Forum

Pięć minut z Magdą
 
Notifications
Clear all

Pięć minut z Magdą

Strona 5 / 7

Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  
1729981211-Opera-Zrzut-ekranu_2024-10-26_232230_9AwiatC5201975-02-2520024.png
Świat Młodych
nr 24 – wtorek 25 lutego 1975 r.
 
1729981303-Opera-Zrzut-ekranu_2024-10-26_232459_9AwiatC5201975-02-2520024.png
 
Pięć minut z Magdą

Hanka już się na mnie odobraziła. Powodem tego przełomu był jej młodszy brat, Grzesiek, piątoklasista, który tak jej dopiekł, że musiała się przed kimś wygadać.

Grzesiek we wczesnym dzieciństwie był osobnikiem bardzo chorowitym, sporo leżał w szpitalu i spędził chyba z rok w jakimś sanatorium. To sanatorium okazało się niezłym wynalazkiem, bo od tamtej pory Grześkowe dolegliwości przeszły do dalekiej prehistorii. Ale cóż znaczy przyzwyczajenie! Rodzina Hanki w dalszym ciągu traktuje go jak istotę tak wątłą, że nie nadającą się do żadnego wysiłku fizycznego. w związku z tym wszystkie domowe obowiązki należące zazwyczaj do nieletnich mieszkańców, spadają u nich na Hankę. Gdyby Grzesiek był rzeczywiście chory, to Hanka robiłaby wszystko bez szemrania, ale skoro nic mu nie jest, uważa, że powinni się tymi obowiązkami podzielić.

I ma rację. Ja nie mam żadnego rodzeństwa więc siłą rzeczy wszystkie kubły ze śmieciami wynoszę osobiście. Gdybym miała jedną siostrę, to na mnie przypadałby co drugi kubeł, gdyby było nas w domu troje, to co trzeci kubeł… Chyba to jest logiczne, nie?! I nie tylko rzecz śmieci dotyczy, ale i zakupów, i noszenia bielizny do pralni, i co tam jeszcze wypada do zrobienia. tak na dobrą sprawę, to siostra albo brat bardzo by mi się przydali! W każdym razie dotychczas byłam tego zdania. Gdy sobie jednak pomyślę, że miałabym mieć za brata takiego Grzesia, to wolę już tak jak jest. Przynajmniej wiem, że robię za siebie, a nie za jakiegoś super-lenia.

Hanki kłopot jest zresztą szerszy. Gdyby Grzesiek był zwyczajnym super-leniem, to wszystko byłoby proste. Niestety, za Grzesiem stoi prawo. I rodzice Hanki, i babcia, która z nimi mieszka, uważają bowiem, że Grzesiek nie powinien w domu nic robić. Biedaczek, tak się zmęczy uganianiem z kolegami za piłką, że potem rączka by mu odpadła. A Hankę diabli biorą! I nawet dołożyć mu nie może, bo dopiero wtedy zrobiłaby się afera nie z tej planety. Że biednego, chorego, malutkiego braciszka skrzywdziła.

Ten Grzesiek to jest tak w ogóle zupełnie miły i dorzeczny szczeniak. Hanka kiedyś go po prostu uwielbiała, ale teraz prawie nienawidzi i zgrzyta na jego widok zębami. A on się z niej normalnie śmieje. I zażera się smakołykami, które „biedactwu” coraz to mama, babcia lub tata pod nos podtyka.

MAGDA


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3839
 

Dwa ostatnie "odcinki" są niezłe, widać, że autorka nabrała doświadczenia. Zwłaszcza tekst z Tadeuszem, w którym Magda nie wykazuje się inteligencją emocjonalną, a wykazuje niedojrzałą przesadą. Natomiast przy tekście o faworyzowanym bracie (golden child 😉  ) uderzyło mnie, że powodów nierównego traktowania dziewczyny upatrywały tylko w minionej chorobie, a nie w płci,co było dużo bardziej powszechne.


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4953
 
Wysłany przez: @maruta

uderzyło mnie, że powodów nierównego traktowania dziewczyny upatrywały tylko w minionej chorobie, a nie w płci,co było dużo bardziej powszechne.

tyle, że najczęściej było odwrotnie, w szczególności przy wyrzucaniu śmieci.

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3839
 

@pawelk 

Ze śmieciami tak, ze zmywaniem naczyń czy gotowanie już niekoniecznie 😉

Ale chodzi mi o coś innego, a mianowicie o to, że takie przekonanie, że druga płeć ma lepiej, było (jest) dość powszechne, zwłaszcza jeśli miało oparcie w rzeczywistości (słynne "mężczyzna powinien (...) spłodzić syna" czy teraz satyryczne "mam dwoje dzieci... i trzy córki"). Dlatego dziwi mnie, że nawet jeśli stan zdrowia jest głównym powodem faworyzowania brata Hanki, to żadna z dziewczyn nie ma myśli "chłopak, więc ma lepiej", nieważne, czy słusznej.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

A może to przekonanie to konstrukt naszych czasów?

Bo w latach 70. była chyba nadal dość powszechna akceptacja tradycyjnego podziału ról: kobieta zajmuje się domem, a mąż pracuje i przynosi pieniądze. I to się trochę przekładało na domowe obowiązki i oczekiwanie, że dziewczynki będą pomagały matce w domowych zajęciach. Ja w sumie nie pamiętam, żebym miał jakieś domowe obowiązki. Pomagałem myć naczynia przy jakichś większych domowych wydarzeniach, ale chyba dlatego że chciałem, a nie żebym musiał.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  
1732299687-Opera-Zrzut-ekranu_2024-11-22_182857_9AwiatC5201975-03-0420027.png
Świat Młodych
nr 27 – wtorek 4 marca 1975 r.
1732299718-Opera-Zrzut-ekranu_2024-11-22_183058_9AwiatC5201975-03-0420027.png

Pięć minut z Magdą

STOPIEŃ ze sprawowania jest teraz bardzo skomplikowany i dla ułatwienia funkcjonuje u nas zwyczaj obniżania go w zależności od załapanych uwag. Trzy uwagi równają się jednemu punktowi, a jeden punkt… to zresztą też wcale nie jest najprostsze, ale w każdym razie jak ktoś ma dużo uwag to i stopień ze sprawowania niższy. Dla większości specjalnego znaczenia to nie ma, bo uwagi związane są z takimi bardziej poważnymi „przestępstwami”, które nie są popełniane przez wszystkich na co dzień. Ale jest paru takich, którzy i uwag, i punktów kolekcjonują sporo. Wśród tych rozrabiaków typowych jest jedna ofiara… rodzonego pecha, Arek.

Tym razem posprzeczał się o coś z Bogdanem. Nie była to żadna bójka ani bijatyka, ot, takie towarzyskie nieporozumienie. Tak nieszczęśliwie zamachnął się na Bogdana, że strącił mu z nosa okulary, które uległy rozbiciu. Przypadkowość tej kraksy była dla wszystkich jasna, nawet dla poszkodowanego Bogdana. W tym momencie weszła do klasy nasza wychowawczyni. „Kto to zrobił?” „Kto stłukł Bogdanowi okulary?” Arek zmartwiał. Nie dlatego, że okulary ileś tam kosztują, ale od razu przeliczył odłamki szkła na uwagi i punkty, których i bez tego miał sporo.

Wychowawczyni domagała się, aby winowajca przyznał się. Myśmy stali bez słowa, Bogdan też. I wtedy odezwała się Agata, najcichsza i najspokojniejsza dziewczyna w klasie. Że to ona, niechcący. Rozumiem ją. Chciała ratować Arka z tarapatów. To było bardzo ładne, chociaż poświęcenie ze strony Agaty niezbyt wielkie, bo nie ryzykowała niczym. Jej nikt nie mógł posądzić o złe wobec Bogdana zamiary. Na tym skończyła się dramatu część pierwsza.

Część drugą rozpętało… sumienie Arka. Ofiara jedna, nie wytrzymał i poszedł po paru dniach do wychowawczyni przyznać się, że to on, że to było w czasie bójki. Jego szlachetność odbiła się na Agacie, bo wyszło na jaw, że wtedy skłamała. Agata zarobiła więc swoją pierwszą w życiu uwagę. Arek też zarobił, tyle że nie pierwszą ani chyba nie ostatnią.

Myślę, że Agata miała bardzo szlachetne zamiary, ale Arek czuł się nieswojo, że dziewczyna bierze na siebie jego winę. To, że się w końcu przełamał i przyznał, dobrze świadczy o jego poczuciu odpowiedzialności, ale trudno, żeby tym, co się potem stało, była zachwycona Agata.

Więc czyżby w ogóle nie warto było być szlachetnym? Fakty świadczą że niby nie, ale to chyba coś się w tym wszystkim pokićkało. Nie wiem, śmieszna historia, nie?!

MAGDA


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

Mam już pełen rocznik "Świata Młodych" z 1974, mogę więc wrzucić brakujące odcinki Magdy. Zacznę niechronologicznie od tekstu o tym, jak poznała swojego pierwszego chłopaka i uroczych dylematach nastoletniej miłości.

Przypomnę, że Magda ma tu jeszcze czternaście lat (urodziła się 15 lipca 1960) i chodzi do ósmej klasy (VIII b) szkoły podstawowej.

1733148289-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-02_135113_9AwiatC5201974-11-1220097_text.png
Świat Młodych
nr 97 – wtorek 12 listopada 1974 r.
1733148321-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-02_135555_9AwiatC5201974-11-1220097_text.png
Pięć minut z Magdą

JESTEM romantycznie nastawiona. Ma czarne włosy, zabawne, takie śmiejące się oczy, na imię Tadeusz, Trochę staroświecko, ale mnie się podoba. W ogóle chłopak mi się podoba.

Poznaliśmy się w ubiegłą niedzielę. Szłam przez park i przyplątał mi się taki mały kudłaty piesek, zaczął się łasić, przykucnęłam, zaczęłam go głaskać. Za chwilę zjawił się jego właściciel. „Lubisz psy?” — spytał. Tak to się właśnie zaczęło. Byliśmy potem raz w kinie, a przedwczoraj na długim spacerze z Fugą. Fuga to imię tego pieska.

Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Tadeusz chodzi do I licealnej i podobnie jak ja uwielbia fizykę. W ogóle zgadzamy się w różnych sprawach. Fajnie jest. Miło, tak jakoś przyjemnie. Cieszę się, że się poznaliśmy.

l trochę się boję. Może to i głupio z mojej strony, że już w tej chwili zaczynam wynajdywać różne czarne strony, ale mam taki zwyczaj, że często wyobrażam sobie różne rzeczy, które jeszcze nie istnieją, a chciałabym, żeby istniały. I tak mi się pomyślało, że… Tadeusz jest moim chłopakiem, a ja jego dziewczyną. Że on się we mnie zakochał, a ja w nim. Nie byłoby w tym wszystkim nic strasznego, gdyby nie to, że… z miłością związane są pocałunki. Tak jest w każdej książce. Tak jest i w życiu. Moje koleżanki, te które mają swoich chłopaków całują się z nimi. A ja, ja się jeszcze nigdy nie całowałam i po prostu nie umiem. Boję się więc co to będzie? Najgorsze, że nie mam na to naprawdę żadnej ochoty.

Jedna z moich koleżanek, Bogna, miała cudownego chłopca. Wszystkie go jej zazdrościły, ale… rozstali się. Właśnie z powodu pocałunków. Chłopiec chciał się całować, Bogna nie miała ochoty. Obraził się na nią, przestali się spotykać.

Nie wiem więc jak postąpić. Z jednej strony strasznie bym chciała, żeby Tadeusz był kiedyś moim chłopakiem. Z drugiej strony boję się, że jeśli by się to stało, to będzie chciał się całować. I co wtedy?! Szkoda by mi było, żeby się też tak w ogóle obraził, ale przecież…

Więc może lepiej unikać go, nie stwarzać okazji do częstszych spotkań, do dłuższych rozmów?! Tego też by mi było żal. Polubiłam go, podoba mi się.

Śmieszne, byłam taka zadowolona, szczęśliwa niemal, a teraz… Co zrobić, nie mogę się zgodzić z tym zwyczajem, że jak już para, to musi się całować. Po prostu nie mam ochoty, i już. Ciekawe, co powie na to mój chłopiec?!

Magda


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Potwierdzony
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3839
 

Bardzo ciekawy "odcinek", zwłaszcza w kontekście obecnych dyskusji na podobne tematy. Pokazuje, że z jednej strony dużo się zmienia, a z drugiej - jeszcze więcej pozostaje takie same.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

Bo tutaj problemy są chyba cały czas identyczne. Mniej więcej dziesięć lat później czytałem tygodnik "Razem" i tam była rubryka (Ars amandi?) do której trafiały listy w podobnych sprawach od trochę starszej młodzieży. Że ona kocha, ale nie chce się jeszcze angażować w seks, a on nalega na pierwszy raz.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

To lećmy dalej dopóki mam zapał.

1733227697-11-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-03_120138_9AwiatC5201974-07-1920058.png

Świat Młodych
nr 58 (2392) piątek, 19 lipca 1974 r.

Prezent na 22 lipca – pierwszy kolorowy numer „Świata Młodych”¹.

1733227732-11-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-03_120416_9AwiatC5201974-07-1920058.png

Pięć minut z Magdą

WCZORAJ po południu tata zaprosił mnie do cukierni na ciacha z lodami. Gdyśmy tak sobie siedzieli i gadali, podszedł do nas jeden pan, taty kolega z pracy. „Moja córka” – przedstawił mnie tata. „O, to dorosła panna!” – powiedział tamten i… pocałował mnie w rękę. Fakt! Mnie zatkało, tata się roześmiał, a potem już do wieczora nie mówił do mnie inaczej jak „panno Magdo”.

Dwa dni temu wróciłam z kolonii, na której traktowano nas jak malutkie dzieci – do lasu tylko z wychowawczynią, do świetlicy parami, mleko, witaminy… A tu ciach – taki numer!

Dzisiaj całe przedpołudnie zastanawiałam się nad tym wczorajszym wydarzeniem. Ten taty znajomy pewnie sobie zażartował. Wolno mu, obcym wolno, ale tata? Dlaczego on żartował, bo ta „panna Magda”, to były żarty. Więcej – to były kpiny, kpiny z tego, że ktoś potraktował mnie jako dorosłą.

Moi rodzice traktują mnie różnie. Czasami jestem dorosła, poważna, odpowiedzialna, np. gdy trzeba coś załatwić, a oni nie mają czasu albo gdy trzeba zrobić zakupy… Kiedy indziej jestem jeszcze dzieckiem, któremu trzeba zabraniać lub które trzeba ciągle pilnować. Zauważyłam, że te dwa rodzaje ich stosunku do mnie są zależne od paru spraw zupełnie z moją dorosłością lub jej brakiem nie związanych, przede wszystkim z ich nastrojem dobrym lub złym (dobry – jestem dorosła, zły – jestem dzieciak) lub z tym, czy są mniej lub bardziej zajęci (bardzo zajęci – jestem dorosła, mają dużo czasu – jestem dzidziuś).

W domach większości moich koleżanek lub kolegów jest bardzo podobnie. Iwona na przykład ma dwuletniego braciszka i jej rodzice są zdania, że jest dostatecznie dorosła na to, żeby pojechać z nim sama na letnisko w charakterze całej opieki, ale za smarkata na to, żeby być na prywatce dłużej niż do 20.30. Iwona ma na szczęście bardzo spokojny charakter i pogodnie znosi te wszystkie wahania, ale u niektórych są z tego powodu różne draki.

Ja się dotychczas nie buntowałam, mój dom jest w sumie ogromnie fajny, ale te wczorajsze kpiny wyprowadziły mnie trochę z równowagi.

Maciek (to taki mój kolega jeszcze z przedszkola) powiedziałby pewnie, że nie mam racji. Maciek w ogóle często mnie krytykuje za to, że… jestem dziecinna. Kiedyś poryczałam się w domu, gdy koleżanka która ściągała ode mnie na klasówce, dostała piątkę, a ja tylko czwórkę. Nie o stopień mi chodziło, ale o sprawiedliwość: rozżalona byłam ogromnie. Akurat przyszedł Maciek i zamiast mnie pocieszyć i powiedzieć, że rzeczywiście stała mi się krzywda, zaczął na mnie wrzeszczeć, że jestem kompletna Dusia-przedszkolak, bo wcale nie jest ważny stopień, bo nauczyciel nie jest duchem świętym, aby wiedzieć jak naprawdę było, bo skoro tamta ściągała, to i tak wiem, że umie mniej ode mnie, a w ogóle dorosły człowiek nie rozczula się nad sobą tak, jak ja wtedy.

Maciek, choć mój rówieśnik, jest zresztą inny niż my, jakiś taki bardziej siedzący sam w sobie; po prostu wie, czego chce. I u niego w domu też jest inaczej. Gdy kiedyś powiedział swojej mamie – byłam tego świadkiem – że nie wróci na noc, bo będzie pomagał jednej koleżance z klasy sprzątać mieszkanie (mamę tej koleżanki zabrano do szpitala, a tata miał właśnie wrócić z 2-miesięcznej delegacji), to wcale wypytywała go kto? co? po co? dlaczego? tylko powiedziała, że przyda im się coś do przegryzienia i dała całą torbę kruchych ciasteczek.

Chciałabym, żeby i mnie traktowano w domu tak jak maćka, żeby nikt nie kpił ze mnie mówiąc „panna Magda”. Chociaż… chociaż, gdy jeszcze chwilę pomyślę, to wydaje mi się, że jego przywileje wcale nie przewyższają jego obowiązków. Czy ja bym tylu obowiązkom podołał, czy by mi się chciało? Albo czy chciałoby się Iwonie? Bo z tym braciszkiem, to niezupełnie jest tak – ona najzwyczajniej uwielbia się nim opiekować. A Maciek po prostu musi być dorosły, bo odkąd nie żyje jego ojciec, stał się jakby głową rodziny. To wymaga tej odpowiedzialności, tej rozwagi i umiejętności podejmowania decyzji. I wcale nie jest mu lekko.

Więc jak? – Ciężko mi zdecydować.

MAGDA (panna)

_______
¹ 

1733227795-11-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-03_120243_9AwiatC5201974-07-1920058.png

OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  
1733362082-13-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-05_013759_9AwiatC5201974-08-2720069_text.png
Świat Młodych
nr 69 (2403) wtorek, 27 sierpnia 1974 r.
1733362125-13-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-05_013922_9AwiatC5201974-08-2720069_text.png

Pięć minut z Magdą

POZNAŁAM w czasie wakacji Jacka. On mieszka w zupełnie innym krańcu u Polski. Wymieniliśmy więc adresy. Napisał pierwszy. Odpisałam tego samego dnia. Jego odpowiedź przyszła dopiero po 10 dniach. Obliczyłam sobie, że list idzie w jedną stronę powiedzmy 2 dni, 1 dzień na pisanie, znowu dwa dni wędrówki pocztowej… Możecie sobie wyobrazić, jak dłużyło mi się te 5 dni, które znalazły się poza rachunkiem! Myślałam, że coś mu się stało, że chory, że wpadł pod samochód… Gdy wreszcie nadszedł list, nie mogłam prawie uwierzyć, że jednak napisał. Stwierdziłam, że nie jest grafomanem. Wszystkiego półtorej stroniczki. Dużymi kulfonami. Postanowiłam też zwlekać z odpowiedzią i też napisać bardzo lakonicznie. Wytrzymałam jednak w tym postanowieniu zaledwie 3 dni, kiedy dopisałam do zaplanowanej jednej jeszcze trzy strony i osobiście udałam się na pocztę, aby przyspieszyć listu wysyłkę.

Tym razem odpowiedź nadeszła po… 3 tygodniach i… wcale mnie już nie wzruszyła. Zauważyłam, że kulfony są strasznie krzywe, a słowo „życzę” zaczyna się od „rz”. W ogóle powypisywał same bzdury.

Nie koresponduję już z Jackiem. Jego adres wymazałam z notatnika i mam wszelkie prawo przypuszczać, że on wymazał z pamięci moją osobę. Pewnie koresponduje teraz z jakąś Baśką albo inną Weroniką i to ona a nie ja wypatruje najdroższej osoby, czyli listonosza. Czuję do niej wdzięczność, że przejęła moje obowiązki i mam nadzieję, że równie łatwo jak ja wyleczy się z tej „choroby”.

Bo jestem przekonana, że to po prostu choroba i to choroba epidemiczna, taka, która ogarnia jednorazowo całe masy ludzi. Nie jest to wcale z mej strony odkrycie nowe. Wiedziałam o tym doskonale już w zeszłym roku, kiedy Hanka dostawała spazmów i histerii, bo jej Marek, ten sam, który na pożegnalnym obozowym ognisku obiecywał dozgonną miłość, przerwał korespondencję po 5 listach. Przekonywałam wtedy Hankę (która była gotowa do różnych samooskarżeń typu „pewnie jestem za brzydka dla niego” lub „na pewno się obraził o to, że nie zdążyłam wysłać mu zdjęcia”), że ona nie jest nic winna, a i on też na dobrą sprawę nie, bo po prostu obóz i pisanie listów do dziewczyny oddalonej o 300 kilometrów to zupełnie co innego i szybko mija. Mówiłam jej, że i ona zapomni. Przysięgała, że nigdy w życiu. Dzisiaj pewnie nie pamięta jak wyglądał.

Śmieszne! Wiedziałam o tej epidemii. Nie podobała mi się nawet — niektóre dziewczyny zupełnie zatracały granice jakiejkolwiek godności i narzucały się tym biednym chłopakom, którzy mieli nieszczęście razem z nimi spędzać wakacje, okropnie długo i natrętnie. Byłam pewna, że mnie to na pewno nigdy nie spotka, że nie dam się nabrać i co? I też wpadłam.

Czuję jednak do siebie szacunek, że wycofałam się już po 4 złotych — dwa znaczki na list po 1.50 zł i jeden znaczek na widokówkę za złotówkę (widokówkę miałam w domu). Bo ostatnim akordem naszej miłosnej korespondencji była ta widokówka. Napisałam: „Serdeczne pozdrowienia przesyła koleżanka z wakacji — Magda”. Niech wie, że to ja jestem górą!

MAGDA


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

Po krótkiej przerwie spowodowanej lekturą "Pana Samochodzika i Tajemnicy Tajemnic" wracamy do problemów Magdy.

1734010371-16-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-12_134246_9AwiatC5201974-10-0120079.png

Świat Młodych nr 79 wtorek, 1 października 1974 r.

 

Pięć minut z Magdą

Wracałyśmy ze szkoły i Jagoda zaproponowała wypad na lody, Elżbieta na to, że nie ma pieniędzy. Chciałyśmy jej pożyczyć, powiedziała, że nie będzie mogła szybko oddać. Trudno się było na ulicy sprzeczać i Hanka zaprosiła nas do siebie. Elka sama wróciła wtedy do sprawy. Pewnie wydawało jej się, że musi wytłumaczyć dlaczego popsuła nam tamten pomysł. Mogłyśmy jej te lody zafundować, ale się uparła, że nie, że nie chce. Ona zawsze laka jest. My z Hanką na przykład kupujemy sobie czasami różne rzeczy do jedzenia i raz ona płaci, raz ja. Elka nikomu nic nie zafundowała i sama leż nigdy nie chce nic przyjąć. Opowiedziała
nam, że nie ma żadnych swoich pieniędzy. To znaczy, owszem, ma, ale nie wie ile i na co może liczyć. Rodzice od czasu do czasu dają jej pewne sumy, nawet bardzo wysokie, ale raz dadzą nawet dwa razy w ciągu tygodnia, innym razem nawet przez miesiąc ani grosza. Najgorsze zaś to, że często po paru dniach odbierają jej to, co dali. Nazywa się to pożyczką, ale Elka tych pieniędzy już potem nie ogląda. Dostaje następne, zupełnie inną sumę, znowu ją od niej pożyczają i tak dalej. Właśnie kilka dni temu dostała od ojca 100 złotych. Dużo, nie?! Ja nigdy tyle naraz nie dostałam, ale wolę już swoją stałą dwudziestozłotową tygodniówkę, bo wiem czego się trzymać. Od elki zaś na drugi dzień tę samą stówę pożyczyła mama. Dlatego nie chciała iść na lody – kto wie, kiedy dostanie coś znowu?

Rozumiem ją już dlaczego ma taki wstręt do pożyczek.

Jagoda stwierdziła, że ona na miejscu Elki powiedziałaby mamie, że już wydała i najlepiej dla Elki byłoby, jak trochę forsy dostanie, by dała ją na przechowanie jej, jagodzie. Hanka też strzeliła kilku pomysłami typu książeczka PKO. Elka jednak na wszystkie kręciła głową. Z książeczki – powiedziała – każą jej wyjąć, tylko na pocztę będzie niepotrzebnie biegała, a na pomysł Jagody to wpadła już kiedyś sama. Niestety, gdy powiedziała mamie, że już wszystko wydała, to ta skrzyczała ją, że jest rozrzutna, że oni – znaczy się rodzice – ciężko pracują, a ona przepuszcza forsę nie wiadomo na co. Awantura była taka, że… przestraszona Elka wszystko oddała. Wtedy… skrzyczeli ją, że jest kłamczucha.

Żal mi Elki, ale nie widzę żadnej rozsądnej rady.

MAGDA

1734010629-16-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-12_134130_9AwiatC5201974-10-0120079.png
 
Sam dostawałem w podstawówce kieszonkowe, ale nie pamiętam już od której klasy, jak często (tygodniowo, miesięcznie?) ani w jakiej wysokości. Na pewno wystarczyło mi na zakup "Świata Młodych" trzy razy w tygodniu. I coś tak mi się kołacze po głowie, że mój młodszy o pięć lat brat wymusił na rodzicach kieszonkowe w wieku o wiele wcześniejszym, niż przyszło im do głowy by dawać kasę dla mnie. 

OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

1734132504-18-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-13_234056_9AwiatC5201974-10-1520085_text.png

Świat Młodych
nr 85 wtorek 15 października 1974 r.

Pięć minut z Magdą

Dzisiaj są imieniny Jagody. W związku z tym, prywatka. I kłopot – co dać Jagodzie w prezencie?

Głupia trochę sprawa. Jagoda wszystkim, do kogo idzie z takiej okazji, zawsze przynosi coś bardzo fajnego. Za bardzo fajnego. Mam na myśli stronę finansową tego zagadnienia. Ja np. dostałam od niej zagraniczną płytę długogrającą. Taka płyta kosztuje w komisie trzy stówy. Mama się polem dziwiła skąd ją mam, gdy dowiedziała się, że od Jagody, to gniewała się, że przyjęłam od koleżanki tak drogi prezent. Dobrze mamie mówić! Jagoda w stosunku do wszystkich wyskakuje z czymś zupełnie extra. I nie sposób powiedzieć jej, że nie, bo się zaraz obrazi. Więc nie chciałam jej obrazić – płyta jest fajna, ale ja nie wiem, co zrobić. Dysponuję w tej chwili zasobem gotówki w wysokości złotych trzydzieści pięć. Do mamy nie mam się po co zwracać, nic mi nie da i będzie miała rację. Ale co można kupić za 35 złotych? Pewnie. Książkę, kwiatek, maskotkę, chusteczki do nosa… każdej koleżance coś w tym rodzaju kupuję, ale Jagodzie?! Muszę się jakoś zrewanżować. Może niekoniecznie aż za 300 złotych, ale co najmniej za 200 — skąd je wziąć? Mam co prawda na książeczce trochę oszczędności, ale zbieram na magnetofon. Tata obiecał, że jak będę miała połowę, to dołoży mi drugie tyle. Gdybym teraz nadszarpnęła tę rezerwę, to odwlekę na kilka miesięcy moment zakupu magnetofonu. Żal by mi było strasznie.

Hanka ma zupełnie taki sam „zgryz”. Nawet zastanawiałyśmy się, czy może nie zrezygnować w ogóle z tej prywatki, ale to by wypadło jeszcze głupiej. Nie można!

Mama miała rację, że Jagoda nie powinna wysadzać się na takie drogie prezenty. I co z tego? Niech ktoś to powie Jagodzie, nie mnie. Ja to i tak wiem.

Myślę, że w końcu wezmę pieniądze z PKO i kupię Jagodzie coś extra, tak jak i ona. Chciałabym jednak, żeby to było ostatni raz. Nie wiem tylko w jaki sposób wytłumaczyć jej kiedyś później, że jej postępowanie w tej sprawie jest po prostu niedelikatne i niekoleżeńskie, bo stawia nas, swoje koleżanki w strasznie trudnej sytuacji. Jak by się tego nie powiedziało, obawiam się, że Jagoda i tak się obrazi. Po prostu nie zrozumie, powie, że nie oczekuje żadnego rewanżu, a to, co sama ofiarowuje to jej sprawa. Nie będzie w stanie pojąć, że nikt nie ma ochoty występować w roli takiej „ubogiej krewnej”, poryczy się pewnie… Oj, ciężki to będzie dzień! Ale trzeba to jakoś przeżyć, bo w innym wypadku, to nigdy w życiu nie będę miała swojego własnego magnetofonu.

MAGDA


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

Kończąc odcinki z 1974 roku:

1734185948-20-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-14_142632_9AwiatC5201974-10-2920091.png

Świat Młodych
nr 91 wtorek, 29 października 1974 r.

(20) Pięć minut z Magdą

MAGDALENO — powiedział wczoraj mój rodzic, czyli tata – muszę z tobą poważnie porozmawiać. Postaraj się uwinąć tak z lekcjami, abyś o 8.00 wieczorem była wolna.

I poszedł a ja zostałam. Sam na sam z lekcjami i… nerwami. Zrobiłam błyskawiczny rachunek sumienia. Śmieci, porządek w moim pokoju, zakupy, późniejszy powrót do domu..? Nic z tego. Przeanalizowawszy dokładnie dzień po dniu ubiegłe dwa tygodnie, doszłam do wniosku, że jestem w nonsensowny wręcz sposób niewinna i porządna. Ze szkołą też nic się specjalnego nie działo. Jesteście więc sobie chyba w stanie wyobrazić, że lekcje mi wczoraj specjalnie nie szły.

1734185991-20-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-14_142815_9AwiatC5201974-10-2920091.png

Okazało się, że niepotrzebnie się przez tyle godzin dręczyłam. Poważna rozmowa dotyczyła nie mojej przeszłości lecz przyszłości. Tata chciał się dowiedzieć, co na ten temat myślę, jakie mam plany. Chyba go rozczarowałam. Nie mam żadnych planów, chociaż ten przyszłościowy temat rozmyślań nie jest mi obcy. Zdarzało mi się już nieraz wyskakiwać myślą na kilka lub nawet kilkanaście lat do przodu. Lubię wyobrażać sobie siebie samą jako osobę dorosłą. Zresztą, kto nie lubi? Tylko, ze to wszystko były takie wyobrażenia… bardziej niekonkretne, bardziej dotyczące sposobu bycia niż tego kim bym być chciała.

Jedno jest dla mnie pewne. Ze, o ile nie nastąpi jakiś kataklizm, to w ogóle będę. No, starsza, poważniejsza, mądrzejsza, może wyższa i może nogi mi trochę schudną… Kim? Może cybernetykiem, może filologiem, tłumaczem obcej literatury, może lekarzem, może prawnikiem, dziennikarzem, jeszcze kimś innym. Świadomość, że mogę być tym, kim tylko zechcę, spowodowała, że po prostu nie zastanawiałam się nigdy nad tym, jaką drogą będę swój cel realizować. Tata też mi wczoraj wcale nie pomógł. Jego deklaracja, że oni, rodzice, chcą abym uczyła się, to jeszcze jeden kamyczek do mojego ogródka lenistwa. Tak, chyba po prostu lenistwa, bo mnie się nie chce myśleć o tym CO i JAK. Jestem w głębi mej leniwej duszy wdzięczna tacie, że odwlókł moment podjęcia decyzji o 4 lata – uzgodniliśmy, że pójdę do ogólniaka.

Mam jednak żal do do niego o to, ze stworzył mi taką możliwość. Znowu będę miała świadomość, że… wszystko mogę. A z tego nic nie wynika.

Doszłam przy okazji do wniosku, że nasi rodzice, chcąc przecież naszego dobra, robią nam często na złość. Nieświadomie, ale to fakt.

Moi podarowali mi wczoraj 4 lata bezmyślności. Rodzice Hanki wymarzyli sobie, że będzie ona lekarzem. Hanka mdleje na widok krwi | umiera ze strachu, co to będzie. Nasz kolego, Bogdan, postanowił pójść do zasadniczej budowlanej. Pasjonuje go to, cały wolny czas spędza tam, gdzie buduje się nowe osiedle, ale jego mama wymaga, aby skończył studia i został bliżej nieokreślonym wielkim człowiekiem. Iwona marzy o zostaniu psychologiem, a rodzice jej chcą aby skończyła szybko jakąś zawodową szkolę i zaczęła zarabiać.

Jestem pozornie w lepszej sytuacji od Iwony. Tak naprawdę ogromnie jej zazdroszczę. Zazdroszczę też Bogdanowi. Mało jest takich ludzi, którzy wiedzą na pewno, czego by chcieli. W naszej klasie tylko oni dwoje. Reszta to albo tak, jak Hanka wie tylko czego by na pewno nie chcieli, albo tak jak ja — ma zupełny mętlik.

MAGDA


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

I podsumowanie 1974 roku.

nr 6 (2310) piątek, 18 stycznia 1974 r. (1) Jestem Magda.
nr 9 (2313) wtorek, 29 stycznia 1974 r. (2) Pokłóciłam się z Hanką…
nr 13 (2317) wtorek, 12 lutego 1974 r. (3) Mam taką ogromnie odległą kuzynkę…
nr 17 (2321) wtorek, 26 lutego 1974 r. (4) GOSPODYNI naszej klasy wróciła…
nr 20 (2324) piątek, 8 marca 1974 r. (5) BUDZĘ SIĘ każdego 8 marca…
nr 25 (2329) wtorek, 26 marca 1974 r. (6) Pisałam już raz na temat filmu…
nr 30/31 (2334/5) 12-16 kwietnia 1974 r. – (Klub Nastolatka) dyskusja "Właśnie ten!"
nr 34 (2368) piątek, 26 kwietnia 1974 r. (7) W poniedziałek mamy…
nr 42 (2376) piątek, 24 maja 1974 r. (8) Maj w kalendarzu…
program festynu 1-2 czerwca 1974 r. Kalisz (VI. Święto Prasy Młodzieżowej i Sportowej) – Magda opowiada o „Świecie Młodych”
nr 53 (2387) wtorek, 2 lipca 1974 r. (9) Cześć! Nudzę się!
nr 57 (2391) wtorek, 16 lipca 1974 r. (10) Znowu się dzisiaj poprztykałam z Hanką.
nr 58 (2392) piątek, 19 lipca 1974 r. (11) WCZORAJ po południu tata zaprosił mnie do cukierni…
nr 62 (2396) piątek, 2 sierpnia 1974 r. (12) Przyjechała do nas koleżanka mamy…
nr 69 (2403) wtorek, 27 sierpnia 1974 r. (13) POZNAŁAM w czasie wakacji Jacka.
nr 71 (2405) wtorek, 3 września 1974 r. (14) Radość była nieprzytomna…
nr 73 (2407) wtorek, 10 września 1974 r. (15) Alina była na wakacjach w…
nr 79 – wtorek, 1 października 1974 r. (16) Wracałyśmy ze szkoły i Jagoda zaproponowała wypad na lody…
nr 82 – wtorek, 8 października 1974 r. (17) KIEDYŚ bardzo lubiłam kasztany.
nr 85 – wtorek, 15 października 1974 r. (18) Dzisiaj są imieniny Jagody.
nr 88 – wtorek, 22 października 1974 r. (19) HANKA ma szalenie wygórowane…
nr 91 – wtorek, 29 października 1974 r. (20) MAGDALENO — powiedział wczoraj mój rodzic…
nr 94 – wtorek, 5 listopada 1974 r. (21) JESTEM zła na… samą siebie!
nr 97 – wtorek, 12 listopada 1974 r. (22) JESTEM romantycznie nastawiona.
nr 100 – wtorek, 19 listopada 1974 r. (23) W szkole burza.
nr 103 – wtorek, 26 listopada 1974 r. (24) POCIESZAŁYŚMY wczoraj z Hanką…
nr 106 – wtorek, 3 grudnia 1974 r. (25) W sobotę urządzałyśmy Andrzejki.
nr 109 – wtorek, 10 grudnia 1974 r. (26) Kilka dni temu byliśmy całą klasą…
nr 112 – wtorek, 17 grudnia 1974 r. (27) Instytucja, w której pracuje mój rodzic…
nr 115/116 święta 24-26 grudnia 1974 r. (28) ŚWIĘTA zawsze…
nr 118 – wtorek, 31 grudnia 1974 r. (29) Ostatnie godziny starego roku...

I wzorem Redakcji "Świata Młodych" drobny bonus dla czytelniczek:

1734198001-20-Opera-Zrzut-ekranu_2024-12-14_142725_9AwiatC5201974-10-2920091.png

OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

Wracam do odcinków z 1975 roku. Ten jest dość słaby.

Obrazek

Świat Młodych
nr 30 – wtorek 11 marca 1975 r.

Obrazek

 

Pięć minut z Magdą

MOJA mama mówi, że jestem bałaganiara. Fakt, nie należę do osobników superporządnickich, takich jak Hanka, ale Bożena w porównaniu ze mną jest bałaganiarą kosmiczną. Gdyby moja mama obejrzała sobie szufladę jej biurka, to powinna się zawstydzić z powodu tych narzekań na własną latorośl.

No tak, ale mała jest szansa, żeby mama dokonała kiedyś wizytacji biurka Bożeny, a jeszcze mniejsza, żeby się zawstydziła. W myśl jej słów wstydzić powinnam się ja. Ponieważ zaś jestem istotą na ogół potulną (no, może z małymi wyjątkami) więc zabrałam się do porządków. Przyświecał mi w tej działalności świetlany ideał precyzyjnej w każdym calu Hanki. Zatemperowałam wszystkie ołówki i włożyłam je do drewnianego kubeczka, obłożyłam wszystkie zeszyty i wykaligrafowałam na nich własne nazwisko, powyrzucałam stare i niepotrzebne szpargały, poukładałam rzeczy w szufladach „w kostkę”… Gdy byłam bliska wymalowania na kawałku kartonu tygodniowego planu zajęć, coś się we mnie załamało. Niby dlaczego mam naśladować akurat Hankę?! Kto powiedział, że ona jest lepsza ode mnie, od Bożeny? A może to Bożena jest lepsza od nas obu, a może jeszcze ktoś inny?!

Zawsze muszę się na kimś wzorować. Czasami – jak tym razem – taki wzór podsuwa mi mama, czasami męczy mnie on po jakimś filmie czy książce, innym razem wynajduję go sobie sama. Ciągle więc naśladowania kogoś, dążenie, żeby upodobnić się do jakiegoś wzoru. W gruncie rzeczy, gdy głębiej się zastanowię, to wychodzi na to, że mnie jako mnie samej, wcale nie ma. Jestem zlepkiem bardziej lub mniej udanych imitacji innych ludzi.

A ja chciałabym być sobą. I wcale nie mam ambicji, żeby mnie stawiano komuś innemu za przykład, żeby mnie ktoś inny naśladował. O nie, za duża odpowiedzialność, mam tyle fatalnych wad. Hanka zresztą też nie jest ich pozbawiona, więc nie wiem jak mam ją naśladować – z wadami czy bez? Jeśli bez, to jak wybierać tę resztę, tę pozytywną? Przecież nie będę jej samej o to pytać. A nikt inny na to odpowiedzieć nie będzie potrafił, nawet mama.

Mam nadzieję, że kiedyś się z takiego „wzornictwa” wyrasta. Ciekawe, tylko kiedy. Czy ja już wyrastam, czy jeszcze nie?

Przy takiej głupiej sprawie zwyczajnych porządków okazało się, że wszystko jest bardzo skomplikowane. Tym niemniej trzeba przyznać, że porządek w biurku ułatwia trochę życie. Spróbuję więc sobie wyobrazić, że to był mój własny pomysł. Może mi się samopoczucie od tego poprawi?!…

MAGDA


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

Obrazek

Świat Młodych
nr 33 – wtorek 18 marca 1975 r.

Obrazek

Pięć minut z Magdą

Zawsze mi się wydawało, że różne konkursy i wyścigi to fajna rzecz. Człowiek chce… przeskoczyć tego drugiego i sam skacze wysoko. Np. jak zabrałyśmy się kiedyś z Jagodą do szycia sobie bluzek z falbankami, to pewnie każda z nas rzuciłaby tę robotę do kata po paru pierwszych próbach, gdyby nie świadomość – dlaczego ja mam być ta gorsza, ta co nie umie?! Może to było i niezupełnie ładne uczucie (i zazdrość, i zarozumiałość), ale efekty tego wyścigu były pożyteczne – obie mamy bardzo fajne bluzki.

Takie więc było moje zdanie o wyścigach i konkursach dotychczas. Teraz zaczyna mi się ono nieco zmieniać. Powodem tej zmiany jest najbanalniejsze życie. Normalka. Wiecie, że do szkół średnich nie ma egzaminów, ale obowiązuje konkurs świadectw. A my jesteśmy już w ósmej klasie i dobiegamy finiszu. Ostatni semestr, ostatnie oceny, zażarta walka o to, żeby były one jak najlepsze.

Nie wiem, jak jest w innych klasach ósmych, ale u nas sytuacja zrobiła się prawie nie do zniesienia. Nawet ci, dla których przez całe osiem lat największym szczęściem była trójka i tzw. święty spokój, wychodzą teraz ze skóry, aby ten stopień podskoczył choć o jeden w górę, a może i o dwa…

Z jednej strony to nie ma chyba w tym wszystkim nic złego – bo ambicja bycia dobrym uczniem zawsze była przez wszystkich na około wysoko w nas, uczniach, ceniona, ale z drugiej strony… Z drugiej strony zrobiliśmy się wszyscy jacyś tacy… no, dla lepszego stopnia gotowi jesteśmy do czegoś, co jeszcze pół roku temu do głowy by nikomu nie przyszło. Bo w wyścigu tym chodzi nie tylko o to, żeby stopień był jak najwyższy, ale głównie o to, żeby był najlepszy spośród stopni pozostałych kolegów. To znaczy, żeby ich stopnie były gorsze. To jest rozumowanie logiczne – wśród powodzi dwój jedna trójczyna lśni wielkim blaskiem, ale wśród samych piątek, to i czwórka z plusem może być zwyczajną mizerią.

W związku z tym w naszej koleżeńskiej dotychczas kasie zaczęły się dziać różne historie – specjalnie nieprawidłowe podpowiedzi, skarżenie jeden na drugiego, że ktoś jest nieprzygotowany (a nuż dwóję oberwie?!), absolutna niechęć do jakiejkolwiek pomocy, pomocy koledze czy koleżance… Dosłownie aż strach bierze, bo jesteśmy niemal jak… dzikie koty.

Wielki wyścig trwa. Emocjonujący. Bądź co bądź stawka jest wysoka, ale zachodzę w głowę, dlaczego te emocje doprowadzają do takiego dzikiego stanu?! Przecież każdy z nas nieraz już w czymś tam, z kimś tam konkurował, a teraz… Bo ja wiem… ?!

Magda


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4953
 

Czyli "wyścig szczurów" XX wieku. U mnie tak nie było, bo w obu przypadkach - tj. liceum i studia, były egzaminy.

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3379
Topic starter  

Wydaje mi się, że ten konkurs świadectw przy przyjęciu do szkół średnich obowiązywał jakoś tak do połowy lat 80. zeszłego wieku.

Niech policzę... W 1988 mój brat na pewno już musiał zdawać jakiś egzamin (z polskiego i z matematyki?), bo pamiętam, że jeździłem razem z nim do miasta i później na wywieszenie wyników.


OdpowiedzCytat
irycki
(@irycki)
Pan Motocyklik Potwierdzony
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 522
 

U mnie w '81-szym były już egzaminy, ale jeśli czegoś nie mylę, to dotyczyło to tylko śródmiejskich ogólniaków w Warszawie, pozostałe dzielnice miały jeszcze konkurs świadectw.

Dzięki temu dostałem się do ogólniaka. Bo świadectwo, bądźmy szczerzy, rewelacyjne nie było. Za to na egzaminie wstępnym z fizy i matmy miałem w pobliżu maksa (nie pamiętam czy jeszcze jakiś przedmiot był).

„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”

Moje fotoszopki (akt. 13.12.2024)


OdpowiedzCytat
Strona 5 / 7
Share: