Trudno ocenić nie znając szczegółów pierwotnej umowy i obecnego stanowiska obu stron. Pisarze od dawna zapewniają, że honoraria są tak niskie, że muszą albo mieć inne źródło dochodów, albo być Remigiuszem Mrozem, ale nie wiemy, jak to się ma do pani K-F. Najbardziej prawdopodobne jest, że podpisała umowę na określoną sumę (np. 100 000) i teraz widzi, że lepiej by wyszła na procencie od zysków. Albo - i to by było najuczciwsze - na określonej sumie (np. 70 000) plus procent od zysków powyżej określonych wyników sprzedażowych. Wydawnictwo ma zapewne swoje argumenty. Jeśli suma na umowie była znacząca to podjęli ryzyko, które się im opłaciło, ale równie dobrze mogli stracić, więc dodatkowe zyski traktują jako zwrot inwestycji.
Widziałem to na FB, ale się nie pochyliłem nad sprawą. Nie moja kasa, "Chłopek" nie czytałem, autorkę kojarzę tylko z nazwiska - dla Marginesów mam sporo sympatii, bo czytałem/kupiłem kilka tytułów, które wydali. Szkoda, że się nie udało stronom rozwiązać tego problemu po cichu, bez angażowania uwagi opinii publicznej.
Umowa jest umową. Jak rozumiem wydawnictwo się z niej wywiązuje. Jeśli autorka nie jest teraz zadowolona z umowy, którą przecież sama podpisała, powinna rozmawiać z wydawnictwem a nie wymuszać szczując w mediach. A na przyszłość umawiać się na wynagrodzenie stałe i success fee.
Umowa jest umową. Jak rozumiem wydawnictwo się z niej wywiązuje. Jeśli autorka nie jest teraz zadowolona z umowy, którą przecież sama podpisała, powinna rozmawiać z wydawnictwem a nie wymuszać szczując w mediach. A na przyszłość umawiać się na wynagrodzenie stałe i success fee.
Tak.
Swoją drogą prawo powinno działać w dwie strony, skoro jest klauzula bestsellerowa to powinna być i fuckupowa. Publikacja jest porażką, to autor zwraca wynagrodzenie 🙂
Twtter is a day by day war
"Klauzula bestsellerowa" to dobra rzecz w przypadku początkujących autorów, którzy rzeczywiście mogą być poszkodowani, jeśli ich książka odniosła sukces, a oni nie mieli pozycji i doświadczenia, by podpisać korzystną umowę. Albo jeśli przebojem stanie się pozycja z gatunku "nieprzebojowego", np. książka naukowa, bo w takiej sytuacji prognozy finansowe są z zasady niskie. Ale pani K-F wydała wcześniej trzy inne dobrze przyjęte tytuły, w tym "Służące do wszystkiego", które także były bestsellerem, choć nie na skalę "Chłopek".
Plus warto wspomnieć o zyskach niematerialnych. Sukces książki podwyższa pozycję autora i zwiększa jego wartość rynkową. Przy kolejnych umowach może żądać lepszych warunków, a wydawnictwo ma słabszą pozycję. A przecież nie ma gwarancji, że kolejne dzieło też przyniesie wielkie zyski. Podejrzewam więc, że wielu autorów woli dostać pewną wyższą sumę, niż liczyć na niepewne potencjalne zyski ze sprzedaży. I dopiero kiedy okazuje się, że źle obstawili, to zaczynają żałować.
"Klauzula bestsellerowa" to dobra rzecz w przypadku początkujących autorów, którzy rzeczywiście mogą być poszkodowani, jeśli ich książka odniosła sukces, a oni nie mieli pozycji i doświadczenia, by podpisać korzystną umowę. Albo jeśli przebojem stanie się pozycja z gatunku "nieprzebojowego", np. książka naukowa, bo w takiej sytuacji prognozy finansowe są z zasady niskie. Ale pani K-F wydała wcześniej trzy inne dobrze przyjęte tytuły, w tym "Służące do wszystkiego", które także były bestsellerem, choć nie na skalę "Chłopek".
Plus warto wspomnieć o zyskach niematerialnych. Sukces książki podwyższa pozycję autora i zwiększa jego wartość rynkową. Przy kolejnych umowach może żądać lepszych warunków, a wydawnictwo ma słabszą pozycję. A przecież nie ma gwarancji, że kolejne dzieło też przyniesie wielkie zyski. Podejrzewam więc, że wielu autorów woli dostać pewną wyższą sumę, niż liczyć na niepewne potencjalne zyski ze sprzedaży. I dopiero kiedy okazuje się, że źle obstawili, to zaczynają żałować.
To jest wolny rynek ale wydawnictwo ryzykuje więcej bo sporo materialnie a niewiele czasowo.
Natomiast ta pani teraz postawiła wszystko na jedną kartę wychodząc ze swoimi negocjacjami do netu.
Twtter is a day by day war
Owszem. Ale dostaje poparcie od innych twórców (dodajmy - często bardzo znanych) i ma szansę stać się ikoną walki o prawa autorów.
I żeby nie było - nie krytykuję doświadczonych pisarzy za podpisywanie umów, które mogą nie okazać się dla nich bardzo korzystne w przypadku sukcesu. Krytykuję to, że nie chcą brać odpowiedzialności za wybór, który w przeszłości uznali za najbardziej korzystny dla siebie.
Sama też nie potrafię stwierdzić, jaką podjęłabym decyzję mając do wyboru różne opcje (a zakładam, że w przeciwieństwie do początkujących twórców pisarze tacy jak pani F-K jakieś pole do negocjacji mają). Przykładowo (wszystkie liczby czysto symboliczne) pisarz dostaje umowę z nakładem 50 000 egzemplarzy i trzy opcje:
1. 100 000 na rękę
2. 75 000 na rękę plus 1 zł od każdego sprzedanego egzemplarza
3. 50 000 na rękę, 1 zł od każdego egzemplarza poniżej 30 000, 4 zł od każdego powyżej
Przy opcji 1. dostaje forsę i nie obchodzą go wyniki sprzedaży. Przy opcjach 2. i 3. może zarobić odpowiednio 125 000 albo 160 000 tysięcy, ale tylko jeśli wyprzeda się cały nakład. Jeśli nie to straci, mniej lub więcej. I tu właśnie pojawia się element kalkulacji, gdzie każdy musi zdecydować, które rozwiązanie będzie dla niego najbardziej korzystne. I szczerze - nie wiem, jak duże ryzyko byłabym gotowa podjąć.
P.S. Ewentualnie można podpisać umowę na niższy nakład i renegocjować w przypadku dodruku... i pewnie jeszcze kilka innych rozwiązań.
Owszem. Ale dostaje poparcie od innych twórców (dodajmy - często bardzo znanych) i ma szansę stać się ikoną walki o prawa autorów.
Trudno żeby nie miała poparcia innych twórców, który widzą w tym również swój interes. Zakładam, że wydawnictwo pewnie ma poparcie innych wydawnictw.
Widzę tu natomiast dwie różne sprawy.
1) Wymuszanie zmiany warunków już podpisanej umowy co IMO się nie broni.
2) Lobbing, który ma na celu poprawę pozycji negocjacyjnej twórców w stosunku do wydawców przy zawieraniu przyszłych umów. I tu być może twórcy mają swoje rację i nie widziałbym nic złego w tym, że chcą wspólnie o to zawalczyć.
2) Lobbing, który ma na celu poprawę pozycji negocjacyjnej twórców w stosunku do wydawców przy zawieraniu przyszłych umów. I tu być może twórcy mają swoje rację i nie widziałbym nic złego w tym, że chcą wspólnie o to zawalczyć.
ależ to jest proste, można zawierać inne umowy i nie potrzebny do tego lobbing. Wydawnictwa potrzebują twórców a twórcy wydawnictw, podstawą jest umowa. Nikt tej pani nie kazał podpisywać takiej umowy, w której nie ma success fee, jeśli się jej nie podobało to mogła iść do innego wydawnictwa. Skoro podpisała to powinna brać pod uwagę, że w oparciu o taką umowę wydawnictwo zainwestowało w produkcję i promocję, ustaliło cenę a teraz pani autorka przychodzi i mówi "dej mam horom curke".
Twtter is a day by day war
Nie wiem jak jest. Być może wydawnictwa mają zbyt silną pozycją wobec twórców przy zawieraniu umów, wtedy lobbing jest pomocny. Ale to jest inna sprawa i jak rozumiem, nie o to w tej chwili chodzi.
Wg mnie sprawa jest prosta i prawo (klauzula bestsellerowa) stoi po stronie autorki mimo wcześniejszej umowy i na pewno skończy się rozstrzygnięciem na jej korzyść. To, że ujawniono to publicznie jest tylko formą miękkiego nacisku na wydawnictwo, aby szybciej zakończyć ten spór, najlepiej bez udziału sądu.
Podobnie swego czasu było z Andrzejem Sapkowskim, a firmą CD Projekt RED, która zarobiła ogromne pieniądze ze sprzedaży gry w stosunku do tego co pierwotnie otrzymał pisarz na podstawie pierwszej umowy. Tam też sprawa w pewnym momencie została medialnie nagłośniona, co spowodowało, że strony w szybko się dogadały.
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
Wg mnie sprawa jest prosta i prawo (klauzula bestsellerowa) stoi po stronie autorki mimo wcześniejszej umowy i na pewno skończy się rozstrzygnięciem na jej korzyść.
Sprawa prawa jest prosta ale nie sprawa wywierania presji przez Internet. Wywieranie presji przez Internet sugeruje, że albo wydawnictwo nie chce się działkować albo pani chce zbyt dużo.
To, że ujawniono to publicznie jest tylko formą miękkiego nacisku na wydawnictwo, aby szybciej zakończyć ten spór, najlepiej bez udziału sądu.
Jaki jest Twoim zdaniem twardy nacisk? Prawo mówi jasno - sąd. Taki nacisk przez publikację może być kłodą pod nogi, bo jeśli wydawnictwo ma dobrego prawnika, który sprawnie konstruuje umowy, to jest tam również zapis o poufności. Jeśli jest, to jest szansa, że ta pani może wywalczy coś przed sądem ale będą ją ciągali po sądach za złamanie poufności.
A teraz "do brzegu" - trzeba było taki zapis zawrzeć w umowie, bo to jest stosowane, bez przepisów prawa, wtedy wydawnictwo wie na czym stoi i wie ile może wydać np. na promocję. Takie prawo mówi mniej więcej tyle - ponieważ autor zawsze może iść do sądu, to trzeba odpowiednio podbić cenę, żeby móc zawiązać rezerwy na ewentualną dodatkową wypłatę. Klient zapłaci.
Warto też zwrócić uwagę, że, cytując groka "Przepis ten pozwala twórcy domagać się podwyższenia wynagrodzenia, jeśli okaże się, że wynagrodzenie, które otrzymał za przeniesienie autorskich praw majątkowych lub udzielenie licencji, jest niewspółmiernie niskie w stosunku do korzyści osiągniętych przez nabywcę praw lub licencjobiorcę."
Co oznacza, że autorka będzie musiała wykazać niewspółmierność i mieć wiedzę o osiągniętych korzyściach. Nie mając tej wiedzy można się oszukać i ponieść dodatkowo koszty sądowe. Może dlatego pani pobiegła do Internetów, bo wie, że w sądzie na dwoje babka wróżyła.
Twtter is a day by day war
Dla mnie sprawa Sapkowskiego i CDPR powinna być wręcz argumentem przeciw pani K-F. Dlaczego? Bo właśnie przypadek "Wiedźmina" podpada idealnie pod "klauzulę bestsellerową". Sytuacja była nietypowa, rynek nowy, nie dało się przewidzieć zysków ani przyszłych pól eksploatacji, największe sukcesy przyszły po kilku latach plus zyski CD PR były rzeczywiście niewspółmiernie wysokie. Nic więc dziwnego, że Sapkowski nie przewidział skali sukcesu, po prostu nie miał punktu odniesienia ani doświadczenia, bo nikt nie miał. Ale w przypadku "Chłopek" żaden z tych elementów nie zaistniał. Sytuacja typowa dla rynku wydawniczego, autorka z doświadczeniem, jedno pole eksploatacji, sukces po pierwszym wydaniu. Co do zysków to oczywiście nie mamy konkretnych danych, ale w Wyborczej piszą tak:
"Forbes" w rankingu "najlepiej zarabiających polskich pisarzy" oszacował, że dziennikarka zarobiła w ciągu roku ponad 900 tysięcy zł." (nie tylko za "Chłopki")
"W 2023 r. - a więc roku premiery "Chłopek"- firma wykazała 42 miliony zł przychodu. (...) Zysk wydawnictwa wyniósł 5,3 miliona złotych netto." (z wszystkich wydanych książek"
Jeśli to prawda to czy możemy tu mówić, że "wynagrodzenie twórcy jest niewspółmiernie niskie w stosunku do korzyści nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy"? Oczywiście to tylko umowne liczby, nie wiadomo, ile z zysku przypadło na "Chłopki", jakie były koszty promocji, nie wiadomo, co złożyło się na dochód pisarki. Ale nie jest to skala 1:100.
"Forbes" w rankingu "najlepiej zarabiających polskich pisarzy" oszacował, że dziennikarka zarobiła w ciągu roku ponad 900 tysięcy zł." (nie tylko za "Chłopki")
"W 2023 r. - a więc roku premiery "Chłopek"- firma wykazała 42 miliony zł przychodu. (...) Zysk wydawnictwa wyniósł 5,3 miliona złotych netto." (z wszystkich wydanych książek"
Czyli idąc na duże uproszczenia, autorka zarobiła ponad 100 średnich krajowych. A wydawnictwo ma zwrot z inwestycji na poziomie 14% to jest przyzwoicie ale bez przesady, poniżej 10% już się nie opłaca bawić w cały ten bałagan skoro 5% brutto można wyciągnąć z lokat.
Twtter is a day by day war
Nie no, sorry, informacja o przychodach i zyskach wydawnictwa jako całego biznesu ma się nijak do danych odnośnie rzekomego zysku autorki. Nie macie danych do prowadzenia takich wyliczeń.
Nie no, sorry, informacja o przychodach i zyskach wydawnictwa jako całego biznesu ma się nijak do danych odnośnie rzekomego zysku autorki. Nie macie danych do prowadzenia takich wyliczeń.
oczywiście, że mamy. Rozmawiamy o skali. To nie jest osoba, która jak poniżej napisano, zarabia kilka tysięcy złotych miesięcznie.
https://pomost-nadziei.pl/ile-zarabia-autor-ksiazki-prawda-o-zarobkach-pisarzy-i-ich-dochodach
Tylko osoba doświadczona na rynku. Trudno uwierzyć, że zarobiła te dziewięć stówek aby przy kolejnej książce podpisać niekorzystną umowę.
Oczywiście wszystko wyjaśni się w ugodzie lub w sądzie, ale skoro pani upubliczniła swoje negocjacje biznesowe to możemy sobie o tym dyskutować.
Twtter is a day by day war
Mieszasz tematy. Nie masz żadnych danych do prowadzenia wyliczeń. Wydawnictwo ma rozmaite koszty, z różnych tytułów. To, że jako całość miało 5 mln zysku, nie oznacza, że z samych "Chłopek" nie mogło mieć np. 10 mln zysku, tylko duże straty gdzie indziej. Nic nie wiesz o strukturze kosztów wydawnictwa. Nawet nie wiesz, czy te 900 tys zł zysku autorki to wiarygodna dana.
I nie będziemy mieli, nawet jak dojdzie do sprawy sądowej. Co tym bardziej podważa kampanię nacisku w sieci, bo autorka oczekuje, że ludzie staną po jej stronie bez twardych danych. A to paradoksalnie uprawnia do snucia podobnych teorii.
Natomiast nie chodziło mi o wyliczenie dokładnych sum, tylko o punkt w przepisach, który mówi o niewspółmiernie niskim wynagrodzeniu. I tu jak najbardziej ogólne liczby mogą być użyteczne, bo jednak jest różnica między "wydawnictwo zarobiło 5 razy więcej niż autorka" a "wydawnictwo zarobiło 20 razy więcej niż autorka".
Plus wspomnę jeszcze o czymś niezbyt miłym - w idealnym świecie wydawnictwo mogłoby rozliczyć zyski z "Chłopek" oddzielnie. Ale w rzeczywistości zyski z bestsellerów pokrywają częściowo straty z mniej dochodowych książek. Dlatego nawet jeśli dochód z książek pani K-F to 30% dochodu "Marginesów" to nie znaczy, że wydawnictwo może łatwo to wydzielić, bo wtedy naprawdę będzie stratne. I teraz pytanie - czy to sprawiedliwe? Zależy z czyjego punktu widzenia. Dla K-F w tym momencie, po wielkim sukcesie - nie. Ale przecież to nie jest jej pierwsza książka, te wczesne nie były bestsellerami. Bardzo prawdopodobne, że wtedy ona odnosiła korzyści z bestsellerów innych osób. Przejście teraz do obozu "każdemu według wyników sprzedażowych" uderza w mniej popularnych twórców i może doprowadzić do pogorszenia ich sytuacji. A mody się zmieniają i za 5 lat p. K-F znowu może pisać biografie o nakładzie 5000 egzemplarzy...
Wydawnictwo ma rozmaite koszty, z różnych tytułów. To, że jako całość miało 5 mln zysku, nie oznacza, że z samych "Chłopek" nie mogło mieć np. 10 mln zysku, tylko duże straty gdzie indziej.
no właśnie
w idealnym świecie wydawnictwo mogłoby rozliczyć zyski z "Chłopek" oddzielnie. Ale w rzeczywistości zyski z bestsellerów pokrywają częściowo straty z mniej dochodowych książek. Dlatego nawet jeśli dochód z książek pani K-F to 30% dochodu "Marginesów" to nie znaczy, że wydawnictwo może łatwo to wydzielić, bo wtedy naprawdę będzie stratne.
Twtter is a day by day war