Tak się jakoś złożyło, że niedawno, przy okazji zakupu ,,Skiroławek,, Nienackiego stałem się też, niejako w pakiecie (w cenie makulatury nieomal) posiadaczem książek znanych mi dotąd jedynie z adaptacji filmowych. Mamy więc tu i ,”Konopielkę”, i „Sławną jak Sarajewo” i putramentowe „Wakacje”. Jest także i pozycja, o której dziś słów kilka, a mianowicie Aleksandra Minkowskiego „Szaleństwo Majki Skowron”. Wydanie III z 1977 roku, ukazało się nakładem MAW (dla młodszych wyjaśniam – nieistniejąca już Młodzieżowa Agencja Wydawnicza). Debiut powieści przypada na 1972 rok, serial zaś, w reżyserii nieodżałowanego Stanisława Jędryki, premierę miał 4 lata później, w maju 1976 roku.
Aleksander Minkowski (ur. 27 lutego 1933 w Warszawie, zm. 7 marca 2016) mimo, że jako pisarz bardzo płodny (ma na koncie ponad 60 książek), to dla mnie do momentu przeczytania „Majki Skowron” nazwisko jego było praktycznie anonimowe. Już po lekturze powieści doczytałem, że wśród jego twórczości znajdują się znane mi (ale znów z ekranu) tytuły – „Major opóźnia akcję”, oraz „Układ krążenia”. Jako że Minkowski jest zarówno autorem powieści, jak i scenariusza do serialu, można by oczekiwać w miarę wiernej adaptacji. Czy tak jest w rzeczywistości?
Każdy z nas pamięta serialowe Mikołajki, mazurskie krajobrazy, jeziora, żaglówki i przejażdżki motorówką milicyjną! Któż z nas, oglądając po raz kolejny odcinki serialu, nie wzdychał z nostalgią za latem, wodą, wakacjami. Szaleństwo Majki Skowron to w wydaniu serialowym traktat o Wielkich Jeziorach Mazurskich, czasem nawet jak dla mnie -zakochanego w żaglach i jeziorach – zanadto „przewodniony” – (pamiętacie te pół odcinka nudnego poszukiwania potencjalnej topielczyni, z powielaniem tych samych ujęć panów na łódkach sondujących dno kijami? Albo natrętnie przydługą etiudę muzyczną ilustrowaną obrazami Ariela szalejącego ojcowską motorówką?) Może właśnie dlatego pierwotnie serial miał nosić tytuł „Mazury”, tego nie wiemy, ostatecznie autorzy pozostali jednak przy oryginalnym tytule powieściowym.
I tu, już po pierwszych kartach – moje ogromne zdziwienie – nie ma Mazur!, nie ma WJM! – jest jakaś fikcyjna miejscowość o nazwie Bory, mogąca leżeć zarówno na Mazurach czy Warmii, jak i na Pomorzu, w Borach Tucholskich, czy dajmy na to na Podlasiu. Otoczona lasami, z leżącym w nich jednym – słownie JEDNYM (!), marnym jeziorkiem! Serial zyskał więc konkretną, atrakcyjną lokalizację, a tym samym dodatkowego bohatera. Bo w telewizyjnej „Majce” czasem odnosi się wrażenie, że to właśnie jezioro jest bohaterem, a ludzie tylko tłem. Rybacy, kłusownicy, turyści – wszyscy tam związani są w taki czy inny sposób z jeziorami. Majka ukrywa się na wraku statku, ojciec Ariela pracuje w wodnej milicji. Moim zdaniem, mimo wcześniejszych zastrzeżeń co do nadmiaru H2O momentami, zabieg ten wypadł jednak z korzyścią dla całokształtu. Skąd pomysł na taką zmianę? Być może sam Minkowski był jego autorem, bowiem w książce pani doktor Ala rozważa przenosiny właśnie do Mikołajek.
Jak zatem przedstawiają się realia powieściowe bez jezior? Ano ojciec Ariela jest milicjantem, tyle, że nie wodnym, oskarżony o łapówkarstwo ojciec Bohdana nie pracuje w rybackim PGRze, tylko w radzie narodowej miasteczka, ulubionym środkiem transportu Ariela nie jest łódka, tylko rower (zwykły, nie wodny ;-)) wycieczki odbywa się głównie do lasu, (choć kąpiele w leśnym jeziorze są ich ważną częścią), Majka ukrywa się nie na starej krypie wyrzuconej na brzeg, ale właśnie w lesie, albo w ziemiance wykopanej przez Ariela pod drewutnią na podwórzu.
Co do samej zaś fabuły powieści, to jest ona w zasadniczych wątkach zbieżna z tym co oglądamy w serialu. Konflikty dorastających nastolatków z rodzicami, pierwsze miłości i zauroczenia, dylematy moralne głównych bohaterów – niby takie same, a jednak ja odebrałem je jakoś inaczej. Serial moim zdaniem bardzo spłycił i po macoszemu potraktował właśnie mentalną, duchową sferę powieści, bohaterowie Jędryki wydają się nie mieć żadnych głębszych uczuć, albo wszyscy tak świetnie je maskują, że aż ich nie widać. W powieści to właśnie te emocje i uczucia są bardzo uwypuklone – więź Ariela z ojcem, której w serialu nie widzimy wcale, jest niesłychanie ważną dla całości powieści. Miłość, zaufanie, wzajemne oddanie ojca i syna są motorem wielu poczynań Ariela – i tych dobrych – starań mających na celu pogodzenie Majki z jej własnym ojcem, pomoc w ujawnieniu niewinności taty Bohdana, i tych złych – egoistyczna mocno niechęć do sympatycznej doktor Ali, złość na ojca bo poczuł sę przez niego zdradzony na wieść o miłości do lekarki. Dowodem pośrednim na prawdziwość tezy o celowym serialowym spłyceniu warstwy emocjonalnej i zrobieniu z powieści o młodzieńczych dylematach i dojrzewaniu, o pierwszej miłości i pierwszym buncie, mocno banalnego w gruncie rzeczy, wakacyjnego serialu przygodowego niech będzie fakt, że nikt kto nie czytał książki, nie wie, czemu Ariel to Ariel? Zadawaliście sobie pewnie pytanie „Mój Boże, kto chłopaka skrzywdził takim durnym imieniem?” Otóż nasz bohater miał na imię…Hipolit, tak, tak, Hipolit, Hipek, żaden Ariel! „Arielem” nazwał go ojciec, którego on mianował „Prospero”. Czemu tak? Bo ojciec był wielkim miłośnikiem Szekspira i zaraził syna tą miłością – Ariel i Prospero – dobry duszek i czarnoksiężnik z dramatu „Burza” – te pseudonimy symbolizowały ich więź, nie były dla byle kogo, Arielem mogli Hipka nazywać tylko najbliżsi! To było ich hasło, ich świat, ich tajemnica – ojca i syna…w serialu uznano, że to wątek, który łatwo można usunąć i po prostu przemianowano Hipolita na Ariela, a Prospero, to po prostu…ojciec. Majka zresztą, też naprawdę ma na imię inaczej – Lidia, ale każe nazywać się Majką, bo jak mówi nie cierpi swojego imienia (czegoś wam to nie przypomina? no, no? tak – samochodzikowa Kika-Lusia oczywiście 🙂 ).
Te wymienione powyżej, to według mnie zasadnicze różnice między serialem, a powieścią, mające duży wpływ na zmianę odbioru całości. Reszta to niuanse, ale też warte krótkiego napomknięcia.
– W serialu Ariel jest w zasadzie samotnikiem, podczas gdy powieściowy Hipek ma oddanego przyjaciela i powiernika w osobie kolegi z klasy – Leszka, usuniętego całkowicie w scenariuszu.
– Radiostacja na poddaszu domu Ariela w realiach powieściowych mieści się na strychu u Bohdana, gdzie zbierają się wszyscy koledzy na wspólne nadawanie.
– Pokora w roli sierżanta Kuziaka – tu należą się wielkie brawa dla Minkowskiego za rozbudowanie postaci w serialu – trzeba przyznać, że dzięki Wojciechowi Pokorze serial zyskuje wiele, podczas gdy w powieści jest to postać marginalna i bez znaczenia, wspomniana dosłownie w 3-4 zdaniach.
– W serialowej wersji brakuje brawurowej sceny uwolnienia Majki przez Ariela i Bohdana z rąk leśniczego i jego syna, którzy prowadzili ją już schwytaną w lesie na posterunek.
– No i wreszcie miłość! – nie przypominam sobie, żeby w serialu były jakieś wyznania i romantyczne sceny, w powieści – i owszem – są pierwsze pocałunki zakochanych nastolatków, przyspieszone bicia serc, trzymanie się za ręce, zapach włosów, dotyk skóry, a wszystko to tak ładnie opisane, że aż ciepło się robi na duszy. 🙂
Reasumując – „Szaleństwo Majki Skowron” w wersji powieściowej z pewnością warte jest przeczytania, zarówno przez tych, którzy byli fanami serialu, jak i tych, którzy do grona jego miłośników nigdy nie należeli.
O Majce Skowron: https://znienacka.com.pl/index.php/forum/inni-autorzy/szalenstwo-majki-skowron/