Jutro pojawi się na Portalu mój wpis o filmie pt. "Wybór Zofii" z 1984 roku.
Mam nadzieję, że jesteście już po seansie, a kto jeszcze nie obejrzał (film jest dość długi, więc trzeba to raczej zaplanować) zachęcam żeby się jednak skusił. Bardzo ciekawią mnie Wasze odczucia związane z filmem. No, ale o tym, od jutra.
My już po seansie i bardzo ciekawa jestem Twojego tekstu otwierającego. Mam swoje zdanie w kwestii filmu, ale o tym jutro.:)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Zapraszam do zapoznania się z subiektywnym spojrzeniem na "Wybór Zofii".
Zaczynam oglądać 🙂
Twój tekst, Ago, przeczytam po obejrzeniu.
Przyznam, że nie zdobyłam się na powtórkę ani filmu, ani książki, więc z góry przepraszam, jeśli coś poplączę.
Dla mnie ta historia to opowieść o człowieczeństwie zmiażdżonym przez wojnę. Zofia zostaje postawiona w sytuacji, w której traci podstawę bytu. Wobec prawdziwego zła to, w czym doszukujemy się wartości człowieka - moralność, miłość, honor, wiara, poświęcenie - nie ma znaczenia. Nieważne, jak postąpimy, co zrobimy, czy zachowamy się dobrze czy źle. Czy rzeźnik zastanawia się nad zachowaniem owiec? Ta świadomość w pewien sposób neguje sens ludzkiego życia, tak jak dla człowieka mocno religijnego tragedią byłaby pewność, że nie ma Boga.
Właściwie tytuł jest mylący, bo Zofia dokonuje wielu wyborów. Te pierwsze, wojenne, są przykładem sytuacji bez wyjścia. Pomóc ruchowi oporu czy dbać o bezpieczeństwo dzieci? Wybrać życie syna czy córki? W tych przypadkach nie ma dobrego rozwiązania. Obojętne, co postanowi, przegra. Co więcej, dokonanie wyboru niczego nie gwarantuje. Może gdyby Zofia rzeczywiście miała pewność, że uratowała syna, byłoby inaczej. Ale nawet tego zostaje pozbawiona.
Całe powojenne życie Zofii to wybory, ekstremalne, często autodestrukcyjne, instynktowne. Najpierw wyjazd do Ameryki, będący próbą ucieczki przez przeszłością i jednocześnie jakimś desperackim szukaniem szansy na przyszłość w kraju, gdzie historia Zofii jest równie realna co hollywoodzki film. Potem związek z Natanem - jednocześnie próba zadośćuczynienia i odpokutowania, za subiektywne i obiektywne winy, ale i za to, że się przeżyło. I w końcu ostatni wybór, ostateczny, podjęty właśnie wtedy, kiedy pojawił się promyk nadziei.
Pamiętacie wiersz Tadeusza Różewicza "Ocalony"?
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.Człowieka tak się zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo.Jednako waży cnota i występek
widziałem:
człowieka który był jeden
występny i cnotliwy.Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
To też o Zofii. Ona nie znajduje nikogo, kto by "oddzielił światło od ciemności", a finał pokazuje, że nie chce go znaleźć, czując być może, że na to nie zasługuje. A może po prostu, że jest już dla niej za późno.
Z minusów -pamiętam, że irytowało mnie trochę udramatyzowanie wydarzeń w obozie wbrew historycznemu prawdopodobieństwu, ale były to drobiazgi w porównaniu ze współczesnymi tendencjami...
Mam mieszane uczucia co do tego filmu. Aby móc w pełni skupić się na tej historii i wniknąć w nią trzeba być w pewnym stanie ducha. Mnie tego zabrakło. Różne rzeczy splotły się na to, że nie potrafiłam wejść w klimat tego filmu. Natomiast bardzo podobała mi się Meryl Streep grająca Zofię Zawistowską. W ogóle główne postaci zostały zagrane bardzo przekonująco. Nie podoba mi się jednak to jak ukazany został stosunek Polaków do żydów w czasie wojny. Gdybym nie była polką i miała nikłe pojęcie o historii to pomyślałabym sobie, że Polacy to bardzo niefajny naród.
Moim innym zastrzeżeniem jest także długość filmu. Całą część obrazującą relacje między Nathanem, Zofią i Stingo oraz retrospekcje można by spokojnie skrócić o połowę. Inaczej powstaje dysonans. Przez bardzo długi czas dzieje się mało a później nagle - bum!
Z kolei związek Nathana i Zofii to ciągłe popadanie ze skrajności w skrajność. W jednej chwili mocno zapewniają się o swoim uczuciu i wzajemności. Wszystko jest cukierkowe i przesadzone a za chwilę szarpią się, rzucają w siebie czym popadnie, urządzają wielkie sceny i awantury. Są od ściany do ściany. Ja na miejscu Stingo wielokrotnie czułabym się nieswojo w ich towarzystwie.
Natomiast związek Stingo i Zofii był z góry skazany na niepowodzenie i nierealny. Ciężko przewidzieć jak niestabilny emocjonalnie Natan mógłby się zachować, gdyby zdecydowali się być razem. Czy zabiłby się skazując ich tym samym na życie z wrzutami sumienia. Może skrzywdziłby Zofię i Stingo. A może po prostu by odszedł.
Wysłany przez: @aga
Czy robi to by się ukarać za to, że przeżyła wojnę, gdy jej bliscy zginęli, a może za podjęty w tamtym czasie dramatyczny wybór?
Nie jestem pewna czy to jest powodem. Według mnie ona i tak nie potrafi już wrócić do prawdziwego, naznaczonego normalnością życia. Poza tym Nathan pomógł jej bardzo na początku w związku z czym może czuć się do niego przywiązana i zobowiązana. Nie ma też siły ani potrzeby szukania czegoś innego. Przynajmniej na początku związku z Nathanem.
Co do finałowej sceny i tytułowego wyboru Zofii to oczywiste jest, że wybór przed jakim ona stanęła nie jest w zasadzie żadnym wyborem. Jakiejkolwiek decyzji by nie podjęła byłaby to zła decyzja. Mimo to jednak nie pozostał on we mnie głęboko. Nie poruszył mnie tak żeby mną wstrząsnąć. Powodem może być to o czym wspomniałam na początku, czyli mój stan ducha nie był zharmonizowany z klimatem filmu. Poza tym uważam, że był on za długi przez co niektóre fragmenty zaczynały mnie nudzić i na końcu byłam już nieco zmęczona.
Ale nie twierdzę, że nie wrócę do tego filmu żeby dać mu drugą szansę.
Wysłany przez: @aga
Jej nauczycielką została Elżbieta Czyżewska.
No patrz, jaka ciekawostka.:)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
A mnie się nie podobało. Film statyczny, kameralny, wyjąwszy retrospekcje właściwie spektakl teatralny, który mógłby rozgrywać się w jednym wnętrzu. Skrywana przeszłość Zofii jest oczywiście niezwykle poruszająca, a tytułowy wybór na rampie w Auschwitz to rzecz horrendalna, straszna, od której nigdy już nie da się uwolnić. Stąd dalsze życie jest próbą zagłuszenia tego co się wydarzyło, choć na moment, który da chwilę wytchnienia. Tylko, że dobrnięcie do chwili, w której skrywana przeszłość zostaje odkryta wymaga cholernie dużo cierpliwości i samozaparcia. Dawno nie widziałem tak koszmarnie nudnego filmu. Rozumiem, że dojście do clue nie może się obejść bez zbudowania atmosfery, ale jak długo można śledzić rozwijającą się w nieskończoność znajomość trójki bohaterów pełną błahych dialogów? Zmęczyliśmy to na dwa razy bo przy pierwszym podejściu zasnąłem.
Nie podoba mi się również wątek antysemicki, który wpisuje się w klasyczny stereotyp Polaka antysemity, po hollywoodzku pozbawiony niuansów. Zwłaszcza, że dyżurnym antysemitą nie jest tu ciemny chłop spod Łomży tylko przedstawiciel narodowej elity, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Co więcej jest on antysemitą w wersji nazistowskiej czyli otwarcie popierającym eksterminację Żydów. Polski antysemityzm nie miał takiego oblicza. Poza tym jest zwykłym pożytecznym idiotą bo jego pomocnictwo w holocauście nie zostaje docenione przez Niemców i sam zostaje eksterminowany. Można rzec, głupi jak Polak.
Trauma holocaustu + polski antysemityzm to wielka szansa na Oscary i deszcz nagród w Hollywood i tak też się stało. W ogóle mnie to nie dziwi. Dziwić za to może, że bardzo przeciętnej urody Maryl Streep, gra tutaj niezwykle piękną kobietę.
Tego obrazka nie da się obejrzeć na raty. To strata czasu, bo odbiór będzie żaden. Tu trzeba siąść przed telewizorem i obejrzeć od deski do deski jednym cięgiem włącznie z napisami. Jak dla mnie to film o nieżywej kobiecie, której jeszcze nie ustały czynności życiowe i która to zawieszone życie dzieli z równie nieżywym mężczyzną. W pewnym momencie w to ich nieżycie wszedł młodziutki i wrażliwy Stingo. I ten Stingo praktycznie do końca nie zorientował się na czym polega to życie, a raczej nieżycie nowych niby przyjaciół. W swojej młodzieńczej naiwności postrzegał parę jako ekscentryków, a nie żyjących trupów.
Zofia swoje życie straciła przy pierwszej próbie samobójczej. Wcześniej spotkało ją mnóstwo niepowodzeń z dominantą na rampie w Auschwitz. Sądzę, że Zofia zdała sobie sprawę z tego, że szereg jej wyborów ustawiło ją na równi pochyłej w kierunku zagłady. Bierna akceptacja antysemityzmu ojca, odmowa zaangażowania w ruch oporu względem okupanta, dramatycznie trudna decyzja w obozie koncentracyjnym, która i tak niczego nie wniosła, daremność prób uratowania syna to kamienie milowe do jej śmierci. Nie wiemy za dużo o jej rozstaniu z mężem, ale pewnie również było ono dla Zofii traumatyczne. To życie nieżycie Zofii można uznać za czyściec, za swoistą karę jaką sobie nałożyła. Natan ze swoją obsesją antynazistowską i chorobą dwubiegunową również był dla niej taką karą. Nieśmiało można też założyć, że dla Natana Zofia stanowiła podobną karę, choć nie jestem do końca o tym przekonany, wszak Natan z uwagi na psychiczne odchylenia miał ograniczoną zdolność właściwej oceny spraw.
Dopóki dopóty żywi nieżywi pływali sami we własnym sosie ten stan mógł trwać. Niestety w sos wpadł jak najbardziej żywy wrażliwy Stingo, dla którego para szybko przestała być obojętna i powstał problem. Bo przecież Stingo w niczym nie zawinił i nie trzeba go było za nic karać. Współistnienie tej trójki przyczyniało się jednak do coraz większego zaangażowania Stingo. Jego wyznanie miłości do Zofii przepełniło u niej czarę poczucia czynienia krzywdy, bo miłość do osoby nieżywej nie jest bynajmniej czymś radosnym, a tragicznym i upośledzającym, z czego sobie zdawała sprawę. Jedynym wyjściem jakie w tej sytuacji uznała za słuszne to przerwać to życie nieżycie.
Film jest bardzo smutny. Można z niego wyciągnąć dwie nauki, a raczej sobie je przypomnieć. Wojna jest zdecydowanym, jednoznacznym i destrukcyjnym na wielu płaszczyznach złem. I ksenofobia oraz wszystkie narodowo-nienawistne postawy takoż.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Przyznam, że nie zdobyłam się na powtórkę ani filmu, ani książki
A jeśli można wiedzieć z jakiego powodu? Dla mnie film był po prostu "mocny", wdarł się gdzieś głęboko, był bardzo realny i przez lata nie mogłam go powtórnie obejrzeć.
Dla mnie ta historia to opowieść o człowieczeństwie zmiażdżonym przez wojnę.
Tak, bardzo trafne określenie, ale też opowieść o ty, czy można to człowieczeństwo odzyskać, czy można ŻYĆ (a nie tylko egzystować) PO.
Właściwie tytuł jest mylący, bo Zofia dokonuje wielu wyborów.
Zofia dokonuje bardzo wielu wyborów. Wybiera bierną postawę jeśli chodzi o ojca i jego działalność, wybiera brak działania jeśli chodzi o pomoc ruchowi oporu, wybiera życie syna a nie swoje w rozmowie z komendantem obozu. Jednak to wybór między życiem jednego a drugiego dziecka, wybór który dla matki nie jest żadnym wyborem, wybór który sprawił, że oprawca przerzucił na nią piętno kata, to własnie ten wybór sprawił, że Zofia przestała żyć.
Wszystkie jej dalsze wybory są konsekwencją własnie tego jednego.
Ona nie znajduje nikogo, kto by "oddzielił światło od ciemności", a finał pokazuje, że nie chce go znaleźć, czując być może, że na to nie zasługuje.
Też tak myślę. W moim odbiorze, wszystko co się dzieje w Stanach nie ma szansy skończyć się inaczej niż się skończyło, bo Zofia czuje, że nie zasługuje już na życie.
Aby móc w pełni skupić się na tej historii i wniknąć w nią trzeba być w pewnym stanie ducha.
To prawda. Nie jest to film, który można obejrzeć w biegu, pomiędzy zakupami, a sprzątaniem. Jest to zdecydowanie obraz nad którym trzeba się pochylić.
Natomiast bardzo podobała mi się Meryl Streep grająca Zofię Zawistowską. W ogóle główne postaci zostały zagrane bardzo przekonująco.
Obsada została dobrana świetnie. Nie wyobrażam sobie innego Nathana ani Stingo, a tym bardziej Zofii. Jest to jedna z najlepszych kreacji jakie stworzyła Meryl i to nie dlatego, że dostała za nią nagrody, ale dlatego, że trafiła do mojej duszy.
Nie podoba mi się jednak to jak ukazany został stosunek Polaków do żydów w czasie wojny. Gdybym nie była polką i miała nikłe pojęcie o historii to pomyślałabym sobie, że Polacy to bardzo niefajny naród.
No niestety, czy nam się to podoba czy nie, takie historie to nie żaden wymysł, ani fikcja literacka. Na naszą pociechę/obronę można powiedzieć tylko tyle, że zdarzały się we wszystkich krajach, które były okupowane przez Niemców.
Moim innym zastrzeżeniem jest także długość filmu. Całą część obrazującą relacje między Nathanem, Zofią i Stingo oraz retrospekcje można by spokojnie skrócić o połowę. Inaczej powstaje dysonans. Przez bardzo długi czas dzieje się mało a później nagle - bum!
Fakt, akcja rozwija się powoli. Ciekawie zostały wplecione retrospekcje, podoba mi się, że pojawiają się stopniowo, że nie od razu wiemy wszystko. Po każdym przywołanym wspomnieniu Zofii, czujemy, że to jeszcze nie wszystko, że jest jeszcze coś większego, ważniejszego. Przy krótszej akcji, chyba nie dałoby się osiągnąć tego efektu BUM, kontrast byłby zbyt mały.
Wysłany przez: @aga
Czy robi to by się ukarać za to, że przeżyła wojnę, gdy jej bliscy zginęli, a może za podjęty w tamtym czasie dramatyczny wybór?
Nie jestem pewna czy to jest powodem. Według mnie ona i tak nie potrafi już wrócić do prawdziwego, naznaczonego normalnością życia. Poza tym Nathan pomógł jej bardzo na początku w związku z czym może czuć się do niego przywiązana i zobowiązana.
Ale dlaczego nie potrafi wrócić do normalnego życia? Ona już nie chce żyć normalnie, postanawia się ukarać, a związek z Nathanem to pewnego rodzaju pokuta.
Film statyczny, kameralny, wyjąwszy retrospekcje właściwie spektakl teatralny, który mógłby rozgrywać się w jednym wnętrzu. Skrywana przeszłość Zofii jest oczywiście niezwykle poruszająca, a tytułowy wybór na rampie w Auschwitz to rzecz horrendalna, straszna, od której nigdy już nie da się uwolnić. Stąd dalsze życie jest próbą zagłuszenia tego co się wydarzyło, choć na moment, który da chwilę wytchnienia.
Kustoszu, mimo, że piszesz, że film Ci się nie podoba i że jest strasznie nudny, to dostrzegłeś jego głębię i w tych kilku zdaniach ująłeś jego clue.
Dziwić za to może, że bardzo przeciętnej urody Maryl Streep, gra tutaj niezwykle piękną kobietę.
Prawda, że jest piękna?
Tego obrazka nie da się obejrzeć na raty. To strata czasu, bo odbiór będzie żaden. Tu trzeba siąść przed telewizorem i obejrzeć od deski do deski jednym cięgiem włącznie z napisami.
Dokładnie tak, inaczej gubi się odbiór.
Jak dla mnie to film o nieżywej kobiecie, której jeszcze nie ustały czynności życiowe i która to zawieszone życie dzieli z równie nieżywym mężczyzną. W pewnym momencie w to ich nieżycie wszedł młodziutki i wrażliwy Stingo. I ten Stingo praktycznie do końca nie zorientował się na czym polega to życie, a raczej nieżycie nowych niby przyjaciół. W swojej młodzieńczej naiwności postrzegał parę jako ekscentryków, a nie żyjących trupów.
Nie patrzyłam na to w ten sposób. O ile Zofia rzeczywiście wydaje się nie żyć naprawdę, o tyle o Nathanie nie myślałam w ten sposób. Ale może coś w tym jest. Nathan w całym tym swoim szaleństwie, w swojej chorobie też nie żyje naprawdę. To znaczy żyje, ale w swoim urojonym świecie.
Dopóki dopóty żywi nieżywi pływali sami we własnym sosie ten stan mógł trwać. Niestety w sos wpadł jak najbardziej żywy wrażliwy Stingo, dla którego para szybko przestała być obojętna i powstał problem. Bo przecież Stingo w niczym nie zawinił i nie trzeba go było za nic karać. Współistnienie tej trójki przyczyniało się jednak do coraz większego zaangażowania Stingo. Jego wyznanie miłości do Zofii przepełniło u niej czarę poczucia czynienia krzywdy, bo miłość do osoby nieżywej nie jest bynajmniej czymś radosnym, a tragicznym i upośledzającym, z czego sobie zdawała sprawę. Jedynym wyjściem jakie w tej sytuacji uznała za słuszne to przerwać to życie nieżycie.
Zaskakujące jak trafnie podsumowałeś ucieczkę Zofii od Stingo i jej powrót do Nathana oraz to wszystko co się później stało.
Obejrzałam i przeczytałam Wasze wpisy.
Mam wrażenie, że oglądałam inny film, niż Wy.
Kilka uwag na szybko. Wieczorem postaram się napisać dłuższą recenzję.
Po pierwsze w wersji, którą oglądałam ( z lektorem), główny bohater ma na imię Nataniel 🙂
Ale to drobiazg.
To, co mnie uderzyło najbardziej:
- nikogo z Was nie poruszyła scena z wycinkiem z gazety (a przynajmniej nikt o tym nie napisał)? Chodzi mi o tę scenę w obozie, podczas której Zofia pokazuje komendantowi artykuł napisany przez jej ojca i dodaje, że z nim współpracowała oraz że też podziela niechęć do Żydów i popiera to, czego dopuszczają się wobec nich naziści! Okropnie mnie ta scena zniesmaczyła, obrzydziła i sprawiła, że całkiem innym okiem spojrzałam na główną bohaterkę
- zresztą to nie była jedyna scena, podczas której zastanowiłam się nad Zofią i jej brakiem honoru. Na rampie też powiedziała, że jej dzieci są czyste rasowo i że powinni być uwolnieni. Z jakiej racji pytam, czuła się bardziej godna uwolnienia od tych wszystkich ludzi, którzy ją otaczali??? Od wszystkich innych więźniów? Z jakiej racji? W czym była lepsza od nich?
- sam wybór podczas sceny na rampie absolutnie nieprawdopodobny. Żadna matka nie dokonałaby takiego wyboru. Żadna normalna matka. Każda powiedziałaby raczej, że mają wziąć ją, a zostawić dzieci. Ona tego nawet nie zaproponowała. Scena kompletnie niewiarygodna.
- piszecie, że odmówiła dołączenia do ruchu oporu. To nie do końca prawda. Przecież chciała ukraść to radio! Weszła do pokoju i już po nie sięgała. Owszem, przerwała jej córka komendanta i ostatecznie nie wiemy, czy by je ukradła. Ale na pewno chciała. Dlaczego więc piszecie, że odmówiła?
- ktoś napisał (zdaje się, że Milady) o scenach kłótni i awantur między Zofią a Natanielem. Że były gwałtowne i że nawzajem rzucali się przedmiotami. Nie zauważyłam, żeby Zofia czymś rzucała. Wręcz przeciwnie. Wszystkie awantury robione przez Nataniela przyjmowała biernie i albo prosiła go, aby nie odchodził, albo płakała. Na pewno niczym nie rzucała ani go nie wyzywała.
Dlatego napisałam, że chyba oglądałam inny film 🙂
Miało być krótko, wyszło trochę dłużej.
Ale przemyśleń mam jeszcze sporo. Postaram się to potem jakoś składnie napisać.
Dodam jeszcze, że Meryl Streep ładnie mówi po polsku. Choć z rosyjskim zaśpiewem 🙂
Tak wyszło, że odpowiedź na pytanie Agi pasuje też częściowo do uwag Yvonne 😉
Kiedyś miałam "Wybór Zofii" mocno przepracowany, zarówno książkę jak i film. To było dawno, dawno temu, kiedy kwestie antysemityzmu w Polsce i manipulowania prawdą historyczną nie były jeszcze ograne na wszelkie możliwe sposoby. Odczytywałam wtedy tę historię w kategoriach uniwersalnych, moralno-psychologicznych.
Kiedy teraz do niej próbowałam wrócić okazało się, że nie zwracam uwagi na historię (w końcu miałam ją już "przerobioną"), ale na aspekty, które mnie denerwują. I nie byłoby to takie straszne, ale tylko gdyby zostało zrównoważone reinterpretacją fabuły. A efekt był taki, że fabuła zeszła na plan dalszy.
Przykładem jest scena na rampie, o której wspominała Yvonne. Specjalnie ją sobie powtórzyłam. I co mi się rzuciło w oczy? Kilka dziwnych zagrań, które miały chyba w hollywoodzkim stylu podkreślić dramatyzm sytuacji, ale dla mnie ją usztuczniły. Po pierwsze, dlaczego nazista pyta, czy Zofia jest Polką, a nie Żydówką? Transporty im się pomieszały? Co z gwiazdą Dawida, którą Zofia musiałaby nosić jako Żydówka? Po drugie, o jakiej "czystości rasowej" mówi Zofia? W oczach hitlerowców Polacy/Słowianie to podludzie, stojący niewiele wyżej niż Żydzi. Każda osoba żyjąca pod okupacją świetnie zdawała sobie z tego sprawę, choćby dlatego, że tabliczki w tramwajach czy lokalach głosiły "Tylko dla Niemców", a nie "Nie dla Żydów". Po trzecie, nazistowski oficer oświadczający publicznie potencjalnej Żydówce, że chciałby się z nią przespać? No ok, możliwe, zwłaszcza, jeśli to on tam rządził, ale istniało też Rassenschande... I tak dalej. Innymi słowy, oglądanie w ten sposób całego filmu byłoby koszmarem.
- nikogo z Was nie poruszyła scena z wycinkiem z gazety (a przynajmniej nikt o tym nie napisał)? Chodzi mi o tę scenę w obozie, podczas której Zofia pokazuje komendantowi artykuł napisany przez jej ojca i dodaje, że z nim współpracowała oraz że też podziela niechęć do Żydów i popiera to, czego dopuszczają się wobec nich naziści! Okropnie mnie ta scena zniesmaczyła, obrzydziła i sprawiła, że całkiem innym okiem spojrzałam na główną bohaterkę
- zresztą to nie była jedyna scena, podczas której zastanowiłam się nad Zofią i jej brakiem honoru. Na rampie też powiedziała, że jej dzieci są czyste rasowo i że powinni być uwolnieni. Z jakiej racji pytam, czuła się bardziej godna uwolnienia od tych wszystkich ludzi, którzy ją otaczali??? Od wszystkich innych więźniów? Z jakiej racji? W czym była lepsza od nich?
W sytuacjach ostatecznych nie ma takich luksusów jak honor. Kiedy chodzi o życie najbliższych nie ma miejsca na godność. Wszystko powiesz i wszystko zrobisz żeby zyskać choć cień nadziei ocalenia Twojego dziecka. Łatwo potępiać Zofie siedząc w bezpiecznym domu w ciepłych kapciach. To tylko filmy pełne są bohaterów gotowych stawić czoła każdej niegodziwości, bez względu na cenę. W prawdziwym życiu, jak masz rodzinę, nie konspiruj, bo prędzej czy później staniesz przed takim wyborem jak Zofia i wyśpiewasz w Gestapo wszystko co wiesz, a nawet więcej. Ja w każdym razie zrobiłbym wszystko żeby ocalić tych, których kocham.
- nikogo z Was nie poruszyła scena z wycinkiem z gazety (a przynajmniej nikt o tym nie napisał)? Chodzi mi o tę scenę w obozie, podczas której Zofia pokazuje komendantowi artykuł napisany przez jej ojca i dodaje, że z nim współpracowała oraz że też podziela niechęć do Żydów i popiera to, czego dopuszczają się wobec nich naziści! Okropnie mnie ta scena zniesmaczyła, obrzydziła i sprawiła, że całkiem innym okiem spojrzałam na główną bohaterkę
- zresztą to nie była jedyna scena, podczas której zastanowiłam się nad Zofią i jej brakiem honoru. Na rampie też powiedziała, że jej dzieci są czyste rasowo i że powinni być uwolnieni. Z jakiej racji pytam, czuła się bardziej godna uwolnienia od tych wszystkich ludzi, którzy ją otaczali??? Od wszystkich innych więźniów? Z jakiej racji? W czym była lepsza od nich?
W sytuacjach ostatecznych nie ma takich luksusów jak honor.
Czyżby?
A ja myślę, że właśnie w takich jest.
A poza tym, wszyscy tam zgromadzeni byli w sytuacji ostatecznej. A jakoś nikt inny nie wykrzykiwał haseł, że jego dzieci są czyste rasowo.
I jeszcze dodam, że ja nie potępiam Zofii, bo sama nie wiem, jak bym się w takiej sytuacji zachowała. Nikt nie wie. Być może podobnie.
Napisałam tylko, że jej postawa wywołała we mnie niesmak i zaczęłam inaczej ją odbierać.
Maruto, piszesz, że czytałaś książkę.
Jaki był Twój odbiór filmu po jej lekturze?
Wczoraj czytałam sporo opinii i wszyscy, którzy czytali książkę zmieszali poziom filmu z błotem.
A jeśli już jesteśmy przy książkach: ktoś z Was zna tę "Spójrz ku domowi, aniele"? 🙂
Zanim przejdę do ad remu, chciałam podziękować Adze za ten film.
Nigdy wcześniej go nie oglądałam (pewnie ze względu na czas trwania) i bardzo się cieszę, że zostałam zachęcona.
Niestety, nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, czy mi się podobał. To jeden z tych filmów, przy których mam problem z oceną. Zresztą, wydaje mi się, że w przypadku tego filmu nie ma znaczenia, czy się podoba. Znaczenie ma to, jakie emocje wywołał w widzu, jakie pytania postawił i jakie niepokoje zasiał.
Myślę, że oglądałoby się go lepiej, gdyby został nakręcony w innej konwencji, czyli sceny z roku 1947 byłyby przeplatane z retrospekcją. Od samego początku. Byłoby wiadomo, że o coś w tej historii chodzi, że jest jakieś "głębsze" dno. Tymczasem twórcy poszli inną drogą. Przez pierwsze półtorej godziny mamy film obyczajowy o trojgu młodych ludziach i wcale mnie nie dziwi, że niektórzy poczuli się znudzeni. Adam po jakichś 50 minutach przestał oglądać.
Potem zaś nastepuje wielkie „bum”, jak to fajnie określiła Milady i film zbacza na zupełnie inne tory. I w tym momencie widz też musi ustawić się zupełnie inaczej, aby tę część historii odpowiednio odebrać.
Według mnie jest za duży dysonans między tymi dwiema częściami filmu. Zbyt duży kontrast, aby uznać film za jednolity i spójny. Moim zdaniem właśnie tej spójności zabrakło.
Przyznam, że mnie te pierwsze półtorej godziny absolutnie nie znudziło. Oglądałam z przyjemnością ten szalony pęd przez życie trojga bohaterów wraz z ich zanurzaniem się w jego radosne chwile: pobyt w wesołym miasteczku, pikniki, niedzielne przebieranki, szaleństwa na moście, obserwowanie rzeczywistości z dachu domu, pięknego skądinąd, w którym mieszkali.
Bardzo ładne były te sceny wewnątrz budynku, w tym pokoju z dużą ilością okien, a już scena, kiedy Zofia i Stingo obserwują Nataniela dyrygującego wyimaginowaną orkiestrą do utworu Beethovena na długo zapadnie mi w pamięć.
I nagle w tym świecie dochodzi do pęknięć na szkle. Awantury robione przez Nataniela. Całkowita bierność Zofii, która od początku bardzo mnie zastanawiała. Bo jak można przeżyć piekło obozu i całą wojnę, a potem dać się tak traktować jednemu facecikowi? Owszem, facecik tenże uratował ją w chwili, kiedy fizycznie była słaba, ale ile upokorzeń można mimo to znosić? Odpowiedź daje w filmie sama Zofia mówiąc do Stingo: „Nie dbam o życie”. Ona rzeczywiście nie dbała o nic: o życie, o szczęście, o spokój.
Jednym ze zdań, które chyba najbardziej mnie zdziwiło, było wypowiedziane przez Zofię: „Chrystus zabił wszystkich, których kochałam”. Długo myslałam nad tym po skończeniu filmu.
O swoich wrażeniach z części obozowej już pisałam.
Napiszę jeszcze o zakończeniu. Czy ono jest takie oczywiste? Czy Zofia sama odebrała sobie życie, czy jednak mógł zrobić to zazdrosny i niezrównoważony Nataniel? Nie jestem pewna odpowiedzi.
To film, który zostaje z widzem na długo. Czuję, że ze mną zostanie bardzo długo.
Na koniec nie mogę pominąć faktu genialnej obsady filmu. To się twórcom udało. A Meryl Streep jest tu wręcz DOSKONAŁA!!!