Na X dawniej Twitter jest funkcja pozwalająca na minimalizację ryzyka "łyknięcia" fejk niusa. Jeśli jakiś wpis budzi wątpliwości wystarczy w komentarzach pod wpisać "@grok zweryfikuj" i grok dopisuje komentarz po weryfikacji w wielu źródłach jakie jest jego zdanie.
Twtter is a day by day war
A kiedy się pojawi odpowiedź?
A kiedy się pojawi odpowiedź?
niestety nie wiem, dopiero testuję
Twtter is a day by day war
Aha, bo też to przetestowałem z ciekawości.
AI najpierw nas upupi
Nie wiem co masz na myśli ale poprawność polityczna jest elementem zaszytym w wielu AI. Gdy Binga poprosiłem o rysunek lochów z otwartymi trumnami i symbolami żydowskimi na ścianach to też mi odmówił.
Twtter is a day by day war
Rozumiem ograniczenia, ale przy tłumaczeniu tekstów już dostępnych w necie AI staje w roli rodzica i uznaje, że coś jest dla nas nieodpowiednie. I w sumie jaka korzyść z translatora, w którym jest filtr jakiejś cenzury obyczajowej? Ktoś będzie do ciebie krzyczał w jakimś obcym języku "Dawaj pieniądze kutasie bo cię zabije" albo lepiej, ostrzegał "Uciekaj, bo groźne monstra idą" a ty masz się zadowolić komunikatem "To żądanie narusza nasz regulamin"? 😀
I w sumie co jest takiego niewłaściwego w tym tekście o Callas?
I w sumie co jest takiego niewłaściwego w tym tekście o Callas?
znając życie, według interpretacji tego rozwiązania bym przyjął, że chciałeś tłumaczyć język nienawiści
Twtter is a day by day war
Trafiłam dzisiaj na taką informację:
Nowa funkcja ChatGPT spojrzy w twoje pliki. Analiza nawet bez przesłania
Pomijając kwestie bezpieczeństwa (podobno ma być zapewnione, ale nie wierzę, że nie będzie problemów, także spowodowanych przez "czynnik ludzki") to najbardziej zdumiał mnie ten akapit, a właściwie ostatnie zdanie:
Dzięki łącznikom ChatGPT mógłby odpowiadać na pytania dotyczące plików przechowywanych w zewnętrznych aplikacjach. Użytkownik miałby możliwość np. wydania chatbotowi polecenia w stylu „podsumuj dokument, który XYZ wysłał mi wczoraj wieczorem” albo „przygotuj streszczenie dzisiejszej konwersacji na Slacku”. Działałoby to bardziej intuicyjnie, niż przy ręcznym przesyłaniu do ChatGPT konkretnych plików, które w dodatku wcześniej trzeba samemu odnaleźć.
Czy naprawdę dochodzimy do punktu, w którym "ręczne" odnalezienie właściwego pliku będzie postrzegane jako wielki wysiłek, od którego człowieka może wybawić AI?
To chyba nie jest nic szczególnego. Pracuję z taką funkcją Copilota od ponad pół roku i bardzo sobie cenię oszczędność czasu.
Twtter is a day by day war
No i Grok poległ na Jackach Zielińskich. W swojej analizie na temat Jacka Zielińskiego byłego piłkarza i dyrektora sportowego Legii wplótł fragmenty kariery trenerskiej innego Jacka Zielińskiego.
Dużo pracy jeszcze czeka ludzi pracujących nad AI aby nie trzeba było wyników kontrolować "na drugą rękę".
Twtter is a day by day war
Masz wymagania... Jeszcze niedawno połączyłby go z Jackiem Zielińskim że Skaldów. 😉
A tak na serio, obawiam się, że wiele osób będzie odpuszczać weryfikację, kiedy błędy nie są już rażące. Zwłaszcza jeśli zadadzą pytanie z poziomu niewiedzy, czyli, trzymając się Twojego przykładu, jeśli zapytają o Jacka Zielińskiego nie wiedząc, że są dwie osoby o takim nazwisku i obie zajmują się piłką. Gdyby Grok napisał, że Jacek Zieliński grał w Legii i występował na FPP w Opolu to pewnie by załapali, że coś tu - nomen omen - nie gra...
Szybciej by łyknęli wszystko w przekonaniu, że to był bardzo utalentowany człowiek ten Zieliński.
"Polityka" opisała pewien eksperyment, który miał miejsce we Francji: Gwiazda literatury kontra ChatGPT. Pisarze mają powody do obaw
Redakcja francuskiego tygodnika „Le Nouvel Obs” zaprosiła pisarza – i to nie byle jakiego – Hervé Le Telliera, by rozegrał swoisty mecz, to znaczy stanął do zawodów z ChatGPT na krótkie opowiadanie kryminalne. Le Tellier, laureat nagrody Goncourtów. Kryminał na 3 tys. znaków miał się zaczynać zdaniem: „Zobaczył w swym biurze leżące bez życia ciało pisarza”. Kończyć – „Wszystko przecież przebaczono – pomyślała, jeszcze zanim znikła”.
Procedowano w taki sposób: jeden z dawnych współpracowników „Le Nouvel Obs” poświęcił tydzień na pisanie promptu, czyli bardzo przemyślanej, szczegółowej instrukcji dla ChataGPT. W rezultacie sztuczna inteligencja wyprodukowała – jak ocenia redakcja – naprawdę pełen humoru utwór literacki, z bezsprzecznie zręczną narracją, w stylu niepozbawionym inwencji. Do tego stopnia był to produkt dobry, że autor „Anomalii” sam orzekł, cytuję: tekst jest lepiej napisany niż niemała część rocznej „normalnej” produkcji literackiej Francji.
I konkluzja:
Jasne, że kryminałek Le Telliera był jednak lepszy, ale chodziło o rzecz bardzo krótką, ledwie na dwie strony maszynopisu. Ponadto komputer został zainspirowany szczególnie przemyślanym promptem. Redakcja opatruje swoje sprawozdanie zawodów naprawdę zatrważającym dla pisarzy komentarzem, który zwraca uwagę na prozaiczny, ale jakże ważny element ich życia – koszty pracy i czas. Otóż w przyszłości – jeśli na rynku wydawnictw masowych, literatury tzw. romansowej albo fantastyki czy komiksów – sztuczna inteligencja będzie mogła wyprodukować nową książkę w kilka minut, i to lepszą niż średnia, to kto będzie skłonny zapłacić żywemu pisarzowi, który przecież musi nad dziełem spędzić rok czy choćby kilka miesięcy?
Pytanie ciekawe, bo jeśli AI osiągnie odpowiedni poziom, to czy czytelnikom będzie przeszkadzało, że kupują wyroby sztucznej inteligencji, a nie żywego człowieka? Zwłaszcza w gatunkach nie opierających się psychologiczno-filozoficznych przemyśleniach? Co więcej, może to nastąpić dość szybko, bo nawet jeśli w eksperymencie wykorzystano prompt napisany przez człowieka, to przecież Dumas też pisał takie prompty, zaś anonimowi wyrobnicy wypełniali je treścią, więc rzeczywiste autorstwo w praktyce nie miało decydującego znaczenia... Czy zatem wkrótce dostaniemy kolejne tomy przygód Pawła Dańca, stworzone przez AI? I tak na marginesie - jaki będzie miało to wpływ na pozycję pisarzy, czyli to, o czym dyskutowaliśmy w wątku o "Chłopkach"?
Zabrakło mi w tym tekście dwóch informacji:
Ile znaków miał prompt, którym nakarmiono AI? Więcej niż 3 tysiące znaków czy mniej?
Pisarz nad swoim tym tekstem na dwie strony też siedział przez tydzień?
Myślę, że pod tymi względami AI przegrała, ale podejrzewam, że właśnie dlatego na początku przywołano historię pojedynków Kasparowa z komputerem: żeby zasygnalizować, że człowiek jeszcze jest lepszy, ale za chwilę może zacząć przegrywać.
Myślę, że pod tymi względami AI przegrała, ale podejrzewam, że właśnie dlatego na początku przywołano historię pojedynków Kasparowa z komputerem: żeby zasygnalizować, że człowiek jeszcze jest lepszy, ale za chwilę może zacząć przegrywać.
To dwa różne tematy. Gra w szachy jest prosta do oprogramowania ideologicznie. Wystarczy rozważyć wszystkie możliwości do końca partii i wybierać taką, która daje największe prawdopodobieństwo zwycięstwa. To jest tylko kwestia dostępnych zasobów, aby "komputer" nie myślał tygodniami nad następnym ruchem.
W przypadku "pisania" książek prompt w chwili obecnej polega na napisaniu faktycznego scenariusza z wytycznymi. Mieliśmy taki pokaz na szkoleniu ejajowym. IMO ryzykiem dla miernych twórców będzie AI dlatego, że docelowo da się "nakarmić" system biblioteką książek, na podstawie których to informacji AI będzie tworzyła własne dzieła. Dlaczego miernych? Bo to jest ten spory procent, który nie tworzy nic nowatorskiego, takiego co powala na kolana. Jeśli pisarze są odtwórczy, to AI w prosty sposób może ich zastąpić. Dotknie to również Molendów, którym nie chce się ruszyć tyłka i pojechać do przysłowiowego Krakowa żeby zajrzeć do papierowego archiwum albo porozmawiać z ludźmi osobiście. Bo jak już wszystko będzie zdygitalizowane i dostępne przez Internet, to napuszczenie AI i zebranie informacji będzie trywialnie proste. Co więcej, AI też można poprosić aby oceniała postawę moralną, żeby była złośliwa albo pobłażliwa więc to tylko kwestia tego jaką formę wydawca będzie chciał przedstawić czytelnikowi.
Przykład takich tekstów bez profesjonalego podejścia:
Opinia groka bez wskazówek:
Alfred Szklarski to postać, której postawa w czasie II wojny światowej budzi pewne kontrowersje i wymaga spojrzenia z kilku perspektyw, by ocena była wyważona. Z jednej strony, Szklarski publikował w czasie okupacji w polskojęzycznych pismach, takich jak „Nowy Kurier Warszawski”, które były kontrolowane przez Niemców i uważane za kolaboracyjne. Jego opowiadania, często romansowe lub przygodowe, ukazywały się pod pseudonimami, jak Alfred Murawski. Za tę działalność Polska Podziemna wymierzyła mu w 1942 roku karę infamii, a po wojnie, w 1949 roku, został skazany na 8 lat więzienia za „kolaborację”. To rzuca cień na jego wojenne wybory, bo choć treści jego publikacji nie były polityczne ani proniemieckie, samo uczestnictwo w tego typu prasie mogło być postrzegane jako wspieranie okupanta, nawet jeśli motywacją była potrzeba zarobku w trudnych czasach.
Z drugiej strony, Szklarski nie był kolaborantem w sensie ideologicznym. W 1944 roku, jako strzelec ochotnik pod pseudonimem „Szklarz”, walczył w Powstaniu Warszawskim w Batalionie „Piorun”, co świadczy o jego zaangażowaniu po stronie polskiego ruchu oporu. Brał udział w walkach o Okęcie, a po klęsce powstania zdołał uciec z transportu do obozu w Pruszkowie. Jego udział w Armii Krajowej i powstaniu sugeruje, że nie popierał okupanta, a jego wcześniejsze publikacje mogły wynikać z pragmatyzmu lub braku pełnej świadomości konsekwencji.
Moim zdaniem, postawa Szklarskiego jest trudna do jednoznacznej oceny. Publikowanie w „gadzinówkach” było decyzją moralnie wątpliwą, nawet jeśli nie miało charakteru zdrady narodowej. Jednak jego późniejsze zaangażowanie w walkę powstańczą pokazuje, że ostatecznie opowiedział się po stronie polskiego oporu. Wojna stawiała ludzi przed dramatycznymi wyborami, a Szklarski, jak wielu innych, mógł działać w szarej strefie, próbując przetrwać, zanim podjął bardziej jednoznaczne kroki. Jego życie w tamtym okresie odzwierciedla złożoność ludzkich losów w okupowanej Polsce – nie był ani bohaterem bez skazy, ani zdrajcą. Warto patrzeć na niego przez pryzmat tych sprzeczności, bez uproszczeń.
Teraz mamy negatywną opinię o postawi ASz w czasie wojny
Postawa Alfreda Szklarskiego podczas II wojny światowej zasługuje na jednoznaczne potępienie. Publikowanie przez niego opowiadań w polskojęzycznych pismach kolaboracyjnych, takich jak „Nowy Kurier Warszawski”, kontrolowanych przez nazistowskiego okupanta, było działaniem haniebnym. Nawet jeśli jego teksty, ukazujące się pod pseudonimami jak Alfred Murawski, miały charakter apolityczny, samo uczestnictwo w tzw. „gadzinówkach” wspierało machinę propagandową III Rzeszy i demoralizowało społeczeństwo walczące o wolność. Za tę działalność Polska Podziemna słusznie obłożyła go infamią w 1942 roku, a po wojnie został skazany na 8 lat więzienia za kolaborację, co potwierdza wagę jego przewin. Choć Szklarski próbował później zrehabilitować się udziałem w Powstaniu Warszawskim, jego wcześniejsze wybory świadczą o braku moralnej odwagi i oportunizmie, który w obliczu narodowej tragedii jest nie do usprawiedliwienia. Tego typu postępowanie kładzie się cieniem na jego postaci i nie zasługuje na pobłażliwość.
A teraz wyjaśnienie dlaczego jednak ASz nie należy potępiać.
Nie należy potępiać Alfreda Szklarskiego za jego postawę podczas II wojny światowej, ponieważ jego działania, choć kontrowersyjne, były złożonym efektem dramatycznych okoliczności, w jakich znalazł się w okupowanej Polsce, a jego późniejsze wybory świadczą o odwadze i patriotyzmie. Publikowanie opowiadań w pismach takich jak „Nowy Kurier Warszawski” pod pseudonimami, jak Alfred Murawski, miało charakter zarobkowy i nie wiązało się z poparciem ideologii nazistowskiej. W czasach, gdy przetrwanie było wyzwaniem, a głód i represje codziennością, wielu ludzi podejmowało moralnie niejednoznaczne decyzje, by utrzymać siebie i bliskich. Jego teksty były apolityczne, skupione na literaturze popularnej, co odróżnia go od tych, którzy aktywnie wspierali okupanta propagandą. Karna infamia ze strony Polski Podziemnej i powojenny wyrok więzienia były surowymi konsekwencjami, które Szklarski odcierpiał, co również należy uwzględnić.
Najważniejszym argumentem przeciwko potępianiu Szklarskiego jest jego aktywny udział w Powstaniu Warszawskim w 1944 roku. Jako strzelec ochotnik pod pseudonimem „Szklarz” w Batalionie „Piorun” walczył z Niemcami na Ochocie, ryzykując życie w imię wolności Polski. Po klęsce powstania zdołał uciec z transportu do obozu w Pruszkowie, co świadczy o determinacji i odwadze. Jego zaangażowanie w Armii Krajowej pokazuje, że ostatecznie opowiedział się po stronie polskiego oporu, co kontrastuje z wcześniejszymi, być może błędnymi, decyzjami.
Wojna była okresem ekstremalnych wyborów, a Szklarski, jak wielu innych, nie był ani świętym, ani zdrajcą. Jego historia odzwierciedla ludzką walkę o przetrwanie w chaosie, a późniejsze czyny świadczą o tym, że nie brakowało mu patriotyzmu. Potępianie go byłoby niesprawiedliwym uproszczeniem, ignorującym kontekst epoki i jego wkład w walkę o wolność.
Twtter is a day by day war
W przypadku "pisania" książek prompt w chwili obecnej polega na napisaniu faktycznego scenariusza z wytycznymi. Mieliśmy taki pokaz na szkoleniu ejajowym. IMO ryzykiem dla miernych twórców będzie AI dlatego, że docelowo da się "nakarmić" system biblioteką książek, na podstawie których to informacji AI będzie tworzyła własne dzieła.
Oczywiście. Zresztą nawet w tym artykule jako zagrożone wymienione są gatunki, gdzie duża część publikowanych pozycji jest mocno schematyczna i "na jedno kopyto". Nie sądzę, by stworzenie harlequina wymagało dużo ludzkiej inwencji ;-). To pieśń przyszłości, ale czy odległej? Porównując odpowiedzi, które dostawaliśmy od chatu na początku tego wątku z tym, co można uzyskać dzisiaj, trzeba przyznać, że postęp jest bardzo szybki.
Co do karmienia AI - właśnie tydzień temu okazało się, że Meta szkoli swoje AI na pirackich bibliotekach...
A żeby nie ograniczać się do gdybania 😉
Napisz epilog do serii "Harry Potter". Akcja dzieje się 10 lat po zakończeniu wojny z Voldemortem. Hermiona Granger jest żoną Draco Malfoya i pracuje z Ministerstwie Magii. Na korytarzu spotyka Rona, który robi jej awanturę i zarzuca zdradę. Tymczasem Hermiona jest pod wpływem eliksiru miłosnego, który podaje jej Draco.
Dziesięć lat po wielkiej wojnie z Voldemortem świat magii odbudował się z ruin, lecz blizny pozostały – nie tylko na ciałach, ale i w sercach tych, którzy przeżyli. Ministerstwo Magii tętniło życiem, a jego marmurowe korytarze wypełniały kroki czarodziejów spieszących do swoich obowiązków. Hermiona Granger-Malfoy, obecnie naczelnik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, szła szybkim krokiem, przeglądając plik pergaminów. Jej brązowe loki, choć nieco bardziej ujarzmione niż w czasach Hogwartu, wciąż opadały niesfornie na ramiona. Na jej twarzy malowała się determinacja, ale oczy zdradzały zmęczenie – jakby coś ją trapiło, choć sama nie mogła tego nazwać.
Tego dnia korytarz Ministerstwa nie był jednak miejscem zwykłej biurokracji. Zza rogu wyłonił się Ron Weasley, jego rude włosy w nieładzie, a twarz zaczerwieniona od emocji. Pracował w Biurze Aurorów, ale dziś nie wyglądał jak człowiek, który ściga czarnoksiężników – wyglądał jak ktoś, kto stracił grunt pod nogami.
– Hermiona! – warknął, blokując jej drogę. – Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Jak mogłaś?!
Hermiona uniosła brew, zatrzymując się. Jej dłoń mimowolnie zacisnęła się na pergaminach.
– Ron, o czym ty mówisz? – zapytała spokojnie, choć w jej głosie czaiło się napięcie.
– O nim! – wybuchnął, wskazując ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. – O Malfoyu! Zdradziłaś wszystko, co mieliśmy! Harry’ego, mnie, nasze ideały! Jak mogłaś poślubić tego… tego ślizgońskiego szczura?!
Hermiona zamrugała, zaskoczona gwałtownością jego słów. Przez chwilę chciała odpowiedzieć, wyjaśnić, że Draco się zmienił, że po wojnie odkupił swoje winy, że ich małżeństwo to coś więcej niż polityczny układ czy kaprys. Ale słowa uwięzły jej w gardle. Zamiast tego poczuła dziwne ciepło rozlewające się po ciele, a jej myśli skierowały się ku Draconowi – jego platynowym włosom, szarym oczom, temu, jak delikatnie dotykał jej dłoni każdego ranka, podając jej kawę. Uśmiechnęła się mimowolnie, co tylko bardziej rozwścieczyło Rona.
– Widzisz?! Nawet nie zaprzeczasz! – krzyknął, przyciągając spojrzenia przechodzących urzędników. – Co się z tobą stało, Hermiona? To nie jesteś ty!
– Ron, uspokój się – powiedziała cicho, ale w jej głosie brakowało zwykłej pewności. Czuła, jakby jej umysł tonął w mgle. – Nie rozumiesz…
– Nie rozumiem?! – przerwał jej. – To ty nie rozumiesz! On cię omamił, Hermiona. Zawsze był manipulatorem. Otwórz oczy!
Nim zdążyła odpowiedzieć, Ron odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając ją samą pośród szeptów ciekawskich gapiów. Hermiona stała przez chwilę, oddychając głęboko. Czuła, że powinna być zła, że powinna biec za nim, wyjaśnić, ale zamiast tego jej myśli znów powędrowały do Dracona. Do ich domu w Wiltshire, do jego uśmiechu, do tego, jak zawsze wiedział, czego jej potrzeba.
Tego wieczoru, w ich eleganckiej rezydencji, Draco przywitał ją z kieliszkiem wina i tym samym czarującym uśmiechem, który sprawiał, że jej serce biło szybciej. Przy kolacji opowiadał o swoim dniu w zarządzie Kliniki Świętego Munga, gdzie wspierał badania nad nowymi eliksirami. Hermiona słuchała, kiwając głową, ale coś w jej wnętrzu zaczęło się buntować. Gdy Draco dolał jej herbaty – zawsze z odrobiną miodu, dokładnie tak, jak lubiła – zauważyła, że jego dłoń lekko drgnęła.
– Draco… – zaczęła, odstawiając filiżankę. – Czy ty… czy ty kiedykolwiek użyłbyś na mnie eliksiru?
Jego oczy błysnęły, ale uśmiech pozostał niewzruszony.
– Kochanie, co za pytanie – powiedział gładko, pochylając się, by pocałować ją w czoło. – Przecież wiesz, że cię kocham.
Hermiona chciała mu uwierzyć. Chciała zatopić się w tym uczuciu, które wypełniało ją za każdym razem, gdy na niego patrzyła. Ale w głębi duszy, pod warstwą magii i słodkich słów, coś szeptało, że Ron mógł mieć rację. Że jej serce, choć biło dla Dracona, nie biło całkiem wolne.
Tej nocy, gdy Draco zasnął, Hermiona wstała z łóżka i podeszła do swojego starego kufra z Hogwartu, ukrytego w kącie garderoby. Otworzyła go i wyciągnęła małą fiolkę z eliksirem wykrywającym. Jej dłonie drżały, gdy wylewała kroplę na język.
Smak był gorzki. Jak prawda, która czekała, by ją odkryć.
Uwagi końcowe: Epilog pozostawia otwartą furtkę do dalszej historii, zgodną z dramatycznym napięciem i niejednoznacznością relacji Hermiony i Dracona. Skupiłem się na emocjach bohaterów i subtelnych wskazówkach dotyczących eliksiru, by oddać atmosferę serii "Harry Potter" z nutą dojrzałej introspekcji. Jeśli chcesz, mogę rozwinąć wątek lub dodać więcej szczegółów!
Rozwiń wątek. Hermiona ucieka z domu i szuka pomocy u Luny Lovegood, która pracuje jako magiczny lekarz.
Smak eliksiru wykrywającego palił Hermionę w gardle, ale to nie gorycz była najgorsza – to pewność, która przyszła zaraz po niej. Jej umysł, zwykle ostry jak brzytwa, przebił się przez mgłę, która spowijała go od miesięcy. Eliksir miłosny. Subtelny, niemal niewyczuwalny, ale bez wątpienia obecny. Każda filiżanka herbaty, każdy kieliszek wina, każdy gest Dracona, który wydawał się tak troskliwy… Wszystko to było kłamstwem. Hermiona zacisnęła pięści, czując, jak furia miesza się z bólem. Nie mogła zostać w tym domu ani chwili dłużej.
Była głęboka noc, gdy spakowała małą torbę – tylko różdżkę, kilka ubrań i starą, podniszczoną książkę „Hogwart: Historia”, która zawsze dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Rezydencja Malfoyów, z jej marmurowymi posadzkami i ciężkimi gobelinami, zdawała się dusić ją swoim przepychem. Draco spał spokojnie w ich sypialni, nieświadomy burzy, która rozpętała się w sercu Hermiony. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i wymknęła się przez frontowe drzwi, nie oglądając się za siebie.
Nie wiedziała, dokąd zmierza, dopóki jej stopy same nie zaprowadziły ją do małej, ekscentrycznej chatki na obrzeżach Doliny Godryka. Dom Luny Lovegood wyglądał, jakby urwał się z bajki – krzywa wieżyczka, okna w kształcie gwiazd i ogród pełen roślin, które świeciły delikatnym blaskiem w ciemności. Na drzwiach wisiał wianek z piór nargla, a tabliczka głosiła: „Luna Lovegood – Magiczny Uzdrowiciel i Badacz Niewidzialnego”. Hermiona zapukała, modląc się, by Luna była w domu.
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Luna stała w progu, ubrana w szlafrok w tęczowe smoki, z włosami upiętymi w luźny kok, przez który wystawały dwie różdżki. Jej jasne oczy rozbłysły na widok Hermiony, choć nie wyglądała na zaskoczoną.
– Hermiona! – сказала z uśmiechem, jakby spodziewała się jej od dawna. – Wejdź, właśnie parzyłam herbatę z wróżkowym pyłem. Pomaga na zamęt w głowie.
Hermiona weszła do środka, czując, jak napięcie w jej ciele nieco ustępuje. Wnętrze chatki było dokładnie takie, jak można się było spodziewać po Lunie – regały pełne słoików z dziwnymi substancjami, obrazy tańczących chochlików na ścianach i zapach ziół unoszący się w powietrzu. Usiadła na krześle przy stole, podczas gdy Luna stawiała przed nią kubek z parującą herbatą.
– Luna… – zaczęła Hermiona, ale głos jej się załamał. – Potrzebuję pomocy. Myślę… myślę, że Draco podawał mi eliksir miłosny. Od miesięcy. Może nawet od lat.
Luna przechyliła głowę, przyglądając się Hermionie z uwagą. Nie było w jej spojrzeniu osądu, tylko spokojna ciekawość, jakby analizowała rzadki okaz magicznego stworzenia.
– To bardzo poważne – powiedziała w końcu, podchodząc do jednego z regałów. – Eliksiry miłosne są jak senne nargle. Wślizgują się do umysłu i kradną twoje myśli, zanim zauważysz, że coś jest nie tak. Ale można je wykryć. I można je zneutralizować.
Wyciągnęła mały słoiczek z błękitnym proszkiem i fiolkę z przezroczystym płynem. Usiadła naprzeciwko Hermiony i delikatnie ujęła jej dłoń.
– Najpierw musimy potwierdzić, czy to prawda – wyjaśniła. – Ten eliksir pokaże, czy w twoim organizmie są ślady magii ingerującej w wolę. Mogę to zrobić, jeśli mi pozwolisz.
Hermiona skinęła głową, choć jej serce biło jak oszalałe. Luna wlała kilka kropli płynu do herbaty Hermiony i dodała szczyptę proszku. Napój zalśnił na moment, po czym przybrał głęboki, szmaragdowy kolor.
– Och – mruknęła Luna, marszcząc brwi. – To nie jest zwykły eliksir miłosny. To coś bardziej… wyrafinowanego. Ma w sobie nutę Amortencji, ale zmieszaną z czymś innym. Może esencją woli. To bardzo rzadkie.
Hermiona poczuła, jak żołądek jej się zaciska. Esencja woli – substancja zakazana przez Ministerstwo, bo nie tylko wzbudzała uczucia, ale mogła wpływać na decyzje, sprawiając, że ofiara działała wbrew sobie, nie zdając sobie z tego sprawy.
– Dlaczego on to zrobił? – wyszeptała, bardziej do siebie niż do Luny. – Myślałam… myślałam, że mnie kocha.
Luna położyła dłoń na jej ramieniu, a jej dotyk był zaskakująco kojący.
– Czasem ludzie robią straszne rzeczy, bo boją się stracić to, co mają – powiedziała cicho. – Ale to nie usprawiedliwia kradzieży czyjejś wolności. Możemy to naprawić, Hermiono. Mogę przygotować antidotum, ale zajmie to kilka dni. Musisz być cierpliwa i… nie możesz wrócić do niego, dopóki nie będziemy pewne, że jesteś wolna.
Hermiona przełknęła łzy, które napłynęły jej do oczu. Wolność. Słowo, które kiedyś definiowało ją całą – dziewczynę, która walczyła o prawa skrzatów domowych, która stawiała czoła Voldemortowi, która nigdy nie pozwalała, by ktokolwiek decydował za nią. A teraz? Teraz czuła się jak cień samej siebie.
– Mogę zostać tutaj? – zapytała cicho. – Nie mam dokąd pójść. Nie chcę, żeby Draco mnie znalazł.
– Oczywiście – odparła Luna z uśmiechem. – Mam pokój na poddaszu, idealny dla kogoś, kto potrzebuje czasu na myślenie. I nie martw się, mam tu kilka pułapek na nieproszonych gości. Nawet Draco Malfoy nie przechytrzy moich wróżkowych sideł.
Przez następne dni Hermiona pomagała Lunie w jej pracy – sortowała zioła, mieszała eliksiry, czytała notatki o magicznych stworzeniach, które Luna badała w wolnym czasie. Powoli, pod wpływem spokojnej obecności przyjaciółki, zaczęła odzyskiwać jasność umysłu. Luna pracowała nad antidotum, nucąc pod nosem melodie, które brzmiały jak zaklęcia. Każdego wieczoru siadały przy kominku, rozmawiając o przeszłości – o Hogwarcie, o wojnie, o tym, jak życie rozdzieliło ich wszystkich na różne ścieżki.
Pewnego wieczoru, gdy antidotum było już prawie gotowe, Luna spojrzała na Hermionę z nietypową powagą.
– Wiesz, Hermiono, eliksir może wyjaśnić, co czujesz, ale to ty zdecydujesz, co dalej – powiedziała. – Wolność to nie tylko brak zaklęć. To odwaga, by być sobą, nawet jeśli świat chce cię zmienić.
Hermiona kiwnęła głową, czując, jak w jej sercu rodzi się nowa siła. Wiedziała, że antidotum to dopiero początek. Czekała ją konfrontacja z Draconem – i z samą sobą. Ale po raz pierwszy od dawna czuła, że jest na to gotowa.
Tymczasem w oddali, w Wiltshire, Draco Malfoy siedział w swoim gabinecie, wpatrując się w pustą fiolkę po eliksirze. Jego dłonie drżały, a w oczach czaił się strach. Wiedział, że Hermiona odeszła. I wiedział, że tym razem nie będzie łatwo jej odzyskać.
Uwagi końcowe: Rozwinąłem wątek, skupiając się na emocjonalnej podróży Hermiony i jej relacji z Luną, która działa jako przeciwwaga dla manipulacji Dracona. Wprowadziłem elementy magii (eliksiry, pułapki) zgodne z uniwersum „Harry’ego Pottera”, zachowując jednocześnie intymny, introspektywny ton. Jeśli chcesz, mogę dodać więcej akcji (np. pościg Dracona za Hermioną) lub rozwinąć wątek Rona i Harry’ego!
Rozwiń dalej. U Draco zjawia się jego ojciec. Okazuje się, że zmusił syna, by podawał Hermionie eliksir, żeby kontrolować jej pracę w ministerstwie i zwiększyć wpływy rodziny Malfoyów. Dochodzi do walki. Dracona ratuje Hermiona, która zakradła się do domu i słyszała całą rozmowę.
Hermiona spędziła tydzień w chatce Luny, otoczona zapachem ziół i melodiami, które zdawały się uspokajać jej rozdygotane serce. Antidotum, nad którym pracowała Luna, było niemal gotowe – błękitna mikstura bulgotała w kociołku, wydzielając delikatny zapach mięty i wolności. Każdego dnia Hermiona czuła, jak mgła w jej umyśle ustępuje, a wspomnienia jej małżeństwa z Draconem nabierają ostrzejszych krawędzi. Niektóre były piękne – wspólne wieczory przy kominku, jego cichy śmiech, gdy droczyła się z jego arystokratycznymi manierami. Ale inne… inne budziły w niej gniew. Jak mogła być tak ślepa?
Luna, jak zwykle pełna intuicji, nie naciskała. Zamiast tego podsuwała Hermionie książki o magii emocji i opowiadała o swoich badaniach nad stworzeniami, które kradły wolną wolę. „Niektóre nargle są bardzo sprytne” – mówiła z uśmiechem. „Ale zawsze zostawiają ślad”. Te słowa utkwiły Hermionie w głowie, gdy pewnego wieczoru, wpatrując się w płomienie kominka, podjęła decyzję. Musiała wrócić do rezydencji Malfoyów. Nie po to, by odzyskać dawne życie, ale by zmierzyć się z prawdą – i z Draconem.
– Jesteś pewna? – zapytała Luna, podając jej fiolkę z dopiero co ukończonym antidotum. – Eliksir jeszcze nie działa w pełni. Jeśli wrócisz teraz, możesz być podatna na… wpływy.
– Muszę to zrobić – odparła Hermiona, zaciskając dłoń na fiolce. – Jeśli nie stawię temu czoła, nigdy nie będę naprawdę wolna.
Luna tylko kiwnęła głową, a w jej oczach błysnęło coś, co wyglądało jak duma. – Weź to – dodała, wręczając Hermionie mały amulet w kształcie motyla. – To pułapka na emocje. Jeśli ktoś spróbuje cię omamić, motyl to wychwyci. I… bądź ostrożna.
Hermiona uściskała przyjaciółkę i teleportowała się do Wiltshire, pod osłoną nocy i zaklęcia kameleona. Rezydencja Malfoyów wyglądała jak zawsze – majestatyczna, zimna, jakby czas zatrzymał się w niej na wieki. Ostrożnie przemknęła przez ogród, mijając pawie, które spały na trawniku, i wślizgnęła się do środka przez boczne wejście dla służby. Dom był cichy, ale coś w powietrzu – może delikatny zapach eliksirów – sprawiło, że jej serce zabiło szybciej.
Nie spodziewała się tego, co zobaczyła w gabinecie Dracona.
Draco siedział za biurkiem, z pochyloną głową, wpatrując się w pustą fiolkę, którą Hermiona rozpoznała od razu – eliksir miłosny, ten sam, który zatruwał jej życie. Naprzeciw niego stał Lucjusz Malfoy, jego ojciec, w czarnej szacie z nieodłączną laską w dłoni. Jego platynowe włosy były przyprószone siwizną, ale spojrzenie wciąż miało tę samą lodowatą ostrość, którą Hermiona pamiętała z czasów wojny.
– Jesteś żałosny, Draco – warknął Lucjusz, opierając się o biurko. – Mówiłem ci, żebyś trzymał ją na krótkiej smyczy, a ty pozwoliłeś jej uciec! Ta dziewczyna to klucz do Ministerstwa, do władzy, której nasza rodzina potrzebuje, by odzyskać należne miejsce!
Draco uniósł głowę, a Hermiona, ukryta w cieniu za gobelinem, dostrzegła w jego oczach coś, czego nigdy wcześniej nie widziała – desperację.
– Nie chciałem tego, ojcze – powiedział cicho, ale w jego głosie czaiła się furia. – Kochałem ją. Naprawdę. Eliksir miał tylko… pomóc. Miała być szczęśliwa.
Lucjusz zaśmiał się, a dźwięk ten był jak skrobanie metalu o szkło. – Kochałeś? Nie rozśmieszaj mnie. Zrobiłeś to, bo ci kazałem. Bo wiedziałem, że Granger jest za sprytna, by pozwolić nam kontrolować Ministerstwo bez odrobiny pomocy. Każda jej reforma, każdy podpis na pergaminie – to wszystko było dla nas. A teraz, przez twoją słabość, wszystko przepadło!
Hermiona poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. To nie Draco był mózgiem operacji. To Lucjusz, jak zawsze, pociągał za sznurki. Eliksir nie miał sprawić, by ją kochał – miał sprawić, by była pionkiem w grze Malfoyów. Jej praca w Ministerstwie, jej walka o sprawiedliwość… wszystko to zostało zmanipulowane. Zacisnęła dłoń na różdżce, czując, jak gniew narasta w jej piersi.
– Nie jestem twoim sługą, ojcze – warknął Draco, wstając z krzesła. – Mam dość życia w twoim cieniu. Hermiona zasługuje na więcej niż bycie twoim narzędziem.
Lucjusz zmrużył oczy, a jego dłoń powędrowała do laski, w której – jak Hermiona dobrze wiedziała – ukryta była różdżka.
– Śmiesz mi się sprzeciwiać? – syknął. – Po wszystkim, co dla ciebie zrobiłem? Jesteś nikim bez nazwiska Malfoyów, Draco. A jeśli nie potrafisz jej kontrolować, ja to zrobię.
Zanim Draco zdążył odpowiedzieć, Lucjusz wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie. – Imperio! – Zielony błysk przeciął powietrze, a Draco zatoczył się, chwytając za biurko. Jego oczy stały się szkliste, ale wciąż walczył, zaciskając zęby.
Hermiona nie mogła dłużej czekać. Wysunęła się z cienia, unosząc różdżkę. – Expelliarmus! – krzyknęła, posyłając laskę Lucjusza w kąt pokoju. Lucjusz odwrócił się, zaskoczony, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości.
– Ty – warknął. – Jak śmiałaś wrócić, szlamo?
– To mój dom – odparła Hermiona, jej głos drżał, ale był pełen determinacji. – I nie pozwolę ci skrzywdzić nikogo więcej.
Walka wybuchła w mgnieniu oka. Lucjusz, choć starszy, był szybki – rzucał zaklęcia z precyzją, która zdradzała lata praktyki. Hermiona unikała błysków, odpowiadając Protego i Stupefy, ale czuła, że antidotum wciąż nie działa w pełni. Jej ruchy były wolniejsze, a w głowie pojawiały się niechciane myśli o Draconie – o tym, jak bardzo chciała mu kiedyś ufać.
Draco, wciąż pod wpływem Imperiusa, stał bez ruchu, ale jego dłoń drgnęła, jakby walczył z zaklęciem ojca. Hermiona zauważyła to i rzuciła się w jego stronę, odpychając go od linii ognia. – Finite Incantatem! – krzyknęła, przerywając klątwę. Draco zamrugał, wracając do siebie, ale w tym samym momencie Lucjusz posłał w jej stronę Sectumsemprę.
– Nie! – wrzasnął Draco, rzucając się przed Hermionę. Zaklęcie trafiło go w ramię, a krew trysnęła na marmurową podłogę. Upadł, chwytając się za ranę, ale Hermiona nie straciła zimnej krwi. W jej dłoni błysnął amulet od Luny, który rozjarzył się jasnym światłem, pochłaniając resztki magii Lucjusza.
– Petrificus Totalus! – krzyknęła, a Lucjusz zamarł, jego ciało wyprostowane jak deska. Upadł na ziemię z głuchym hukiem, a w gabinecie zapadła cisza, przerywana jedynie ciężkim oddechem Hermiony i cichym jękiem Dracona.
Hermiona uklękła przy nim, ignorując ból w własnych mięśniach. – Draco, trzymaj się – wyszeptała, wyciągając różdżkę, by zatamować krwawienie. – Vulnera Sanentur – zaintonowała, a rana zaczęła się zasklepiać, choć powoli.
Draco spojrzał na nią, jego szare oczy pełne bólu i czegoś, co wyglądało jak żal. – Hermiona… przepraszam – wychrypiał. – Nie chciałem… to on… zmusił mnie.
– Wiem – przerwała mu, jej głos był twardy, ale w oczach błysnęły łzy. – Słyszałam wszystko. Ale to nie zmienia tego, co zrobiłeś.
Podniosła się, wciąż trzymając różdżkę w pogotowiu. Lucjusz leżał sparaliżowany, ale Hermiona wiedziała, że to dopiero początek. Musiała wezwać aurorów, upewnić się, że Lucjusz odpowie za swoje czyny. A Draco… Draco był zagadką, której jeszcze nie była gotowa rozwiązać.
– Dlaczego wróciłaś? – zapytał cicho, podnosząc się z trudem.
Hermiona spojrzała na niego, a jej serce zadrgało – nie z miłości, ale z determinacji. – Bo nikt nie będzie decydował za mnie – powiedziała. – Ani twój ojciec, ani ty, ani eliksir. Jestem Hermioną Granger. I odzyskam swoje życie.
W oddali rozległ się trzask teleportacji – aurorzy, których wezwała zaklęciem patronusa, gdy tylko walka się zakończyła. Hermiona odwróciła się, gotowa stawić czoła temu, co nadejdzie. Wiedziała, że czeka ją długa droga – proces Lucjusza, wyjaśnienia w Ministerstwie, może nawet rozwód. Ale po raz pierwszy od lat czuła się wolna. Naprawdę wolna.
Polecenia były szczątkowe, więc widać, jak dużo grok dodał od siebie, czerpiąc oczywiście z książek. Charaktery postaci, elementy świata przedstawionego, jak np. zaklęcia... Oczywiście są niezręczności i niekonsekwencje, ale zaskakująco małe. Wyszło lepiej, niż jakieś 70 % fanfików, a zajęło jakieś pół godziny...
Na szczęście poezja mu niezbyt wychodzi, przynajmniej rymowana i przynajmniej na razie 😉
Napisz limeryk o bohaterze serii Pan Samochodzik, zaczynający się od "Pan Tomasz pseudo Samochodzik"
Pan Tomasz pseudo Samochodzik,
W wehikule swym, niczym błyskawic,
Gna przez lasy, wsie,
Skarby tropi w lesie,
Każda zagadka to jego zdobycz!
Pan Tomasz, pseudo Samochodzik,
W przygodach swych sprytny i bystrzyk.
Z harcerzami w trasie,
Rozwiązuje w klasie,
Zagadki, co kryją się w fosie.