Ale ma to chyba rację bytu w bibliotekach. Widziałem ostatnio w bibliotece, z której korzysta Milady bookcrossingowy stoliczek. Żałowałem nawet, że nie wpadłem na pomysł żeby przynieść tam kilka książek z tego księgozbioru, który ostatecznie opyliłem hurtem za jakieś grosze.
Z bibliotek korzystają ludzie czytający i pewnie by się nawet wstydzili zanieść tam i zostawić jakąś makulaturę.
Ewentualnie bibliotekarki pilnują takich regałów i jak się pojawią stare, zaczytane podręczniki od razu wynoszą je do kontenera na papier.
Ale ma to chyba rację bytu w bibliotekach.
Rzeczywiście w takim miejscu książki mają szansę na przeżycie, ale to chyba trochę mija się z niektórymi założeniami bookcrosingu (np. książki na dworcach dla osób wybierających się w podróż).
Rozczulają mnie takie naiwne, idealistyczne inicjatywy.
To bardzo fajna inicjatywa. Z dużym prawdopodobieństwem jutro przed dowolnym bazarkiem będzie można znaleźć niektóre z tych komiksów sprzedawane przez meneli.
Niestety podejrzewam, że możesz mieć rację.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"