przekonana, że te osoby czytają ją inaczej, tak jak ja czytam ponownie lubiane niegdyś książki.
Postanowiłam podzielić się z Wami moją opinią, która jednakże jest tutaj zdecydowaną mniejszością.
Pierwsze zaskoczenie: Broniś.
Sądziłam, że to chłopiec lat może 12-13.
A tu się okazuje, że to dorosły facet właśnie rozpoczynający pracę.
Rozbawiło mnie to bardzo.
Apetyt na tę książkę miałam ogromny. Sama sceneria zachęca do zanurzenia się w lekturze: zaciszne kąty biblioteczne, zakurzone woluminy stojące w rzędach na półkach, stare tajemnice, rodzinna historia … Wszystko to brzmi bardzo ciekawie.
Niestety, z wykonaniem jest dużo gorzej.
John Dee napisał w swojej recenzji takie słowa:
„(…) tam w ogóle nie ma żadnych przygód. Ten chłopak przegląda przecież tylko jedną książką po drugiej, trochę ścigając się przy tym z Klarą, to wszystko. Czasem kogoś goni w ciemnościach, ale wtedy i tak z góry wiadomo, że to Klara; czasem zamyka się na noc w bibliotece, by dalej grzebać w książkach. Nie nazwałbym tego przygodą.”
Nie mogę się z nimi nie zgodzić. Przygody Bronisia (matko, nadal go widzę jako trzynastolatka!) to żadne przygody. Przypadkiem natrafia na jakiś napis, który również jest przypadkowy. Pradziad, który pisze na siódmej stronie Stendhala słowo skarb po włosku i po polsku (czyli już podaje na tacy niepowołanym osobom znaczenie napisanego słowa i tym samym pozbawia swoich potomków przyjemności odkrycia czegoś samemu), sam chyba nie wie, co chce przekazać. Do końca czekałam na wyjaśnienie, dlaczego akurat tam, miałam nadzieję, że Stendhal będzie tu miał jakieś znaczenie. Że musiała to być książka tego właśnie pisarza, a nie innego. Że był w tym sens. Nie było. Nie było sensu również w innych elementach zagadki. To chyba zdziwiło mnie najbardziej: że tajemnica ukryta przez pradziadka nie miała ładu ni składu! Sądziłam, że kolejność odkrywania notatek zapisanych w książkach jest ważna. Że pradziadek kierował się jakąś logiką. Nic bardziej mylnego! Gdyby Broniś przypadkowo trafił najpierw na inną książkę, nie miałoby to żadnego znaczenia.
Cała fabuła to seria przypadkowych odkryć i wyścig z diaboliczną Klarą o szatańskich oczach swego pradziada.
Dziwne naiwne przemyślenia Bronisia o Klarze, że na pewno jest zła i okrutna, skoro miała takiego pradziadka. No proszę!!! Psychologia rodem z podrzędnego podręcznika.
I ta ciocia-dobra rada, która do dorosłego faceta mówi: „Bronisiu, nie wolno tak”, „Bronisiu, nie rób tego.”
Sam bohater to niesympatyczna pierdoła. Myślałam, że to będzie ktoś, kto kocha książki i pracę w bibliotece. Tymczasem on tej pracy nie cierpi i uważa za nudną. Mowa o tym kilkakrotnie. Bardzo pogardliwie wypowiada się też o swoich koleżankach z pracy. Nazywa ich głupimi, nudnymi babami. Bardzo to niesmaczne jakieś. Pozuje na honorowego faceta, a tymczasem kłamie jak z nut (choćby scena urlopowa). Raz tylko zachował się poprawnie, kiedy nie chciał szargać opinii Klary, która już nie mogła się bronić. Za to zarobił u mnie plus. Niestety – jedyny.
Absolutnie nie zgadzam się z opinią, że to książka samochodzikowa.
Z samochodzikami nie ma ona nic wspólnego. Dlaczego? Nie ma w niej samochodzikowej przygody, samochodzikowego humoru, samochodzikowych ciekawych postaci, samochodzikowych rozważań o kulturze i historii, które tak uwielbiam u Nienackiego …
W dodatku zagadki wymyślane i opisywane przez Nienackiego na kartach samochodzików są oryginalne i ciekawe: a to hasło i znaki prowadzące do skarbu templariuszy, a to ukryta we dworze loża masońska, a to zamiana cennych znalezisk na mniej wartościowe, a to podmiana obrazów na falsyfikaty …
Zagadka przedstawiona przez autorkę "Cienia długiego ramienia" nie ma śladu oryginalności.
Moim zdaniem stawianie książki Popławskiej na jednej półce z samochodzikami jest dużym nadużyciem.
Pierwsze zaskoczenie: Broniś.
Sądziłam, że to chłopiec lat może 12-13.
Już samo zdrobnienie jego imienia sugeruje bardziej chłopca niż mężczyznę.
reklamowałem jako najbardziej samochodzikowe książki nie będące samochodzikami, jakie czytałem.
Nie mogę się z tym zgodzić. Dla mnie nie ma w niej kompletnie nic samochodzikowego. Nie czuję tam żadnego ciepełka. Broniś na wiele rzeczy natrafia przypadkowo i w ogóle mam wrażenie, że on tej swojej pracy w bibliotece nie lubi. Może i jest nieśmiały, ale dla mnie bardziej rzuca się w oczy to, że jest infantylną mameją. W ogóle postaci w książce są bardzo słabo zarysowane, bez charakteru. Zupełnie inaczej niż w samochodzikach. Dla mnie ta książka mogłaby być naprawdę dobra gdyby była dopracowana. Tak, mam wrażenie, że autorka powinna ją jeszcze dopracować.
No i to fatalne zakończenie historii. Mam ochotę napisać je sama od nowa.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Broniś na wiele rzeczy natrafia przypadkowo i w ogóle mam wrażenie, że on tej swojej pracy w bibliotece nie lubi. Może i jest nieśmiały, ale dla mnie bardziej rzuca się w oczy to, że jest infantylną mameją.
A ja mam wrażenie, że to właśnie zdrobnienie imienia Bronisław tak ustawia wam odbiór tej postaci. Akcja tej książki rozgrywa się gdzieś w latach 60 tych, trochę inaczej wyglądały wtedy relacje między ludźmi. Przypominam, choćby rozmowy "per pan" prowadzone ze sobą przez młodych ludzi w "Atanaryku" czy "Uroczysku".
Macie tak odmienne zdania, że chyba sięgnę po tę powieść, żeby wyrobić sobie własne!
Macie tak odmienne zdania, że chyba sięgnę po tę powieść, żeby wyrobić sobie własne!
Czytaj, czytaj. Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałam 😉
Macie tak odmienne zdania, że chyba sięgnę po tę powieść, żeby wyrobić sobie własne!
Mogę Ci podesłać mój egzemplarz książki. Nie uważam jej za kiepską, ale.. czasem jest tak, że po przeczytaniu książki pozostaje wrażenie, które dojrzewa w nas i po czasie widzimy, że jednak miała dla nas jakieś znaczenie. Z Cieniem dłuższego ramienia mam tak, że im dłużej ją trawię w sobie tym gorsze mam o niej zdanie choć wiem, że kiepska nie była.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Mogę Ci podesłać mój egzemplarz książki.
Sprawdzę czy mają w mojej bibliotece, jeśli nie to poproszę.
Swoją drogą, nigdy bym się nie spodziewał, że akurat te książki mogą wywoływać tak skrajne odczucia i negatywne oceny u ludzi, którzy, bądź co bądź niejedną miernotę literacką widzieli (mam na myśli rozliczne kontynuacje wiadomej serii):)
Swoją drogą, nigdy bym się nie spodziewał, że akurat te książki mogą wywoływać tak skrajne odczucia i negatywne oceny u ludzi, którzy, bądź co bądź nie jedną miernotę literacką widzieli (mam na myśli rozliczne kontynuacje wiadomej serii):)
Jeśli o mnie chodzi, to żadnej kontynuacji nie czytałam 😉
Jeśli o mnie chodzi, to żadnej kontynuacji nie czytałam 😉
To polecam TĘ.
Brzmi rzeczywiście fatalnie 🙂
Zapomniałam dodać, że nigdy nie przeczytam.
Jestem przeciwna kontynuacjom i żerowaniu pisarzy na postaci wymyślonej przez kogoś innego.
Uważam, że jeśli autor nie potrafi być twórczy i nie stać go na to, aby wymyślić coś nowego, swojego, to do chrzanu z takim pisarzem.