Kiedyś, po przeczytaniu książki „Pan Samochodzik i jego autor” Piotra Łopuszańskiego, doszedłem do wniosku, że nie jest to książka dla mnie. Nie mogły mnie przecież zainteresować obszerne streszczenia książek, które doskonale pamiętam albo charakterystyki występujących w nich bohaterów. Sądziłem, że jej właściwym adresatem jest ktoś, kto w dzieciństwie dał się uwieść przygodom oferowanym przez Nienackiego i sięgając dzisiaj po książkę Łopuszańskiego, z sentymentem, wydobywa z zakamarków pamięci jakieś strzępy wspomnień tych dawnych lektur.
Wehikuł czasu nie działa
To chyba jednak nie działa w ten sposób. Książka Krzystofa Vargi pt. ”Księga dla starych urwisów” z podtytułem „Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim” napisana jest według podobnej recepty. Szczypta informacji biograficznych o autorze (ale naprawdę niewiele) i analiza jego powieści, z przywoływaniem galerii postaci literackich: nauczycieli, uczniów i złoczyńców. W dzieciństwie bardzo lubiłem powieści Niziurskiego, był dla mnie autorem drugiego wyboru, po Nienackim, ale poza mglistym wspomnieniem, żadnej z jego książek w zasadzie nie pamiętam. Zgodnie więc z regułą sformułowaną powyżej powinienem być właściwym adresatem książki Vargi. No cóż, najwyraźniej jednak nie jestem.
Z jakiegoś powodu, powrót do zapomnianych postaci z kart powieści Niziurskiego, nie był sentymentalną podróżą do krainy dzieciństwa, tylko mozolnym, nudnym raczej, brnięciem przez kolejne strony tej książki. Tomek Okist, Zyzio Gnacki, Matylda Opat, Adela Wigor, Cymeon Maksymalny, Marek Piegus, to bohaterowie, którzy nie budzą już we mnie żadnych emocji. Nic a nic mnie nie obchodzą, ani nie interesują. To pewnie z tego powodu nie potrafiłem po latach wrócić do tych książek, tak jak wciąż wracam do samochodzików. W czasach wczesnomłodzieżowych ten chłopacki świat, niby wypełniony codziennością polskiej prowincji, a jednak fascynujący i pełen przygód, budził prawdziwe namiętności. Po latach nie zostało z tego nic. Nudziły mnie dziecinne sprawy, raził specyficzny język, który strasznie się zestarzał. Pewnie dlatego, że gwara uczniowska starzeje się najszybciej. Groteskowość sytuacji i postaci, pastisz będący znakiem firmowym Niziurskiego, nie wydawały mi się już zabawne, a jedynie infantylne. Może też dlatego, że trudno dorosłemu identyfikować się z dziećmi i dziecinnymi problemami. Varga przypomniał mi te ważne kiedyś dla mnie książki niepotrzebnie. Bo moje mgliste, ale ciepłe, wspomnienie tych lektur było lepsze niż ta druzgocąca konfrontacja po latach.
Wszystko czego nie wiecie o Niziurskim?
„Księga dla starych urwisów” jest reklamowana jako pierwsza biografia Edmunda Niziurskiego. I tutaj też kolejne rozczarowanie. Informacji biograficznych jest tam jak na lekarstwo. Podane są w modnej obecnie formie, narracyjnej historii mówionej czyli kompilacji wypowiedzi różnych osób składających się na chronologicznie uporządkowaną opowieść, w którą wplecione są komentarze autora. Taka formuła doskonale się sprawdza, kiedy łączymy ze sobą wypowiedzi wielu ludzi bliższego i dalszego planu w życiu postaci, o której snujemy opowieść. Tutaj oprócz osób najbliższych pisarzowi, żony, Barbary Niziurskiej i dwójki dzieci, Marcina Niziurskiego i Anny Niziurskiej-Włodarskiej, nie wypowiada się nikt. Żaden, przyjaciel, znajomy, sąsiad, wydawca czy dalszy krewny. W efekcie otrzymujemy ciepły, hagiograficzny, ale przede wszystkim dość nudny obraz człowieka, który poza pisaniem książek niewiele w życiu robił. Dowiadujemy się, że był cierpliwym, zaangażowanym w wychowanie dzieci ojcem, że kochał górską włóczęgę i że te wszystkie książkowe Odrzywoły, Niekłaje, Gnypowice Wielkie to mniej lub bardziej przetworzone literacko, rodzinne Kielce, z którymi czuł się mocno związany, mimo, że przez większą część życia mieszkał przecież w Warszawie. No dobra, jest też kilka smaczków z życia pisarza, ale to wciąż zbyt mało, żeby ten skąpy szkic nazywać biografią.
Znacznie ciekawsze są, skomponowane w podobny sposób, wypowiedzi znanych ludzi pióra, którzy przyznają się do fascynacji prozą Niziurskiego w latach swojego dzieciństwa. Niektórzy nawet widzą w nim mistrza, który wywarł istotny wpływ na ich późniejszą twórczość. Są wśród nich Janusz Anderman, Grzegorz Kasdepke, Zygmunt Miłoszewski, Jerzy Pilch, a także reżyser Juliusz Machulski. Ten ostatni, komentując nieudane ekranizacje powieści Edmunda Niziurskiego, znajduje szersze uzasadnienie tych niepowodzeń.
Problem z ekranizacjami Niziurskiego i w ogóle literatury młodzieżowej polega na tym, że literatura dziecięca jest uważana za mniej ważną. Specjalizacja z literatury dziecięcej jest traktowana trochę jak wydział projektowania toalet na studiach architektonicznych. Kręcenie dla dzieci i młodzieży było zawsze nieco wstydliwe.
Niziurski vs. Nienacki
W moim przekonaniu Niziurski nie wytrzymał próby czasu, w przeciwieństwie do Nienackiego. Krzysztof Varga ma w tej materii odmienne zdanie. Oczywiście, tak jak każdy z nas, ma prawo do własnych odczuć i opinii, gorzej że, dokonuje projekcji własnych doświadczeń na całe pokolenie ówczesnych nastolatków i zdaje się przemawiać nie tylko w swoim imieniu:
Wciąż pamiętamy szczegółowo fabułę tych książek (Niziurskiego), tak jak nie pamiętamy większości innych powieści, które przeczytaliśmy.
Co więcej, kontrapunkt do jego tezy stanowi dorobek innych młodzieżowych autorów, w szczególności, Zbigniewa Nienackiego, przywoływany w negatywnym i zafałszowanym kontekście:
Czytaliśmy serię przygód Pana Samochodzika, dzielnego ormowca ścigającego wraz z grupą harcerzy groźnych złodziei dzieł sztuki.
Rzeczywiście był jednorazowy epizod z Tomaszem NN w roli ormowca, ale jak wiadomo, Pan Samochodzik był jednak dzielnym muzealnikiem ścigającym złodziei dzieł sztuki, a postawienie sprawy w sposób, w jaki zrobił to Varga jest nieuczciwe i podszyte chęcią zdyskredytowania tego bohatera.
Co do samej tezy o wyższości Nizurskiego nad Nienackim, jako autora, który lepiej przetrwał próbę czasu, w oparciu o fakty, też wydaje się ona wątpliwa. Edmund Nizurski nie ma żadnego forum ani serwisu fanowskiego w Internecie, podczas gdy Nienacki ma ich aż cztery. Może więc to sugerować, że przedstawiciele pokolenia, w imieniu którego przemawia Varga, mają jednak w większości trochę inne zdanie.
Dzisiejszej młodzieży powieści Niziurskiego też już chyba nie fascynują. „Sposób na Alcybiadesa”, który tak kiedyś uwielbiałem, a dzisiaj jest lekturą szkolną, moja 11 letnia córka, wyjątkowy mól książkowy, zmęczyła z trudem. A wszystkie samochodziki ma przeczytane od dawna, co najmniej po dwa razy. Dzisiejsze dzieciaki mają swoje powieści „szkolne”, takie jak seria „Felix, Net i Nika” Rafała Kosika, przedstawiające świat, który ich interesuje. Raczej niewielu z nich porwie już wojna Rejtaniaków z Defonsiakami czy Blokerów z Matusami, natomiast rywalizacja Tomasza NN z Waldemarem Baturą nadal chyba może być atrakcyjna.
Kończąc już tę recenzję, muszę jeszcze wspomnieć o mało zachęcającej edycji tej książki, wydanej staraniem wydawnictwa Czerwone i Czarne, które specjalizuje się raczej w tematyce politycznej. Duży format, brzydka okładka i dziwna maniera, w której pozostawiono bardzo obszerne marginesy a druk upchnięto tylko na części strony. Domyślam się, że zabieg ten miał służyć umieszczeniu gdzieniegdzie dodatków graficznych w estetyce nawiązującej do ilustracji w powieściach Niziurskiego, ale efekt tego jest moim zdaniem nieudany.
O Edmundzie Niziurskim i książce Krzysztofa Vargi zatytułowanej „Księga dla starych urwisów” możemy pogawędzić na NASZYM FORUM.
Zdjęcie tytułowe: Kolaż z wykorzystaniem rysunków Bohdana Butenki.
Ja uwielbiałam obydwu pisarzy, dobrze też pamiętam ich książki. Biografie Molendy i Vargi uważam za koszmarne. Jeden skompilował to, co znalazl w internecie, z naciskiem na plotki, a drugi pokracznie streścił fabuły książek.
Żal pisarzy, bo teraz pewnie nikt już się nie porwie na napisanie prawdziwych rzetelnych biigrafii
Książkę Vargi trudno nazwać biografią Niziurskiego więc teoretycznie wciąż jest pole do popisu. Wnioskując jednak na podstawie tego co napisał Varga, nie jest to chyba zbyt interesujący życiorys. Istnieje ryzyko, że weźmie się za to Molenda bo wyspecjalizował się w biografiach autorów literatury młodzieżowej. Jest już Szklarski, Nienacki, w przyszłym roku ukaże się biografia Przymanowskiego.
A Nienacki ma przecież biografię autorstwa Mariusza Szylaka i ją polecam. Szkoda tylko, że nie ukazało się jej drugie wydanie, znacznie rozszerzone w stosunku do pierwszego: https://znienacka.com.pl/2020/02/25/mariusz-szylak-czlowiek-ktory-o-nienackim-wie-wszystko-w-rozmowie-z-kustoszem-czesc-i/