Mała Wenecja Północy – tak piszą o Barczewie turystyczne przewodniki. Faktycznie, tych mostków kilka sztuk naliczyłam, ale żeby było ich kilkanaście? No cóż, trzeba to będzie sprawdzić innym razem*. Warmińskie miasteczko leży między dwoma rzekami: Pisą i Kiermas a wokół jeziora i lasy. Szkoda, że wieża widokowa w Ratuszu nie była udostępniona do zwiedzania, moglibyśmy podziwiać okolicę z góry. Tymczasem dojechaliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy na Placu Ratuszowym, z którego wybraliśmy się na zwiedzanie miasteczka. Od razu zwróciłam uwagę na pustkę dookoła. Owszem jacyś tubylcy się przemieszczali, przejechało nawet parę samochodów, ale miasto zapadło jakby w zimowy sen. Agę to nie dziwiło, wszak gdy była tu wcześniej było podobnie, z tą różnicą, że teraz nie napotkaliśmy tubylców raczących się w okolicznych zakamarkach kamienic i w krzakach napojami wyskokowymi.
Śmiało mogę powiedzieć, że Aga doskonale nadaje się na przewodnika. Fakt, że na takiej małej powierzchni trudno się jest zgubić, ale wiedziała gdzie iść i którędy, więc nie nadrabialiśmy drogi, co zimą jest akurat bardzo przydatne. Najpierw poprowadziła nas ulicą Klasztorną w kierunku Stawu Więziennego (Staw Młyński). Bialutki śnieg dodawał temu miejscu uroku i bajkowości. Nie zwracaliśmy uwagi na ziąb i na rozjeżdżające się nogi na śliskim terenie.
Stąd mogliśmy w całej okazałości obejrzeć Zakład Karny z Kościołem św. Dyzmy, kościół św. Anny i św. Szczepana z 1386 r. oraz Amfiteatr – który bym przeoczyła, gdyby mi dosadanie nie został pokazany jako obiekt warty uwagi.
Minęliśmy mostek ze śluzą przy ulicy Niepodległości i ruszyliśmy w górę.
Następnym ciekawym obiektem było Maltańskie Centrum Pomocy Społecznej. W budynku tym wcześniej (1902 r.) mieścił się Szpital Miejski a następnie Szpital Zakaźny. Później budynek popadł w ruinę, aż w końcu został użyczony na 20 lat Fundacji Polskich Kawalerów Maltańskich. Minęliśmy miejsce, gdzie niegdyś był ewangelicki cmentarz, dzisiaj upamiętnia tę historię kamień z płytą.
Wróciliśmy ulicą Niepodległości w kierunku Zamku Biskupiego. Oczywiście Zamku już nie ma a wejście na teren w poszukiwaniu zachowanego gotyckiego muru i piwniczek na tę chwilę odpuściliśmy.
Parę metrów dalej mieliśmy Kościół Św. Anny, do którego można było wejść i oczywiście skorzystaliśmy.
Zwiedziliśmy Kościółek, Lenkę zaciekawił żłóbek a trójkę dorosłych zaciekawiło wejście na pięterko.
Wcisnęliśmy się na górę po wąskich schodkach i tu zaczęły pojawiać się pomysły na zdjęcie konkursowe pt. „co mnie cieszy”. Dziwne byłoby to głosowanie, gdzie trzy zdjęcia przedstawiałyby mniej więcej to samo. Włażenie pod górę w grubych kurtach nie należy do najłatwiejszych, dlatego chwilę postaliśmy sobie oglądając wnętrze kościoła z góry.
Aga trochę nas w końcu pogoniła i udaliśmy na zwiedzanie urokliwych zakamarków miasteczka.
Przeszliśmy obok Ratusza i skierowaliśmy się ponownie na Plac Ratuszowy. Niestety, znajdujące się na Placu tzw. kasety archeologiczne (fragmenty dawnych murów miejskich) które oszklono kopułkami, były pod śniegiem i na tyle niewidoczne, że nie było sensu robić im zdjęć. Ale można je zobaczyć w relacji Agi.
Następnie ulicą Klasztorną, mijając po prawej Kościół św. Andrzeja Apostoła, udaliśmy się w stronę Zakładu Karnego.
Przeszliśmy przez mostek nad rzeką Kiermas
i dróżką wokół murów więziennych
Oczywiście barczewski Zakład Karny zawsze robił na mnie wrażenie jak tylko o nim czytałam czy zobaczyłam gdzieś zdjęcie. To tutaj więziony był Erich Koch. Patrząc na mury więzienia przeleciała mi w myślach oczywiście Bursztynowa Komnata.
W końcu doszliśmy do Synagogi, która jest jedyną bożnicą żydowską w powiecie olsztyńskim a mieści się tam dzisiaj Galeria Sztuki. Niestety, tutaj nie mieliśmy szczęścia, obiekt był zamknięty. Mogliśmy tylko dokonać obserwacji zewnętrznej.
Następnie powędrowaliśmy ulicą Mostową, przechodząc przez kolejny mostek i Bramę Południową zwaną Olsztyńską. Na kolumnach bramy znajdują się św. Agata patronka pielęgniarek i św. Rozalia chroniąca mieszkańców od zarazy (oryginalne rzeźby znajdują się w Salonie Muzycznym im. Nowowiejskiego przy ulicy Mickiewicza 13).
Doszliśmy do Skarbca Kultury Europejskiej czyli Kościoła Ewangelicko Augsburskiego.
Przeczytaliśmy notatkę o historii kościoła i ruszyliśmy dalej, do Kościoła św. Andrzeja, który na nasze szczęście okazał się otwarty i pusty.
Gdy Aga z rodziną spacerowała w listopadzie po Barczewie, Kościół św. Andrzeja był w remoncie, co można zobaczyć na jej zdjęciach. Obecnie na zewnątrz sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej niż 2 lata temu, za to remont przeniósł się do wnętrz kościoła.
Ten Kościółek podobał mi się dużo bardziej niż Kościół św. Anny. Nawet wnętrze było dużo ciekawsze no i przede wszystkim zapach. Aga bardzo szybko wyprowadziła mnie z błędu, że to nie żadna woń duchowości, kadzideł itd. tylko po prostu grzyb i pleśń. Stwierdziłam więc, że lubię zapach grzybów w kościele. W kościele tym odkryliśmy schody donikąd, tajemniczą piwniczkę i ruchliwą posadzkę przy ołtarzu. Ciekawa jestem podziemi tego kościoła.
Również w tym kościele znalazły się tajemnicze schodki, którymi sobie z Nietajem wleźliśmy, ale niestety nie na samą górę.
Mimo, że był to ostatni punkt zabytkowy w Barczewie, to Aga nie ogłosiła końca wycieczki tylko pognała nas, zresztą mocno ucieszonych, w tereny mniej zabytkowe ale pokazujące nieco inny kawałek Barczewa.
I tak oto znaleźliśmy się w rejonie uprzemysłowionym i bardzo zaniedbanym. Aż kusiło żeby poszperać we wnętrzach tych okazałych urbexów.
Niestety albo na szczęście, wszystkie budynki, które faktycznie wyglądały jakby za chwilę miały runąć, były pozamykane na głucho. Żadne gapienie się przez okienka i próby z kłódkami nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Słychać było jak Aga oddycha z ulgą. Ale czuję, że Lenka pójdzie jak nic w ślady ojca.
Zostawiliśmy Barczewo w takim stanie, jakim je zastaliśmy. Nie kupiliśmy żadnych pamiątek, gofra czy np. gorącej czekolady.
Na koniec rzuciliśmy się z Nietajem na środek ulicy w celu sfotografowania dekielka, czym wzbudziliśmy poruszenie nielicznych, ospałych tubylców.
*Znalazłam informację, że mostków w Barczewie jest czternaście
O wycieczce Aldony w towarzystwie można podyskutować na forum. Zagadnienie warte rozpatrzenia: Czy to moralnie dopuszczalne być w mieście, skorzystać z turystycznych atrakcji i nie zostawić w mieście nawet grosza? Jak napiętnować osoby, które z turystycznych wyjazdów nie wysyłają widokówek do znajomych?
Topik do dyskusji: Zimowy Olsztyn