Robert De Niro, Al Pacino, Joe Pesci. Trudno o bardziej gwiazdorską obsadę. Jeśli w dodatku reżyserem jest Martin Scorcese, a film nawiązuje do jego dawnych hitów gangsterskiego kina - „Chłopców z ferajny” i „Kasyna” to zdecydowanie warto kupić sobie Netflixa żeby ten film obejrzeć.
Do wcześniejszych filmów Scorsese, „Irlandczyk” nawiązuje nie tylko tematycznie. Sposób prowadzenia narracji, długie ujęcia, fabuła oparta na dość specyficznie prowadzonych dialogach i potyczkach słownych, wypełniających mniej więcej 80% filmu, to znak firmowy tego reżysera. W zasadzie można powiedzieć, że „Irlandczyk” zrobiony jest według reżyserskiego przepisu sprzed 30 lat.
Jednak mimo tych podobieństw film ten dość istotnie różni się od tamtych produkcji. To też kino gangsterskie, ale pełne refleksji, rozliczeń z własnym sumieniem, nieśpieszne, opowiadane z dystansu do życia, które przeminęło. Zastosowano tu ryzykowny zabieg komputerowego odmłodzenia, a potem komputerowego postarzenia głównych bohaterów filmu. Czy ten zabieg się opłacił? Hmm… mnie akurat efekt nie zachwycił. Wygląda to dosyć sztucznie, ale może dlatego, że zbyt dokładnie pamiętam jaka wyglądali młody de Niro, Pacino i Pesci.
Narratorem jest Frank Sheeran (Robert de Niro), ów tytułowy, Irlandczyk, który u schyłku życia opowiada o swojej błyskotliwej gangsterskiej karierze. O tym jak w tym przestępczym świecie się znalazł, jak „malował domy” (zabijał, a krew ofiar bryzgała na ściany), jak wszedł w towarzystwo gangsterskich tuzów i stał się ich prawą ręką. Opowiada min o powiązanym z gangsterami Jimmy Hoffie (Al Pacino), wszechwładnym szefie największego związku zawodowego w USA i korupcji na styku biznesu i przestępczego świata, bo filmowa historia jest oparta na faktach. Opowiada o twardych i bezwzględnych zasadach jakie tym światem rządzą, opowiada wreszcie o drugiej stronie gangsterskiego życia - o rodzinie, dzieciach i o tym jak profesja ojca wpływa na ich wzajemne relacje.
Dobry ale cholernie długi film (3 i pół godziny). Skrócenie tej historii dobrze by jej zrobiło. My obejrzeliśmy go za jednym podejściem i w pewnym momencie zaczęła wkradać się nuda. Lepiej więc chyba podzielić go sobie na dwa seanse.
Od wczoraj wiemy, że „Irlandczyk” otrzymał sporo nominacji do Oscara: najlepszy film, najlepszy reżyser, dwie nominacje dla aktorów drugoplanowych (Al Pacino i Joe Pesci), scenariusz adoptowany, zdjęcia, montaż, scenografia, kostiumy, efekty specjalne. Ciekawe co z tego będzie, to chyba trochę zbyt mało nowoczesny film jak na oscarowe oczekiwania.
Nikt nie oglądał? Nie wierzę.
Nikt nie oglądał? Nie wierzę.
Ja nie widziałam.
Za długi. Nie mam teraz cierpliwości do oglądania takich długich filmów ☹️
Za długi.
Można obejrzeć na dwa razy. Albo na trzy.
...albo cztery, jako miniserial 😉
Jakby ktoś był ciekawy: Irlandczyk jako serial
Nikt nie oglądał? Nie wierzę.
Przymierzamy się, ale wczoraj "Pralnia" wygrała.
Obejrzałem ok 35 minut i zasnąłem. Jakoś nie chce mi się wracać do filmu bo ile można spać 😀
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
Obejrzałem ok 35 minut i zasnąłem.
Może byłeś śpiący:)
Z „Irlandczykiem” jest trochę jak z „Potopem” . Jak ktoś lubi harce Andrzej Kmicica vel Babinicza, to mu zabójcza długość filmu nie przeszkadza. Uwielbiam Roberta de Niro, Ala Pacino, Joe Pesciego i Harveya Keitela. Kocham filmy Martina Scorsese. Lubię taki nurt kina, więc połknąłem „Irlandczyka” bez bólu. Co więcej, z przyjemnością.
Czy „Irlandczyk” ma w sobie cokolwiek, czego być już gdzieś nie widział? I nie mówię o kinie gangsterskim, od którego Scorsese w przypadku „Irlandczyka” się odżegnuje. No nie. Fabuła jest przewidywalna do bólu (choć przynajmniej raz miałem nadzieję, że wybór będzie inny), aktorzy odgrywają dobrze znane sobie i nam role, akcja płynie leniwie. Ale wiecie co? Zupełnie mi to nie przeszkadza. Na pierwszy rzut oka zachodzi tu casus inżyniera Mamonia, który „lubi melodie, które już słyszał”. Ale nie. Ten film ma bardziej uniwersalne przesłanie. Opowiada też o zmienności ludzkiego losu, o przemijaniu, o tym, że czas zmienia pryncypia, sprawiając że rzeczy niegdyś istotne przestają mieć znaczenie. Lub odwrotnie. Myślę, że w tym kryje się największa wartość „Irlandczyka”. Z tego powodu warto ten film zobaczyć.
Walczę dziś z chorobą, więc na koniec krótko: Pacino jest znakomity, naprawdę. Zagrał porywająco, kradnąc film de Niro. I jeszcze jedno - odmłodzenie aktorów. Wyszło tak sobie, zwłaszcza w przypadku de Niro.
I nie mówię o kinie gangsterskim, od którego Scorsese w przypadku „Irlandczyka” się odżegnuje.
Czy ja wiem? Film jest po prostu o wyliniałych gangsterach, a nie pistoletach;)
Fabuła jest przewidywalna do bólu (choć przynajmniej raz miałem nadzieję, że wybór będzie inny), aktorzy odgrywają dobrze znane sobie i nam role, akcja płynie leniwie.
W tego typu filmach fabuła zazwyczaj jest przewidywalna, więc nie czyniłbym z tego zarzutu. A leniwa fabuła? Cóż, konstrukcja filmu opiera się na dialogach, nie na akcji.
Pisząc, że akcja płynie leniwie, nie miałem na myśli jej braku, w sensie pościgów czy strzelanin. Może nieprecyzyjnie się wyraziłem.
„Irlandczyk” otrzymał sporo nominacji do Oscara: najlepszy film, najlepszy reżyser, dwie nominacje dla aktorów drugoplanowych (Al Pacino i Joe Pesci), scenariusz adoptowany, zdjęcia, montaż, scenografia, kostiumy, efekty specjalne. Ciekawe co z tego będzie, to chyba trochę zbyt mało nowoczesny film jak na oscarowe oczekiwania.
"Irlandczyk" największym przegranym wczorajszej gali oscarowej. Mimo 10 nominacji nie zdobył ani jednej nagrody. Podejrzewałem, że nie jest to film oscarowy.
Widać oceniający też na nim zasnęli. 😴
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
To że "Irlandczyk" nie dostał żadnego Oskara, nie znaczy, że jest złym filmem. Podtrzymuję to, co napisałem powyżej.
Nie pamiętam, czy pisałem na forum o "Historii małżeńskiej". Moim zdaniem jest to mocny, momentami wręcz dojmujący film. Świetnie zagrany. Adam Driver był fenomenalny. Statuetkę dla najlepszego aktora zgarnął wczoraj Joaquin Phoenix za Jokera, ale myślę, że gdyby przyznano ją "Charliemu", też nikt by się nie obraził. W moich oczach Driver zyskał bardzo wiele.
Przy okazji, widział ktoś "Pasożyta"?
To że "Irlandczyk" nie dostał żadnego Oskara, nie znaczy, że jest złym filmem.
Ale jest trochę filmem oldskolowym. Statyczność, powolna narracja, niekończące się potyczki dialogowe, tak dziś się filmów raczej nie robi, więc nie spodziewałem się, że na "Irlandczyka" spadnie deszcz Oskarów. No i ten czas projekcji. Na fabułę za długi, na mini serial za krótki, trochę dziwadło. Gdyby taka formuła się sprawdzało, więcej filmów kręcono by w ten sposób.
Gdyby istniała recepta, jak stworzyć arcydzieło, mielibyśmy same arcydzieła. W idealnym świecie. Tak jednak nie jest. Co do dziwadła, nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. "Irlandczyk" z pewnością mógł być krótszy i być może tylko by na tym zyskał. w historii kina roi się jednak od znakomitych filmów, które trwają trzy lub prawie trzy godziny. Że przytoczę tylko pierwsze z brzegu "Pulp fiction", "Czas apokalipsy", "Łowcę jeleni" czy "Ojca chrzestnego". Być może miałeś na myśli to, że w połączeniu z oldschoolową "akcją" taki format Ci nie pasuję. Tego nie napisałeś, więc usiłuję zgadnąć, co miałeś na myśli. Jestem w stanie to zrozumieć.
Co do powolnej narracji, nieustannych dialogów, formy czy stylu, zgoda. Napisałem zresztą o tym w poście powyżej. I jeszcze jedno. Być może "Irlandczyk" nie przypadł Ci do gustu, ponieważ nie dostrzegłeś w nim tego, co mnie tak mocno uderzyło - opowieści o przemijaniu i zmienności ludzkiego losu.
Być może "Irlandczyk" nie przypadł Ci do gustu, ponieważ nie dostrzegłeś w nim tego, co mnie tak mocno uderzyło - opowieści o przemijaniu i zmienności ludzkiego losu.
Hej, jak to nie przypadł? Jak to nie dostrzegłem opowieści o przemijaniu? Przecież ten wątek otwiera moja recenzja, a w niej następujące konkluzje:
To też kino gangsterskie, ale pełne refleksji, rozliczeń z własnym sumieniem, nieśpieszne, opowiadane z dystansu do życia, które przeminęło.
Dobry ale cholernie długi film (3 i pół godziny). Skrócenie tej historii dobrze by jej zrobiło.
Fakt. Przeczytałem Twoją recenzję raz jeszcze, bo chyba lekko wywietrzała mi z głowy. A może wątek przemijania wybrzmiał w niej niezbyt intensywnie 😉 Biję się pierś.
Chyba w końcu obejrzę, może jutro albo pojutrze mi się uda.