Stawka większa niż kłamstwo
Zabierałem się za tę książkę z wielkimi nadziejami. Bo jak by miało być inaczej gdy czytam tak zaczynającą się recenzję:
„Reporterskie śledztwo tropiące prawdziwe losy bohaterów „Stawki większej niż życie”. Geibel, Lohse, Staedtke i von Vormann istnieli naprawdę, a Brunner był numerem 1 na liście najbardziej poszukiwanych zbrodniarzy hitlerowskich.„
Otóż może i istnieli jednak autor nie tylko ich nie znalazł ale nawet nie próbował ich znaleźć. Książka wyraźnie ma inny cel. Mianowicie, mam wrażenie, że autor ze wszystkich sił starał się przeprowadzić dowdó, że książka i film to zlepek komunistycznej propagandy najgorszego sortu a autorzy nie wymyślili nic szczególnego bo „wszystko to miało miejsce„. Wprawdzie dowodów na to, że w rzeczywistości miało miejsce autor nie przedstawia albo są one… baaardzo słabe, ale drąży dalej.
Książka zaczyna się od kosmicznej wolty, przy pomocy której Replewicz stara się udowodnić, że Stanisław Kolicki przepływający przez rzekę po ucieczce z obozu jenieckiego to „tribute” dla Mieczysława Moczara, który dwa razy przeprawiał się przez Bug! A później już jest tylko gorzej. Wspomniany w jednym z odcinków w rozmowie telefonicznej „Grzegorz” ma być kolejnym hołdem dla kolejnego działacza komunistycznego, który w czasie wojny nosił pseudonim Grzegorz. Nie jest ważne, że np. w samym Powstaniu Warszawskim uczestniczyło min. 19 „Grzegorzy„, ważne, że udało się znaleźć tego jednego, przestępcę komunistycznego. Każdy szczegół jest w ten sposób rozbierany na czynniki pierwsze, nawet gdy fakty się nie zgadzają, autor przekonuje, że to właśnie to inspirowało Safjana i Szypulskiego. Takich przykładów są dziesiątki:
– Dyskusja Klossa z Brunerem o cygarach wiąże się z hasłem nt. cygar w Gdańsku i autor wyciąga jakąś zupełnie z d…y historię Niemca, który palił cygara.
– Dziewczyna przenosząca radiostację była „inspirowana” historią niemieckiego szpiega w Tokio, gdzie też dziewczyna przenosiła radiostację. [Przypomnę, że w filmie „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” też dziewczyna przenosiła radiostację, ciekawe czy autor „inspirował się” również szpiegowską siatką w Japonii, czy może już Klossem.]
– Umiejętność walki i posługiwania się bronią przez Klossa były „inspirowane” tymi samymi umiejętnościami agenta OO7 a przywalenie przez Klossa kofidentowi Zającowi jest porówynwane przez autora z walką Bonda z Odd Jobem (czyli psychopatycznym olbrzymem ochraniającym Goldfingera).
– Historia Cafe Rose to prawie kopia „Pozdrowień z Rosji” bo też tam są wątki ze Stambułu. Nie jest ważne, że „nie w Moskwie tylko w Leningradzie i nie ukradli tylko znaleźli„, ważne że pojawia się historia szpiegowska tam umieszczona. Jestem na sto procent przekonany, że gdyby twórcy Klossa umieścili historię w Budapeszcie, Pradze czy Splicie to autor by znalazł inną historię, która działa się w każdym z tych miast. (cyt. „W obydwu produkcjach część fabuły rozgrywa się na terenie konsulatów ZSRS lub III Rzeszy„).
– Studia Kolickiego w Gdańsku są „oczywistym” nawiązaniem do miejsca, w którym urodził się jeden z bohaterów Bonda – Ernst Stavro Blofeld.
Warto również zauważyć okropną manierę autora, czyli wstawianie pewników zamiast podejrzeń. Praktycznie w jednym przypadku autor potrafił wywieść powiązanie akcji jednej z przygód bohatera z rzeczywistością, ponieważ Zbigniew Safjan sam o tym powiedział (historia podwójnego szpiega Edwarda Arnolda Chapmana) w większości pozostałych przypadków narracja, zamiast „autorzy mogli znać/czytać/widzieć”, jest „musieli znać/znali/czytali”. W ten sposób, zupełnie bez uzasadnienia, autor próbuje czytelnika przekonać, że jego analizy mają solidne podstawy. Wygląda jednak na to, że często nie mają żadnych podstaw. Taki sposób przedstawienia „znalezisk” powoduje, że zamiast zachęcenia do własnych eksploracji, autor, moim zdaniem, odpycha.
Poza tym książka jest przepełniona historiami pobocznymi. Każde „znalezisko” jest „otoczone” kilkoma stronami historii, która, w 90% przypadków pokazuje, że nie ma nic wspólnego z treścią „Stawki”.
Za to zazwyczaj pokazuje, że GL/AL to generalnie byli bandyci, lumpenproletariat, sprzedawczyki, agenci NKWD a AK to inteligenti bohaterowie tej wojny.
poza tym autor „demaskuje” „oszustwa” twórców Klossa. Na przykład umiejscowienie wywiadu GL w Berlinie a przecież ich tam nie było (prawda jest taka, że gdzie potrzeba autor pisze o GL a w innych miejscach próbuje „zgrabnie” przerzucić temat do NKWD, które pewnie miało nie jednego agenta w Berlinie, czyli tak z grubsza działa jak to znienawidzone NKWD, jeśli fakty są niezgodne z polityką to tym gorzej dla faktów), podobna sytuacja jest z Gdańskiem, Francją itd.
Autor chyba zatracił zdrowy rozsądek w ocenie książki fabularnej i próbuje ją analizować jak podręcznik do historii. Ta sama przypadłość, która dopadła krytyków CzPiP. Obie te produkcje są produkcjami z działu sensacja-przygoda a nie dokument. I tak jak w wielu dziełach z tej kategorii, rzeczywistość często nie przystawała do scenariusza, ale, podkreślę, nie o to w tym chodzi.
Z drugiej strony krytykowanie, że bohaterem nie był superman z AK tylko współpracujący z radzieckim wywiadem Polak w strukturach organizacji GL/AL, jest idiotyczne. Jeśli ktoś tworzył w latach 50-70, nie miał prawa pisać o bohaterze z AK. To koniec tematu, po co się nad tym rozwodzić.
Pojawiają się oczywiście zarzuty, że tego typu produkcje gloryfikowały komunę i Armię Radziecką, tak, można tak to odbierać jeśli ktoś się skupia na wątku historycznym. Ja, nie przypominam sobie żebym jako dziecko, kupował bohaterstwo Czerwonoarmistów. Wygląda tak jakby autor nie zauważał, że Polska to nie Związek Radziecki i tutaj ludzie, nawet gdy machali czerwonymi flagami, mieli swoje zdanie, w przeciwieństwie do społeczeństwa za wschodnią granicą.
Wow, kolejna część książki miała opisywać rzeczywiste postacie mające być odpowiednikami bohaterów. Niestety autor pomylił książkę telefoniczną z inspiracją, cały rozdział „pokazuje”, że nazwiska, które były używane w „Stawce” nie są unikalne i można znaleźć Niemców, którzy tak się nazywali (albo nazwisko było podobne – w ca. 50% przypadków autor przekonuje, że to właśnie ta osoba, tylko usunięto jedną literkę). Rozdział jest rozbudowany bo jednocześnie autor opisuje ogrom zbrodni popełnionych przez znalezione przez niego postacie, czym w rzeczywistości udowadnia, że te osoby nie były pierwowzorami bohaterów „Stawki„.
To nie koniec jeszcze. Wreszcie dochodzę do rozdziału o kłamstwie. Autor analizuje jak i dlaczego ocenzurowano serial puszczając go w NRD. Wątpliwej jakości argumenty o nazwisku jednej z postaci korelującym z nazwiskiem jakiejś eNeRDowskiej szychy mnie nie przekonują, choć patrząc na zachowania ówczesnych władz w krajach pod panowaniem Związku Radzieckiego to wszystko jest możliwe. Tylko czy trzeba temu poświęcać cały rozdział?
Wreszcie dochodzę do kolaudacji, która ni w cholerę nie pasuje do tezy autora o oddawaniu czci itd. Wprawdzie autor przekonuje, że tak jest, ale jednocześnie cytuje wypowiedzi podczas kolejnych kolaudacji, które sugerują, że serial miał być traktowany jako sensacja-przygoda i tak oceniają „obywatele”, którzy uczestniczyli w nasiadówkach. Tak, pojawiają się tam wątki „co pomyślą ludzie”, na równi z wątkami o słabej jakości rekwizytów. Ot takie pogadanki, bo skoro ma być kolaudacja to trzeba ją odbębnić.
Dalej autor publikuje inwentaryzację wydawnictw drukowanych czyli książek i komiksów. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że komiksy były wydane w tylu krajach. Bardzo popularne były w Skandynawii. Ale, niestety, IMO to tylko copy+paste ze strony Stawkologii, na której, do tej zakładki, przyznam się, nie zajrzałem wcześniej.
W kolejnej części jest już tylko gorzej, odchodzimy od „Stawki” żeby poznać kręte myśli autora prowadzące od Klossa do redaktora Maja i rozprawić się z komunistyczną ideologią ukrytą przez autorów w „Życiu na gorąco„. Bo przecież to ci sami scenarzyści i ten sam reżyser. No i spora część obsady to ci sami aktorzy (jakby nie było tysięcy innych, których można było obsadzić #not). Jeszcze rozprawa z „Pograniczem w ogniu” (reżyseria i scenariusz Andrzeja Konica), które przecież „jest kopią” „Stawki” oraz pełna jazda po gniocie (tu akurat pełna zgoda) czyli „Stawka większa niż śmierć„.
Motywy ze „Stawki” pojawiające się w innej twórczości autor chyba pisał na kolanie. Autor nawet nie próbował zajrzeć do wikipedii, tylko na szybko napisał co mu do głowy przyszło. Nie wiem czy płacono autorowi za strony książki bo o ile cytowanie „Pieśni o bohaterze” grupy Dzieci kapitana Klossa ma jeszcze sens, to cała treść „Ragazza 85” Jacka Zwoźniaka, nie ma żadnego sensu, można, jak w wikipedii zacytować jedno zdanie. Ale po co? „Ważąc rozważam ważność” jak usłyszeli Tytus, Romek i Atomek na wyspie Papierolubków. Może autor sądził, że im więcej tym lepiej?
Powoli zbliżamy się do końca książki. Okazuje się, że autorowi udało się porozmawiać ze Stanisławm Mikulskim na temat swoich pseudonaukowych wywodów. Wystarczy stwierdzić, że aktor całkowicie zaprzeczył domysłom autora i wygląda na to, że nie został przekonany (też nie zostałem, mimo że w przeciwieństwie do Mikulskiego poświęciłem na to wydawnictwo dużo więcej czasu), że Safjan i Szypulski opierali swoje historie na rzeczywistych zdarzeniach.
I wreszcie czujemy, że autor poczuł krew – zaczyna się jazda po życiorysach. Na początek Zbigniew Safjan, zaciekły komunista, piszący i nagradzany, działający w jedynej słusznej Partii! Niestety dla autora Szypulski był w tej dziedzinie nijaki, podobnie jak Konic a Morgenstern był nie tylko dobry ale i tragiczny. Po przeczytaniu prawie 90% książki wreszcie dowiadujemy się o co chodziło autorowi. Kloss jest przypadkową ofiarą dowodu na to, że Safjan był niezłą kanalią, którego donos i zeznania doprowadziły do zamordowania, w świetle prawa, kolegi z wojska. Trzeba uczciwie przyznać, że autor cytuje opublikowaną wcześniej obronę Safjana, standardową, czyli „został wrobiony i zaszantażowany” ale samodzielnie rozsądza, że argumenty nie trzymają się kupy.
Końcówka książki to znów jakiś dziwaczny zlepek domysłów autora, tym razem autor „analizuje” obecność donosów w „Stawce„, szczerze mówiąc nie chce się już tego czytać.
I to by było na tyle. Trudno się oprzeć wrażeniu (że zacytuję autora z tekstu w podsumowaniu), że autorowi wcale nie chodziło o „Stawkę większą niż życie” tylko o rozliczenie Zbigniewa Safjana. Tylko tyle, że książkę pt. „Zbigniew Safjan kanalia i TW” niewiele osób by kupiło a jeszcze mniej przeczytało, natomiast „Stawka” jest falą, która może wynieść na szczyt. I pan Maciej Replewicz robi niesamowitą woltę, mianowicie próbuje się wypromować na serialu i książce, które, jego zdaniem, są pełne kłamstw i manipulacji mających na celu wybielenie komunistów i pogrążenie akowców.
Podsumowując, książka niewiele wnosi do wiedzy o „Stawce”, analiza jest zrobiona byle jak, autor nie uniknął błędów i braków merytorycznych, a wszystko to jest okraszone bezkompromisowością i nienawiścią, bez jakiejkolwiek refleksji. Ja, dłubiąc się w przeszłości, nauczyłem się jednej rzeczy, mianowicie nic nie jest czarno-białe a ocenianie zachowań ludzi w dawnych czasach z dzisiejszej perspektywy to bardzo trudna rzecz. Mam wrażenie, że autorowi zabrakło takiego podejścia. Obawiam się, że gdyby to coś było wydane jako praca magisterska, to obrona tego „dzieła” by wygenerowała hektolitry potu i ból głowy komisji.
O „Stawce” można podyskutować na Forum.
Maciej Replewicz, Stawka większa niż kłamstwo. Kulisy powstania serialu. Prawdziwe historie bohaterów. Odtajnione dokumenty
Wydawca: Fronda
Rok wydania: 2015
ISBN: 978-83-64095-93-1
Strony: 400
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena: 39,90 zł (z okładki)