Hejter czyli świat w czasach Facebooka

Dawno żaden film tak mnie nie trzepnął. Chciałem napisać „poruszył”, ale określenie „trzepnął” nadaje się tu znacznie lepiej. Ciekawe, bo nie jest to moim zdaniem film wielki, za to historia, którą opowiada i sposób w jaki to robi sprawia, że trudno wyrzucić go z głowy jeszcze długo po seansie.

W szerokim planie, „Sala samobójców. Hejter” opowiada o tym jak przemysł nienawiści kreuje rzeczywistość, jak radykalizuje i antagonizuje społeczeństwo, niszczy reputacje i kariery, jak groźnym stał się orężem nie tylko w walce politycznej, ale również na każdym innym polu naszej aktywności. Ten film nie mógłby powstać jeszcze 10 – 15 lat temu ponieważ świat, który przedstawia jeszcze wtedy nie istniał. Oczywiści hejt i trolling w sieci są rówieśnikami Internetu, ale wcześniej była to indywidualna amatorszczyzna, a nie zorganizowana machina z wyspecjalizowanymi firmami od czarnego piaru, farmami trolli, fabrykami fake newsów i sieciami ich dystrybucji. To dopiero upowszechnienie globalnych serwisów społecznościowych takich jak Facebook, Twitter, YouTube, Instagram etc. i przeniesienie tam naszej aktywności wraz z całą masą informacji o nas i naszym życiu stworzyło nieograniczone pole działania dla zinstytucjonalizowanych hejterów. Wielkim walorem filmu Jana Komasy jest właśnie to, że w bardzo wiarygodny sposób pokazuje jak to wszystko działa. Jak obierając cel ataku łatwo zrobić research w sieci, jak można wykorzystać pozornie niewinne informacje, jak zmanipulować opinię publiczną, jak osaczyć i zniszczyć człowieka.

Głównym bohaterem filmu jest Tomek. Młody, ambitny chłopak z prowincji, aspirujący by za wszelką cenę dołączyć do świata warszawskich elit, który bardzo mu imponuje. Chciałby też zdobyć dziewczynę, która do tej sfery przynależy. Szybko orientuje się, że istnieje szklany sufit, którego nie może przebić. Ten sufit to pochodzenie społeczne. Kiedy zostaje relegowany ze studiów, ukrywa ten fakt przed zaprzyjaźnioną rodziną zamożnych warszawiaków, którzy ufundowali dla niego stypendium naukowe. Przebojowość i silna motywacja pozwalają mu znaleźć pracę w agencji zajmującej się czarnym PR. Wchodzi w świat, w którym nie ma hamulców i jakichkolwiek zasad moralnych, gdzie dzięki bezwzględności i brakowi skrupułów szybko robi karierę. Przy okazji zyskuje nowe pole do działania w swoim prywatnych sprawach, które sprytnie łączy z zawodowymi. Bo „Hejter” to także film o wyrafinowanej zemście.

W rolę Tomka wciela się świetny Maciej Musiałowski. Raz widzimy prostodusznego chłopaka z prowincji z jego szczerą twarzą Słowianina, który kłamie (jak powiedziałby Hłasko), innym razem zdeterminowanego psychotycznego szaleńca dążącego do celu, bez względu na koszty. „Hejter” bardzo ostro eksponuje zderzenie klasowe świata warszawskich elit, mocno wyabstrahowanych z tzw. prozy życia, z resztą społeczeństwa. Zbyt ostro. Wygląda to jak sztuczne przeniesienie przedwojennego wzorca stosunków społecznych, gdzie łaskawi jaśniepaństwo, z pobłażliwą uprzejmością i nutą protekcjonalizmu traktują ulubionego parobka ze swojego majątku. Nie ma tu żadnego środka. Albo należysz do elity albo jesteś nikim. I konsekwentnie, charakterystyki postaci i grup społecznych oparto również na grubo zarysowanych stereotypach.

Finał tej całej gry jest zbyt spektakularny, mocno przeszarżowany, chciałoby się powiedzieć mało prawdopodobny, choć jak mogliśmy się przekonać ostatnimi czasy, rzeczywistość potrafi zaskoczyć, Tak czy inaczej, w mojej ocenie, jest to najsłabszy element tego filmu. Jeden lub dwa kroki wstecz dobrze by tej historii zrobiły.

„Hejter” to drugi film duetu Jan Komasa (reżyseria) i Mateusz Pacewicz (scenariusz). Pierwszym jest wychwalane pod niebiosa „Boże Ciało” i siłą rzeczy filmy te są ze sobą porównywane. Mnie „Hejter” podobał się znacznie bardziej. Słyszę też opinie, że najnowszy film Komasy to taki polski „Joker”, jako punkt odniesienia wymienia się też koreański „Parasite”. Cóż, wciąż jeszcze nie widziałem tych filmów. Muszę to w końcu nadrobić i sprawdzić czy rzeczywiście jest coś na rzeczy. I jeszcze jedno. Moim zdaniem niepotrzebna ta „Sala samobójców” w tytule. Nie jest to przecież żaden sequel, a jedynie luźne nawiązanie do filmu sprzed dziewięciu lat.

„Hejter” nie miał szczęścia do dystrybucji kinowej. Premiera tego filmu miała miejsce 6 marca ale niewielu widzom udało się go obejrzeć na dużym ekranie. Od 12 marca, ze względu na epidemię koronawirusa, zamknięto kina, teatry i inne przybytki kultury. W tej sytuacji dystrybutor podjął niecodzienną decyzję o udostępnieniu „Hejtera” w sieci, na płatnych platformach filmowych. Każdy więc może obejrzeć go w domu już za 25 złotych, co szczerze polecam. Warto.

O filmie „Sala samobójców. Hejter” Jana Komasy, możemy podyskutować na NASZYM FORUM.

Źródło zdjęcia tytułowego.