To była chyba jedyna książka, którą „pożyczyłam sobie” z biblioteczki mojej mamy. Królowały tam głównie kryminały, a ta była zupełnie inna. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem skąd akurat ta pozycja znalazła się u nas w domu, bo nie przypominam sobie żeby moja mama ją czytała, ale była. Najpierw zaintrygowała mnie okładka, później opis na niej. Krążyłam koło tej książki, aż któregoś dnia zdecydowałam się ją zwyczajnie przenieść do swojego księgozbioru. Nie mam pojęcia, czemu nie zapytałam mamy czy mogę, to było jakieś irracjonalne.
No i zaczęłam czytać, w tajemnicy, tak żeby nikt się nie zorientował. Teraz wydaje mi się to nieprawdopodobne, ale wtedy otaczała tę książkę aura tajemniczości, zupełnie tak jakby była jakaś zakazana. Im dłużej czytałam tym bardziej byłam zszokowana, tak to chyba dobre słowo, ale i coraz bardziej zaintrygowana. Nie mogłam się oderwać.
Książka wędrowała ze mną wszędzie tam, gdzie mieszkałam, ale nigdy do niej nie wróciłam. Czemu? Nie wiem.
Teraz, dwadzieścia lat później, postanowiłam przeczytać „Ostatnie tango w Paryżu” ponownie i skonfrontować wrażenie, które wtedy na mnie wywarła z tym, jak odbiorę ją dzisiaj.
No i przeczytałam. Zaskoczyło mnie to jak dużo pamiętałam. Okazało się, że ta książka przez te wszystkie lata siedziała gdzieś we mnie. Wystarczyło kilka stron, a miałam wrażenie, że skończyłam ją czytać zaledwie tydzień temu. Zaskakujące.
Jeszcze bardziej zaskakujące było to, że odebrałam ją niemalże tak samo jak za pierwszym razem. Minęło przecież 20 lat. Nie jestem już tamtą dziewczyną. Jestem dużo starsza, mam nadzieję mądrzejsza, na pewno więcej przeżyłam, znajduję się w zupełnie innym momencie mojego życia, a jednak… jakbym była tamtą Agą.
„Ostatnie tango w Paryżu” zostało napisane na podstawie filmu o tym samym tytule (org. „Ultimo tango a Parigi”). Obraz wyreżyserował Bernardo Bertolucci, a główne role zagrali w nim Marlon Brando i Maria Schneider. Film, który trafił do kin w 1972 roku, wywołał niesamowity skandal. Przez wielu został potraktowany niemalże na równi z filmami pornograficznymi. Domagano się nawet konfiskaty filmu i ukarania jego twórców. Nie stało się tak jednak. Zaledwie rok później została zamówiona powieść na podstawie tego skandalizującego obrazu. Zadania podjął się angielski prozaik Robert Alley. Kiedy książka pojawiła się na rynku znów zapachniało skandalem.
„Ostatnie tango w Paryżu” ma właściwie dwoje głównych bohaterów. Ona, Jeanne, dwudziestokilkuletnia, atrakcyjna, pełna życia Francuzka. On, Paul, czterdziestopięcioletni, przystojny, o posturze starzejącego się atlety, cyniczny Amerykanin.
Spotykają się, a właściwie tylko się dostrzegają zupełnie przypadkiem, przelotnie na jednym z paryskich mostów i coś się miedzy nimi zaczyna. Jakaś niewidzialna siła sprawia, że zwracają na siebie uwagę i zaczynają się pragnąć, nie znając się zupełnie i nie wiedząc nic o sobie. Przypadek, a może przeznaczenie powoduje, że niedługo później obydwoje trafiają do „MIESZKANIA NA V PIĘTRZE DO WYNAJĘCIA” na Rue Jules Verne. I tam rozpoczyna się ich wspólna historia.
Ten romans zaczyna się niespodziewanie i gwałtownie. Żadne z nich go nie planowało, ale obydwoje wracają do mieszkania na Rue Jules Verne, żeby go kontynuować. To miejsce zamyka ich, staje się ich światem do którego nie ma wstępu świat zewnętrzny. On nie chce żeby między nimi było coś więcej, niż to co dzieje się w „ich” mieszkaniu, a ona, nie mając w zasadzie wyboru, zgadza się na to. Jeanne i Paul spotykają się, ale nic o sobie nie wiedzą, nie znają nawet swoich imion. Podczas każdego spotkania Paul niejako zmusza Jeanne do przekroczenia kolejnej granicy, a ona mimo, że sama nie rozumie dlaczego, robi to czego on od niej oczekuje. Po każdym spotkaniu dziewczyna obiecuje sobie, że już nie wróci do tego mieszkania. On natomiast jest pewny tego, że znowu ją spotka.
Wszystko co dzieje się miedzy Jeanne i Paulem jest jakieś niepokojące, wręcz chorobliwe, zupełnie jak z jakiegoś niedobrego snu, jednak przedstawione tak realnie, że nie mamy wątpliwości, że to dzieje się tu i teraz. Jednocześnie cała ta historia jest tak nieprawdopodobna i nierealna, że niemalże od początku zastanawiamy się jaki może mieć finał.
Sceneria wydarzeń przedstawionych w książce jest… brudna. Nie ma tu niczego z pięknego, pełnego zabytków i romantycznego Paryża. Wszystko jest na granicy rozpadu. Budynki, kiedyś wspaniałe, teraz z odpadającymi tynkami i łuszczącą się farbą, dawno straciły swój prestiż. Pomieszczenia, niegdyś eleganckie i zadbane, teraz straszą starymi meblami, zaciekami i domagają się remontu. Lokale, niegdyś tętniące życiem, teraz odstraszają zamiast przyciągać klientów. Nawet prostytutki to po prostu nieatrakcyjne i zmęczone życiem kobiety.
Czytając tę książkę po raz pierwszy, niemalże co chwila chciałam krzyczeć: Uciekaj! Nie wracaj! Co ty tam jeszcze robisz?! O ile mogłam zrozumieć pobudki ich pierwszego, a nawet drugiego spotkania, o tyle zupełnie nie rozumiałam jak to się stało, że doszło do trzeciego i kolejnych. Pożądanie? Miłość? Chęć przeżycia czegoś… innego? Zniewolenie? Nie rozumiałam tego wtedy i jak się okazało, nie rozumiem tego nadal. Zupełnie nie mogę zrozumieć dlaczego ktoś robi coś, na co nie ma ochoty, w sytuacji w której nie musi, ma inne wyjście.
Oczywiście nie napiszę jak zakończyła się historia Jeanne i Paula. Mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawiłam i zechcecie sami się przekonać. Napiszę tylko, że nigdy nie obejrzałam filmu na podstawie którego powstała ta książka i wiem, że nigdy się nie skuszę.
A może ktoś z Was obejrzał lub przeczytał „Ostatnie tango w Paryżu”? Zapraszam do dyskusji na nasze FORUM.