I dlatego to wydawca powinien zarabiać, a pisarz jest nieważny. Nie ten to inny, albo nawet AI. Czytelnik, baran/owieczka, kupi co mu się pod nos podetknie.
Amen.
Powinien zarabiać każdy adekwatnie do inwestycji, nakładu pracy, odpowiedzialności i ryzyka.
Twtter is a day by day war
To nie jest tylko kwestia rynku książki. Tak samo jest w muzyce. Dużo - co oczywiste - zależy od tego, z jak mocnym nazwiskiem/nazwą mamy do czynienia. Na YouTube jest zalew wywiadów na ten temat.
Kto wie, może na rynku książki pójdzie to w kierunku tego, co dzieje się na świecie browarów. Chcesz sobie wydać książkę, wynajmujesz ludzi od korekty, składu, następnie drukarnię i jedziesz.
Tylko trzeba ją jeszcze potem sprzedać.
To nie jest tylko kwestia rynku książki. Tak samo jest w muzyce. Dużo - co oczywiste - zależy od tego, z jak mocnym nazwiskiem/nazwą mamy do czynienia. Na YouTube jest zalew wywiadów na ten temat.
Kto wie, może na rynku książki pójdzie to w kierunku tego, co dzieje się na świecie browarów. Chcesz sobie wydać książkę, wynajmujesz ludzi od korekty, składu, następnie drukarnię i jedziesz.
Tylko trzeba ją jeszcze potem sprzedać.
I wtedy wydawcom pozostanie łupienie ludzi na podręcznikach.
Twtter is a day by day war
Podręczniki są żyłą złota!
Podręczniki są żyłą złota!
Niestety. To akurat za socjalizmu było lepsze.
Twtter is a day by day war
Powinien zarabiać każdy adekwatnie do inwestycji, nakładu pracy, odpowiedzialności i ryzyka.
Brakuje tu tylko wartości literackiej samego utworu. Literatura nie jest seryjnym krzesłem z Ikei, jest to jedna z gałęzi sztuki. Ta wartość (powiązana z autorem, jego wyobraźnią, pomysłem, warsztatem, językiem...) często jest nie do wycenienia w momencie powstania, nabiera konkretnej wartości dopiero po kontakcie z odbiorcami.
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
Pracę autora, jego odpowiedzialność i ryzyko trudno wycenić. Dlatego bardzo dużo osób wycenia to na zero. Bo przecież każdy może napisać i wydać książkę, a prawdziwy problem zaczyna się w momencie dotarcia do klienta i sprzedania produktu.
Brakuje tu tylko wartości literackiej samego utworu.
To jest ujęte w ryzyku. Obu stron. Choć przyznam, że ustawienie się księgarń jako tych, którzy nie biorą na siebie żadnego ryzyka jest słabe.
Twtter is a day by day war
Pracę autora, jego odpowiedzialność i ryzyko trudno wycenić. Dlatego bardzo dużo osób wycenia to na zero. Bo przecież każdy może napisać i wydać książkę, a prawdziwy problem zaczyna się w momencie dotarcia do klienta i sprzedania produktu.
Przekręcasz. Pracę autora trudno wycenić, bo w tego rodzaju twórczości oceniać można dopiero gotowy produkt. Ewentualnie kolejne części produktu, czyli np. w umowie stoi, że w określonym terminie autor oddaje jakąś partię materiału. Nie ma sposobu, by wycenić pracę, którą autor wkłada w research czy korektę. Nie da się kontrolować, czy pisze i mu nie idzie, czy ogląda tik toka, czy robi remont łazienki. To znaczy oczywiście można by wprowadzić jakiś system kontroli, ale po pierwsze musiałby być mocno opresyjny, po drugie sprawdzałby tylko, czy ktoś stuka w klawiaturę, a nie czy ma to wartość, a po trzecie, do tego sprawdzania trzeba by zatrudnić sztab ludzi... i tak dalej. A nawet jeśli po wprowadzeniu kryteriów i warunków ktoś wyceniłby taką pracę to i tak nie przełoży się na zysk z książki, bo tego nie da się przewidzieć. Dlatego tak, autor podejmuje to ryzyko na własną odpowiedzialność, inwestując swój czas, umiejętności i nierzadko pieniądze.
A nawet jeśli po wprowadzeniu kryteriów i warunków ktoś wyceniłby taką pracę to i tak nie przełoży się na zysk z książki, bo tego nie da się przewidzieć. Dlatego tak, autor podejmuje to ryzyko na własną odpowiedzialność, inwestując swój czas, umiejętności i nierzadko pieniądze.
Tylko autor może te swoje koszty wycenić na etapie oddawania książki wydawcy. Przynajmniej te materialne. I tak jak w innych zawodach, w których produkt jest niepewny, może wynegocjować różne sposoby wynagrodzenia, wyższe stałe ale niskie od przyszłego zysku, niższe z wyższym od zysku.
Twtter is a day by day war
Sztuka to zjawisko subiektywne, jedna książka świetnie się sprzeda, inna słabo i niewiele to może mieć wspólnego z "obiektywną" wartością dzieła. Ryzyko jest po stronie wydawcy, bo jakie ryzyko ponosi autor? Autor wkłada za to pracę a więc i czas. Jak te wszystkie aspekty wyważyć w umowie? To proste. Umowa powinna przewidywać część stałą wynagrodzenia i success fee czyli procent od sprzedanych książek. W przypadku debiutującego autora w ogóle może być tylko success fee. Uczciwy, transparentny model.
Umowa powinna przewidywać część stałą wynagrodzenia i success fee czyli procent od sprzedanych książek. W przypadku debiutującego autora w ogóle może być tylko success fee. Uczciwy, transparentny model.
Tylko success fee też może być w różnej wysokości, a to zazwyczaj zależy od podstawowego wynagrodzenia.
Twtter is a day by day war
Tylko success fee też może być w różnej wysokości, a to zazwyczaj zależy od podstawowego wynagrodzenia.
To oczywiste. Success fee zależy zwykle od siły brandu czyli marki autora. Im bardziej uznany autor tym fee wyższe, co jest jak najbardziej uzasadnione bo siła przetargowa autora większa i mniejsze ryzyko dla wydawnictwa.
Poznałem autora tekstów, który nigdy nie brał kasy za samo napisanie tekstu. Zarabiał dopiero, gdy piosenka odniosła sukces. Dość znana postać.
Poznałem autora tekstów, który nigdy nie brał kasy za samo napisanie tekstu. Zarabiał dopiero, gdy piosenka odniosła sukces. Dość znana postać.
Jest ryzyko, jest zabawa. Można nic nie zarobić, ale jak jesteś dobry to można zrobić majątek.
Twtter is a day by day war
Jeśli dla kogoś pisanie powieści to tylko rozrywka, hobby, a źródłem utrzymania jest "prawdziwa praca" to spoko, może się tak bawić.