Z Mariuszem Szczygłem, po czeskiej Pradze

Rzeczywiście znalazłem się w „dupie”, a nawet w dwóch, na podwórzu Galerii Sztuki Futura. To mały prywatny salon wystawowy z wyrafinowaną sztuką konceptualną. Jego właściciel, Włoch Alberto Di Stefano, zamówił u Davida Černego pracę na patio i dostał mniej wyrafinowane dzieło, które autor nazwał Prdele, czyli Tyłki. Dwa gigantyczne ludzkie ciała bez głów pochylają się do przodu, a ich wyciągnięte do granic możliwości szyje przytwierdzone są do ściany.

„Osobisty przewodnik po Pradze” Mariusza Szczygła, zwykłym przewodnikiem nie jest. Właściwie w ogóle nie jest przewodnikiem. To zbiór mini reportaży, opowieści, anegdot osnutych wokół rozmaitych, mniej lub bardziej oczywistych, zakątków czeskiej Pragi. Odwiedzane miejsca są tylko pretekstem by snuć opowieści na temat czeskiej historii, czeskiego ducha, czeskiej natury i ludzi, którzy ducha w te zakątki tchnęli. Ale to właśnie jest cechą łącząca wszystkie „czeskie” książki Mariusza Szczygła, który sam o sobie mówi, że jest czechofilem. Ja uwielbiam lekkość, poczucie humoru i dystans do świata emanujący z jego książek.

Wysoki na ponad pięć metrów walec wystawiony w holu. Szeroki, o średnicy dwóch metrów. Od podłogi po sufit złożony z książek. Pusty w środku, z wielkim otworem w kształcie waginy/łzy/dziupli (niepotrzebne skreślić). Można zajrzeć do środka. Lustra umieszczone na dole i na górze tworzą iluzję niekończącej się studni.

„Osobisty przewodnik po Pradze” to pudełko z biżuterią. Raz wyciągamy z niego eleganckie kosztowności, innym razem ekstrawaganckie klejnoty a czasami zwykłe świecidełka z tombaku. Cały czas jednak zastanawiamy się ileż tych skarbów można znaleźć w Pradze? Jak przeplatają się tu architektoniczne style, jak silne piętno odcisnęły awangardowe prądy współczesnej sztuki. Podziwiamy ducha tego miasta, który zdaje się idealnie harmonizować z czeską duszą ukształtowaną na ostrych zakrętach historii. Zdajemy sobie sprawę jak bardzo czeskimi pisarzami są Bohumil Hrabal, Ota Pavel, Franz Kafka czy Jaroslav Hašek. Zachwyt miesza się ze smutną refleksją. Bo czy dałoby się napisać taką książkę o Warszawie? Nie wiem, być może tak. W końcu Szczygieł jest mistrzem odkrywania znaczeń w miejscach i dziełach, obok których moglibyśmy przejść obojętnie. Potrafi sprawić, że zwykła knajpa, skwerek czy mur stają się czymś atrakcyjnym i fascynującym, ponieważ zostały umieszczone w interesującym kontekście historycznym, kulturowym czy artystycznym. Włada piórem jak czarodziejską różdżką. Dzięki niemu przestajemy być mugolami i zaczynami dostrzegać magię, widzimy to co wcześniej było niewidzialne dla naszych oczu. Tak, wrażliwość, entuzjazm i pióro Mariusza Szczygła bardzo przydałyby się Warszawie.

Popiersie Haška stoi na wysokim cokole, który w połowie przecina blat baru, a ten jednocześnie jest tułowiem konia. Nogi zwierzęcia zrobione są z rur kanalizacyjnych. Jakkolwiek by jednak patrzeć, Jarosław Hašek siedzi na koniu z brązu. Rzeźbiarz Karel Nepraš zapytany, dlaczego umieścił pisarza na koniu, skoro autor Szwejka nie jeździł konno, odparł, że przecież wszystkie ważne pomniki to są jeźdźcy na koniach.

Najsłabszym elementem książki są niestety fotografie Filipa Springera, ale nie ich poziom artystyczny, bo ten jest bez zarzutu, tylko sposób w jaki towarzyszą narracji. Wkomponowane niedbale, nazbyt swobodnie, często trudno je jednoznacznie powiązać z tekstem, przez co wciąż zmuszeni jesteśmy zatrudniać Google by pomogło nam zobrazować wszystkie te wspaniałości, o których pisze autor. Jakość edycji zdjęć również pozostawia wiele do życzenia. Szkoda, bo na równi z tekstem powinny być dopełnieniem tej książki.

O tej i innych książkach Mariusza Szczygła możemy porozmawiać na NASZYM FORUM.

* Zdjęcie tytułowe: „Wycieczka do d…” – Filip Springer (źródło).
** Cytaty pochodzą z książki Mariusza Szczygła pt. „Osobisty przewodnik po Pradze”.