Forum

Piotr Łopuszański
 
Notifications
Clear all

Piotr Łopuszański

Strona 1 / 2

PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 4522
Topic starter  

PRL W STYLU POP

Kilkaset stron "informacji" o wszystkim co autor sklasyfikował jako pop i nie tylko. Niestety tytuł powinien być dłuższy "Subiektywnie i politycznie o rozrywce popularnej w PRL" bowiem nie jest to, jak oczekiwałem, kompendium wiedzy o rozrywce popularnej w PRLu tylko baaaardzo subiektywne spojrzenie na produkty rozrywkowe minionej epoki a do tego wszystkiego autor wplata swoje oczekiwania polityczne ale o tym później.

Na początek o tym, co zawiera ta książka: długi (zbyt długi) wstęp [o tym też później], kolejne rozdziały to słynne komedie, hity telewizji, telewizja dla dzieci i młodzieży, kryminały i filmy kryminalne, sławne seriale, literatura młodzieżowa, serie wydawnicze dla młodzieży, pisma dla dzieci i młodzieży, komiksy, muzyka w stylu pop, słynne audycje radiowe.

Co mi się podobało - niewiele. Odnalazłem kilka zapomnianych przebojów, parę ciekawostek lepszych lub gorszych. Z przebojów, zupełnie nie pamiętałem o utworze "Linda, Linda", natomiast z ciekawostek poruszyła mnie historia Aleksandra Minkowskiego z czasów drugiej wojny światowej. Historia Minkowskiego zainteresowała mnie głównie dlatego, że razem z rodzicami był wywieziony przez Rosjan na północ do republiki Komi, czyli tam gdzie trafił brat mojego dziadka, po wzięciu do niewoli przez Armię Czerwoną 18 września 1939 roku. Rodzina Minkowskich przeżyła, mimo że relacje z tamtego miejsca są straszne. Paradoksalnie deportacja prawdopodobnie ocaliła całą rodzinę, bo 14 miesięcy po wywózce do Chroszczy, skąd byli deportowani, dotarli Niemcy, rok później choroszczańskich Żydów przesiedlono do getta w Białymstoku żeby później wywieźć ich do obozu zagłady w Treblince. Ale to jest historia napisana przeze mnie, Łopuszański w jednym miejscu tylko wspomina, że Minkowski w zależności od ankiety wpisywał narodowość polską lub żydowską.

Co mi się nie podobało:

Po pierwsze 50% treści to streszczenia książek. Praktycznie można pominąć zawartość tych podrozdziałów bo albo książkę się zna i nie trzeba czytać streszczenia albo jej się nie zna i streszczenie jest "spojlerem".

Po drugie książka jest pisana w stylu "pijackim". Wątek się plecie jak na pijackiej imprezie starych znajomych, tj. "a pamiętacie tego..." i dalej ciągnie się opowieść na inny temat z wrzutkami kolejnych osób, które coś sobie przypomniały a ponieważ impreza jest pijacka to nie zawsze składnie a często nie konsekwentnie.

"Andrzej Zaorski prezentował ze zmarłym 17 marca 2016 roku Marianem Kociniakiem"

Po trzecie autor, z jakiegoś nieznanego mi powodu, do wszystkiego co opisuje przykłada miarę polityczną - tzn. analizuje ile w treści było "prawdziwej informacji politycznej" a ile "po linii i na bazie". Z mojego punktu widzenia oczekiwanie, że w książkach/flimach dla dzieci i młodzieży z czasów PRL będą opisy katowni UB, prześladowań wrogów systemu itd, itp. jest... głupie i nie trzeba na każdej stronie książki podkreślać, że kolejny autor nic o tym nie napisał. To samo dotyczy przemycania treści właśnie po linii i na bazie. Wiadomym było, że jeśli utwór nie zostanie zaakceptowany przez stosowne gremia to nie ma szansy pojawienia się w oficjalnym obiegu a, nie oszukujmy się, przed latami osiemdziesiątymi możliwości zrobienia czegoś poza oficjalnym obiegiem i życie z tego było praktycznie niemożliwe. Tej "agitki" w utworach też nie trzeba co chwilę podkreślać. Dodatkowo próbuje zrobić konkurencję IPNowi wypisując co chwila niechlubne życiorysy twórców PRL, można z książki wyciągnąć pełną listę współpracowników służb bezpieczeństwa a gdy gdzieś ktoś się pomylił, autor lubi to tutaj sprostować.

"W książce Resortowe dzieci podano błędnie numer rejestracyjny kontaktu operacyjnego, więc podaję właściwy (...)"

Dodałbym jeszcze różną miarkę przykładaną do ludzi, autor mocno skupia się na "odtajnianiu" prawdziwych nazwisk i pochodzenia twórców i dziennikarzy ale w niektórych przypadkach cały czas posługuje się w dalszej treści pseudonimem (jak w przypadku Nienackiego) a w innych prawdziwym imieniem i nazwiskiem (tutaj mocno razi Irena Kuhn, czyli popularna Joanna Chmielewska).

Po czwarte język autora w dużej części książki jest infantylny, w szczególności opisy i streszczenia trącą poziomem 4 klasy szkoły podstawowej.

"8 grudnia 1980 roku w Nowym Jorku został zastrzelony John Lennon. Wywarło to ogromne wrażenie na miłośnikach Beatlesów"

"W ostatnim składzie grał Jan Pospieszalski, jeszcze z długimi włosami w miejscu łysiny"

"Księga VIII podoba mi się, ponieważ pokazuje życie Kopernika i jego czasy, a zarazem jest ciekawym pomysłem na zdobywanie sprawności astronoma".

Po piąte, to co napisałem na początku, jest to wybór mocno subiektywny, z naciskiem na mocno - autor prezentuje to co jemu się podobało, to co on uznał za wartościowe, pomijając zupełnie inne elementy układanki "rozrywka popularna w PRL". W filmach to np. Ivanhoe czy Wilhelm Tell, które to filmy kreowały podwórkowych bohaterów (tak, wiem, to nie są polskie filmy ale skoro kilka razy autor odwołuje się do Zorro to wypada dodać również tych bohaterów). Książek autor wymienił mnóstwo ale cały czas z "moich" książek brakuje np. obu "Karolci" Marii Kruger a sama autorka też występuje tylko na liście wielu twórców książki wydanej w serii wydawniczej (tu akurat wymieniona jest "Godzina pąsowej róży"). Zdziwiło mnie również to, że przy opisywaniu ilustratorów, tak niewiele miejsca (czyli wcale, bo został wymieniony tylko z nazwiska) autor poświęcił grafikowi, którego ilustracje do książek windują ceny wydawnictw na aukcjach internetowych, czyli Janowi Marcinowi Szancerowi. Ilustracje do ponad 200 książek to nie w kij dmuchał (w tym mój ulubiony z dzieciństwa "Dom pod kasztanami").

W muzyce autor zrobił istną sieczkę, to czego on słuchał jest dobre i można poświęcić temu kilka stron (część poświęcona Grechucie to kompletny życiorys z wydumanymi analizami każdego działania, utworu), to czego widocznie nie słuchał, praktycznie nie istnieje. Polskie reagge, jakie by nie było, to jednak było i było elementem kultury masowej a o zespole Izrael autor nawet nie wspomina, jest tylko wzmianka o Daabie. Podobnie jest z polskim metalem - TSA jest z jednej strony na liście zespołów, które powstały na początku lat osiemdziesiąty (to błąd ale o tym w dalszej części) i kiedyś zaistniało z przebojem 51 na Liście Przebojów Programu Trzeciego, a przecież z jakiegoś powodu, przy okazji premiery płyty TSA (Polton 002) kolejka do Empiku w Domach Centrum ustawiała się od rana a godzinę po rozpoczęciu sprzedaży w obecności grupy (można było dostać autograf) została przez fanów wepchnięta szyba w sklepie i sprzedaż zakończono... Niestety w książce nie ma śladu o grupie Kat a Turbo jest wspominane tylko przy okazji przeboju "Dorosłe dzieci". Całkowicie autor pominął polską muzykę elektroniczną i objawienie tego nurtu czyli grupę Bank z genialnym klawiszowcem Markiem Bilińskim a przecież klip z jego "Ucieczki z Tropiku" został uznany przez telewidzów za klip roku 1984 czyli jak najbardziej PRL. W muzyce pop zespół De Mono został także pominięty. Również sporo zespołów zagranicznych tworzących muzykę popularną nie znalazło uznania w oczach autora - skoro wymienia, z lekkim wstrętem, Africa Simon'a to przynajmniej by wypadało napisać słowo o Dschingis Khanie a pominięcie Alphaville to zupełne nieporozumienie.
O czym jeszcze autor zapomniał? Pewnie dużo by wymieniać ale tak na szybko: Pora na Telesfora, Wieczorynka, Gwiezdne Wojny, Godzilla (i sporo, sporo innych przebojów kinowych), Bravo (wymienione tylko jako źródło plakatów), Karuzela, Bajtek...to wszystko tworzyło pop w PRLu, nie było niszowe ale nie jest nawet wymienione w książce.

Po szóste, autor wrzuca sporo wtrętów o sobie, które hmmm, często nie przystają do rzeczywistości albo do rzeczywistości PRLu. Poczynając od początku: autor urodził się w Lille i tam spędził pierwsze lata swojego życia (nie czytałem życiorysu Łopuszańskiego, więc nie wiem jaka była geneza zamieszkania właśnie tam ale jeśli ktoś w latach 70 przenosi się z Francji do Polski to przychodzą mi do głowy dwie przyczyny - koniec kontraktu lub koniec delegacji na placówkę, w jednym i drugim przypadku wyjazd był za przyzwoleniem władzy socjalistycznej, resztę każdy jest w stanie sam sobie dopowiedzieć). Tam w Lille w wieku "pieluchowym" autor już zachwycał się muzyką Grechuty i Anawa, którą słuchał na płycie, którą dostała z Polski jego 16 letnia sąsiadka. Ech, musiała ta płyta być rzeczywiście mocnym przeżyciem skoro po prawie 50 latach autor cały czas o tym pamięta. W wieku 12 lat (1978) autor kupuje sobie magnetofon kasetowy za oszczędności skrzętnie zbierane na książeczce PKO (w mojej szkole zbieraliśmy na SKO ale co ja tam wiem). Z mojego punktu widzenia w wieku 12 lat mogłem sobie odłożyć na lody ale magnetofon kasetowy był poza zasięgiem oszczędności kogokolwiek z mojego podwórka. Ale cóż, pewnie niektórzy dostawali kieszonkowe w innej wysokości. W sumie już w podstawówce miałem kolegę, który dostawał 10 dolarów tygodniówki, ale to nie był standard. Już w tych czasach (czyli przed rokiem 80) autor odkrywa bardzo poważne tematy muzyczne i praktycznie cały czas słucha radia. To pewnie ten typ dzieci, które nie miały kolegów i nie wychodziły na podwórko, bo gdy ja miałem 12, 13, 14 lat to praktycznie cały dzień spędzaliśmy z kolegami na świeżym powietrzu. Ale autor, mimo słuchania radia, jednak czasami przebywał na podwórku, bo grał w piłkę z kolegami i... również wtedy był w stanie ocenić gitowców jako typów charakteryzujących się wytatuowaną kropką przy oku, którzy chcieli z 12-13 latkami grać w tą piłkę.

"w połowie lat siedemdziesiątych, uważaliśmy z kolegami gitowców za "dinozaurów" za zacofaną subkulturę i trzymaliśmy się od nich z daleka."

Moje doświadczenia z gitowcami są zupełnie inne i raczej schodziło się im z drogi niż traktowało jak śmiesznych dziwaków. Ale pewnie tacy gitowcy jakie osiedle, ja wychowywałem się na osiedlu robotniczym, autor miał kolegę z podwórka, który był synem generała milicji, co w tamtych czasach sugeruje, że było to osiedle rządowe.
Wrażliwość muzyczną Łopuszański wykazywał już w wieku lat 10, gdy jego równolatkowie przeżywali grę w pikuty, kapsle, państwa i kwadraty on kontemplował koncert ABBY w Studio 2.

"Dla mojego pokolenia koncert ABBY był tym samym co dla pokolenia dorastającego w latach sześćdziesiątych przyjazd Rolling Stonesów"

Czasami wrzutki z życiorysu nie mają wiele wspólnego z treścią książki, np. autor musiał się pochwalić, że na studiach poznał córkę Kurylewicza i Warskiej. Nie ma to wpływu na PRL czy na pop ale można podbudować swoje ego. A tak przy okazji, to pani Kurylewicz jest kilka lat młodsza od autora więc wcale bym się nie zdziwił gdyby autor dowiedział się o tym, że studiowali na tym samym wydziale post factum.

No i ostatnie po siódme, niestety autor nie ustrzegł się błędów i nieścisłości, często opierając się o swoje niczym nie potwierdzone odczucia. I są to błędy merytoryczne. Autor wyraźnie poszedł na ilość odpuszczając jakość i poprawną weryfikację faktów.

Kilka przykładów, bo za pełną weryfikację ktoś powinien zapłacić i to wcale nie mało.

Gdy ktoś pisze, że powstały grupy grające muzykę punk i wymienia po kolei "Dezerter, SS-20", to oznacza, że nie ma zielonego pojęcia o tym, że SS-20 to wcześniejsza nazwa grupy Dezerter. Nie trzeba wielkiej filozofii żeby to sprawdzić.

"w latach siedemdziesiątych powstały zespoły nawiązujące do ideologii punk (Sex Pistols, The Clash, w Polsce - Dezerter, SS-20, Brygada Kryzys)"

Co więcej, czas powstania zespołów to: Dezerter: maj 1981, Brygada Kryzys lipiec 1981.(w 1978 powstał zespół, który od 1979 nosił nazwę Kryzys, może autorowi się coś pomyliło?)

"Na zjeździe związku w 1981 roku wystąpiło wielu artystów, także z popkultury, którzy poparli odnowę (...) Działalność rozpoczęły wówczas zespoły rockowe, m.in. Perfect, Republika, Lady Pank, TSA, Oddział Zamknięty."

Tutaj też czas powstania zespołów często się nie zgadza: Perfect 1978, TSA i Oddział 1979.

"Po wprowadzeniu stano wojennego trwał bojkot telewizji (...) Zmienił się wtedy repertuar filmowy. W miejsce ważnych filmów produkowano horrory, komedie i gnioty propagandowe. Jaśniejszym punktem były wówczas komedie Juliusza Machulskiego: Va bank, Seksmisjia i nieco słabszy Kingsajz."

Z tym, że Kingsajz powstał w 1988 roku czyli niewiele miał wspólnego ze stanem wojennym oprócz treści politycznych.

O Dzienniku Telewizyjnym autor pisze, że był nadawany na obu kanałach "do końca istnienia PRL". W rzeczywistości do 1987 a nie do 1989.

"Pisarz pokazał prowincjonalne życie w PRL około roku 1972 (już jest w sklepach coca-cola, choć na prowincji była raczej pepsi-cola)." Po pierwsze w Polsce coca-cola oficjalnie pojawiła się w 1972 a pepsi dopiero w 1973, po drugie dostępność napojów wynikała z podziału wojewódzkiego i umiejscowionych tam wytwórni a nie z wymyślonego przez Łopuszańskiego podziału na lepsze miasta i gorszą prowincję.

"(...) chociaż nie przejmowano się włączeniem do serialu scen zabicia przez Niemców towarzyszy broni Janka. Tuż koło Janka ginie żołnierz radziecki, Fiedia (...)". Wszyscy, którzy oglądali Czterech Pancernych wiedzą, że autor tego odcinka nie oglądał, prawda?

"Syn generała, Wojtek był moim kolegą z podwórka i nie przyznawał się do zawodu ojca. Mówił, że jest on wojskowym a nie milicjantem. W grudniu 1981 roku okazało się, że generał jest członkiem WRON". Generał milicji członkiem WOJSKOWEJ rady? Nawet IPN do tego nie dotarł...

Podsumowując, książki nie polecam. Jest średnio-słaba i bardziej pokazuje obsesje autora niż rzeczywistość PRLu nawet w stylu pop.

 

Twtter is a day by day war


Cytat
Tagi tematu
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3526
 

Bardzo ciekawa recenzja. Dla mnie o tyle wartościowa, że nie wyłapałabym pewnie błędów w temacie muzycznym. Prawdopodobnie w takiej samej sytuacji będzie wielu czytelników, którzy uznają informacje p. Łopuszańskiego za wiarygodne. Swoją drogą, czy redakcja i korekta tekstu ogranicza się w dzisiejszych czasach do wyłapywania literówek?


OdpowiedzCytat
Seth
 Seth
(@seth)
Member Potwierdzony
Dołączył: 4 lata temu
Posty: 1594
 

Maruto, wierz mi, że i z tym są obecnie problemy. 


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3526
 

@seth_22

Niestety wierzę i wiem, ale chodzi mi też o samą, nazwijmy to, charakterystykę zawodu. Osobiście miałam poprawiane teksty raczej fachowe i korektor zwracał uwagę nie tylko na błędy językowe czy logistyczne, ale też wyłapywał pomyłki merytoryczne, albo sytuacje, kiedy dla czytelnika coś mogło być niejasne (a dla autora było oczywiste). Łopuszański napisał książkę pretendującą do miana kulturowo-historycznej. Dlatego takie elementy jak daty czy fakty powinny być dokładnie sprawdzone - jeśli nie przez niego to przez korektora właśnie.

Mam z tym problem, ponieważ w zalewie różnych pseudobiografii i książek będących zlepkiem kawałków faktów powstał groźny precedens. Mianowicie autorzy wykorzystują to, że czytelnicy nie znają tematu i nie są w stanie zweryfikować danych. Piszą więc całkiem na luzie, mało co sprawdzając czy dokumentując. Nie podają źródeł, nie robią przypisów. Kiedy trzymają się literatury rozrywkowej to w porządku. Ale kiedy próbują przejść do literatury faktu lub naukowej to krew mnie zalewa...

 


OdpowiedzCytat
Yvonne
(@yvonne)
Member Moderator
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3580
 

Pawle, bardzo dobra i wyczerpująca temat recenzja.

Cytaty, które przytoczyłeś, jasno pokazują, że nie jest to dobrze napisana książka.

Podaruję sobie.

 


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 8805
 

Pawle świetny tekst, rzetelna analiza i mnóstwo włożonej pracy. Szkoda tylko, że nie na portalu. Forum ma ograniczony zasięg i słabo się z niego linkuje. IMO warto dołożyć fotki, zrobić śródtytuły i przenieść na portal. 

Co do meritum. Subiektywne podejście autora do przedmiotu badania mnie akurat nie dziwi. Trudno tak obszerny temat potraktować kompleksowo i analitycznie. Zresztą to nie encyklopedia. Za to pewnie warto na ten subiektywizm zwrócić uwagę czytelnikowi, na przykład we wstępie, zwłaszcza w rozbudowanym.

Błędy i przekręcenia drobnych faktów jawią mi się jako specjalność Piotr Łopuszańskiego. Te mankamenty można znaleźć w książce "Pan Samochodzik i jego autor". Widzę też, że konstrukcja obu książek jest podobna. Tam też sporo miejsca poświęcono streszczeniom wszystkich tomów cyklu Nienackiego. Podobnie jak Ty uważam, że nie ma to większego sensu. Ci, którzy streszczane książki pamiętają takich streszczeń nie potrzebują, ci którzy już je zapomnieli, szybko się nimi znudzą. Przekonałem się o tym czytając streszczenia powieści Niziurskiego w książce Krzysztofa Vargi "Księga dla starych urwisów" (ta sama metoda co u Łopuszańskiego).

Zaciekawił mnie pryzmat polityczny, przez który Łopuszański przygląda się popkulturze PRL. To taka analiza na chłodno czy raczej doszukiwanie się szerszych kontekstów i ferowanie ocen?

Biografia Aleksandra Minkowskiego jest mi dość dobrze znana. O swoim pobycie w republice Komi Minkowski pisze sporo w książce "W niełasce u pana Boga", która jest jego quasi autobiografią. Tłumaczy się w niej z różnych swoich wyborów, a przede wszystkim z zarzutów dotyczących współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL.

Mimo raczej negatywnej recenzji zainteresowałeś mnie tą książką. Pop kultura PRL to teraz trochę mój konik i pod tym kontem prowadzę nasz profil na Twitterze. Chyba będę musiał przeczytać tego Łopuszańskiego:)


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 4522
Topic starter  
Wysłany przez: @kustosz

Zaciekawił mnie pryzmat polityczny, przez który Łopuszański przygląda się popkulturze PRL. To taka analiza na chłodno czy raczej doszukiwanie się szerszych kontekstów i ferowanie ocen?

To jedno i drugie. Z jednej strony mam odczucie, że Łopuszański ma alergię na wszelkie objawy współpracy nawet intuicyjnej z socjalistycznymi władzami z drugiej rzeczywiście pojawiają się fragmenty analiz w kontekście historycznym. Dla mnie mimo wszystko za dużo jest osobistego, negatywnego podejścia do ludzi.

Wysłany przez: @kustosz

O swoim pobycie w republice Komi Minkowski pisze sporo w książce "W niełasce u pana Boga", która jest jego quasi autobiografią. Tłumaczy się w niej z różnych swoich wyborów, a przede wszystkim z zarzutów dotyczących współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL.

W czasie pobytu w Związku Radzieckim Minkowski był dzieckiem ale potrafię sobie wyobrazić, że pobyt w Komi pozostawił ślad do końca życia.

 

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
Seth
 Seth
(@seth)
Member Potwierdzony
Dołączył: 4 lata temu
Posty: 1594
 
Wysłany przez: @maruta

@seth_22

Niestety wierzę i wiem, ale chodzi mi też o samą, nazwijmy to, charakterystykę zawodu. Osobiście miałam poprawiane teksty raczej fachowe i korektor zwracał uwagę nie tylko na błędy językowe czy logistyczne, ale też wyłapywał pomyłki merytoryczne, albo sytuacje, kiedy dla czytelnika coś mogło być niejasne (a dla autora było oczywiste). Łopuszański napisał książkę pretendującą do miana kulturowo-historycznej. Dlatego takie elementy jak daty czy fakty powinny być dokładnie sprawdzone - jeśli nie przez niego to przez korektora właśnie.

Mam z tym problem, ponieważ w zalewie różnych pseudobiografii i książek będących zlepkiem kawałków faktów powstał groźny precedens. Mianowicie autorzy wykorzystują to, że czytelnicy nie znają tematu i nie są w stanie zweryfikować danych. Piszą więc całkiem na luzie, mało co sprawdzając czy dokumentując. Nie podają źródeł, nie robią przypisów. Kiedy trzymają się literatury rozrywkowej to w porządku. Ale kiedy próbują przejść do literatury faktu lub naukowej to krew mnie zalewa...

 

Nie wątpię, lecz te czasy już - niestety - minęły. Żyjemy w kulcie bylejakości, bo przecież każdy może dziś napisać książkę i wydać ją lub błaznować przed kamerą, głosząc totalne brednie.

Obsesyjne cięcie kosztów skutkuje erozją jakości. Spotkałem się już z tym, że tekst (przed wydaniem książki) nie był czytany nawet pod kątem ortografii czy interpunkcji, o innych „luksusach” nie wspominając. A już redaktor merytoryczny? Zapomnij 😉 Jest to droga donikąd, ale obawiam się, że może być i bez powrotu, bo jakoś to będzie.

Problem jest zresztą szerszy i - niestety - ma silny związek z tym, że ludzie nie wstydzą się tworzyć gniotów. Byle kasa się zgadzała, byle gawiedź, która i tak nie zweryfikuje, była zachwycona. Dotyczy to również kultury języka, jego pauperyzacji czy wszechobecnego niechlujstwa. Nie mówiąc już o zwykłych - jak to się eufemistycznie określa - rezerwach w wiedzy. A może rezerwach na wiedzę, już sam nie wiem 😉 A najgorsze, że wybrzmiewa to każdego dnia, atakując uszy i mózg.  

Ale marudzimy!


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3022
 

Jednym słowem książka o Samochodziku była słaba, a ta nowa jest jeszcze słabsza.

Wysłany przez: @kustosz

Pawle świetny tekst, rzetelna analiza i mnóstwo włożonej pracy. Szkoda tylko, że nie na portalu. Forum ma ograniczony zasięg i słabo się z niego linkuje. IMO warto dołożyć fotki, zrobić śródtytuły i przenieść na portal. 

Kustosz dobrze mówi, dać mu piwa.


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 4522
Topic starter  

Ok, pochylę się nad przeniesieniem na portal w najbliższej przyszłości.

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 4522
Topic starter  

A tak przy okazji tej książki, w której autor co chwila podważa wiarę ludzi w świat tworzony przez kulturę pop (mam na myśli zestawienie "władza chciała przekonać ludzi, że jest fajnie ale ludzie w to nie wierzyli") warto rzucić okiem na filmik wygrzebany na yt przez Roberta z forum Z przygodą na ty. To sklejka zdjęć i filmików z planu Stawki i Czterech pancernych (też ciekawe) oraz fragmentów kilku programów informacyjno-publicystycznych. Warto spojrzeć na tłumy witające "pancernych" w Łodzi i wątpię aby te tłumy były "spędzone" przez zakłady pracy i partię, pewnie gdyby w Warszawie w latach 70 zrobiono taki przejazd to bym sam tam poszedł 😀. Warto również posłuchać wypowiedzi Przymanowskiego na temat rzeczywistości w filmie. Już niezależnie od zarzutu fałszowania rzeczywistości to Przymanowski zwraca uwagę na ważną rzecz, która wielu ludziom nie przychodzi do głowy, mianowicie w czasie wojny ludzie prowadzili normalne życie. Oczywiście to życie było normalne jak na sytuację, w której żyli (czyli podlegali pewnym restrykcjom) ale było normalne w sensie takim, że ludzie chodzili do pracy, robili zakupy, wyjeżdżali na letnisko, kupowali pianina i sprzedawali szafy, szukali pokojówki i nauczycielki języka dla dziecka, budowali domy i reperowali samochody. [zwróciłem uwagę na to, że ludzie nie mają takiej świadomości gdy ktoś na fejsie wrzucił zdjęcie swojej rodziny z czasów okupacji i pojawiły się komentarze "wojna a oni tak sobie spacerują".] IMO to samo można przełożyć na czasy PRLu, Łopuszański by chciał aby ludzie cały czas walczyli z władzą socjalistyczną a oni wtedy tylko starali się normalnie żyć i niewielu ludzi budziło się rano z myślą o niechęci do ustroju, raczej zastanawiali się czy zdążą kupić chleb przed wyjściem do pracy.

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3526
 
Wysłany przez: @pawelk

(...) mianowicie w czasie wojny ludzie prowadzili normalne życie. Oczywiście to życie było normalne jak na sytuację, w której żyli (czyli podlegali pewnym restrykcjom) ale było normalne w sensie takim, że ludzie chodzili do pracy, robili zakupy, wyjeżdżali na letnisko, kupowali pianina i sprzedawali szafy, szukali pokojówki i nauczycielki języka dla dziecka, budowali domy i reperowali samochody. [zwróciłem uwagę na to, że ludzie nie mają takiej świadomości gdy ktoś na fejsie wrzucił zdjęcie swojej rodziny z czasów okupacji i pojawiły się komentarze "wojna a oni tak sobie spacerują".

Podobne zarzuty pojawiały się bodajże przy "Mieście 44", gdzie młodzież spędza letnie dni na plaży, w kostiumach kąpielowych.A sięgając do historii polskiej kinematografii mamy "Eroikę" Andrzeja Munka: dogorywającą Warszawę i sielankowe Zalesie. Niestety wielu widzów woli wierzyć, że ten kontrast to jakaś metafora, symbol, chwyt artystyczny, a nie wojenna rzeczywistość...


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 8805
 
Wysłany przez: @pawelk

(...) w czasie wojny ludzie prowadzili normalne życie. Oczywiście to życie było normalne jak na sytuację, w której żyli (czyli podlegali pewnym restrykcjom) ale było normalne w sensie takim, że ludzie chodzili do pracy, robili zakupy, wyjeżdżali na letnisko, kupowali pianina i sprzedawali szafy, szukali pokojówki i nauczycielki języka dla dziecka, budowali domy i reperowali samochody.

To właśnie filmy wykreowały taki obraz. Oglądając filmy wojenne odnosi się wrażenie, że prawie każdy konspirował, a konspiracja była głównym zajęciem polskiego społeczeństwa. Tymczasem zbierając do kupy wszystkie organizacje podziemne, w konspiracji uczestniczyło może 600 tysięcy osób.

Wysłany przez: @pawelk

To sklejka zdjęć i filmików z planu Stawki i Czterech pancernych (też ciekawe) oraz fragmentów kilku programów informacyjno-publicystycznych.

Zdjęcia chyba z Fototeki ale rzeczywiście sporo interesujących materiałów. Wykorzystam na TT.


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3526
 

@kustosz

To nie całkiem tak.

Owszem, filmy i literatura przyczyniły się do tego, ale to akurat całkiem naturalny proces, który powtarza się cały czas. Gdyby oceniać rzeczywistość po filmach to wyszłoby na przykład, że 80 % skazanych siedzi niesłusznie. Po prostu kultura daje ludziom to, co ich zainteresuje.

Ale są też inne czynniki. W ruchu oporu mogło być 600 000 członków, jednak wiele osób czuło, że w nim współuczestniczy, na przykład rodziny tych zaangażowanych. Do tego dochodzą ludzie, którzy ucierpieli w wyniku okupacji, oraz ci, którzy prowadzili jakieś niezbrojne działania przeciwko hitlerowskiemu porządkowi, np. nielegalny handel czy nauczanie. Po wojnie wiele takich działań przedstawiano jako walkę z okupantem.

Poza tym to nie tak, że filmy w ogóle nie przedstawiały wojennej codzienności. Nie przedstawiały codzienności "poza wojną". Są filmy o ludziach niezaangażowanych, są ludzie niezaangażowani w filmach, ale najczęściej fabuła ustawia ich w sytuacji zagrożenia, co sprawia, że muszą działać tak, jak zaangażowani. Przykładowo w "Ludziach z pociągu" mamy kilkunastu bohaterów, z których jeden (zresztą raczej negatywny) jest w konspiracji, plus jedna kobieta przewozi żydowską dziewczynkę. Cała reszta to zwyczajni obywatele, ale sytuacja, w jakiej się znajdują, sprawia, że film ogląda się jak "konspiracyjny".

Tym, co rzeczywiście było spotęgowane przez kulturę i obowiązujący przekaz polityczny, było potępienie dla braku zaangażowania, stworzenie przekonania, że uczestnictwo w walce było jedyną słuszną drogą, zwłaszcza dla młodych ludzi. Mamy to w "Ulicy Granicznej", w metamorfozie "Robinsona Warszawskiego" w "Miasto nieujarzmione", bardzo wyraźnie w "Domu na pustkowiu" i wręcz dosłownie w "Pokoleniu". Kiedy przychodzi polska szkoła filmowa stereotyp jest już mocno zakorzeniony w ludziach. A potem mamy "uwolnienie" tematu AK, co tylko ten proces potęguje, bo skoro w końcu można nakręcić film o pokoleniu Kolumbów to trzeba tę szansę wykorzystać... I wtedy też zaczyna się to, o czym pisałam odnośnie "Eroiki" - jeśli ktoś pokazuje inną wojnę, to wszyscy zakładają, że to jakiś zabieg artystyczny, a nie odzwierciedlenie rzeczywistości.

Rozpisałam się, ale to i tak tylko kawałeczek zagadnienia. W każdym razie jakbyście chcieli obejrzeć film o Powstaniu Warszawskim bez żadnego ruchu oporu to polecam "Kamienne niebo" Petelskich. Film z 1959 r., mocno zapomniany, choć dobrze zrealizowany. A jednak przepadł gdzieś, podobnie jak kilka innych podobnych tytułów.


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 8805
 
Wysłany przez: @maruta

Tym, co rzeczywiście było spotęgowane przez kulturę i obowiązujący przekaz polityczny, było potępienie dla braku zaangażowania, stworzenie przekonania, że uczestnictwo w walce było jedyną słuszną drogą, zwłaszcza dla młodych ludzi. Mamy to w "Ulicy Granicznej", w metamorfozie "Robinsona Warszawskiego" w "Miasto nieujarzmione", bardzo wyraźnie w "Domu na pustkowiu" i wręcz dosłownie w "Pokoleniu". Kiedy przychodzi polska szkoła filmowa stereotyp jest już mocno zakorzeniony w ludziach. A potem mamy "uwolnienie" tematu AK, co tylko ten proces potęguje, bo skoro w końcu można nakręcić film o pokoleniu Kolumbów to trzeba tę szansę wykorzystać... I wtedy też zaczyna się to, o czym pisałam odnośnie "Eroiki" - jeśli ktoś pokazuje inną wojnę, to wszyscy zakładają, że to jakiś zabieg artystyczny, a nie odzwierciedlenie rzeczywistości.

Rozpisałam się, ale to i tak tylko kawałeczek zagadnienia.

Widzę tu duży potencjał na fajny artykuł na portal:)


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3526
 

@kustosz

Nie bardzo, za dużo kontekstu...

Natomiast podsumowanie można odnieść też do "upolityczniania" PRL-u, którego dokonuje Łopuszański. Mianowicie w kinematografii nigdy nie udało się władzy wygrać z publicznością. Jeśli próbowała coś narzucić wbrew ludziom to przegrywała - vide realizm socjalistyczny. Okazało się, że zakazać jest łatwo, o wiele trudniej przekonać do swojej wersji. I realiści (nie-socjalistyczni) dość szybko to zauważyli. Zaczęli szukać sposobu, by wilk był syty i owca cała. Cytowałam kiedyś Tyrmanda, który w "Dzienniku 1954" opisywał spotkania z Dorą Gromb: "Dora Gromb marzy o komedii, wszyscy w Cuk-u śnią o komedii, Polacy masowo odmawiają chodzenia do kina na oficjalne melodramaty. Ale z komedią to nie takie proste. Jak napisać coś, z czego ludzie mogliby się śmiać, a jednocześnie odczuli potrzebę walki o pokój, zwiększenia wydajności pracy, nienawiść do imperializmu i miłość do Politbiura? A nie odwrotnie?"

Do odwilży tak to trwało, władza stawiała na produkcyjniaki, które potem nikomu się nie podobały, łącznie z samą władzą. Winnych szukano wszędzie. Za to nieliczne komedie były potężnie krytykowane za odstępstwa od zasad, a ludzie walili drzwiami i oknami.

Dlatego kiedy realizm socjalistyczny przeszedł do kategorii błędów i wypaczeń komuniści uznali, że nie ma co się kopać z koniem i zaczęli iść na kompromis. I wiele z późniejszych filmów, w których można dziś dopatrywać się krytyki systemu, jest tego wynikiem. Czyli - "musi być komedia, a komedia nie może być idealnie poprawna politycznie, więc dopuśćmy pewną niepoprawność w ściśle określonych granicach."

 


OdpowiedzCytat
Yvonne
(@yvonne)
Member Moderator
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3580
 

Maruto, jestem pełna podziwu dla Twojej wiedzy.

Podajesz tytuły, o których nigdy nawet nie słyszałam. Na dodatek robisz to w bardzo pociągający sposób.

Marzy mi się wieczorek artystyczny o filmach z Tobą jako prowadzącą.

Gdybym mieszkała w Warszawie, zrobiłabym wszystko, żeby Cię na taki wieczorek namówić 🙂

Może by się to przerodziło w jakiś cykl?

Spotkania tematyczne. Filmowe, literackie, poetyckie, muzyczne ...


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 3526
 

@yvonne

Dziękuję, ale to w dużej mierze rezultat mojej pracy, która nie pozwala mi zapomnieć o tym, czego nauczyłam się na studiach i w okolicach. Tak jak Paweł czy Kustosz mają wiedzę o muzyce w PRL-u - też czytam z podziwem.

A co do polskiej kinematografii. Tak naprawdę spora część tych filmów jest słaba, głupia lub archaiczna. Jednak bardzo wiele ma ciekawą historię lub kontekst, jest świadectwem swoich czasów albo określonych zjawisk. To dodaje im wartości i sprawia, że oglądanie staje się pozytywnym doświadczeniem. Dlatego lubię zapamiętywać takie informacje 😉


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 8805
 
Wysłany przez: @maruta

A co do polskiej kinematografii. Tak naprawdę spora część tych filmów jest słaba, głupia lub archaiczna. Jednak bardzo wiele ma ciekawą historię lub kontekst, jest świadectwem swoich czasów albo określonych zjawisk. To dodaje im wartości i sprawia, że oglądanie staje się pozytywnym doświadczeniem. Dlatego lubię zapamiętywać takie informacje

Książkę na ten temat napisz. Mówię serio. Opowiadać ciekawie o nieciekawych filmach to sztuka. A Ty potrafisz, w tej kwestii zgadzam się z Yvonne.


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 4522
Topic starter  

Z innej beczki, bo ta książka otwiera trochę taki worek o PRL, w jedym miejscu autor pisze o tym, że przez pewien czas dostępne były tylko kasety magnetofonowe chińskie i radzieckie. Ja z obozu socjalistycznego miałem tylko polskie i to też niewiele, raczej używaliśmy pewexowskich, głównie japończyków. Czy ktoś kojarzy może takie, o których pisał Łopuszański? 

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
Strona 1 / 2
Share: