Kto mi poleci coś ciekawego i radosnego do poczytania?
Kto mi poleci coś ciekawego i radosnego do poczytania?
Ojej, najłatwiej byłoby mi się rozejrzeć po mojej biblioteczce, ale akurat nie mam jej pod ręką.
Natomiast Twoje pytanie podsunęło mi myśl, że przydałby się na forum wątek: Książki poprawiające humor.
Czytałaś może Cenę Łysiaka? Albo Cień dłuższego ramienia? To zupełnie inny kaliber. Ja zawsze sięgam po sprawdzone i znane, czyli Austen, Musierowicz, Doyle.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Kto mi poleci coś ciekawego i radosnego do poczytania?
Ale radosnego w sensie zabawnego czy takiego, po czym się humor poprawia?
Natomiast Twoje pytanie podsunęło mi myśl, że przydałby się na forum wątek: Książki poprawiające humor.
Pewnie, zakładaj! Zaczynając od "Trzech panów w łódce..." 😊
Albo Chmielewska - np. Krokodyl w kraju Karoliny, Dwie głowy i jedna noga, Harpie.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Kto mi poleci coś ciekawego i radosnego do poczytania?
Ale radosnego w sensie zabawnego czy takiego, po czym się humor poprawia?
Humor mam cały czas dobry, więc nie muszę sobie poprawiać 🙂
Ważne, żeby nie było smutne i depresyjne, bo wolałabym teraz czytać coś wesołego i lżejszego. Albo przygodówkę jakąś.
Szkoda, że Aldona niczego jeszcze nie wydała 😉
Albo Chmielewska - np. Krokodyl w kraju Karoliny, Dwie głowy i jedna noga, Harpie.
Chmielewska to nie moja bajka.
Co prawda "Lesio" nawet mi się podobał, ale już trzy kolejne książki mocno mnie wynudziły.
Kto mi poleci coś ciekawego i radosnego do poczytania?
Radosnego? Może "Siedlisko" Majewskiego, zakładam, że tylko widziałaś film. A z zupełnie innej półki felietony Wiecha. Może jeszcze "Śmierć pięknych saren" Ota Pavla, jest tu sporo optymizmu, ale wesołość bierze się jednak z dystansu do dramatów rozgrywających się w tle. "Trylogii husyckiej" Sapkowskiego może nie nazwałbym radosną, ale jakoś tak się w tej kategorii mieści:) W strefie humoru mogę jeszcze polecić pastisz Piaseckiego "Zapiski oficera armii czerwonej". To tyle z pamięci.
Moja bratowa będąc w szpitalu tuż przed rozwiązaniem czytała Pl-boya Szczygielskiego. Dziecko jest spokojne i daje się wyspać.;)
A serię "kot, który (...)" kojarzysz?
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Evžen Boček - cykl "Ostatnia arystokratka" - perypetie czeskiej rodziny (re-emigrantów z USA), której po upadku komuny udało się odzyskać rodowy zamek. Chociaż ogólnie może bardziej bym polecał jego debiutancki "Dziennik kasztelana".
Od razu skojarzyło mi się z serialem Downton Abbey!
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Czytałaś "Co do grosza" Jeffreya Archera? To chyba najlżejsza z jego powieści, bez elementów sagi historycznej. Czyta się szybko i z uśmiechem. A jak komuś spodoba się styl to ma zapewnioną lekturę na kilka tygodni.
Wspomniany już don Camillo.
Dla mnie oczywiście Pratchett, ale ja lubię fantastykę i różne parodio-pastisze. Pilipiuka też czytam, porządnie odstresowuje.
Dla mnie oczywiście Pratchett, ale ja lubię fantastykę i różne parodio-pastisze.
Dokładnie, po Pratchetta również możesz sięgnąć, pod warunkiem, że ten rodzaj literatury lubisz. Ja na początek poleciłabym Ci Morta (nie wiem jak Maruta).
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Moja bratowa będąc w szpitalu tuż przed rozwiązaniem czytała Pl-boya Szczygielskiego. Dziecko jest spokojne i daje się wyspać.;)
Marcin Szczygielski ma lekki styl, dobrze się go czyta, PL-boy jest niezły, ale "Farfocle namiętności" wręcz świetne, tylko pewnie trudniejsze do zdobycia. Jeśli ktoś się nie boi obciachu czytania książek dla dzieci może sięgnąć po cykl Szczygielskiego "Czarownica piętro niżej".
"Morta" albo "Trzy wiedźmy", jeśli ktoś nie czytał. Oczywiście można zacząć od początku, tzn. od "Koloru magii", ale w pierwszych tomach Świat Dysku jest jeszcze trochę nieukształtowany. Natomiast za najciekawszy uważam pod-cykl o Straży Miejskiej, w nim też następuje chyba największa ewolucja świata, zwłaszcza, jeśli włączymy do niego luźniejsze tomy jak "Prawdę" czy trylogię o Moiście (?).
"Dobry omen" też będzie dobrym pomysłem 😊.
"Trzy wiedźmy"
O tak, Trzy wiedźmy też świetne. Natomiast jeśli chodzi o Straż Nocną to żadna z części nie została przeze mnie ukończona.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Marcin Szczygielski ma lekki styl, dobrze się go czyta, PL-boy jest niezły, ale "Farfocle namiętności" wręcz świetne,
Mam"Farfocle", "PL-boya", "Wiosnę PL-boya" i "Nasturcje i ćwoki", ale czytałem to wieki temu.
Jeśli ktoś się nie boi obciachu czytania książek dla dzieci może sięgnąć po cykl Szczygielskiego "Czarownica piętro niżej".
Z tego to wyrosła już moja 11 letnia córka:)
Jedenastolatka, to wiadomo że wyrosła - boi się obciachu 😀
oczywiście Pratchett, ale ja lubię fantastykę i różne parodio-pastisze. Pilipiuka też czytam, porządnie odstresowuje.
Pilipiuka uwielbiam w ramach doprowadzenia się do dobrego nastroju. Zawsze po nim mam niezłą głupawkę.
Pratchett mnie przeraził - ale musiałabym w zakamarkach swoich zwojów mózgowych odszukać dlaczego. A myślenie mnie dzisiaj boli....
Jedenastolatka, to wiadomo że wyrosła - boi się obciachu 😀
🍻
Zgadzam się w 100%, może nie konkretnie do tego tytułu, ale co do zasady. Zdarza mi się z przyjemnością wracać do lektur dosłownie ze szkoły podstawowej. Oczywiście czytam je "inaczej" niż "zwykłe" książki, ale przy wielu wcale nie mam poczucia, że "błe, co za prymityw, tego nie da się czytać". Wręcz przeciwnie, czasem odkrywam coś nowego, czego jako dziecko nie rozumiałam.
Jeśli schodzimy na literaturę młodszą - czy znasz powieść ""Mama, Kaśka, ja i gangsterzy" Ewy Ostrowskiej? W młodości strasznie mnie bawiła, ma lekki wakacyjny klimat pomiędzy Chmielewską a Samochodzikami, bo oczywiście jest tajemnica i skarb. Polecam!
oczywiście Pratchett, ale ja lubię fantastykę i różne parodio-pastisze. Pilipiuka też czytam, porządnie odstresowuje.
Pilipiuka uwielbiam w ramach doprowadzenia się do dobrego nastroju. Zawsze po nim mam niezłą głupawkę.
Pilipiuk to kwintesencja "guilty pleasure" 😉 . Ale trzeba akceptować konwencję.