Mnie ciekawi dlaczego graficy zainspirowali się bardziej gestapowskim mercedesem Reinharda Heydricha niż samochodami produkowanymi w latach 60. Nawet jeśli cała karoseria rozbitego wózka, z którego był robiony wehikuł uległa zniszczeniu, to sama konstrukcja tego co pozostało powinno być zbliżone do ówczesnych aut a nie do tych przedwojennych. Na rysunkach 2 i 3 brakuje mi jeszcze koła zapasowego przytroczonego do karoserii.
Twtter is a day by day war
Brakuje wizerunku, który najbardziej pasuje mi do opisu, czyli tego z ukraińskiej "Wyspy Złoczyńców":
Brakuje wizerunku, który najbardziej pasuje mi do opisu, czyli tego z ukraińskiej "Wyspy Złoczyńców":
Siermiężno-przaśny ten wizerunek. I jakoś wcale nie pasuje mi do opisu:)
Rysunek toporny, ale do opisu pasuje świetnie, nawet koła ma jak trzeba. A przede wszystkim jest właśnie takim wozem, który mógł budzić śmiech, ale bez popadania w przesadę. Wygląda na samoróbkę, ma cechy staroświeckie i gruchotowate. Dlatego wygrywa z Kobylińskim, ponieważ wehikuł tego ilustratora zawsze wydawał mi się dziwny w stronę nowoczesności. Gdybym w dzieciństwie zobaczyła na drodze, wśród wartburgów, maluchów i polonezów, samochód taki, jak ten narysowany przez Kobylińskiego to prędzej uznałabym, że musi być to jakaś wyścigówka, a nie wrak.
Literalnie pewnie masz rację, ale ja, mimo opisów, nigdy nie wyobrażałem sobie wehikułu jako gruchota. Moja wyobraźnia ignorowała również brednie na temat kół ze szprychami. A najpewniej jest tak jak już pisałem. To wizerunek wehikułu zaproponowany przez Kobylińskiego (a ja zaczynałem od białej serii) ukształtował moje wyobrażenia.
A najpewniej jest tak jak już pisałem. To wizerunek wehikułu zaproponowany przez Kobylińskiego (a ja zaczynałem od białej serii) ukształtował moje wyobrażenia.
Ja mam tak z Tomaszem.