Zmarł Mariusz Walter (85l). Urodził się we Lwowie w 1937 roku. W czasach słusznie minionych był dziennikarzem i aktywnym działaczem PZPR, później jeszcze producentem żeby w 1984 roku założyć z Wejchertem ITI i wreszcie TVN. Przez ITI był przez pewien czas jednym z właścicieli Legii.
Twtter is a day by day war
@pawelk dość symboliczna data dziś....
Płakać po nim nie będę. Ale mimo wielkiego ego potrafił z Legii wyjść gdy się okazało, że nie dla niego. W przeciwieństwie do obecnego właściciela.
A data... dobrze pasuje do MW.
Twtter is a day by day war
Ciekawa postać z ciekawą teczką. Niestety w teczce tej grzebali dotychczas ci, do których nie mam zaufania za grosz, więc nie bardzo wiem co mam o nim myśleć.
potrafił z Legii wyjść
Ale stadion trochę dzięki niemu. Stadion szyty na miarę
Ale stadion trochę dzięki niemu. Stadion szyty na miarę
pewnie tak
Twtter is a day by day war
Nie wiem dokładnie czy to dzisiaj, czy jutro, czy dokładnie o północy ta smutna rocznica. Ale zapalam świeczkę nie tylko dla Tomka. Również dla tych wszystkich, którzy nie wytrzymali lub nie wytrzymują ciśnienia Świąt, gdyż dla wielu jest to czas ogromnej pustki, rozczarowania, jakiś frustracji wylewanych na TT. Ale zapalam świeczkę również dla tych, którzy są na krawędzi, by ich oświecić, że już za chwilę Święta, Święta i po Świętach... zresztą co tu dużo gadać. Trzeba żyć. Warto żyć. Nadzieja umiera ostatnia.
To prawda, 24 grudnia to dzień kiedy samotność doskwiera chyba najbardziej. Jestem trochę wściekły na Ogrodnika, że swoją marną kreacją zamazał mi wizerunek Tomka jakiego pamiętałem.
W kwestii samobójstw (słuchałem kiedyś audycji na PR2 na ten temat z jakąś panią specjalistką) najgorsza jest ponoć wiosna. Przyroda budzi się do życia, wszyscy są pełni nadziei na pozytywne zmiany i na tym tle osoby w depresji popadają w jeszcze większa depresję.
Emilan Kamiński, 70 lat...
Twtter is a day by day war
Bardzo go kiedyś lubiłam. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy to był teatr, film czy koncert, ale dawno, dawno temu zrobił na mnie duże wrażenie i od tamtej chwili zawsze uważałam go za kogoś niezmiernie ciepłego i sympatycznego. Nawet kiedy rola temu przeczyła...
Moje pierwsze skojarzenie z Emilianem Kamińskim, to "Szaleństwa Panny Ewy".
Podobnie jak Maruta, odbierałam go zawsze jako ogromnie sympatycznego i pozytywnego faceta.
Bardzo fajne wspomnienie zamieścił dziś na swoim profilu na FB Łukasz Orbitowski:
"Zmarł Emilian Kamiński. Miał 70 lat.
Spotkaliśmy się tylko raz, ale bardzo dobrze go pamiętam. Był gościem mojego programu "Dezerterzy". Kręciłem trochę nosem na te nagrania, nie dlatego, że miałem coś do pana Emiliana. Po prostu dyrektor mieszczańskiego teatru niezbyt pasował do punkowej formuły.
Przyszedł, zaczęliśmy rozmowę. Poruszyłem problemy teatru Kamienica, który chciano mu odebrać. Nie wchodząc w szczegóły, trudności były potężne i rozwleczone w czasie. Zapytałem pana Emiliana czy myślał kiedyś aby się poddać, a on, ten elegancki, łagodny człowiek nagle stężał, urósł w oczach i zaczął niemal ryczeć, że jak to się poddać, o tym w ogóle nie ma mowy, taka myśl nie przeszła mu przez głowę, jak człowiek walczy o słuszną sprawę to nie składa broni, prędzej umrze nim opuści dłonie. Tak właśnie ryczał, walił pięściami w stół, wspaniały, oszałamiający w swym słusznym gniewie. Pomyślałem sobie: kocham cię chłopie. Cząstkę tej miłości zachowałem w sercu do dziś.
Dziś odszedł dzielny, nieustraszony człowiek, który zrobił dzieciństwo całemu pokoleniu. Dzień, w którym umiera Pumba to bardzo smutny dzień."
Być może nie jest to do końca temat na to forum, ale po trosze tak, chyba jednak jest. Dziś podano informację o śmierci Andrzeja Iwana. Piłkarza. Alkoholika. Człowieka zagubionego. Człowieka cenionego i lubianego. Boiskowego walczaka. A dlaczego na tym forum? Ponieważ "Spalony", opowiadająca właśnie o "Ajwenie", to jedna z bardziej wstrząsających książek biograficzno-okołosportowych, jaką czytałem. Jakiś czas temu świetnie napisana przez Krzysztofa Stanowskiego, znanego dziennikarza sportowego. A tu jest ciąg dalszy. Niejako życie dopisało.
O samobójach było nomen omen ostatnio, tuż przed świętami. A jeśli nie czytaliście "Spalonego" to przeczytajcie. A na pewno ów finalny rozdział.
Czytałem "Spalonego", a teraz przeczytałem ten zalinkowany epilog. Tak, to szczera do bólu spowiedź człowieka, który miał pod górkę z życiem. Andrzeja Iwana pamiętam z czasów jego sportowych sukcesów. Był przecież w składzie reprezentacyjnej ekipy, która zdobyła brąz na Mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, a to był najważniejszy Mundial w moim życiu. Do dzisiaj pamiętam emocje jakie mi przyniósł. Ale nawet wtedy Andrzej Iwan, nie był tym piłkarzem, którego naśladować chcą chłopcy z podwórka. Każdy chciał być Bońkiem, Latą, Smolarkiem, ale Iwanem, nikt. A potem zniknął mi z pola widzenia. Pojawił się w nim ponownie właśnie za sprawą autobiografii ("Spalony") napisanej z pomocą Krzysztofa Stanowskiego. Kontekst jego śmierci wydaje się jasny, kolejna próba samobójcza, tym razem udana. Ale czy na pewno? Nie znalazłem oficjalnej informacji.
Póki co oficjalnie nie podali. Zresztą co za różnica. Marskość wątroby to też jakaś forma samobója
Zmarł Edson Arantes do Nascimento czyli największy piłkarz na świecie Pele.
Bohater brazylijskich biedaków, który dotarł na szczyt zaczynając od noszenia walizek pasażerów na dworców kolejowych. Gdy już był wielki, został oszukany przez "inwestorów", którym powierzył majątek. Ale cały czas pozytywny człowiek.
Twtter is a day by day war
Wielki żal, gdy gaśnie taka postać… Wielowymiarowa, bo przecież Pelé nie był tylko fenomenalnym piłkarzem. Był bohaterem, latarnią i nadzieją dla milionów biednych Brazylijczyków. Natchnieniem dla milionów dzieciaków, którzy marzą o lepszym życiu.
Pele! Piłkarz, który skończył karierę zanim ja zainteresowałem się piłką, więc tak naprawdę nigdy nie widziałem go w akcji. Maradonnę widziałem i może dlatego nie wydaje mi się nadzwyczajny. A Pele, wiadomo. Król futbolu.
zmarł ex-papież Benedykt XVI, 95 lat.
Twtter is a day by day war
zmarł ex-papież Benedykt XVI, 95 lat.
Spodziewano się tego w ostnicach dniach.
Wielki żal, gdy gaśnie taka postać… Wielowymiarowa, bo przecież Pelé nie był tylko fenomenalnym piłkarzem. Był bohaterem, latarnią i nadzieją dla milionów biednych Brazylijczyków. Natchnieniem dla milionów dzieciaków, którzy marzą o lepszym życiu.
Zupełnie nic nie wiem o jego historii a brzmi, że warto ją znać.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"