Osoba niebinarna może łączyć w sobie odczuwanie:
Nie wiem.....kiedyś życie było jakieś prostsze.....
Osoba niebinarna może łączyć w sobie odczuwanie:
Nie wiem.....kiedyś życie było jakieś prostsze.....
Zgadzam się 🙂 zawsze w takich dyskusjach odwołuje się do Eksperymentu Calhouna, i wniosków z niego idących 🙂 zachęcam do lektury
Zgadzam się zawsze w takich dyskusjach odwołuje się do Eksperymentu Calhouna, i wniosków z niego idących zachęcam do lektury
Musiałam sprawdzić na czym dokładnie polegał eksperyment i jednak nie do końca mogę się zgodzić z tym, że ludzkości grozi podobny scenariusz co mysiej populacji, choć oczywiście pewne wzorce się przekładają.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
@milady Szanowna, nie chodzi mi o porównanie 1 do 1 myszy do ludzi, absolutnie.
Bardziej pewna tezę, czy fakt (co też można swobodnie odnotowac w historii ludzi), że ogólny dobrobyt, swoboda, brak zagrożenia są w dłuższej perspektywie destrukcyjne. Przychylają szale wartości z dobra kolektywu na dobro jednostki itp.
Pamiętajmy że ten eksperyment był utopijny z założenia. My, jakkolwiek byśmy się starali aż takiej utopii (w kwestii ogólnego szczęścia i dobrobytu) nie osiągniemy, więc nie ma co traktować tego zero jedynkowo.
Choć oczywiście pewne wnioski można wyciągnąć i porównać. Mnie osobiście najbardziej ciekawi kwestia zmian cech płci. Że te samice myszy przyjmowały cechy samców, i odwrotnie.
Choć nie umiem, jakkolwiek nie wyteze umysłu tego wytłumaczyć. Ani u myszy, ani tym bardziej u ludzi (zakładając rzecz jasna że powody mogą być podobne)
Wrzucilem to bardziej jako ciekawostkę. Nie traktujmy tego dosłownie 😉
ogólny dobrobyt, swoboda, brak zagrożenia są w dłuższej perspektywie destrukcyjne. Przychylają szale wartości z dobra kolektywu na dobro jednostki itp.
Tu się w zupełności zgodzę. Ogólny dobrobyt usypia (albo nawet w ogóle eliminuje) pewne instynkty i jeśli dany gatunek nie wyniszczy się sam to może zostać łatwo zdominowany.
My, jakkolwiek byśmy się starali aż takiej utopii (w kwestii ogólnego szczęścia i dobrobytu) nie osiągniemy, więc nie ma co traktować tego zero jedynkowo.
O, i to jest właśnie ta kwestia, której dotyczy moja niezgoda co do wniosków z tego eksperymentu. Nawet gdybyśmy znaleźli się w zajdlowskim świecie to zawsze będziemy musieli robić coś żeby utrzymać swój względny dobrobyt. Teraz może nie musimy walczyć o pożywienie wychodząc na polowanie, ale musimy pracować a to praca to nie dla każdego utopia.😉
Mnie osobiście najbardziej ciekawi kwestia zmian cech płci. Że te samice myszy przyjmowały cechy samców, i odwrotnie.
Tak, to jest akurat bardzo ciekawe chociaż mnie nie dziwi, ale to już baaardzo głęboki temat do dyskusji.🙂
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
O, i to jest właśnie ta kwestia, której dotyczy moja niezgoda co do wniosków z tego eksperymentu. Nawet gdybyśmy znaleźli się w zajdlowskim świecie to zawsze będziemy musieli robić coś żeby utrzymać swój względny dobrobyt. Teraz może nie musimy walczyć o pożywienie wychodząc na polowanie, ale musimy pracować a to praca to nie dla każdego utopia.
Dokladnie tak. Choć nie wiem, czy tutaj kwestia zgody lub jest braku co do wniosków z eksperymentu będzie właściwym określeniem.
Bo wniosek taki ogólny jest jeden: utopia to powolny upadek.
Reszta to już przemyślenia, porównania które z zasady nie będą dokładne, bo, tak jak tutaj wspólnie przyznaliśmy - taka utopia w naszym świecie jest niemożliwa.
Dlatego dla mnie ten eksperument jest ciekawy w szczegółach, a nie ogóle jako takim. Sam fakt, że te populacje myszy wyginęły w pewnym momencie nie ma większego znaczenia we wnioskach, ciekawsze są zmiany zachowań, cech, priorytetów itp
Reszta to już przemyślenia, porównania które z zasady nie będą dokładne, bo, tak jak tutaj wspólnie przyznaliśmy - taka utopia w naszym świecie jest niemożliwa.
Ano tak, według sjp utopia to: zamiar niemożliwy do urzeczywistnienia. Więc teoretycznie wnioski z tego eksperymentu nie dają się przenieść 1:1 na ludzi.
Ale sam eksperyment oczywiście bardzo ciekawy i wart analizy pod różnymi względami.🙂 Głównie tymi, o których wspomniałeś czyli zmian w funkcjonowaniu, utracie instyktów, zamianie bądź zaniku ról itp.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Eksperyment, o którym tu mowa, w warunkach laboratoryjnych próbuje udowodnić znaną doskonale tezę, że syte społeczeństwa w pewnym momencie zaczynają ulegać degeneracji. Zanikają instynkty samozachowawcze, ogarnia je zgnuśnienia, egoizm i skupienie na własnym komforcie rodzi depopulację, siła zamienia się w słabość. Przykładem jest upadek wielkich cywilizacji, jak upadek Cesarstwa Rzymskiego. Podobne procesy widać też w dzisiejszej Europie. Wizja zalania naszej cywilizacji przez barbarzyńców z południa wydaje się bardzo prawodopodobną. Wieszczył to Jean Raspail w „Obozie świętych”, wieszczył nie tak dawno temu Michel Houellebecq w swojej głośnej powieści „Uległość”.
Zresztą takie tezy to żadna nowość. Już na początku XX-ego wieku pojawiły się koncepcje historiozoficzne, opierające się na założeniu, że świat zachodniej cywilizacji powoli się wypala. Tuż po zakończeniu I-ej wojny światowej ukazała się książka „Zmierzch Zachodu” Oswalda Spenglera, która odwołując się do analogii ze światem przyrody, przyrównała cykl życia społeczeństw do faz rozwoju żywych organizmów - cywilizacje rodzą się, dojrzewają, w końcu starzeją i umierają. W ten sposób, autor tłumaczył dynamiczny rozwój społeczeństw Ameryki i Azji, i jałową stagnację pogrążonej w konsumpcji Europy. Wskazywał też na analogie ze światem antycznym. Imperium Rzymskie, które wydawało się wieczne, upadło ponieważ zdegenerowała się rzymska cywilizacja i kultura. Zniszczono religie, tradycyjne pojęcia i wartości, społeczeństwo popadło w marazm i pogrążyło się w jałowym trwaniu. Ogromne koszty utrzymania imperium, nie efektywny system centralistycznego zarządzania, biurokracja i korupcja, problemy ze ściąganiem danin i podatków spowodowały wewnętrzny kryzys gospodarczy. A z zewnątrz napierały pełne sił witalnych hordy barbarzyńców.
Przeniosłem tu ciekawie rozwijający się offtop z "W meandrach polszczyzny". Czekam na propozycję tytułu wątku.
Przeniosłem tu ciekawie rozwijający się offtop z "W meandrach polszczyzny". Czekam na propozycję tytułu wątku.
" Dokąd zmierzamy? " 😋
Kustoszu, Ty temat Eksperymentu miales rozumiem wcześniej przestudiowany?
Kustoszu, Ty temat Eksperymentu miales rozumiem wcześniej przestudiowany?
Eksperyment nie, ale wpisuje mi się w temat zmierzchu zachodu a kiedyś coś na ten temat pisałem.
Eksperyment, o którym tu mowa, w warunkach laboratoryjnych próbuje udowodnić znaną doskonale tezę, że syte społeczeństwa w pewnym momencie zaczynają ulegać degeneracji. Zanikają instynkty samozachowawcze, ogarnia je zgnuśnienia, egoizm i skupienie na własnym komforcie rodzi depopulację, siła zamienia się w słabość. Przykładem jest upadek wielkich cywilizacji, jak upadek Cesarstwa Rzymskiego. Podobne procesy widać też w dzisiejszej Europie.
No nie wiem. Ten eksperyment można co najwyżej odnieść co do elit, nie do całych społeczeństw. W starożytnym Rzymie były całe masy ludzi, którym żyło się tak dość średnio.
On odnosi się przede wszystkim do statystyki, i uogólnia zachowania społeczne. Zwraca uwagę na trendy wśród osobników, nie na ich klase społeczną.
Z resztą prosty przykład: zapewnienie bezpieczeństwa zapewnia skok przyrostu naturalnego.
Przyrost dotyczy tylko bogaczy? No właśnie zupełnie nie.
Z resztą to że ktoś jest biedny, żyje mu się średnio nie oznacza że nie może wpisać się w takie trendy. Jeżeli masz masę społeczną która ma zapewniony jakiś poziom życia, poczucie bezpieczeństwa, "chleba i igrzysk" to to wystarczy. Bo nie ma się czego bać, trzeba poruszać się w wyznaczonych granicach i tyle. I to już do degeneracji społecznej wystarczy.
Wydaje mi się, ale to gdzieś tam moje przemyślenia, że dla człowieka ale i zwierząt poczucie bezpieczeństwa, stabilność są wazniejsze niż wolność.
Z początku miałem to dać do tematu o meandrach polszczyzny, ale może tu będzie pasowało lepiej.
Przy śniadaniowej prasówce (=przeglądaniu FB) wpadł mi w oko wpis Justyny Sobolewskiej.
W nowym numerze Polityka rozmawiam z Łukasz[em] Chmar[ą] z We need YA o tym, że wbrew narzekaniom - młodzież czyta i to bardzo dużo. A na rynku książki trwa trzęsienie ziemi, bo większość wydawców szuka książek YA ( niektóre sprzedają się w ponad 100 tys egz.). I o tym, że młodzież wszędzie, nie tylko ta z dużych miast, szuka książek queerowych. I rozmawiamy o przekładach, które są wyzwaniem i biorą się za nie świetni tłumacze jak Aga Zano - właśnie się ukazuje pierwsza w Polsce książka YA napisana z perspektywy osoby niebinarnej „Wszystkiego, co najlepsze” Mason Deaver w przekładzie Artura Łukszy, który zdecydował się na zaimki ono/ jeno - tego jeszcze nie było.
Z ciekawości poszukałem oczywiście dodatkowych informacji o tej powieści wspominanej przez Sobolewską.
(tylko powoli czytać opis wydawcy, sam dopiero przy nu zauważyłem, że coś jest inaczej :D)
Kiedy Ben ujawnia przed rodzicami, że jest osobą niebinarną, zostaje wyrzucone z domu i zmuszone zamieszkać ze swoją dawno niewidzianą siostrą Hannah i jej mężem Thomasem. Zmagając się z zaburzeniami lękowymi, spotęgowanymi przez ostatnie wydarzenia, nieśmiało robi coming out również przed siostrą, a w uporaniu się z traumami i atakami paniki wspiera go terapeutka. W szkole stara się pozostać niezauważone i nie mówić o swojej tożsamości.
Próbę prześlizgnięcia się przez ostatni semestr liceum bez zwracania niczyjej uwagi niweczy Nathan, zabawny i charyzmatyczny uczeń, który bierze Ben pod swoje skrzydła i nie tylko pokazuje szkołę, ale uświadamia nu także, czym jest przyjaźń. W miarę jak ich znajomość się rozwija, zmieniają się też uczucia, które wobec siebie żywią, a to, co wydawało się katastrofalnym zwrotem wydarzeń, zaczyna wyglądać jak szansa na nowe, szczęśliwe życie.
Wszystkiego, co najlepsze to książka, która bawi i wzrusza. Opowieść o życiu, przyjaźni i miłości, a także wspaniały przykład rodzenia się nadziei w obliczu przeciwności losu.
tylko powoli czytać opis wydawcy, sam dopiero przy nu zauważyłem, że coś jest inaczej
Już pomijając mój stosunek do obecnego szaleństwa z tożsamością płciową wśród młodzieży, nie da się czytać tekstu z tymi idiotycznymi zaimkami.
E tam, ja za pierwszym razem przeczytałem tekst automatycznie dostosowując zaimki do imienia - Ben, czyli on. Jest ciężej, gdy autorzy kombinują z końcówkami i stosują pisownie niewykluczającą z różnymi ne_ni, liśmy_łyśmy.