„PRL w stylu pop” to kilkaset stron „informacji” o wszystkim co autor sklasyfikował jako pop i nie tylko. Niestety tytuł powinien być dłuższy „Subiektywnie i politycznie o rozrywce popularnej w PRL” bowiem nie jest to, jak oczekiwałem, kompendium wiedzy o rozrywce popularnej w PRLu tylko baaaardzo subiektywne spojrzenie na produkty rozrywkowe minionej epoki a do tego wszystkiego autor wplata swoje oczekiwania polityczne ale o tym później.
Na początek o tym, co zawiera ta książka: długi (zbyt długi) wstęp [o tym też później], kolejne rozdziały to słynne komedie, hity telewizji, telewizja dla dzieci i młodzieży, kryminały i filmy kryminalne, sławne seriale, literatura młodzieżowa, serie wydawnicze dla młodzieży, pisma dla dzieci i młodzieży, komiksy, muzyka w stylu pop, słynne audycje radiowe.
Co mi się podobało…
– niewiele. Odnalazłem kilka zapomnianych przebojów, parę ciekawostek lepszych lub gorszych. Z przebojów, zupełnie nie pamiętałem o utworze „Linda, Linda”, natomiast z ciekawostek poruszyła mnie historia Aleksandra Minkowskiego z czasów drugiej wojny światowej. Historia Minkowskiego zainteresowała mnie głównie dlatego, że razem z rodzicami był wywieziony przez Rosjan na północ do republiki Komi, czyli tam gdzie trafił brat mojego dziadka, po wzięciu do niewoli przez Armię Czerwoną 18 września 1939 roku. Rodzina Minkowskich przeżyła, mimo że relacje z tamtego miejsca są straszne. Paradoksalnie deportacja prawdopodobnie ocaliła całą rodzinę, bo 14 miesięcy po wywózce do Chroszczy, skąd byli deportowani, dotarli Niemcy, rok później choroszczańskich Żydów przesiedlono do getta w Białymstoku żeby później wywieźć ich do obozu zagłady w Treblince. Ale to jest historia napisana przeze mnie, Łopuszański w jednym miejscu tylko wspomina, że Minkowski w zależności od ankiety wpisywał narodowość polską lub żydowską.
Co się nie podobało?
1. Streszczenia
50% treści to streszczenia książek. Praktycznie można pominąć zawartość tych podrozdziałów bo albo książkę się zna i nie trzeba czytać streszczenia albo jej się nie zna i streszczenie jest „spojlerem”.
2. Styl pisania
książka jest pisana w stylu „pijackim”. Wątek się plecie jak na pijackiej imprezie starych znajomych, tj. „a pamiętacie tego…” i dalej ciągnie się opowieść na inny temat z wrzutkami kolejnych osób, które coś sobie przypomniały a ponieważ impreza jest pijacka to nie zawsze składnie a często nie konsekwentnie.
„Andrzej Zaorski prezentował ze zmarłym 17 marca 2016 roku Marianem Kociniakiem„
3. Wszechobecna polityka
autor, z jakiegoś nieznanego mi powodu, do wszystkiego co opisuje przykłada miarę polityczną – tzn. analizuje ile w treści było „prawdziwej informacji politycznej” a ile „po linii i na bazie”. Z mojego punktu widzenia oczekiwanie, że w książkach/flimach dla dzieci i młodzieży z czasów PRL będą opisy katowni UB, prześladowań wrogów systemu itd, itp. jest… głupie i nie trzeba na każdej stronie książki podkreślać, że kolejny autor nic o tym nie napisał. To samo dotyczy przemycania treści właśnie po linii i na bazie. Wiadomym było, że jeśli utwór nie zostanie zaakceptowany przez stosowne gremia to nie ma szansy pojawienia się w oficjalnym obiegu a, nie oszukujmy się, przed latami osiemdziesiątymi możliwości zrobienia czegoś poza oficjalnym obiegiem i życie z tego było praktycznie niemożliwe. Tej „agitki” w utworach też nie trzeba co chwilę podkreślać. Dodatkowo próbuje zrobić konkurencję IPNowi wypisując co chwila niechlubne życiorysy twórców PRL, można z książki wyciągnąć pełną listę współpracowników służb bezpieczeństwa a gdy gdzieś ktoś się pomylił, autor lubi to tutaj sprostować.
„W książce Resortowe dzieci podano błędnie numer rejestracyjny kontaktu operacyjnego, więc podaję właściwy (…)„
Dodałbym jeszcze różną miarkę przykładaną do ludzi, autor mocno skupia się na „odtajnianiu” prawdziwych nazwisk i pochodzenia twórców i dziennikarzy ale w niektórych przypadkach cały czas posługuje się w dalszej treści pseudonimem (jak w przypadku Nienackiego) a w innych prawdziwym imieniem i nazwiskiem (tutaj mocno razi Irena Kuhn, czyli popularna Joanna Chmielewska).
4. Język
Po czwarte język autora w dużej części książki jest infantylny, w szczególności opisy i streszczenia trącą poziomem 4 klasy szkoły podstawowej.
„8 grudnia 1980 roku w Nowym Jorku został zastrzelony John Lennon. Wywarło to ogromne wrażenie na miłośnikach Beatlesów„
„W ostatnim składzie grał Jan Pospieszalski, jeszcze z długimi włosami w miejscu łysiny„
„Księga VIII podoba mi się, ponieważ pokazuje życie Kopernika i jego czasy, a zarazem jest ciekawym pomysłem na zdobywanie sprawności astronoma„.
5. Subiektywny wybór
to co napisałem na początku, jest to wybór mocno subiektywny, z naciskiem na mocno – autor prezentuje to co jemu się podobało, to co on uznał za wartościowe, pomijając zupełnie inne elementy układanki „rozrywka popularna w PRL”. W filmach to np. Ivanhoe czy Wilhelm Tell, które to filmy kreowały podwórkowych bohaterów (tak, wiem, to nie są polskie filmy ale skoro kilka razy autor odwołuje się do Zorro to wypada dodać również tych bohaterów).
Książek autor wymienił mnóstwo ale cały czas z „moich” książek brakuje np. obu „Karolci” Marii Kruger a sama autorka też występuje tylko na liście wielu twórców książki wydanej w serii wydawniczej (tu akurat wymieniona jest „Godzina pąsowej róży”). Zdziwiło mnie również to, że przy opisywaniu ilustratorów, tak niewiele miejsca (czyli wcale, bo został wymieniony tylko z nazwiska) autor poświęcił grafikowi, którego ilustracje do książek windują ceny wydawnictw na aukcjach internetowych, czyli Janowi Marcinowi Szancerowi. Ilustracje do ponad 200 książek to nie w kij dmuchał (w tym mój ulubiony z dzieciństwa „Dom pod kasztanami”).
W muzyce autor zrobił istną sieczkę, to czego on słuchał jest dobre i można poświęcić temu kilka stron (część poświęcona Grechucie to kompletny życiorys z wydumanymi analizami każdego działania, utworu), to czego widocznie nie słuchał, praktycznie nie istnieje. Polskie reagge, jakie by nie było, to jednak było i było elementem kultury masowej a o zespole Izrael autor nawet nie wspomina, jest tylko wzmianka o Daabie. Podobnie jest z polskim metalem – TSA jest z jednej strony na liście zespołów, które powstały na początku lat osiemdziesiąty (to błąd ale o tym w dalszej części) i kiedyś zaistniało z przebojem 51 na Liście Przebojów Programu Trzeciego, a przecież z jakiegoś powodu, przy okazji premiery płyty TSA (Polton 002) kolejka do Empiku w Domach Centrum ustawiała się od rana a godzinę po rozpoczęciu sprzedaży w obecności grupy (można było dostać autograf) została przez fanów wepchnięta szyba w sklepie i sprzedaż zakończono… Niestety w książce nie ma śladu o grupie Kat a Turbo jest wspominane tylko przy okazji przeboju „Dorosłe dzieci”. Całkowicie autor pominął polską muzykę elektroniczną i objawienie tego nurtu czyli grupę Bank z genialnym klawiszowcem Markiem Bilińskim a przecież klip z jego „Ucieczki z Tropiku” został uznany przez telewidzów za klip roku 1984 czyli jak najbardziej PRL. W muzyce pop zespół De Mono został także pominięty. Również sporo zespołów zagranicznych tworzących muzykę popularną nie znalazło uznania w oczach autora – skoro wymienia, z lekkim wstrętem, Africa Simon’a to przynajmniej by wypadało napisać słowo o Dschingis Khanie a pominięcie Alphaville to zupełne nieporozumienie.
O czym jeszcze autor zapomniał? Pewnie dużo by wymieniać ale tak na szybko: Pora na Telesfora, Wieczorynka, Gwiezdne Wojny, Godzilla (i sporo, sporo innych przebojów kinowych), Bravo (wymienione tylko jako źródło plakatów), Karuzela, Bajtek…to wszystko tworzyło pop w PRLu, nie było niszowe ale nie jest nawet wymienione w książce.
6. Odnośniki do życiorysu autora
autor wrzuca sporo wtrętów o sobie, które hmmm, często nie przystają do rzeczywistości albo do rzeczywistości PRLu. Poczynając od początku: autor urodził się w Lille i tam spędził pierwsze lata swojego życia (nie czytałem życiorysu Łopuszańskiego, więc nie wiem jaka była geneza zamieszkania właśnie tam ale jeśli ktoś w latach 70 przenosi się z Francji do Polski to przychodzą mi do głowy dwie przyczyny – koniec kontraktu lub koniec delegacji na placówkę, w jednym i drugim przypadku wyjazd był za przyzwoleniem władzy socjalistycznej, resztę każdy jest w stanie sam sobie dopowiedzieć). Tam w Lille w wieku „pieluchowym” autor już zachwycał się muzyką Grechuty i Anawa, którą słuchał na płycie, którą dostała z Polski jego 16 letnia sąsiadka. Ech, musiała ta płyta być rzeczywiście mocnym przeżyciem skoro po prawie 50 latach autor cały czas o tym pamięta. W wieku 12 lat (1978) autor kupuje sobie magnetofon kasetowy za oszczędności skrzętnie zbierane na książeczce PKO (w mojej szkole zbieraliśmy na SKO ale co ja tam wiem). Z mojego punktu widzenia w wieku 12 lat mogłem sobie odłożyć na lody ale magnetofon kasetowy był poza zasięgiem oszczędności kogokolwiek z mojego podwórka. Ale cóż, pewnie niektórzy dostawali kieszonkowe w innej wysokości. W sumie już w podstawówce miałem kolegę, który dostawał 10 dolarów tygodniówki, ale to nie był standard. Już w tych czasach (czyli przed rokiem 80) autor odkrywa bardzo poważne tematy muzyczne i praktycznie cały czas słucha radia. To pewnie ten typ dzieci, które nie miały kolegów i nie wychodziły na podwórko, bo gdy ja miałem 12, 13, 14 lat to praktycznie cały dzień spędzaliśmy z kolegami na świeżym powietrzu. Ale autor, mimo słuchania radia, jednak czasami przebywał na podwórku, bo grał w piłkę z kolegami i… również wtedy był w stanie ocenić gitowców jako typów charakteryzujących się wytatuowaną kropką przy oku, którzy chcieli z 12-13 latkami grać w tą piłkę.
„w połowie lat siedemdziesiątych, uważaliśmy z kolegami gitowców za „dinozaurów” za zacofaną subkulturę i trzymaliśmy się od nich z daleka.„
Moje doświadczenia z gitowcami są zupełnie inne i raczej schodziło się im z drogi niż traktowało jak śmiesznych dziwaków. Ale pewnie tacy gitowcy jakie osiedle, ja wychowywałem się na osiedlu robotniczym, autor miał kolegę z podwórka, który był synem generała milicji, co w tamtych czasach sugeruje, że było to osiedle rządowe.
Wrażliwość muzyczną Łopuszański wykazywał już w wieku lat 10, gdy jego równolatkowie przeżywali grę w pikuty, kapsle, państwa i kwadraty on kontemplował koncert ABBY w Studio 2.
„Dla mojego pokolenia koncert ABBY był tym samym co dla pokolenia dorastającego w latach sześćdziesiątych przyjazd Rolling Stonesów„
Czasami wrzutki z życiorysu nie mają wiele wspólnego z treścią książki, np. autor musiał się pochwalić, że na studiach poznał córkę Kurylewicza i Warskiej. Nie ma to wpływu na PRL czy na pop ale można podbudować swoje ego. A tak przy okazji, to pani Kurylewicz jest kilka lat młodsza od autora więc wcale bym się nie zdziwił gdyby autor dowiedział się o tym, że studiowali na tym samym wydziale post factum.
7. Błędy i nieścisłości
No i ostatnia część recenzji, niestety autor nie ustrzegł się błędów i nieścisłości, często opierając się o swoje niczym nie potwierdzone odczucia. I są to błędy merytoryczne. Autor wyraźnie poszedł na ilość odpuszczając jakość i poprawną weryfikację faktów.
Kilka przykładów, bo za pełną weryfikację ktoś powinien zapłacić i to wcale nie mało.
Gdy ktoś pisze, że powstały grupy grające muzykę punk i wymienia po kolei „Dezerter, SS-20„, to oznacza, że nie ma zielonego pojęcia o tym, że SS-20 to wcześniejsza nazwa grupy Dezerter. Nie trzeba wielkiej filozofii żeby to sprawdzić.
„w latach siedemdziesiątych powstały zespoły nawiązujące do ideologii punk (Sex Pistols, The Clash, w Polsce – Dezerter, SS-20, Brygada Kryzys)„
Co więcej, czas powstania zespołów to: Dezerter: maj 1981, Brygada Kryzys lipiec 1981.(w 1978 powstał zespół, który od 1979 nosił nazwę Kryzys, może autorowi się coś pomyliło?)
„Na zjeździe związku w 1981 roku wystąpiło wielu artystów, także z popkultury, którzy poparli odnowę (…) Działalność rozpoczęły wówczas zespoły rockowe, m.in. Perfect, Republika, Lady Pank, TSA, Oddział Zamknięty.„
Tutaj też czas powstania zespołów często się nie zgadza: Perfect 1978, TSA i Oddział 1979.
„Po wprowadzeniu stano wojennego trwał bojkot telewizji (…) Zmienił się wtedy repertuar filmowy. W miejsce ważnych filmów produkowano horrory, komedie i gnioty propagandowe. Jaśniejszym punktem były wówczas komedie Juliusza Machulskiego: Va bank, Seksmisja i nieco słabszy Kingsajz.„
Z tym, że Kingsajz powstał w 1988 roku czyli niewiele miał wspólnego ze stanem wojennym oprócz treści politycznych.
O Dzienniku Telewizyjnym autor pisze, że był nadawany na obu kanałach „do końca istnienia PRL„. W rzeczywistości do 1987 a nie do 1989.
„Pisarz pokazał prowincjonalne życie w PRL około roku 1972 (już jest w sklepach coca-cola, choć na prowincji była raczej pepsi-cola).” Po pierwsze w Polsce coca-cola oficjalnie pojawiła się w 1972 a pepsi dopiero w 1973, po drugie dostępność napojów wynikała z podziału wojewódzkiego i umiejscowionych tam wytwórni a nie z wymyślonego przez Łopuszańskiego podziału na lepsze miasta i gorszą prowincję.
„(…) chociaż nie przejmowano się włączeniem do serialu scen zabicia przez Niemców towarzyszy broni Janka. Tuż koło Janka ginie żołnierz radziecki, Fiedia (…)„. Wszyscy, którzy oglądali Czterech Pancernych wiedzą, że autor tego odcinka nie oglądał, prawda?
„Syn generała, Wojtek był moim kolegą z podwórka i nie przyznawał się do zawodu ojca. Mówił, że jest on wojskowym a nie milicjantem. W grudniu 1981 roku okazało się, że generał jest członkiem WRON„. Generał milicji członkiem WOJSKOWEJ rady? Nawet IPN do tego nie dotarł…
Podsumowując, książki nie polecam. Jest średnio-słaba i bardziej pokazuje obsesje autora niż rzeczywistość PRLu nawet w stylu pop.
O książce Piotra Łopuszańskiego i kulturze masowej w PRL dyskutujemy na Forum.