Narracje 2021 to organizowany przez Instytut Kultury Miejskiej i Gdańską Galerię Miejską festiwal artystyczny w przestrzeni – tym razem zorganizowano spacer po Dolnym Wrzeszczu. Tematem wziętym na warsztat, przez artystów z Polski i zagranicy były zmiany klimatyczne i wizja Gdańska zalanego przez wody Bałtyku („Gdańsk 2080. Kongres Futurologiczny„).
No i tak właśnie przenieśliśmy się w czasie o 20 lat. Bez wątpienia dodatkowym atutem wieczorno-nocnej wycieczki była pogoda. Festiwal odbył się w dniach 22-23.10 i w piątek było faktycznie przerażająco. Deszczowo, wietrznie i gdzieś czaiła się obawa, czy nie trzeba będzie się gdzieś po drodze ewakuować. W sobotę deszcz odpuścił, za to zostało błoto wymieszane z liśćmi i przy niektórych instalacjach można było doświadczyć bolesnej wywrotki. Spacer odbywał się ze względu na pandemię, bez przewodnika – i to było najsłabsze z całej eskapady. Można było się zapisać na specjalne spotkania z kuratorami, ale zapisy sprzedały się jak świeże bułki zanim się zorientowałam, że w ogóle takie są. Także pozostało udać się na spacer według własnego uznania. Żeby wiedzieć gdzie jestem, co oglądam i co Autorzy mieli na myśli, bo to jednak trudna sztuka, której ja za nic nie pojmuję (jak się okazało), musiałam co chwila zerkać do komórki albo czekać aż ktoś zwolni miejsce przy słupku informacyjnym. Potem zostało tylko kontemplowanie sztuki i próba wczucia się w Świat Zalany Wodą. Kompletnie nie odebrałam tego wydania festiwalu. Owszem, jestem pod wrażeniem kreatywności i sposobu przekazu ale większość dzieł mnie… onieśmielała. A przy niektórych musiałam przestać przeżuwać energetyczne batoniki oraz zakręcić butelkę z wodą. No właśnie….wodą. Nie dość, że woda pod nogami, to jeszcze na moich oczach wszystkie instalacje nawiązywały do tej życiodajnej i zbuntowanej siły. No i ten Gdańsk zalany i monstra wynurzające się z fal Bałtyku. W każdym razie artystom udało się poruszyć moją wyobraźnią i emocjami. Spacer zaczął się w Parku Kuźniczki.
Każdy mógł wziąć sobie mapkę z zaznaczonymi 17 punktami. Dobrze, że nam Wrzeszcz i nie musiałam kluczyć aż tak bardzo jak co poniektóre osoby przeze mnie mijane, które normalnie się pogubiły w kierunkach. Na szczęście kolejność obejrzenia zaznaczonych miejsc mogła być dowolna i w ten sposób tam gdzie w zasadzie powinnam być później, to byłam wcześniej i ominęły mnie tzw. koncerty, a w piątek grali: Radek Kobus, Gluten Orkiestra i Sonar Record Store. Od razu dodam, że nie mam pojęcia jaki to rodzaj muzyki i dlatego aż tak bardzo nie żałuję, że mnie ta część muzyczna ominęła. Tylko tyle, że chciałam poleżeć na leżaku z pięknie aromatyzowaną herbatą z dodatkiem olejków, ziół i innych elementów dla spotęgowania doznać futurystycznych i posłuchać muzyki. Pierwszym punktem programu był Wąż czyli Podstępny obrońca snów.
Następnie udałam się na Wajdeloty aby obejrzeć Karpia i Morze i dalej aż do instalacji Tatuatora Macieja „Wodny Tatuaż”, które to dzieło podobało mi się najbardziej. Takie to było surrealistyczne i hipnotyzujące. Na pewno uroku temu dziełu dodawało miejsce. Między podwórkami i przy szemrzącym potoku Strzyży.
Tłum trochę mnie porwał i cofnęłam się do punktu numer 4. Przy ławeczce Grassa zainstalowano „Jak zielone są moje oczy” nawiązujące do baśni o Syrence ale z nutą feminizmu. Więcej metafor i przeżywania na poziomie głębokiej psychiki u siebie nie znalazłam. Najadłam się frytek. Dopchałam pączkiem i mając wrażenie, że zbezcześciłam sztukę swoją przyziemnością udałam się w kierunku, w którym szło najmniej ludzi.
I tak po kolei: „Picie słonej wody nie pomoże”, „Odyseja plastiku”, „Latające wody” – na ścianie bunkra, „Mokry sen Lewiatana”, „Relacje korygujące: Impreza”, „Potencjał”, „Siostry Rzeki”, „Wystawa ostatniej muszli”, Nikogo tu nie ma” i wróciłam do punktu 4 czyli do Feministycznej Syrenki na odpoczynek.
Oczywiście miałam chwilę żeby posłuchać opinii osób najwidoczniej obeznanych w takich klimatach. Trochę mi się zrobiło żal, że podoba mi się Kossak, Monet, Klimt czy odjechany Dali (jedno z dzieł S.Dali „robi” za podkładkę pod mój kubek z Reksiem) i, że nawet kumam o co chodzi w balecie i że teatry nie są mi obce, a tej tu oto całej Syrenki nie rozumiem i nie umiem podziwiać. Tzn. popodziwiałam, ale gdybym miała się tak zachwycać jak pewna Pani w futrze z Panem we fraku, to nie dałabym rady. No chyba, że byłabym na niezłej bani.Ostatnie momenty całego spaceru zakończyłam przy punkcie numer 5 „Płynny dźwięk”, który okazał się inscenizacją zepsutą i nie dane mi było posłuchać tak bardzo rozreklamowanego wodnego relaksu. Napatrzyłam się tylko na niebieskie światełko, od którego robiło mi się coraz zimniej. A wcześniej jeszcze było dziwne zjawisko przy XIX LO, przy której zgromadził się nielichy tłum gapiów a ja nie mogłam się dopchać do czoła akcji. Odpuściłam sobie, bo zamówiłam taksówkę a jeszcze chciałam zobaczyć w sali gimnastycznej tegoż liceum kolektywny performans „Głęboka adaptacja”. Niestety czas oczekiwania na wejście coraz bardziej się wydłużał a ja coraz bardziej zamieniałam się w bajkową postać z lodu.
Podsumowując: cieszę się, że wybrałam się na spacer tak długi, po fajnych podwórkach i w miarę w normalnej pogodzie. Miałam też okazję do przemyśleń na temat ekologii, o otaczającej mnie przyrodzie i różnorodności świata. Obejrzałam filmy, na których my ludzie zabijamy życie na naszej planecie dokonując głupich przeróbek terenu i skazując zwierzęta na bezdomność. Zobaczyłam ciekawe projekty różnych twórców, które mimo wszystko poruszyły we mnie jakąś nutę mojej wrażliwości. Dotarło do mnie, że w zasadzie mogłabym zostać artystką i wystawiać swoje dzieła, bo wystarczy przekonać parę osób, że to co widzą to jest właśnie TO! (jak mniej więcej słynna butelka z siedemnastego wieku, do której dziedzic nalewał wódkę. I rozpijał tą wódką pańszczyźnianych chłopów).
Nie mogę się doczekać kolejnego festiwalu Narracji w przyszłym roku.
O tym o czym dokładnie były przedstawione instalacje i jak wyglądały poprzednie możemy porozmawiać na FORUM.