To miasto, które można "dopasować" do niemal każdego wieku...
Co o tym myślicie?
Nie wiem jak matka starała się przekazywać wiedzę, ale myślę, że sposób jest podstawą. Ja bym np. próbował wpierw pokazać/przeczytać dzieciom filmy/książki, które by później wiązały się z odwiedzanymi miejscami. Inaczej dzieci rzeczywiście nie będą zainteresowane, tak jak podczas naszego zwiedzania zamku w Wiśniczu, gdzie główną atrakcją było wsadzanie głowy do jarmarcznego stojaka z figurą rycerza czy kogoś tam. W pozostałych miejscach to był pisk, gadanie, zagłuszanie przewodniczki i plątanie się ludziom pod nogami.
Twtter is a day by day war
Mnie zirytowało właśnie to podsumowanie matki, która stwierdziła, że Kraków nie jest odpowiednią opcją dla siedmiolatków, co uważam za bzdurę. Pewnie, pokazuje się im i mówi inne rzeczy niż piętnastolatkom, ale to nie znaczy, że nie ma co pokazać i powiedzieć. Co więcej, miałam skojarzenia z naszą dyskusją o szkolnych wycieczkach w góry. Może problemem jest to, że rodzice nie uczą dzieci takiej formy poznawania świata, zaczynając od czegoś małego - najbliższa okolica, bajka na dobranoc? I nagle decydują się na "poważną" wycieczkę, do której dzieci nie są przygotowane.
Z drugiej strony inna scenka - dziecko jakieś 3 latka (nie mam wyczucia) i mama: "o, ten dom jest zbudowany z cegieł, a ten mur z dużych kamieni. A gdzie jeszcze są kamienie?".
Wybrałam się do Krakowa na mały zjazd koleżeński. Przy okazji połaziłam trochę po Starym Mieście i tam natknęłam się na sytuację, która mnie zirytowała, ale i zdziwiła.
Otóż mijałam parę z dwiema dziewczynkami, wiek wczesnoszkolny. Akurat dość długo miałam ich w zasięgu słuchu. Matka próbowała coś opowiadać i pokazywać (nie naukowo), dziewczynki zareagowały fochem, protestami, a w końcu piskiem (?). Matka rzuciła do ojca coś w stylu "co to za pomysł, żeby siedmioletnie dzieci zabierać do Krakowa".
Przyznam, że poczułam się mocno zaskoczona. Po pierwsze, ponad rok wcześniej byłam w Krakowie z 5,5 letnim siostrzeńcem i wycieczka była bardzo udana. Po drugie - na długi weekend wszędzie zjechało dużo dzieci w różnym wieku i prawie wszystkie wydawały się zadowolone. Po trzecie, siedem lat zawsze wydawało mi się takim początkiem "starszego dzieciństwa", a zachowanie (ale też reakcje) dziewczynek przywodziło na myśl przedszkolaki... No i po czwarte, Kraków to nie Auschwitz ani muzeum sztuki współczesnej, do którego trzeba dorosnąć. To miasto, które można "dopasować" do niemal każdego wieku...
Co o tym myślicie?
Ludzie są różni. Dzieci to też ludzie więc tak samo są różne. Są tacy, którzy lubią wycieczki objazdowe autokarem a mnie na przykład na taką wycieczkę można byłoby wysłać wyłącznie za karę. To po pierwsze. Po drugie dla dzieci z pewnością nie są odpowiednie zbyt intensywne wycieczki. Być może rodzinka, którą spotkałaś łaziła już piątką godzinę po Krakowie? A może nie dość, że piątą godzinę to jeszcze drugi dzień? Dzieci bardzo szybko się nudzą. Po trzecie, małe dzieci interesują się w takich razach bardziej lodami, goframi czy watą cukrowa, zwiedzanie postrzegając raczej jako cenę, którą za te atrakcje trzeba zapłacić. Po czwarte program wycieczki ma duże znaczenie. Przejazd bryczką po starówce czy opowieści o smoku wawelskim przyjmą znacznie lepiej niż zwiedzanie kościoła mariackiego.
Podsumowując, nie sądzę żeby wycieczka do Krakowa dla 7 letnich dzieciaków była jakąś super atrakcją. Zwłaszcza w listopadzie.
Podsumowując, nie sądzę żeby wycieczka do Krakowa dla 7 letnich dzieciaków była jakąś super atrakcją. Zwłaszcza w listopadzie.
Siedmiolatkowi do szczęścia wystarczy smartfon.
Siedmiolatkowi do szczęścia wystarczy smartfon.
Tak, ale siedmiolatkowi nie należy jeszcze dawać smartfona a poza tym nie rozmawiamy chyba o wyborze, którego dokonałby siedmiolatek tylko o wyborach, których dokonują dorośli żeby życie dziecka nie ograniczało się wyłącznie do smartfona.
Sądzę, że to kwestia nie samej wycieczki tylko całego wychowywania. Doskonale widać, które dzieciaki z rodzicami poznają świat wokół a którym daje się np. smartfon, żeby nie zdawało głupich pytań. Jeśli od wczesnego dzieciństwa nie zainteresujemy dzieci tym co widzimy, to próżno nagle wymagać lub oczekiwać, żeby samo z siebie było zainteresowane. Małe dzieci bywają kapryśne, szybko się nudzą i są zniechęcone więc odpowiednie dawkowanie wrażeń jak najbardziej ma sens. Starszym dzieciom oprócz pokazywania budynków i opowieści o tym co widzą chyba bardziej przydaje się uczestniczenie w wydarzeniu i fizyczne zetknięcie się z historią. A to, że prawie każdą grupę wiekową interesują smakowitości kulinarne, szeroko rozumiane, to chyba żaden grzech a wręcz też okazja do poznania regionalnych wartości.
Mam wręcz wrażenie, że siedmioletnie dziecko łatwiej zainteresować wycieczką, niż nastolatka, nawet takiego przyzwyczajonego do wyjazdów i zwiedzania. Oczywiście, trzeba wykazać się kreatywnością i znajomością atrakcji, a także, a może przede wszystkim własnego dziecka. W takim Krakowie np. jednym bardziej spodoba się Smok Wawelski, innym Wawel, a jeszcze inne porwie magia Sukiennic. Oczywiście wszystko z umiarem, czasem na odpoczynek i jedzenie. Wtedy każda wyprawa ma szanse się udać, a dzieciaki będą zadowolone i jeszcze przy okazji może coś ciekawego zobaczą i zapamiętają.
Ludzie są różni. Dzieci to też ludzie więc tak samo są różne. Są tacy, którzy lubią wycieczki objazdowe autokarem a mnie na przykład na taką wycieczkę można byłoby wysłać wyłącznie za karę. To po pierwsze. Po drugie dla dzieci z pewnością nie są odpowiednie zbyt intensywne wycieczki. Być może rodzinka, którą spotkałaś łaziła już piątką godzinę po Krakowie? A może nie dość, że piątą godzinę to jeszcze drugi dzień? Dzieci bardzo szybko się nudzą. Po trzecie, małe dzieci interesują się w takich razach bardziej lodami, goframi czy watą cukrowa, zwiedzanie postrzegając raczej jako cenę, którą za te atrakcje trzeba zapłacić. Po czwarte program wycieczki ma duże znaczenie. Przejazd bryczką po starówce czy opowieści o smoku wawelskim przyjmą znacznie lepiej niż zwiedzanie kościoła mariackiego.
Podsumowując, nie sądzę żeby wycieczka do Krakowa dla 7 letnich dzieciaków była jakąś super atrakcją. Zwłaszcza w listopadzie.
Kustoszu, przecież właśnie o to mi chodzi, że wszystko zależy od podejścia i przygotowania. Podkreślałam, że zaskoczyła mnie głównie wypowiedź matki, która stwierdziła, że Kraków (całościowo) nie nadaje się dla siedmiolatków, bez refleksji, że można było inaczej przygotować wycieczkę.
Z listopadem częściowo się zgadzam, ale o pięciu godzinach nie ma mowy, to była może 11 rano.
Podkreślałam, że zaskoczyła mnie głównie wypowiedź matki, która stwierdziła, że Kraków (całościowo) nie nadaje się dla siedmiolatków, bez refleksji, że można było inaczej przygotować wycieczkę.
Trudno ludzi oceniać po jednej wypowiedzi. Może była już zmęczona jęczeniem dzieciaków i miała dość wszystkiego:) Ja w każdym razie nie jestem wielkim fanem zwiedzania, również szybko się tym nudzę więc jestem w tej kwestii wyrozumiały:)
Czy takie teksty pasowały by na Portal:
http://cudartenka.blogspot.com/2021/11/bezawki-i-tajemnice-zamkowego-wzgorza.html
Czy takie teksty pasowały by na Portal:
http://cudartenka.blogspot.com/2021/11/bezawki-i-tajemnice-zamkowego-wzgorza.html
pewnie że tak
Twtter is a day by day war
To mogę spytać autorkę, czy zechce do nas dołączyć.
To mogę spytać autorkę, czy zechce do nas dołączyć.
Zapytaj, zapytaj, koniecznie 🙂
Czy takie teksty pasowały by na Portal
Jak najbardziej.
To mogę spytać autorkę, czy zechce do nas dołączyć.
Pytaj, pytaj, jak będziesz skuteczny zostaniesz Szefem Departamentu Headhuntingu ZNienacka:)
Czy takie teksty pasowały by na Portal:
http://cudartenka.blogspot.com/2021/11/bezawki-i-tajemnice-zamkowego-wzgorza.html
Ładne jesienne barwy na zdjęciach. Też uważam, że pasowałyby.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Każdy tak umie. Wystarczy skorzystać z zabawki stworzonej przez Bibliotekę Narodową.
Dzień stanowczo się już wydłużył, bo psa biorę na spacer bez latarki. Ale ranek niestety mnie nie napawa optymizmem.
Za to dzisiaj jest wicher, że berety spadają. Czekam, aż prąd wyłączą.....bo zawsze wyłączają. Koleżanka idąc dzisiaj do pracy dostała gałęzią po głowie a mi samochodem trzęsło, że strach.