Nie zgodzę się. Zakochany był i szalał za nią. A Łęcka "bez winy" też nie była. Kokietowała i kombinowała jak się ten biedny zakochany Wokulski może jej jeszcze przydać. To ma jakąś nazwę?
Trochę tak, trochę nie. Interesowna była ale z drugiej strony on też podejmował działania za plecami, które świadczyły o tym, że "stracił głowę" za bardzo. Bo czymś innym jest przynoszenie kwiatów codziennie a czymś innym kombinacje finansowe przez podstawione osoby.
Twtter is a day by day war
No tak, to argument nie podważenia. Nie upieram się, że Wokulski to taki super amant bez wad. No skąd 🙂 O kombinacjach finansowych zapomniałam, przyznaję.
Nie zgodzę się. Zakochany był i szalał za nią. A Łęcka "bez winy" też nie była. Kokietowała i kombinowała jak się ten biedny zakochany Wokulski może jej jeszcze przydać. To ma jakąś nazwę?
Hipokryzja, wyrachowanie, koniunkturalizm? Dosyć zresztą częste zachowanie nie tylko w kontekście miłosnym..
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Ocenianie z dzisiejszego punktu widzenia czegokolwiek starszego niż 50 lat jest absurdalne, a i przy młodszych pozycjach bezsensowne, jeśli zmieniła się mentalność, epoka albo ustrój. W ten sposób pan Kleks i Tomasz NN to potencjalni pedofile, Staś Tarkowski jest ekologicznym terrorystą, a męskich bohaterów wielu dzieł literatury mogły łączyć więzy nie tylko przyjacielskie. A, i oczywiście wszyscy znęcali się nad dziećmi.
Wokulski jak na "swoje" czasy był wręcz romantycznym frajerem, który wymarzył sobie, że Izabela go pokocha. Nie byłoby nic szczególnie szokującego, gdyby wykupił długi Łęckich, poszedł do ojca panny i oświadczył, że ślub będzie za trzy miesiące. Towarzystwo pewnie by się krzywiło i wzdychało nad Izunią, ale po kątach.
Ocenianie z dzisiejszego punktu widzenia czegokolwiek starszego niż 50 lat jest absurdalne, a i przy młodszych pozycjach bezsensowne, jeśli zmieniła się mentalność, epoka albo ustrój. W ten sposób pan Kleks i Tomasz NN to potencjalni pedofile, Staś Tarkowski jest ekologicznym terrorystą, a męskich bohaterów wielu dzieł literatury mogły łączyć więzy nie tylko przyjacielskie. A, i oczywiście wszyscy znęcali się nad dziećmi.
Wokulski jak na "swoje" czasy był wręcz romantycznym frajerem, który wymarzył sobie, że Izabela go pokocha. Nie byłoby nic szczególnie szokującego, gdyby wykupił długi Łęckich, poszedł do ojca panny i oświadczył, że ślub będzie za trzy miesiące. Towarzystwo pewnie by się krzywiło i wzdychało nad Izunią, ale po kątach.
Tak, masz rację dlatego @kustosz napisał, że w dzisiejszych czasach...
Twtter is a day by day war
Właśnie jestem w połowie czytania po latach.
Oj ciężkim frajerem jest Staś. W jego czasach taki związek był nie do pomyślenia. Rzecki dlatego długo w to nie mógł uwierzyć, bo wg niego to było niemożliwe, a Wokulski musi sobie z tego zdawać sprawę.
Ocenianie z dzisiejszego punktu widzenia czegokolwiek starszego niż 50 lat jest absurdalne,
Tylko, że dzisiejszy świat właśnie to robi- ocenia, cenzuruje, nanosi zmiany. Chlubi się swoją wyższością nad tym pełnym pogardy starym porządkiem. Dzisiaj czytałam o cenzurze baletu Dziadek do Orzechów (rasistowskie tańce), a z nowości nawet Opowieść podręczna trafiła na czarną listę (wg której tylko kobiety mogą rodzić)... Świat podąża coraz szybciej i nawet autorka Harrego Pottera, mimo, że przez jakiś czas próbowała za tym nadążać jednak odpadła i jest na cenzurowanym...
Lepiej, bezpieczniej wejść na pole minowe, niż się wypowiadać na jakiekolwiek tematy związane z transpłciowością.
Jacek Braciak, który niedawno zgrzeszył wywiadem w "Zwierciadle", gdzie powiedział, że miał kiedyś trzy córki, a teraz ma dwie i syna, ledwo się zdążył wybronić od oskarżeń o outing, a już mu dowalają za deadnaming.
Jacek Braciak, który niedawno zgrzeszył wywiadem w "Zwierciadle", gdzie powiedział, że miał kiedyś trzy córki, a teraz ma dwie i syna, ledwo się zdążył wybronić od oskarżeń o outing, a już mu dowalają za deadnaming.
Aż sobie musiałam sprawdzić znaczenie "outing" i "deadnaming", żeby zrozumieć całą Twoją wypowiedź. Jakie czasy...
Deadnaming też musiałem sprawdzać. Te terminy chyba nigdy się nie doczekają dobrego spolszczenia, czy jakichś naszych zamienników.
żeby zrozumieć całą Twoją wypowiedź
Ja nie zrozumiałam mimo, że skorzystałam z podpowiedzi co te słowa oznaczają.
żeby zrozumieć całą Twoją wypowiedź
Ja nie zrozumiałam mimo, że skorzystałam z podpowiedzi co te słowa oznaczają.
Po pierwsze chodzi o to, że nie wolno mówić publicznie jaką kto ma orientację seksualną, bez jego wiedzy i zgody (ale zakładam, że dotyczy to wyłącznie LGBT, bo inaczej nielegalne by było mówienie pan prezydent) a oprócz tego wygląda na to (nie wiem, nie widziałem/słyszałem wypowiedzi), że używał imienia, które sam nadał swojemu dziecku, a ono używa teraz innego.
Twtter is a day by day war
Akurat Braciak był na z góry przegranej pozycji, bo w takich sytuacjach zawsze można obrócić wypowiedź na czyjąś niekorzyść. Powiedział = wyoutował, nie powiedział = wstydzi się i nie wspiera, pewnie transfob. Niestety zdarzają się tacy, którzy specjalnie czatują na okazję do wytknięcia, że ktoś postąpił nie tak, jak (według nich) należy. Co ciekawe, często nie są to osoby, których dana kwestia dotyczy...
Z deadnamingiem sprawa jest skomplikowana, bo nie zawsze wynika ze złych intencji, ale jednocześnie przywołuje negatywne konotacje, ponieważ często używanie dawnego imienia (albo rodzaju) służy upokorzeniu, ośmieszeniu lub zranieniu osoby po zmianie. Jak w informacjach związanych z Margot, o której media "publiczne" nadal piszą Aktywista LGBT Michał Sz. „Margot”.
Naprawdę trzeba być wyjątkowo przewrażliwionym, albo pełnym złej woli, żeby się dopatrzeć niewłaściwych treści w wywiadzie Braciaka.
Jest Pan ojcem trzech córek. To wolne kobiety?
Jestem ojcem dwóch córek i syna. Dlatego że moja córka okazała się mężczyzną w swojej istocie, w swoim wnętrzu, myśleniu, więc w tej chwili mam syna. Miałem kiedyś córkę Jadwigę, a teraz mam syna Konrada. I tak, myślę, że moje dzieci to ludzie wolni.
Jak dla mnie to całkiem naturalna odpowiedź. Ale mogę nie mieć racji, bo przemawiają do mnie racje wyłożone przez Magdalenę Grzyb, więc pewnie jestem zwykłym transfobem, takim jak Rowling.
Żebyście nie musieli szukać:
Margot a sprawa kobiet (2020) https://kulturaliberalna.pl/2020/09/16/margot-a-sprawa-kobiet/
Transpłciowość, kapitalizm i ostracyzm. (2021) https://kulturaliberalna.pl/2021/05/24/magdalena-grzyb-odpowiedz-polemika-stanislaw-krawczyk-transplciowosc/
Naprawdę trzeba być wyjątkowo przewrażliwionym, albo pełnym złej woli, żeby się dopatrzeć niewłaściwych treści w wywiadzie Braciaka.
Dokładnie. Trudno dojść, co właściwie powinien powiedzieć Braciak, żeby nie podpaść któremuś aktywiście. Nawet jeśli zadowoliłby jednych to komuś innemu by się naraził. A niestety najgłośniej krzyczą ci urażeni.
Nie bez powodu termin "woke" zaczął być używany jako kpina lub obelga. Owszem, przyczyniła się do tego polityka, ale i bez Trumpa było to widoczne w kulturze. Coś, co było postrzegane pozytywnie stało się symbolem nieomal fanatyzmu, właśnie ze względu na nadużywanie i radykalizację. Zresztą takie procesy zachodzą na wielu polach, wystarczy wspomnieć PETA.
Jak dla mnie to całkiem naturalna odpowiedź. Ale mogę nie mieć racji, bo przemawiają do mnie racje wyłożone przez Magdalenę Grzyb, więc pewnie jestem zwykłym transfobem, takim jak Rowling.
O, bardzo dobry przykład, jak można mówić z szacunkiem, choć niezgodnie z normami niektórych aktywistów. Czyli jak można powiedzieć to samo, ale co innego 😉 . I przykład analogiczny do problemu z deadnamingiem - nie każde użycie "dawnego" imienia jest złe, ale przypadki, kiedy jest to robione w złych intencjach sprawiają, że każde staje się podejrzane.
Natomiast warto zauważyć, że język polski nie jest płciowo neutralny, jak np. angielski - a to anglojęzyczna część świata kształtuje normy. Tyle że to, co w USA ogranicza się właściwie do zaimków, w Polsce wiąże się z rodzajem czasowników, rzeczowników, przymiotników itd. Amerykanin nie popełni błędu ani niezręczności językowej mówiąc "My friend Sam played football in high school", nawet jeśli Sam grał jako Samuel, a teraz jest Samanthą, używającą "Xe / Xem / Xir". A po polsku?
Ale ja nie siedzę w temacie, więc nie będę się dalej zagłębiać. Ostatecznie - nadgorliwość, poczucie wyższości i fanatyzm zawsze są złe.
Przykład z holenderskiego podwórka: Holendrzy bardzo hucznie obchodzą Mikołajki- świętowanie zaczyna się u nich około miesiąc wcześniej uroczystym wpłynięciem do portu Świętego Mikołaja (biskupa) w towarzystwie Czarnych Piotrusiów- rozskakanych pomocników, którzy mają wymazane buzie na czarno (od przeciskania się przez komin). Owe Piotrusie, które są powszechnie uwielbiane, generalnie robią fikołki, piramidy i rozdają świąteczne słodycze- są celem nieprzyjemnych ataków głównie obcokrajowców, którzy dopatrzyli się w tym rasizmu...
I właśnie czytam o finale jednego z protestów jednej z organizacji, której celem jest zakazanie tej tradycji- miejscowi obrzucili ich specjalnymi pączkami, które są smażone wyłącznie w tym okresie 🙂
"Aligator w Wilnie" to tytuł książki, której premiera miała miejsce w litewskiej stolicy. Jej autorem jest polski pisarz i kulturoznawca Piotr Jezierski. Publikacja nawiązuje do cyklu Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku i innych klasyków polskiej powieści dla młodzieży.
A tutaj trochę więcej o treści powieści i okładka:
http://www.wilnoteka.lt/artykul/premiera-ksiazki-aligator-w-wilnie
„Aligator w Wilnie” to skrzyżowanie kryminału i powieści przygodowej przyprawione szczyptą historii Polski oraz Wileńszczyzny. Książka nawiązuje do cyklu Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku – detektywie amatorze rozwiązującym zagadki historyczne – oraz do klasyków polskiej powieści dla młodzieży: Adama Bahdaja i Edmunda Niziurskiego. To opowieść dla nastolatków, ale wartka akcja i kryminalna intryga wciągną również dorosłych.
Czytelnicy „Aligatora w Wilnie” – razem z Aliną, współczesną nastolatką z Warszawy – trafią na trop znaleziska dokonanego w Wilnie w latach 30. XX wieku. W 1931 roku młody wilnianin Witek zakradł się na teren remontowanej po wielkiej powodzi wileńskiej katedry. Był świadkiem odkrycia grobu Barbary Radziwiłłówny i ukradł z niego tajemniczy klucz. Po latach opisał to znalezisko w liście do szwajcarskiego inżyniera Alfreda Rietmanna. Kilka dekad później list trafia w ręce Aliny – tak rozpoczyna się wielka przygoda, która przez Warszawę i Gdańsk prowadzi wprost na Wileńszczyznę. Alina, jej ojciec i grupa przyjaciół, podążając tropem zagadkowego klucza, próbują rozwiązać tajemnicę związaną ze Świętym Kazimierzem. Na ich drodze staje pewna wiekowa organizacja mafijna. To właśnie krzyżujący bohaterskie plany przestępcy wprowadzają do powieści wątki rodem z rasowego kina sensacyjnego – pościgi, spiski i zaskakujące zwroty akcji. Ale w „Aligatorze w Wilnie” nie brakuje również scen o naturze romantycznej i obyczajowej, bo Alinie nieobce są rozterki typowej nastolatki.
Póki co mam dość książek dla młodzieży, ale zapamiętam sobie. Może kiedyś sięgnę.
To jest tylko informacyjnie, bo na razie książki nie ma w sprzedaży (w Wilnie rozdawali ją za darmo) i nie wiadomo czy będzie.
Pamiętam, że ktoś tu niedawno tęsknił za jakimś dziełem sztuki do postawienia w ogródku, czy na balkonie 😀
Oferta głównie dla olsztyniaków, albo posiadaczy niewielkiej samochodowej przyczepki, bo transport na dalszą odległość może być utrudniony: