Na Przymorzu przy Leclercu strzyga za 25 dokładnie.
Na Przymorzu przy Leclercu strzyga za 25 dokładnie.
To w Warszawie chyba tylko na drewnianym taborecie na bazarku.
Twtter is a day by day war
A to sknerusy:) Mnie nauczono, że w knajpie i u fryzjera napiwek się daje. W knajpie różnie bywa z obsługą więc daję albo nie daję, ale u fryzjera zawsze. A jak nie mam drobnych, następnym razem daję w podwójnej wysokości. Inna rzecz, że teraz nie są to wysokie kwoty. Kiedyś strzygłem się w bardziej kosztownych miejscach, teraz zbyt wiele do strzyżenia nie ma więc chodzę w Nieporęcie i usługa kosztuje... uwaga Pawle... 20 zł. Z napiwkiem płacę od 25 do 30 zł, zależy jak tam się akurat ułoży.
usługa kosztuje... uwaga Pawle... 20 zł. Z napiwkiem płacę od 25 do 30 zł, zależy jak tam się akurat ułoży.
Wiesz, chyba nie będę jeździł do Nieporętu, żeby zapłacić 20 złotych 🙂
Twtter is a day by day war
Ja ogólnie jestem przeciwko napiwkom jako formie sformalizowanego wynagradzania za usługę. Mało co denerwuje mnie tak, jak argument "ale oni żyją z napiwków" - no to właśnie nie jest w porządku. Napiwek powinien być opcjonalnym dodatkiem kiedy
a) klient jest naprawdę zadowolony z obsługi/usługi
b) klient otrzymuje coś "ekstra" (niekoniecznie w formie materialnej) albo jego zamówienie przekracza normę. Przykładowo - zamawiam zakupy z dostawą, cena dostawy jest stała, ale akurat zamówiłam 5 zgrzewek wody i 10 kg ziemniaków plus normalne zakupy.
W innych sytuacjach wynagrodzenie leży po stronie pracodawcy i przerzucanie go na klienta to oszustwo i szantaż moralny. To już uczciwiej wypada włoskie coperto, bo klient z góry wlicza je w cenę usługi.
W innych sytuacjach wynagrodzenie leży po stronie pracodawcy i przerzucanie go na klienta to oszustwo i szantaż moralny.
Też tak uważam, dlatego zdziwiło mnie stwierdzenie, że dawanie napiwków fryzjerom to norma.
Kiedyś strzygłem się w bardziej kosztownych miejscach, teraz zbyt wiele do strzyżenia nie ma więc chodzę w Nieporęcie i usługa kosztuje... uwaga Pawle... 20 zł.
Muszę też stwierdzić, że jest to chyba najlepsza fryzjerka z jakiej usług do tej pory korzystałeś.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Ja ogólnie jestem przeciwko napiwkom jako formie sformalizowanego wynagradzania za usługę. Mało co denerwuje mnie tak, jak argument "ale oni żyją z napiwków" - no to właśnie nie jest w porządku. Napiwek powinien być opcjonalnym dodatkiem kiedy
a) klient jest naprawdę zadowolony z obsługi/usługi
b) klient otrzymuje coś "ekstra" (niekoniecznie w formie materialnej) albo jego zamówienie przekracza normę. Przykładowo - zamawiam zakupy z dostawą, cena dostawy jest stała, ale akurat zamówiłam 5 zgrzewek wody i 10 kg ziemniaków plus normalne zakupy.
W innych sytuacjach wynagrodzenie leży po stronie pracodawcy i przerzucanie go na klienta to oszustwo i szantaż moralny. To już uczciwiej wypada włoskie coperto, bo klient z góry wlicza je w cenę usługi.
Ja nie patrzę na to w ten sposób. Napiwki w knajpie i u fryzjera są elementem zwyczajowym wynikającym z jakiejś tam tradycji i już. Oczywiście nie daję kiedy nie jestem zadowolony z usługi dlatego w knajpach zdarza się to dość często a u fryzjera praktycznie nigdy bo mam swoją stałą fryzjerkę, którą również Milady doceniła:)
Napiwki w knajpie i u fryzjera są elementem zwyczajowym wynikającym z jakiejś tam tradycji i już.
Z tą tradycją to chyba ciut na wyrost, ponieważ z przeprowadzonego przeze mnie sondażu póki co wynika, że napiwki dla fryzjera nie są czymś zwyczajowym. Chyba, że jest to jakaś mazowiecka tradycja.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Chyba, że jest to jakaś mazowiecka tradycja.
na bogato! A poważnie, fryzjer(ka) też może być miły lub tylko ogarnąć usługę. Generalnie, głównie panie, przyzwyczajają się do "swoich" fryzjerek/fryzjerów i napiwek jest formą wynagradzania za to, że czują się w zakładzie dobrze.
Oczywiście nie daję kiedy nie jestem zadowolony z usługi dlatego w knajpach zdarza się to dość często a u fryzjera praktycznie nigdy
Bo żeby zostać fryzjerem/fryzjerką trzeba jednak coś umieć i sporo praktykować, ci, którzy przychodzą z ulicy szybko odpadają bo ludzie nie chcą się u nich strzyc. W przypadku kelnerów to pewnie teraz 90% jest z ulicy ale rzadko wybiera się knajpę ze względu na kelnerów, chyba by musiał na Twoich oczach napluć do talerza żeby kategorycznie zrezygnować z kolejnej wizyty. Więc tutaj jest spory rozstrzał pomiędzy ludźmi, którzy o klienta zadbają i tymi, którym się nie chce. No i do decyzji o napiwku dochodzi jeszcze smak i temperatura potraw, które są zazwyczaj niezależne od kelnerów.
BTW, w Japonii nie daje się napiwków. Dlatego cały czas ciekawi mnie fragment "Wasabi", gdzie główny bohater daje napiwek chłopcu hotelowemu, pomimo że, zgodnie ze scenariuszem, mieszkał w Japonii przez lata. Nie wiem czy to się zmieniło czy to błąd scenarzysty.
Twtter is a day by day war
! A poważnie, fryzjer(ka) też może być miły lub tylko ogarnąć usługę. Generalnie, głównie panie, przyzwyczajają się do "swoich" fryzjerek/fryzjerów i napiwek jest formą wynagradzania za to, że czują się w zakładzie dobrze.
No właśnie. Nasze dobre samopoczucie nie jest składową usługi fryzjerskiej. Możemy oczekiwać jako normy uprzejmości, delikatności czy czystości, ale przyjazne podejście i miła atmosfera to wartość dodana, za którą możemy podziękować napiwkiem. Przy czym takie zachowanie usługodawcy działa też na jego korzyść, bo zapewnia stałych klientów.
W restauracji czy kawiarni napiwki są dla mnie czymś oczywistym. Przy czym powody są różne. Jesli kelner czy kelnerka są profesjonalistami, nie wyobrażam sobie nie zostawić napiwku, choć znam takich, którzy mówią, gdy jesteśmy razem: „dałeś napiwek, więc swoje już zarobił/a”.
Często bywamy w restauracji, w której pracuje kelner ze szkoły Stefana Lawera, znajomego Henryka Worcella, autora „Zakletych rewirów”. Przed wojną panowie Worcell i Lawer pracowali wspólnie w ekskluzywnych hotelach. Wracając do meritum, rzeczony kelner jest klasą samą w sobie. Warto przychodzić do tej restauracji dla niego 😉 To jest chyba to coś ekstra, o czym pisała Maruta.
Napiwki zostawiam jednak także młodym ludziom, którzy - często bez wyboru, nawet przypadkowo - dorabiają w restauracjach i barach. O ile są oczywiście wystarczająco inteligentni, by nie demonstrować, że pracują za karę.
Jeśli coś jest nie tak, napiwku nie zostawiam. W jakimś sensie pełni on zatem funkcję komunikacyjną, choć z reguły staram się opatrzyć daną sytuację komentarzem.
Napiwków u fryzjera nie zostawiam. Prawdę mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W kwestii ceny męskiego strzyżenia mam trochę inne doświadczenia… 70 zł, bez żadnych szaleństw.
Moje skąpstwo fryzjerskie zaczęło się dawno temu, gdy każda złotówka miała dla mnie znaczenie i przeliczana była na szaleństwa młodości. Stwierdziłem, że skoro tnę się na zapałkę, to w zasadzie kunszt fryzjerski nie jest do tego potrzebny. Zakupiłem wówczas maszynkę za 15 zł, która służyła mi blisko 10 lat i golę się sam. Pobieżnie policzyłem, że powinienem w ten sposób zaoszczędzić przez te lata ok. 5000 zł. Ciekawe gdzie są te pieniądze? 🤔
Co do restauracji, to chadzam rzadko, ale staram się wtedy zostawić napiwek ok. 10%. O ile oczywiście kelner mnie nie wnerwi, a smak potraw jest zgodny z oczekiwaniem.
Fryzjerom zostawia się 20%, tak poucza lifestylowy "Glamour". A żeby było to bardziej naturalne taki (przykładowo) seth powinien za swoje strzyżenie płacić banknotem stuzłotowym dodając "Reszty nie trzeba".
Co mi przy okazji przypomniało, że ja jednak raz napiwek fryzjerce dałem. Ale to było przy domowej wizycie u babki i chciała tylko 15 zł, a ja już wtedy za swoje strzyżenie w innym zakładzie płaciłem 20, więc zapłaciłem i jej dwie dychy.
Fryzjerom zostawia się 20%, tak poucza lifestylowy "Glamour".
Patrząc procentowo, moje napiwki to od 25 do 50% kosztu usługi:)
Hebiusie, a jak tłumaczą w tym lifestylowym „Glamour” owe 20% dla fryzjerów, bom ciekaw niezmiernie?
Że taka jest zasada za granicą. Czyli byśmy się dostosowali do standardów cywilizowanego świata.
Pytałem bardziej pod kątem, czemu 20%, a nie załóżmy 30 lub 10? Rozumiem, że o tym nie napisali.
Nie napisali.
Z usług "mojej" fryzjerki korzystam od lat. Właściwie to teraz jest to nasza fryzjerka rodzinna. Nigdy nie dawałam jej żadnych napiwków. Szczerze mówiąc nigdy nie słyszałam, aby ktokolwiek wśród moich olsztyńskich znajomych, takowe napiwki u fryzjera zostawiał.
Dziki, wiewiórki, lisy a nawet łosie. Wszystko to na naszym osiedlu nuda w porównaniu z prawie 2-metrowym jeleniem na balkonie.:) Śliczny jest.:)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"