Poszedłem wczoraj na Top Gun Maverick. Dlaczego wczoraj był na to odpowiedni dzień? Ponieważ to Dzień Dziecka! Zabrałem więc swoje dorosłe już dziecię, ale także swoje wewnętrzne dziecko. Bo zgodnie z zasadą ludowej parapsychologii: dzień w którym przestajesz czuć w sobie dziecko jest dniem, w którym zaczynasz kopać swój grób. Ot, taką sobie teorię ukułem, mając nadzieję, że nikt na to wcześniej nie wpadł.
Nie czytałem żadnych zawodowych recenzji o tym filmie, ani przed ani po, ponieważ one zazwyczaj kierują się szkiełkiem i okiem, a ja staram się badać tematy od/u/prze/czuciowo. Czyli romantycznie. Co jest szczególnie istotne w przypadku TEGO filmu. Dlaczego?
Albowiem Top Gun „jedynka” powstał w czasach New Romantic, w najpiękniejszym okresie szkoły średniej, gdzie wszystko było NAJ. I jak się okazuje Maverick „dwójka” w każdym calu taśmy filmowej (czy na czym tam się teraz nagrywa) – nawiązuje do tamtego okresu, więc już jest fajnie. Twórcy podjęli tę romantyczno-nostalgiczną grę z widzem (a na sali kinowej przeważali moi rówieśnicy) i to im się udało.
Wybrałem się do IMAXa, co także było strzałem w 10-kę, gdyż perspektywa ogromnego ekranu i przestrzenny dźwięk przełożyły się wprostproporcjonalnie na odczucia związane z odrzutowym lataniem. Nie tylko ja byłem tego zdania, bo w rzędzie przede mną, cała grupka facetów włączyła dodatkowe turbo doładowanie, dzielnie obalając flaszkę (co w przypadku tego filmu też jestem w stanie zrozumieć ze zrozumiałym zrozumieniem). W końcu to film o lataniu w przestworzach, z szybkością naddźwiękową.
To nie jest zwykły film i należy użyć odpowiednich kluczy, by otworzyć drzwi, pardon: kabinę myśliwca. A klucze to:
1. Konwencja – musisz drogi widzu zrozumieć i zaakceptować tę konwencję, aby nie wpaść w turbulencję. Chodzi o konwencję amerykańskich filmów o superbohaterach. Wiadomo z czego składa się ten przepis: musi być łyżka patosu, dolewka etosu walki, szczypta rozterek głównego bohatera (dobrego). Muszą być źli bandyci. Również patyczek z flagą (oczywiście gwiaździstą!) być musi. Miłość też musi być i jeszcze kilka dodatków, a wszystko okraszone odpowiednią muzyką*. Oni mają taką konwencję, my mamy konwencję naszego Klossa i Pancernych i są to kwestie nie podlegające ocenie i dyskusji.
2. Generacja – o generacji na widowni już było. Lecz rozchodzi się również o generację myśliwców i generację filmów wojennych. Te generacje idą tu w parze i niejako równolegle przesuwają się w czasie. Tak to sobie tłumaczę: piąta generacja to super-nowoczesne myśliwce, wykorzystujące najnowsze technologie i analogicznie w kinematografii – generacja tworzenia filmów metodą komputerową, gdzie ludzki umysł tego nie ogarnia i nic nie wydaje się prawdziwe. Ale autorzy Top Gun Maverick cofają nas do poprzednich generacji (uffff). Odpowiednio pojawiają się maszyny latające z generacji czwartej, a na ekranie – sceny niczym z okresu zimnej wojny. Kiedy z hangaru wyjeżdża starszy F-14, cofamy się w czasie jeszcze głębiej. Lecz to nie koniec, bo gdy w niebo wzbija się Mustang P-51 z czasu II wojny światowej – mnie przypomina się generacja czarno-białych filmów wojennych oglądanych na telewizorze generacji Agat, bo przecież stał taki w domu, gdy grzmiały Działa Navarony.
3. Myślenie – w filmie, z ust bohaterów, kilkakrotnie pada fraza „wyłącz myślenie” i nie chodzi prawdopodobnie o taktykę walki powietrznej. Drogi widzu, po prostu wyłącz myślenie i nie analizuj dlaczego Tom Cruise wygląda jak wygląda, nie myśl o tym, co się stało z blondynką Kelly McGillis. Nie myśl, kto i dlaczego ostatecznie wygrał pojedynek Tom Cruise – Val Kilmer. To nieistotne. Nie myśl również o elementach poprawności polityczno-filmowej sączonych dyskretnie w podświadomość. Ty wyłącz myślenie, zapnij pasy, przytrzymaj się fotela i spróbuj wytrzymać ten huk silników, przeciążenia emocjonalne i szybkość akcji.
*4. Muzyka – w tym (oraz w tamtym starym) filmie to jeden z najważniejszych elementów. Aby za dużo nie zdradzać rzucam hasła: Harold Faltermeyer, Kenny Loggins, Jerry Lee Lewis, a w barowym tle: Dawid Bowie.
Nie czytaj już więc profesjonalnych recenzji od Pana Szkiełka i Oka, potem sobie poczytasz jego rozkminy. Teraz leć na film! I to z szybkością 10 Machów. I daj się wciągnąć od pierwszej sceny na Pustyni Mojave. Ta pustynia zaiste wciąga. Nieprzypadek to wie, jak mało kto.
Więcej latania na Forum