Może kogoś to zainteresuje.
Był przed laty taki cykl w Świecie Młodych. Można to chyba określić cyklem felietonów. Jako młody czytelnik załapałem się już na końcówkę tych tekstów w egzemplarzach gazety wygrzebanych z makulatury i zrobiły na mnie na tyle duże wrażenie, że nadal je pamiętam i oceniam lepiej, niż późniejsze "Pięć minut z Anką" i "Z notatnika Grażyny", które już czytałem normalnie, przy okazji kupna gazety.
Niedawno przy przeglądaniu archiwalnych numerów "Świata Młodych" dostępnych w wersji cyfrowej w zasobach Web.Archiwe trafiłem na pierwszy tekst z cyklu. I pomyślałem, że zrobię sobie powtórkę z całości, której w większości nie miałem możliwości przeczytać lata temu.
nr 6 (2310) piątek 18 stycznia 1974 r.
Jestem Magda. Właściwie to mam na imię Maria Magdalena. Przed kilku laty kazałam się nawet nazywać Marleną, ale w tej chwili już mi przeszło. Po prostu Magda. Nie żadna Madzia, Magdusia, ani... Dusia.
Tego ostatniego używa moja mama i doprowadza mnie to do szału. W ogóle z Dusią jest pechowa sprawa. Mówiono na mnie tak w dzieciństwie w domu i w przedszkolu. Gdy skończyłam siedem lat i miałam iść do szkoły, to najbardziej cieszyłam się z tego, że koniec dzieciństwa i tej fatalnej Dusi. Ale już na szkolnym dziedzińcu powitały mnie okrzyki: - Duśka, cześć! Duśka, jak to fajnie, że będziemy razem! Okazało się, że połowę naszej klasy stanowią koleżanki i koledzy z tych samych „starszaków”. Ciągnie się więc ta Dusia za mną do tej pory. Oczywiście protestuję, ale nie zawsze jest to skuteczne. Przynajmniej dla was będę nareszcie tylko Magdą.
Jaka jestem? A więc... Wiem, że od „a więc” nie powinno się zaczynać zdania, ale gdy jestem speszona, to tak jest najłatwiej. A teraz jestem speszona. Dziwicie się?! Pierwszy raz występuję publicznie.
A więc mam trzynaście lat i sześć miesięcy. Urodziny obchodzę 15 lipca w rocznicę bitwy pod Grunwaldem, ale nie spowodowało to u mnie wcale zainteresowań historycznych. Nie lubię historii. Moimi ulubionymi przedmiotami są fizyka i język rosyjski. Uczę się ich z przyjemnością, zresztą to nic dziwnego – są najłatwiejsze. Są tacy, co mają wręcz przeciwne zdanie – dziwię się im w skrytości ducha. Nie wypowiadam tego jednak głośno, bo w naszej VII b panuje zasada, że każdy może mieć swoje zdanie. Wiecie już więc, że chodzę do siódmej klasy.
Jeśli chodzi o mój wygląd zewnętrzny to jestem z niego prawie zadowolona. Moją dumą są włosy – gęste, błyszczące, wcale się nie przetłuszczają, lekko się falują. Pochwalę się – mam najlepsze włosy w całej klasie. Moim największym felerem są grube nogi, chociaż w ogóle to jestem szczupła. Na szczęście modne są spodnie, więc korzystam z tego na całego – genialny wynalazek, niezgrabnego nosa nie dałoby się przecież pod niczym modnym ukryć!
Właściwie to już bym skończyła, bo zdaje się, że śmiertelnie was zanudzam. Chciałam tylko wspomnieć, że pasjami lubię dostawać listy. Jeśli któraś z was miałaby ochotę do mnie napisać, będę zachwycona. No, to na razie!
MAGDA
Nie mam pojęcia, kto był autorem tych tekstów. I w sumie dopiero teraz, po latach zauważyłem, że to jest takie mocno dziewczyńskie (Magda się zwraca tylko/głównie do czytelniczek). Ale całkiem przyjemnie mi się to czyta i teraz. Też jako teksty z nieodległej historii, bo się jednak sporo zmieniło w naszym życiu przez minione pięćdziesiąt lat.
Aha, w styczniu 1974 Zbigniew Nienacki zaczął też drukować w Świecie Młodych "Pana Samochodzika i tajemnicę tajemnic".
nr 9 (2313) wtorek, 29 stycznia 1974 r.
Pokłóciłam się z Hanką. Jestem więc trochę zdenerwowana, bo zdarza się to bardzo rzadko.
Miałyśmy wolną czwartą lekcję, bo zachorowała pani od geografii. Nasza paczka, jest nas pięć takich najbardziej zaprzyjaźnionych, zasiadła w kącie na ploty. I wiecie, co dziewczyny powyciągały?! Albumy poświęcone… Tomkowi Mędrzakowi. Najbogatszy album miała Hanka. całe masy zdjęć powycinane z różnych czasopism, powklejane pracowicie do specjalnego zeszytu i ozdobione jakimiś szlaczkami z kwiatków i serduszek.
Okazało się, że wszystkie zakochały się w tym chłopaku na zabój. Piszą do niego listy. Oczywiście nie na adres domowy, bo ten jest nie do zdobycia, ale na adres szkoły. a skąd mają adres szkoły, spytacie. Ha, miłość podobno czyni cuda i moje genialne koleżanki wpadły w związku z tym na nie mniej genialny pomysł. Z książki telefonicznej miasta Łodzi powypisywały adresy wszystkich liceów ogólnokształcących w tym mieście. jedno z nich jest tym, do którego chodzi Tomek. Ale Łódź jest duża i szkół tego typu ma też sporo. rozumiem już z jakiego powodu Hanka pożyczała ode mnie forsę na prezenty gwiazdkowe dla swojej rodziny. zżerają ją znaczki pocztowe!
Tych listów musiały do tej pory wysłać sporo, bo na filmie “W pustyni i w puszczy” byłyśmy ponad dwa miesiące temu, a one są tak rozgorączkowane, że na pewno nie poprzestały na biernym oczekiwaniu na odpowiedź - która pewnie nigdy nie nadejdzie - tylko ponaglają swego najdroższego coraz częstszymi wyznaniami.
Nie mieści mi się to w głowie! No, prawda, chłopak jest przystojny, wygląda sympatycznie, ale czy to powód, aby się w nim natychmiast zakochać? Zresztą wyobrażam sobie miłość zupełnie inaczej. Gdybym miała swojego chłopaka - chciałabym go mieć - to lubiłabym z nim rozmawiać, chodzić na spacery, tańczyć. Musiałby być w związku z tym z tej samej miejscowości, a nie żyć gdzieś za górami, za lasami. poza tym ja jestem zazdrosna i nie ścierpiałabym, gdyby za moim chłopakiem oglądały się inne dziewczyny. nie potrafiłabym kochać się w kimś do spółki z połową dziewczyn z Polski, bo na pewno i inne się w nim kochają, skoro choroba ta ogarnęła i moje koleżanki, które przecież znam i wiem, że zawsze były równiachy…
Powiedziałam im to wszystko. gdybyście wiedziały, jak na mnie naskoczyły! Zupełnie im z tej miłości odbiło.
A najgorsze, że moja przyjaciółka wpadła jak najzwyklejsza gęś, to straszne!
MAGDA
No dziewczyńskie to bardzo. Nie znam zupełnie, gdy ja zacząłem czytać ŚM to już miał inny wygląd.
Twtter is a day by day war
"Świat Młodych" zmienił się właśnie w 1974 roku. Początek roku to jeszcze taka szata graficzna typowo gazetowa - czarnobiałe zdjęcia, a kolorowe (podstawowe barwy) w najlepszym razie tytuły i ramki oddzielające artykuły. I dwa numery w tygodniu, we wtorek i w piątek. Latem w warszawskiej drukarni, w której drukowano gazetę pojawiły się nowoczesne maszyny a od 1 października 1974 "Świat Młodych" zaczął się ukazywać w formie jaką znamy z dzieciństwa - w pełnym kolorze i trzy razy w tygodniu (wtorek, czwartek, sobota).
Sam zacząłem czytać "Świat Młodych" w 1977 albo 1978 roku. Jak trafię na numery z komiksem o sportowym życiu mrówki Leokadii będę wiedział, kiedy to było dokładnie, bo od tego komiksu kupowałem gazetę.
nr 13 (2317) wtorek, 12 lutego 1974 r.
Mam taką ogromnie odległą kuzynkę – mojej babci siostry córki męża brata żony siostrzenica. Na imię ma Monika i też chodzi do VII klasy, chociaż do innej szkoły. Nie jesteśmy przyjaciółkami, ale to nasze „pokrewieństwo” sprawiło, że spotykamy się kilka razy do roku i zapraszamy wzajemnie na różne uroczystości w rodzaju imienin. W sumie znajomość raczej powierzchowna, chociaż bardzo stara.
Nic więc dziwnego, że byłam zaskoczona, gdy w zeszłym tygodniu otrzymałam list od Moniki. Dotychczas wysyłaliśmy do siebie tylko kartki z pozdrowieniami z wakacji. Był to pierwszy w życiu list od Moniki. Błagała mnie w nim o to, alby ją, jak tylko mogę najszybciej, odwiedziła. Pośród niezliczonych wykrzykników wyczytałam, że od mojej wizyty zależy… jej dalsze życie, że jest nieszczęśliwa, że tylko ja jej mogę pomóc.
Przyznam, że mi to wezwanie o pomoc pochlebiło. Lubi się, gdy inni na nas liczą. Skojarzyłam zaraz z tym listem ostatnie wieści, jakie o Monice babcia przekazywała mamie, i ja niechcący podsłuchałam. Monice, która była zawsze najlepszą uczennicą, groziły na półrocze dwie dwóje. Nieomylnie wyczułam, że chodzi tu o jakąś historię miłosną. Ochoczo więc w niedzielę po południu, pełna dobrych chęci, do niej ruszyłam.
Moje przeczucie mnie nie zawiodło, zawodzą mnie natomiast moje dobre chęci.
ON ma czarne włosy i motorower marki „Babetta”. Chodzi o klasę wyżej i jest bożyszczem całej ich „budy”. Dotychczas „chodził” tylko z ósmoklasistkami (sam jest troszeczkę przerośnięty) i Monice jako pierwszej z „młodszych” udało się go poderwać. Odbiła go 14 grudnia jakiejś Małgośce, co nie było najprostsze, bo Małgośka owa jest ponoć wybitnie piękna. Odbijała go przez całe 4 tygodnie poświęcając dla tego celu wszystkie siły i czas. Oczywiście zapomniała wtedy całkiem o tym, że trzeba odrabiać lekcje. Potem nastąpił okres Wielkiej Miłości (wtedy również się nie uczyła). Na sylwestrowej prywatce powiedział jej, że jest jedyna na świecie, a 10 stycznia… porzucił ją dla następczyni o imieniu Beata. Od 10 stycznia Monika nie chce już żyć.
To w skrócie chyba wszystko. Dochodzą do tego jeszcze dwa niedostateczne na półrocze. Ale nie stopnie są powodem tragedii, nic ją nie obchodzi poza NIM. Monika GO kocha, gotowa jest wybaczyć MU wszystko, niech tylko do niej wróci. Pisała do NIEGO – nie odpisuje, chciała z NIM rozmawiać – odwraca się do niej plecami. Ostatnią jej nadzieją jestem ja. Liczy na to, że z kimś obcym ON będzie chciał rozmawiać. Jej plan jest taki: pokaże mi GO na ulicy, a potem ja z NIM porozmawiam i przekonam GO, że ona jest jego warta.
Jestem przekonana, że Monika jest wartościową dziewczyną, życzę jej jak najlepiej, wątpię tylko czy ON jest jej wart.
Nie mam ochoty spotykać się z tym chłopakiem. Monika jednak uważa, że to ma być dowód moich dobrych chęci. Powiedziała, że deklarować się to każdy potrafi, a od rzeczywistej pomocy się wykręcam. Nie chciałabym, żeby uważała mnie za egoistkę, naprawdę mi jej żal, ale moje dobre chęci w tym wypadku zawodzą. Nie potrafiłam przekonać jej, że po prostu trochę zwariowała.
MAGDA
nr 17 (2321) wtorek, 26 lutego 1974 r.
(4) Pięć minut z Magdą
GOSPODYNI naszej klasy wróciła wczoraj z zebrania Samorządu Szkolnego i przekazała nam pomysł zgłoszony przez dziewczęta z VIIa. Samorząd ten pomysł zatwierdził.
W naszej szkole jest bardzo miły zwyczaj urządzania na zakończenie roku szkolnego tzw. Balu Wakacyjnego. Uczestniczą w nim wszystkie starsze klasy (VI, VII, VIII), do tańca gra prawdziwa orkiestra (dwa szkolne zespoły muzyczne na zmianę) i — mimo że zabawa odbywa się w budynku szkoły — strój jest dowolny. Bo to już wakacje.
Pomysł VIla jest właśnie z dziedziny ciuchów. Wymyśliły one, żeby dziewczęta z każdej klasy wybrały sobie jakiś model sukienki i… wszystkie uszyły taką samą. W ten sposób będzie można od razu wiedzieć, kto jest z jakiej klasy, a poza tym będzie to okazja do zaprezentowania „„solidarności” klasowej.
Piszę „solidarności” w cudzysłowie, bo muszę przyznać, że pomysł mnie normalnie zastrzelił. W Samorządzie Szkolnym jest większość chłopców, więc pewnie dlatego go zatwierdzili. Biedne chłopaki, zupełnie bez wyobraźni! Przejęli się tą „solidarnością”, tym, że pomysł jest nowy (a o takie coraz trudniej, bo wszystko już prawie wymyślono), tym, że wprowadza on jakieś elementy rywalizacji (nasz Samorząd ma bzika na punkcie współzawodnictwa między klasami) i… zgodzili się.
A ja się nie zgadzam! W klasie jeszcze nie miałyśmy czasu tej sprawy dokładnie omówić, lecz myślę, że dziewczyny będą podobnego zdania jak ja. Nie zgadzam się i już! Nie podoba mi się takie umundurowanie w… balowe sukienki. Co innego szkolny mundurek, fartuch, wiadomo — regulamin, ale żeby na ten jedyny w roku bal tak samo. Co to, to nie!
Nie wzrusza mnie w tym całym pomyśle nawet to, że tę samą kieckę będą na sobie miały tylko dziewczyny z tej samej klasy. W naszym wypadku to jest 17 osób — dla mnie o 16 za dużo. Nie myślcie, że mówię tak, bo jestem egoistką. Wcale nie, ale nie wyobrażam sobie, aby dla 17 różnych dziewczyn można było wymyślić taki jeden model sukienki, w którym każdej z nich będzie dobrze. A przecież każda z nas chce wyglądać ładnie.
Mnie na przykład jest świetnie w kolorze czerwonym, ale na pewno paskudnie będzie w nim wyglądała Małgośka, która ma rude włosy. I co tu wybrać?! Z góry trzeba by założyć, że jedna z nas będzie niezadowolona. Po co? Można przecież zrobić tak, że każda z nas coś tam sobie dopasuje do swojego „kolorytu”, figury, upodobań… Jeśli o mnie chodzi, to ze względu na nogi chętnie bym wystąpiła w spodniach, a jest parę takich dziewczyn u nas w klasie, które uważają, że na bal to tylko w sukience. Od której więc by strony na ten „pomysł” nie spojrzeć, to same kłopoty!
Zresztą, niepotrzebnie się chyba martwię. Jestem przekonana, że mam rację, i że koleżanki też mnie poprą, więc chyba jakoś uda się odwołać tę nieszczęśliwą decyzję Samorządu. Muszę tylko przyznać, że o ile nie dziwię się chłopakom, którzy ją podjęli, to mam spore wątpliwości, co do stanu umysłowego pomysłodawczyń — wymyślić taką bzdurę…!
MAGDA
Ciężko się to czyta 🙂
Nie wiem, czy zainteresowałoby mnie to wtedy, kiedy miałam tyle lat, co autorka tych wpisów, ale teraz wydaje mi się bardzo nudne.
Ot, taki sobie pamiętniczek.
Pewnie podobne pisałam, ale nie chciałabym, aby ktoś to czytał 🙂
od 1 października 1974 "Świat Młodych" zaczął się ukazywać w formie jaką znamy z dzieciństwa - w pełnym kolorze i trzy razy w tygodniu (wtorek, czwartek, sobota).
Trzy razy w tygodniu?
Tak sobie myślę, że naprawdę sporo się wtedy ukazywało książek i czasopism dla dzieci i młodzieży. Fajnie 🙂
Sam zacząłem czytać "Świat Młodych" w 1977 albo 1978 roku. Jak trafię na numery z komiksem o sportowym życiu mrówki Leokadii będę wiedział, kiedy to było dokładnie, bo od tego komiksu kupowałem gazetę.
Załamujecie mnie takimi wpisami.
Ja nawet nie pamiętam, czy czytałam to czasopismo (chyba tak?), a co dopiero od kiedy 🙂
Załamujecie mnie takimi wpisami.
Ja nawet nie pamiętam, czy czytałam to czasopismo (chyba tak?), a co dopiero od kiedy
No nie żartuj, w tamtych czasach jeśli nie czytałaś ŚM to nic nie czytałaś.
Wtedy był prosty proces Miś -> Świerszczyk -> Świat Młodych -> i tutaj zaczynało się coś więcej Na przełaj, Razem
Twtter is a day by day war
Załamujecie mnie takimi wpisami.
Ja nawet nie pamiętam, czy czytałam to czasopismo (chyba tak?), a co dopiero od kiedy
No nie żartuj, w tamtych czasach jeśli nie czytałaś ŚM to nic nie czytałaś.
Wtedy był prosty proces Miś -> Świerszczyk -> Świat Młodych -> i tutaj zaczynało się coś więcej Na przełaj, Razem
I tu się mylisz 🙂
Czytałam Filipinkę 🙂
I tu się mylisz 🙂
Czytałam Filipinkę 🙂
trochę młodsza jesteś 🙂
Twtter is a day by day war
Wtedy był prosty proces Miś -> Świerszczyk -> Świat Młodych -> i tutaj zaczynało się coś więcej Na przełaj, Razem
O właśnie, u mnie takim to szło tropem. Jeszcze był Płomyczek i Płomyk, ale to może czasopisma z mniejszymi nakładami? Mnie oba czasopisma ominęły. Widziałem, przeglądałem w bibliotece, ale Płomyk kupowałem jedynie przez kilka tygodni, gdy drukowano w nim Pana Samochodzika i człowieka z UFO.
Jeszcze Młodego Technika kojarzę z takich młodzieżowych.
Płomyczek i Płomyk
Tak
Młodego Technika
To już było dla hobbystów.
Twtter is a day by day war
Kojarzę "Misia" i "Płomyczek", "Świerszczyk" też, ale chyba mniej mnie interesował. Potem przez chwilę były trzy gazetki "Ja", "Ty" i "My", ale jako że to już późniejszy okres to załapałam się tylko na "My", kierowane do najstarszej grupy. "Świat Młodych" pamiętam dobrze, z tym że któryś dzień mi niezbyt pasował, bo dominowała tematyka sportowa chyba? Ze "Świata Młodych" miałam sporo powycinanych zdjęć, takiej jakości, że dziś trudno w to uwierzyć, ale i tak byłam szczęśliwa 😉 . Na przykład bohaterów "Robina z Sherwood". Potem weszły polskie wersje zachodnich pisemek z kolorem, gładkim papierem i "nowoczesną" grafiką...
nr 20 (2324) piątek, 8 marca 1974 r.
BUDZĘ SIĘ każdego 8 marca z mieszanymi uczuciami. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy w ogóle jest jakiś powód do radości. Niby to święto, podobno i moje święto, ale jakoś tego ostatniego nie dostrzegam.
Najpierw już od końca lutego tata dopytuje się, czy aby pamiętam, a później na początku marca dofinansowuje moją skromną „pensję” kilkudziesięcioma złotymi. Są one przeznaczone na prezenty — dla mamy, dla babci i dla cioci Julii, która mieszka w pobliżu i nie ma prawie dnia, aby do nas nie zajrzała. W Dniu Kobiet składam im życzenia, kiedyś deklamowałam okolicznościowe wierszyki, teraz ograniczam się do serdecznego cmoknięcia w policzek. Wszyscy są ogromnie wzruszeni, podnieceni, do rytuału należy to, że tata wieczorem przynosi kwiaty, trzy bukiety — dla mamy, dla babci i dla cioci Julii.
Ja też trzymam tego dnia w ręku bukiet. Ten, który w imieniu całej klasy będę wręczać pani wychowawczyni. Składamy życzenia i teraz z kolei my jesteśmy obdarowani cmoknięciami — to pani nam dziękuje. Jest uroczyście i wzruszająco. Tego dnia nie ma w szkole klasówek, nikt nie stawia złych stopni. Solenizantkom tego nie wypada robić, a ponieważ są u nas same nauczycielki, więc wszystkie — solenizantki.
Jeśli zdarzy się, że mamy tego dnia rosyjski, to moja ulubiona nauczycielka „Wiera” już od samych drzwi woła (w najlepszej intencji) swym tubalnym głosem: „A skolko zdieś imieninniciej! Diewuszki, wam s siewodniesznim dniem samyje haroszije pażiełanija! Malcziszki, wy nie zabyli?!”
Na to pytanie nasi chłopcy podrywają się niezgrabnie z ławek i usiłują składać nam życzenia. Wygląda to niesamowicie — oni czerwoni na twarzach ze zmieszania i ze wstydu, że zapomnieli, bąkają jakieś nieskładne słowa, a my, też czerwone, ale z zakłopotania, udajemy, że jesteśmy wzruszone. „Wiera” jest szczęśliwa, że zwróciła chłopcom uwagę, iż każda z nas jest nie tylko obiektem do szczypania i kuksańców, ale kobietą, której w Międzynarodowym Dniu Kobiet też należą się życzenia.
Jeśli nie ma tego dnia rosyjskiego, dzień przechodzi gładko. Uśmiechamy się, wręczamy kwiatki, życzymy wszystkiego najlepszego… Po lekcjach pędzimy do domu, aby zająć się przygotowaniami do świątecznej kolacji. To taka niespodzianka, my tyramy w kuchni, a mamy i babcie dostają w pokoju palpitacji serca ze strachu, co też zmalujemy, to znaczy, co ugotujemy (upieczemy, usmażymy...)
Zgadzam się w zupełności z „Wierą”. Jestem prawie dorosłą dziewczyna i też chciałabym naprawdę czuć się w czasie tego dnia solenizantką. Niestety, jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Dlatego budzę się z mieszanymi uczuciami.
MAGDA
nr 25 (2329) wtorek, 26 marca 1974 r.
Pisałam już raz na temat filmu „W pustyni i w puszczy i epidemii miłości do Tomka Mędrzaka. Dostałam potem wiele listów i okazało się, że epidemia — tak!, miłość — tak! ale obiekt miłości jest inny. Kochamy się nie w Tomku, ale w filmowym Stasiu Tarkowskim. Przedwczoraj wieczorem rozmawiałam ze swoją sąsiadką, Krystyną. Opowiadała mi o swoim nowym „bożyszczu”, Witku. Że Witek jest taki i taki, ale... gdyby był choć trochę podobny do Stasia Tarkowskiego, to Krystyna nie miałaby żadnych wątpliwości, że to jest WŁAŚNIE TEN CHŁOPAK. Ponieważ nie jest, ona nie jest pewna, radzi się wszystkich dookoła, między innymi i mnie.
Zastanawiam się, co jest: w Stasiu takiego, że... patrzymy w niego jak w obrazek, porównujemy do do niego naszych kolegów i nasze sympatie i jesteśmy ogromnie niezadowolone, gdy nie są zbyt podobni do ideału. Zastanawiam się, co w Stasiu najbardziej nam się podoba. To, że strzelał do lwa?! Który z moich kolegów mógłby mu w tym dorównać?! Nierealne! Lwy są albo bardzo daleko, albo w ogrodzie zoologicznym. A w ogrodzie zoologicznym mógłby strzelać tylko wariat!
Wcale w tym momencie nie żartuję. Podoba nam się Staś, to prawda, ale czy rzeczywiście tak naprawdę chciałybyśmy, żeby tacy sami jak on byli i nasi chłopcy? A nawet jeślibyśmy i chciały, to czy to jest możliwe i czy sami chłopcy by tego chcieli?! Nurtują mnie te pytania od dłuższego czasu, ale dopiero dzisiaj zdobyłam się na odwagę i zwracam się z propozycją do Klubu Nastolatków. Chciałam się spytać, czy nie byłoby możliwe zorganizowanie dyskusji na taki temat. Myślę, że byłaby ciekawa i sporo osób chętnie zabrałoby w niej głos. Dałabym jej tytuł — „WŁAŚNIE TEN”. Uczestniczyłyby w niej dziewczęta (pisałyby o tym, co im się w filmowym Stasiu najbardziej podoba i które z jego cech chciałyby „zaszczepić” swoim współczesnym kolegom) oraz chłopcy (pisaliby, co o tym wszystkim sądzą i czy dziewczęta mają rację porównując ich do tego filmowego bohatera). Jestem przekonana, że warto na ten temat troszeczkę pomyśleć i wymienić zdania, bo faktem jest, że filmowy Staś Tarkowski zajmuje w tej chwili poważną pozycję w naszym realnym życiu. No więc — czy może być taka dyskusja?
MAGDA
Podtrzymujemy pomysł Magdy. I temat, i tytuł jak najbardziej nam odpowiadają. Uważamy dyskusję za rozpoczętą, a Magdę mianujemy jej prowadzącym. Na kopertach trzeba jak zawsze napisać: Klub Nastolatków i hasło — „WŁAŚNIE TEN”. Czekamy na Wasze listy!
KLUB NASTOLATKÓW
W tym podwójnym (wielkanocnym) numerze nie było co prawda odcinka Pięciu minut z Magdą, ale redakcja oddała całą stronę dla Klubu nastolatków i dyskusji o Stasiu Tarkowskim.
nr 30/31 (2334/5) 12-16 kwietnia 1974 r.
Cieszę się, że uznaliście za trafny mój pomysł dyskusji. Dostałam 182 listy. Autorami 16 byli chłopcy, pozostałe napisały dziewczęta. Żałuję, że mogę zamieścić tu tylko kilka z nich…
Zupełnie inaczej
Bardzo podobała mi się troskliwość Stasia w stosunku do Nel. Wśród nas bardzo często tak się zdarza, że nawet z tą „swoją” dziewczyną chłopcy obchodzą się wulgarnie i brutalnie.
Aneta ze Stargardu
Marzę o takim chłopcu
W Stasiu Tarkowskim najbardziej podobała mi się jego odpowiedzialność za drugiego człowieka, troskliwość, szczera miłość i gotowość do największych nawet poświęceń.
Marzeniem moim jest spotkać kiedyś takiego chłopca, którego cechowałyby wszystkie wyżej wymienione zalety.
Basia M. — Kraków
Za duże wymagania
Wymagać, aby nasi chłopcy byli tacy jak Staś, to po prostu nonsens. Przecież jego zmusiły do takiego a nie innego postępowania po prostu okoliczności. Nie rozumiem więc, dlaczego dziewczęta chcą, by chłopcy bez potrzeby byli bohaterami. Nie przeczę — powinni być mili, uprzejmi, ale bohaterstwa nie należy od nich wymagać, bo i po co. Przed czym to takim mieliby nas bronić?!
Wanda z pow. Gostynin
Najwyżej cenię optymizm
Podziwiam Stasia za jego ofiarność, poświęcenie i chęć niesienia pomocy w każdej sytuacji. W moich oczach zyskał uznanie dzięki swojemu optymizmowi, który nigdy go nie opuszczał, ale.. Ale Staś reprezentuje dawne pokolenie młodzieży, jest reprezentantem świata, który my znamy tylko z opowiadań. I dlatego chyba nie wszystkie jego cechy byłyby odpowiednie dla moich rówieśników.
Nie Imponuje mi obecnie „bohaterstwo” (czasami głupie) moich kolegów, nie chciałabym również, aby strzelali do lwów, bo kocham zwierzęta. Sądzą jednak, że mogłoby być w nich troszeczkę więcej kultury, której nie brakowało Stasiowi. Chciałabym też, żeby byli optymistami I żeby umieli podejmować szybkie, a jednocześnie mądre decyzje. Tego bowiem najczęściej brakuje naszym chłopakom.
Mika
Staś dużo wiedział
Chciałabym, aby moi koledzy byli choć trochę podobni do Stasia. Żeby interesowali się językami obcymi i nauką, bo wielu chłopców to tak naprawdę zajmuje jedynie piłka nożna.
Janka z Warszawy
Precz z maminsynkami!
Chłopcy z naszej klasy to same kujony i maminsynki. Przydałoby im się trochę cech filmowego Stasia — takich, jak: odwaga, zdecydowanie, zdyscyplinowanie, a przede wszystkim samodzielność.
Joanna z Warszawy
Nie dyktujcie mi!
Moim zdaniem Staś Tarkowski dlatego jest bohaterem, że ani na moment nie tracił wiary we własne siły, w szansę ratunku. Staś był odważny i jest na pewno wzorem do naśladowania.
Z drugiej jednak strony myślę, że dziewczęta za bardzo są wpatrzone w Stasia i chciałyby, żeby wszyscy chłopcy byli tacy sami. A ja na przykład nie cierpię, jeśli ktoś mi dyktuje, jak mam postępować i żyć. Na tym polega błąd dziewczyn i to jest najbardziej denerwujące.
Imiennik Stasia
Ideał niedościgniony
Prawdziwego chłopca, który by miał wszystkie dodatnie cechy Stasia Tarkowskiego, nie ma. A jednak niektórzy z naszych kolegów też są godni podziwu — jeden za to, że się świetnie uczy, drugi za to, że jest wynalazcą, trzeci — bo pomaga w domu… Według mnie Staś Tarkowski może być wzorem, ale jest to taki ideał troszeczkę niedościgniony. Dobrze jednak, że istnieje; jest do czego dążyć.
Ira z Warszawy
Cenię liczne zalety
Wątpię, czy Magda ma rację sądząc, że dziewczętom Staś Tarkowski podoba się dlatego, że strzelał do lwa. Autor książki, H. Sienkiewicz, tworząc postać Stasia chciał pokazać chłopca bohaterskiego, umiejącego się zachować w każdej sytuacji i w ogóle chłopca, który ma wiele zalet. I to właśnie powinno się podobać w postaci Stasia. Ja sam, choć mam dopiero 13 lat, chciałbym być takim chłopcem jak Staś.
„Donald”
Dziewczyny, nie przesadzajcie!
Co byście zrobiły, gdyby wasi koledzy powiedzieli „lubię cię, ale… gdybyś była podobna do Kariok to dopiero wtedy wszystko by grało!”
Chłopcy cenią indywidualność i nie lubią, gdy narzuca im się wzory niemożliwe do naśladowania. Zastanówcie się, co robicie, my też potrafimy być wrażliwi na słowa!
„Heretyk”
..pozostałe listy były równie ciekawe.
Miałam tutaj napisać rodzaj podsumowania tej dyskusji i przyznam się, że trochę się bałam, czy dam radę. Wyręczyła mnie IRA Z WARSZAWY. Zgadzam się z nią, że Staś jest ideałem niedoścignionym, ale dobrze, że istnieje.
Z tym strzelaniem do lwa to oczywiście macie rację, bo przecież nie o to chodzi. Mnie — tak samo jak i MICE — nie imponuje „bohaterstwo silnej pięści”. Ale poza tym… odpowiedzialność za drugiego człowieka, uprzejmość, troskliwość, optymizm, umiejętność podejmowania mądrych decyzji, zdecydowanie, zdyscyplinowanie, samodzielność, rozległa wiedza. „HERETYK” nie ma racji twierdząc, że to są wzory niemożliwe do naśladowania. „,DONALD”, który napisał, że chciałby być podobny do Stasia, nie myślał wszak o wyglądzie: zewnętrznym chłopca, który zagrał tę rolę. A ja? Czy to możliwe, żebym była kiedykolwiek podobna do Tomka Mędrzaka?! A jednak chciałabym być podobna do Stasia Tarkowskiego. Bo Staś może być wzorem nie tylko dla chłopca, ale i dla dziewczyny.
Teraz już wiem, dlaczego Staś się tak wszystkim bardzo podoba. Gdy będę miała kiedyś swojego chłopca, to chciałabym, żeby był do niego podobny. Myślę, że mój chłopiec też będzie zadowolony, że i ja będę się starała być właśnie taka. Mówimy często: „chłopak na medal”, „dziewczyna na medal”, ale co to właściwie znaczy… Wydaje mi się, że to ktoś taki, jak Staś Tarkowski, no nie?!
MAGDA
Świat Młodych
nr 34 (2368) (sic!) piątek, 26 kwietnia 1974 r. –
W nr 33 (2367) (sic!) wtorek, 23 kwietnia 1974 r. pomylono numer ogólny Świata Młodych i podano 2367 zamiast 2337.
Jeszcze nie wiem, czy ktoś zauważył i skorygował ten błąd przed zmianą szaty graficznej gazety i przejścia na pełen kolor (wtedy zaniechano podawania numeracji gazety od pierwszego numeru).
(7) Pięć minut z Magdą
W poniedziałek mamy sześć lekcji. Same poważne przedmioty. Między innymi dwie fizyki. Ja ją lubię, ale niektórym z naszej klasy spędza ona przysłowiowy sen z oczu. Znam to uczucie, mnie doprowadza do tego samego stanu historia.
W ten ostatni poniedziałek świeciło słońce, liście na drzewach były zielone, a nastrój w naszej klasie taki bardziej feryjny. Jeszcze się nie rozkręciliśmy po świętach. Chłopcy konferowali zawzięcie na drugiej przerwie, a na trzeciej, tej dużej, wystąpili z pomysłem: „Zwiewamy!”. Perspektywa dalszego ciągu dnia była interesująca — spacer zamiast fizyki, pogapienie się na wystawy zamiast wychowania obywatelskiego… Kto by się oparł?
Gdy w pośpiechu pakowaliśmy do toreb książki i nie zjedzone drugie śniadania, nagle odezwała się Mariola. Mariola jest nieco gapowata, uczy się nieszczególnie i nie potrafi fiknąć koziołka do tyłu. A wtedy stanęła przy drzwiach i krzyknęła tak głośno, że wszyscy na nią spojrzeli. Zaczęła mówić, że pomysł ucieczki zupełnie nie ma sensu. Że jeśli wszyscy tak naprawdę chcą iść na wagary, to i ona pójdzie — podniosła do góry swoją torbę aby pokazać, że jest gotowa do wyjścia — ale że przecież jakoś nas za to ukarzą i trzeba się zastanowić, czy warto. Tłumaczyła, że to się wcale nie opłaca, że za trzy godziny extra swobody będziemy musieli zapłacić co najmniej obniżonymi stopniami jeśli nie wizytą rodziców w szkole…
Gdyby ktokolwiek inny z nas miał te wątpliwości, zaraz by się znaleźli tacy, co by go zakrzyczeli, że frajer, że tchórz. Ale Mariola tak rzadko się odzywa, że nikt nie śmiał jej przerwać. A czas płynął.
Byłam wściekła na Mariolę, że nas zatrzymuje. Obejrzałam się do tyłu, Marek i Włodek z niecierpliwością przestępowali z nogi na nogę, ktoś usiadł i słuchał.
Mariola tymczasem zaczerwieniła się i jak zwykle zaczęła się jąkać. Potem stała już tylko przy tych drzwiach i patrzyła trochę zmieszana tym swoim wystąpieniem i jakby przestraszona. Można było wstać, odsunąć ją od tych drzwi, wyjść, ona zresztą też by wyszła. Ale nikt tego nie zrobił. Wszyscy byli jak zamurowani. A potem zadzwonił dzwonek.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nikt nie ma do Marioli żalu — zaplanować sobie spacer, a odpowiadać z fizyki, to… to zbyt duży kontrast. Muszę jednak przyznać, że nikt nie dał jej tego przez następne dni odczuć — w końcu uchroniła nas przed nieuniknionymi tych wagarów konsekwencjami, które nie należą do największych przyjemności. Myślę również, że tak troszeczkę to ją podziwiamy. Bo cóż jest warta odwaga pójścia na wagary wobec odwagi przeciwstawienia się całej klasie, gdy w dodatku jest się gapą, która nawet nie umie fiknąć koziołka do tyłu.
Doszłam jednak do tego wniosku dopiero teraz. Wtedy w klasie nie przyszłoby mi nawet do głowy nie zgodzić się z pomysłem chłopców, a na Mariolę byłam autentycznie zła. Mówią o mnie, że jestem odważna — skakałam z mostku do rzeki, na obozie brałam „najciemniejsze” warty. Nie pomyślałam nigdy, że odwaga polega nie tylko na tym.
MAGDA
nr 42 (2376) (sic!) piątek, 24 maja 1974 r.
(8) Pięć minut z Magdą
Maj w kalendarzu nastroił mnie bardzo lirycznie. Któregoś wieczoru zamiast poważnego wypracowania z polskiego zaczęłam pisać… zupełnie niepoważny wiersz. Oczywiście o miłości. na drugi dzień nie wytrzymałam i pokazałam wiersz Hance. Skrytykowała mnie za dwa rymy, ale w ogóle wyraziła swoją aprobatę, co – muszę przyznać – miło mnie połechtało. Nadszedł drugi wieczór i… dwa nowe wiersze, trzeci – i znowu kilka poetyckich utworów. Wiecie, dochodziłam do wprawy i to, co na początku zajmowało mi pół godziny, później potrafiłam “machnąć” w niecałe 10 minut. Stos zapisanych kartek rósł, a ja była z siebie coraz bardziej zadowolona. Niektóre z wierszy były tragiczne, inne mniej, ale we wszystkich zawarty był głęboki smutek. Pewnie dlatego, że akurat była taka deszczowa kilkudniówka.
Przedwczoraj rano podjęłam ważną decyzję. O czwartej po południu była już zrealizowana, a mnie, stojącą przy czerwonej skrzynce pocztowej, zaczęły ogarniać wątpliwości, czy aby była rozsądna.
Mam taki głupi charakter, że wątpliwości ogarniają mnie dopiero wtedy, gdy już nie mam żadnej szansy zmienienia tego, co zrobiłam. To samo było przedwczoraj. Gdyby naszły mnie o wpół do czwartej – nic by się nie stało, ale o czwartej list leżał już w skrzynce. Na kopercie adres młodzieżowego tygodnika, a w środku – moje wiersze.
Nie napisałam od przedwczoraj już ani jednego i nie napiszę, nie mam natchnienia. Minęło. Głupio mi tylko za tamte poprzednie. Podałam swoje imię, nazwisko, adres… Pewnie za trzy, cztery tygodnie dostanę od redakcji tygodnika list. Wiem, co w nim będzie. Robię się mimowolnie czerwona, gdy sobie przypomnę swoje niektóre “utwory”: Pada deszcz o szyby pluszcze, w moim zamku, w czarodziejskim lustrze odbija się bajek ślad… czy: Pada deszcz, kapią z nieba łzy, w kałużach domy się odbijają…
Są one bezdenne, deszczowe… Fakt. Gdybym chociaż wiedziała, co mnie napadło, po co to wszystko?! Teraz to mnie tylko śmieszy ale jeszcze trzy dni temu wszystkie “deszcze”, “łzy” i “odbicia” doprowadzały mnie do autentycznego zachwytu i wierzyłam, że zachwyt ten podzielą wszyscy naokoło.
No, Hance się podobało, ale czy to było szczere…?! Muszę się do czegoś przyznać. Hanka była ciężko chora na poezję rok temu i to ja wyraziłam wtedy aprobatę dla jej wierszy, które ona później wysłała do tego samego tygodnika, co ja teraz. Dostała stamtąd list. Dlatego teraz ja już z góry wiem, jak ocenią moje wypociny. I słusznie, dobrze mi tak! y. Wariatka, na wiersze jej się zebrało… !
Hm, to śmieszne, ale zorientowałam się w tej chwili, że wbrew temu, co mówi moja marna, nie sposób jest uczyć się na cudzych błędach, trzeba je popełnić samemu. Filozofka ze mnie, co?!
MAGDA
Świat Młodych
program festynu 1-2 czerwca 1974 r. Kalisz
1-2 VI. Święto Prasy Młodzieżowej i Sportowej. Wielki Festyn w KALISZU.
Cześć! Witajcie!
Ogromnie zmartwiłam się, że nie mogę przyjechać do Kalisza. Święto Prasy Młodzieżowej i Sportowej to przecież i moje święto, ja też jestem „prasa młodzieżowa”, może nie?!
Niestety, nie ma to jak być dorosłym dziennikarzem, który sobie tylko jeździ i pisze, pisze i jeździ, i któremu nie wiszą nad głową takie straszne obowiązki jak lekcje w szkole. A nad moją głową takie obowiązki wiszą. We wtorek mam klasówę z matematyki, a postawiłam sobie za cel piątkę na koniec roku. Muszę więc trochę popracować, przypomnieć sobie co nieco, przerobić parę dodatkowych zadań.
Żałuję i wybaczcie, że nie przyjechałam tutaj wraz z moimi starszymi kolegami (nie ma to jak być dorosłym dziennikarzem!) z redakcji. Pozwólcie, że ich przedstawię. Co prawda, zrobili to już sami, bo każdy sam sobie udzielił wywiadu, które już pewnie przeczytaliście, ale ja mam wielką ochotę to uzupełnić.
A więc jest w Kaliszu Papcio Chmiel, czyli redaktor Henryk Chmielewski, autor naszego „Tytusa”. Będzie na festynie i w niektórych waszych szkołach, opowie o tym, jak drukuje się „Świat Młodych” (i inne gazety młodzieżowe i sportowe) a przy okazji namawiam Was, abyście go naciągnęli na to, żeby narysował trochę Tytusków. Robi to migiem i strasznie fajnie.
Jest również w Kaliszu sam Rzep, to znaczy redaktor Włodzimierz Lewiński, autor naszego kącika humoru. Poznacie go na pewno, bo jest zawsze uśmiechnięty. Zresztą, jakżeby inaczej!
Przyjechała do Was najlepsza dziennikarka wśród spadochroniarzy i najlepsza spadochroniarka wśród dziennikarzy, redaktor Wiesława Mroczek. Na serio, oddała tyle skoków ze spadochronem, że aż trudno spamiętać, ale ona sama Wam o tym najlepiej opowie. Jak ją pociągniecie mocniej za język to opowie Wam o tysiącu swoich przeróżnych przygód — o tym jak w skafandrze płetwonurka schodziła wiele metrów pod powierzchnię wody, jak pływała na „Zawiszy Czarnym”…
Macie również okazję spotkać się z redaktorem Juliuszem Gostkowskim, poetą (wywiad z sobą też napisał wierszem), który jest autorem zamieszczanych w „Świecie Młodych” scenariuszy przedstawień. Myślę, że możecie od niego uzyskać masę cennych wskazówek o tym, jak przygotowywać inscenizacje teatralne, jak robić dekoracje, jak się przebierać —o tym, jak bawić się w teatr.
Też bym chciała zrobić Wam jakąś przyjemność. Długo się zastanawiałam, co by to mogło być i w końcu doszłam do wniosku, że najlepiej będzie jeśli opowiem Wam, co w najbliższym czasie szykuje dla nas „Świat Młodych”. Tak się bowiem złożyło, że o paru ciekawych rzeczach słyszałam, a redaktor naczelny upoważnił mnie do zdradzenia kilku tajemnic.
Jeszcze przed letnimi wakacjami rozpocznie się druk nowego kącika pod nazwą „Ostry Dyżur”. Został już powołany specjalny zespół „Ostrego Dyżuru”, w którego skład wchodzą różni specjaliści — psycholog, seksuolog, lekarz, pedagog, przedstawiciel Ministerstwa Oświaty i Wychowania, prawnik, kosmetyczka. Każdy czytelnik, który ma jakiś kłopot może zgłosić się na „Ostry Dyżur” czyli napisać list z pytaniem i otrzyma na nie fachową odpowiedź. Myślę, że to bardzo fajny pomysł. Sama mam kilka pytań, z którymi mam zamiar tam się zgłosić, a sądzę, że nie tylko ja i że listów do „Ostrego Dyżuru” będzie bardzo dużo.
Na wakacje szykuje się Lato Kolorowych Skarbów, czyli kolejna seria wypraw dla tych, którzy wezmą udział w Nieobozowej Akcji Letniej. O tym chyba nie warto się rozpisywać bo i NAL i wyprawy to sprawa Wam wszystkim doskonale znana. Dodałabym tylko, że tegoroczne wyprawy są zupełnie super, jeszcze ciekawsze niż w roku ubiegłym. Naprawdę!
W ramach NAL-u już po raz czwarty zostanie rozegrany Wakacyjny Turniej Piłkarski. Czytałam o poprzednich i żałuję, że nie jestem chłopcem, bo chętnie wzięłabym w nim udział. Chociaż,. przecież nigdzie nie jest napisane, że w turnieju mogą brać udział tylko chłopcy! A może by tak stworzyć i drużyny dziewczęce. Czytałam w jakimś czasopiśmie, że w niektórych krajach bardzo popularna jest damska piłka nożna. Czy mamy być gorsze?!
W numerze 40 ,„Świata Młodych” z dnia 17 maja br. zostały zamieszczone plany konstrukcyjne minikara „Grześ”. Przejrzałam je, czy Wy też?! Co o tym sądzicie? Ja myślę, że to nie takie trudne, a zabawa potem na medal. Jak się zacznie budowę już teraz, to przez wakacje można sobie zbudować zupełnie zgrabny pojaździk. Ogólnopolskie zawody minikarów odbędą się we wrześniu, rzecz warta zastanowienia, nie?!
Rozmawiałam również niedawno z „Riuszką”. Obiecała różne nowe modele sukienek i letnich bluzek, udało mi się obejrzeć niektóre rysunki, ładne, Prosiłam ją, aby kącik mody ukazywał się częściej, obiecała, że zrobi, co może. Myślę, że to też jest miła wiadomość, prawda?! Bardzo lubię miłe wiadomości.
Błagam, trzymajcie za mnie kciuki we wtorek jak będę pisała tę matmę! Życzę Wam szampańskiej zabawy na Święcie Prasy Młodzieżowej i Sportowej!
MAGDA