Wyobrażacie sobie taką sytuację dzisiaj?
No właśnie chyba już nie. Zastanawiam się skąd i kiedy to się tak zmieniło....
Ale rzeczywiście było tak, że często trzeba było iść nogami, bo coś nie jeździło, człowiek zamarzał dosłownie w czasie tej drogi, sople z noska zwisały jak nic.....a jakoś nie chorował i w ogóle było to normalne, że tak jest. Mówię z perspektywy dzieciaka.
Dzisiaj jako, że telefony nie są na kablu, mamy kontakt z każdym w każdym miejscu i wiemy, że się spóźni i że zamieć nawet nie patrząc przez okno, tylko najpierw dzwoniąc z zapytaniem: "gdzie jesteś?"
Chyba ze dwa lata temu albo jeszcze wcześniej, jak w Gdańsku nagle zima zaskoczyła wszystkich i tramwaj odmówił dalszego biegu, to wszyscy ludzie zanim wysiedli z pojazdu już dzwonili po świecie z informacją, że się spóźnią, że nie przyjadą, że ich nie będzie.....No takie czasy.
Mnie ta zmiana uderzyła jakieś 8-10 lat temu i niejako zewnętrznie, bo sama wolniej się przestawiałam. I nie chodziło o żadne dramatyczne okoliczności. Po prostu byłam na koncercie plenerowym, wyciszyłam telefon i przez kilka godzin (3-4, nie dobę) go nie sprawdzałam. Okazało się, że w tym czasie dzwoniła do mnie mama, a kiedy oddzwoniłam była wręcz obrażona, że nie odebrałam. Przypomniałam sobie wtedy, że kilka lat wcześniej, przed komórkami, mieszkałam w akademiku, telefon do dzwonienia na zewnątrz był w holu, na kartę i prawie zawsze stała do niego kolejka. A telefon "do wewnątrz" był jeden na piętrze, dzwonił, odbierała przypadkowa osoba, która szła szukać osoby, do której dzwoniono... Wyobrażacie sobie, jak wyglądało to procentowo. A przecież jeszcze wcześniej telefony wcale nie były oczywistością...
No właśnie chyba już nie. Zastanawiam się skąd i kiedy to się tak zmieniło....
Zmieniło się od kiedy zaczęto powszechnie używać telefonów komórkowych. Wtedy też zaczęły się zmieniać standardy umawiania się na spotkania, wizyty. Naturalna kolej rzeczy. Jeśli kiedyś się z kimś umówiło i nie dotarło się na spotkanie to druga osoba zastanawiała się co mogło się stać, że ta pierwsze nie dotarła. Nie było telefonów komórkowych, mogło się wydarzyć coś nieprzewidzianego i nie było jak poinformować o odwołaniu spotkania. Teraz byłby to duży nietakt i powód do obrażenia się. Tak samo zresztą w kwestii składania wizyt. Po prostu wpadało się do rodziny bądź znajomych znienacka. Teraz byłby to nietakt. Oczekiwane jest żeby się zapowiedzieć, ponieważ każdy ma taką możliwość.
Co do zimy to pamiętam pewnego sylwestra jak jeszcze byłam w liceum, gdzieś w okolicach 2006 roku. Tak przywaliło śniegiem, że na imprezę szłam w zaspach po same kolana. Chyba były też wtedy prawie trzydziestostopniowe mrozy. Z jednej strony trochę brakuje mi takich zim, ale z drugiej wtedy byłam dzieckiem i koszty ogrzewania nie były moim zmartwieniem.;)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Przypomniałam sobie wtedy, że kilka lat wcześniej, przed komórkami, mieszkałam w akademiku, telefon do dzwonienia na zewnątrz był w holu, na kartę i prawie zawsze stała do niego kolejka. A telefon "do wewnątrz" był jeden na piętrze, dzwonił, odbierała przypadkowa osoba, która szła szukać osoby, do której dzwoniono...
Pamiętam, że będąc na wakacjach umawiałam się z moją mamą, że o konkretnej godzinie będę czekać przy budce telefonicznej, do której ona zadzwoni. Wiele osób tak robiło.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Pamiętam, że będąc na wakacjach umawiałam się z moją mamą, że o konkretnej godzinie będę czekać przy budce telefonicznej, do której ona zadzwoni. Wiele osób tak robiło.
Tylko skąd te osoby znały numer budki? Nie pamiętam żeby były podane numery budek, przynajmniej nie w latach 80 i nie w oczywisty sposób.
Naturalna kolej rzeczy. Jeśli kiedyś się z kimś umówiło i nie dotarło się na spotkanie to druga osoba zastanawiała się co mogło się stać, że ta pierwsze nie dotarła.
Z ciekawostek, przeglądałem korespondencję mojego taty przed ich wrzuceniem do niszczarki i były tam listy "spotkajmy się pojutrze w kawiarni NAZWA" i poczta w latach 50 takie listy dostarczała przed spotkaniem 🙂
Tylko skąd te osoby znały numer budki? Nie pamiętam żeby były podane numery budek, przynajmniej nie w latach 80 i nie w oczywisty sposób.
W latach 80 na stówę nie było numerów budek w Polsce. Ja tak w tym czasie rozmawiałem z mamą ale będąc w Anglii.
Twtter is a day by day war
Kustosz, ja piszę o latach 90. Wydaje mi się, że numer telefonu był naklejony na danym automacie, ale przy okazji dopytam mamy.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Jest i Iława! 🙂
Ta w Białej Podlaskiej mi się podoba jako ewentualny "domek" 🙂
Piszą, że tanio. Czy ja wiem? Jeszcze parę lat temu w takich cenach można było sobie nabyć pałacyk na Mazurach albo na Dolnym Śląsku, tyle, że oczywiście kupa kasy do włożenia w renowację i to pod konserwatorem zabytków. Ale i tutaj włożyć trzeba nie mało i konserwator też na pewno trzyma łapę.
Zawsze mi się marzyła taka wieża ciśnień! No, ale na marzeniach się skończy.
Jak sobie pomyślę ile kasy trzeba mieć na to żeby taki obiekt zmodernizować i przystosować do funkcji mieszkalnej, to dochodzę do wniosku, że nigdy nie będzie to w moim zasiegu. A do tego użeranie się o wszystko z konserwatorem zabytków, to byłaby jakaś masakra.
Piszą, że tanio. Czy ja wiem?
Dokładnie. Nie wiem ile zarabiają redaktorzy onetu ale muszą sporo.
Twtter is a day by day war
Już dawno przestałam zwracać uwagę na to, co portale uznają za "tanie". Za dużo nerwów. Teraz wściekam się głównie w okolicach świąt, kiedy propozycje prezentów pod choinkę ograniczają się do obiektów za sporą część mojej pensji. Nie wiem, czy to kwestia zarobków, czy po prostu mają jakieś wytyczne, by pisać jakby wszyscy czytelnicy byli bogaci.
Określenia "drogo" lub "tanio" nie są wartościami bezwzględnymi, tylko w pewnym tam sensie odniesieniami do jakiejś średniej.
Są tam wieże to kupienia za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Za tyle to się nie kupi nawet domu jednorodzinnego w stanie surowym. Można więc powiedzieć że to jest tanio. Oczywiście, koszt adaptacji będzie spory. Pewnie summa summarum wyjdzie tyle co wybudowanie domu albo i więcej. Ale szacun na dzielni za mieszkanie w takiej miejscówce bezcenny 🙂 Jak ktoś ma kasę (kredyty) i jest odważny, to może się o coś takiego pokusić.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Ale szacun na dzielni za mieszkanie w takiej miejscówce bezcenny
Ale widziałeś w jakich miejscach cena wynosi kilkadziesiąt tysięcy? Sądzę, że gdyby ktoś w Ocyplu kupił tę wieżę i tam zamieszkał to by był traktowany jak dziwak, szacunek chyba obok tego nie stał.
Twtter is a day by day war
W Polskim Ładzie jest bardzo korzystna ulga dla osób kupujących i remontujących zabytki.
Za sprawą wprowadzonej w ramach Polskiego Ładu ulgi podatkowej możemy odliczyć wydatek poniesiony na nabycie pałacyku (nie więcej niż 500 zł za każdy 1 m kw. powierzchni użytkowej — maksymalnie 500 tys. zł rocznie).
Ponadto możemy odjąć 50 proc. wydatków na usługi budowlane, renowację czy konserwację. Jak podaje Jowita Pustuł, nie obowiązuje tu żaden limit. Jeśli wydamy 2 mln zł — odliczymy 1 mln. Kiedy nasze wydatki wyniosą 10 mln zł — odliczymy 5 mln zł.
Nie zastanawiajcie się za długo nad zakupem, bo was zaraz ktoś ubiegnie 😀
W Polskim Ładzie jest bardzo korzystna ulga dla osób kupujących i remontujących zabytki.
Dziś jest, jutro może jej nie być.
"Pałacyk plus" już działa 😉
https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/palacyk-plus-gigantyczne-zainteresowanie-zabytkami/9djmwfj
Mocno u Was wieje?
Trzymajcie się ciepło i najlepiej siedźcie w domu. I czytajcie książki 🙂
Lub oglądajcie filmy. Dzisiaj o 20 na TVP Kultura będzie film "Podróż na sto stóp". Nie widziałam go jeszcze, a podobno fajny. Ktoś z Was oglądał? W roli głównej Helen Mirren.
Mocno u Was wieje?
A weź. U sąsiada już złamało potężną sosnę. Mam nadzieję, że bliżej końca i przejdzie ta wichura.
Twtter is a day by day war