Może ten bookcrossing warto wyłączyć do nowego, osobnego tematu?
Yes Sir!:)
Bóg zapłać, dobry człowieku 😀
A odpowiadając na pytanie tytułowe - tak, ma to sens, jeśli jest robione z głową.
Jak już chyba wspominałem (wspominałem?) jeden z regałów kętrzyńskiego bookcrossing stoi w hali głównej miejscowego dworca PKP (budynek należy już do miasta, dlatego taki ładny).
A ten dworzec to od dawna taki ładny? Bywałam w Kętrzynie pociągiem za czasów szkolnych, moja sostra się tam uczyła, ale zupełnie nie zapamiętałam budynku dworca.
Dworzec jest taki ładny już ze sto pięćdziesiąt lat 😀 ale przed ostatnim remontem (2014-2015) nie było tego tak dobrze widać, jak teraz.
Ciekawe czy jest rotacja w tym regale czy książki po prostu powoli znikają.
Apropos dworca. Ten drewniany strop naprawdę git.
W każdym razie na pewno o ten regał ktoś dba i uzupełnia półki w chwili, gdy zaczynają pustoszeć z lektury.
A strop został odsłonięty przy remoncie. Wcześniej cało pomieszczenie miało podwieszany sufit mniej więcej na takiej wysokości, jak w tej części z krzesełkami.
W każdym razie na pewno o ten regał ktoś dba i uzupełnia półki w chwili, gdy zaczynają pustoszeć z lektury.
Na pierwszy rzut oka widać, że ktoś dba. Wygląda zupełnie inaczej niż ten, który widziałyśmy z Marutą w Warszawie.
Właśnie zawsze mnie zastanawiało czy ludzie książki odkładają czy raczej zabierają ze sobą. A jeśli ktoś zabiera to czy ja jako prywatna osoba mogę tam dołożyć książki, na które nie mam miejsca w swojej biblioteczce.
W ogóle zauważyłam u siebie jeszcze jedną cechę, której nie jestem w stanie wytłumaczyć. Bardzo lubię wypożyczać książki z biblioteki, szczególnie gdy mają w środku kartę z wbitymi wypożyczeniami przez innych. Zawsze do tego zaglądam i sprawdzam kiedy dana książka była wypożyczana po raz ostatni. Mimo to coś mnie odpycha od korzystania z książek w bookcrossingu. Kompletnie bez sensu, ponieważ zarówno w jednym jak i w drugim przypadku książka ma kontakt z innymi czytelnikami a jednak do biblioteki nie mam obiekcji.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
W każdym razie na pewno o ten regał ktoś dba i uzupełnia półki w chwili, gdy zaczynają pustoszeć z lektury.
Dba żeby dla każdego znalazło się coś miłego:) Zapuściłem żurawia co by sprawdzić co ten kętrzyński bookcrossing oferuje. Od rozrywki do klasyki i literatury specjalistycznej. Jest coś Alistaira Macleana i Joe Alex, jest „Pan Tadeusz”, „Opowiadania” Żeromskiego, „Władca much” Goldinga, „Saga rodu Forsyteów” (pamiętam serial z dzieciństwa), jest „Historia polityczna Polski” od powstania styczniowego do odzyskania niepodległości. No i szczególnie poszukiwana, zwłaszcza jako literatura wagonowa, „Analiza matematyczna”;)
A jeśli ktoś zabiera to czy ja jako prywatna osoba mogę tam dołożyć książki, na które nie mam miejsca w swojej biblioteczce.
No taka z grubsza jest idea. Żeby zabierać i dokładać:)
No i szczególnie poszukiwana, zwłaszcza jako literatura wagonowa, „Analiza matematyczna”;)
To jest zbiór zadań. Do pociągu, zamiast krzyżówki, w sam raz. 😀
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
No i szczególnie poszukiwana, zwłaszcza jako literatura wagonowa, „Analiza matematyczna”;)
To jest zbiór zadań. Do pociągu, zamiast krzyżówki, w sam raz. 😀
Albo jako odstraszacz niepożądanych rozmówców (stosowałam 😉 ).
Albo jako odstraszacz niepożądanych rozmówców (stosowałam ).
Studiowałaś analizę matematyczną?
Twtter is a day by day war
Albo jako odstraszacz niepożądanych rozmówców (stosowałam ).
Studiowałaś analizę matematyczną?
Nie, ale matmy na studiach trochę miałam, a do niej opasłe podręczniki.
Analiza matematyczna do tej pory śni mi się w koszmarach sennych. 😶
Nie dość że przedmiot niełatwy, to mieliśmy wykładowcę, który co innego mówił, co innego pisał, a jeszcze co innego było w tzw. "notatkach z wykładu", które można sobie było skserować.
Z radością zapomniałem wszystkiego, czego się wtedy nauczyłem 😀 , do pracy mi to nie jest potrzebne.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Nie dość że przedmiot niełatwy, to mieliśmy wykładowcę, który co innego mówił, co innego pisał, a jeszcze co innego było w tzw. "notatkach z wykładu", które można sobie było skserować.
To ja miałem lepiej, bo mnie analizy uczył Witold Kołodziej, on nie mógł inaczej uczyć niż było w książce, której był autorem.
Z radością zapomniałem wszystkiego, czego się wtedy nauczyłem , do pracy mi to nie jest potrzebne.
Ja ze smutkiem stwierdziłem, że wszystko czego uczyłem się na analizie nie jest niezbędne do mojej pracy aczkolwiek znam kilka osób, które potrafią to wykorzystać i z zazdrością stwierdzam, że może to być ciekawe. Ale oni uczyli się tego stosunkowo niedawno.
Twtter is a day by day war
znam kilka osób, które potrafią to wykorzystać i z zazdrością stwierdzam, że może to być ciekawe.
Bo to właśnie cholernie dużo zależy od wykładowcy. U nas nikt analizy nie lubił.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
U nas nikt analizy nie lubił.
Bo to była "kobyła". Ja z analizy zapamiętałem jedną złotą myśl Kołodzieja - "To czego Państwo uczyli się w szkole na matematyce to były tylko nieciekawe przykłady w przestrzeniach dwu i trójwymiarowych, teraz będziemy się uczyli o przestrzeniach n-wymiarowych". To chyba była podstawowa różnica pomiędzy wyobrażeniem licealisty (i przeciętnego człowieka też) a rzeczywistą matematyką.
Twtter is a day by day war
W ogóle zauważyłam u siebie jeszcze jedną cechę, której nie jestem w stanie wytłumaczyć. Bardzo lubię wypożyczać książki z biblioteki, szczególnie gdy mają w środku kartę z wbitymi wypożyczeniami przez innych. Zawsze do tego zaglądam i sprawdzam kiedy dana książka była wypożyczana po raz ostatni.
Teraz chyba już w większości bibliotek wypożyczane książki mają kody kreskowe i całe to zapisywanie kto i kiedy wypożyczył jest elektroniczne.
Niestety tak, ale w wielu egzemplarzach można znaleźć jeszcze wklejone stare karty. Tylko niestety, są one coraz mniej miarodajne. Choć w przypadku, gdy od powiedzmy 1995 roku do 2015 książka miała tylko czterech czytelników to nie sądzę by tendencja nagle się zmieniła.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
A to bookcrossing po wołomińsku.
Na pierwszy rzut oka nie wygląda odpychająco. W środku, poza książkami kilka elementów garderoby. Czyli połączenie bookcrossingu z ciuchcrossingiem. Poza tym same podręczniki itp. Obok budki pachniało ..nieprzyjemnie. Coraz częściej przekonuję się, że w tym kraju ta idea nie ma szans powodzenia.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"