Polski plakat filmowy to legenda. Henryk Tomaszewski, Eryk Lipiński, Roman Cieślewicz, Jan Lenica, Jan Młodożeniec, Franciszek Starowieyski, Waldemar Świerzy, Walerian Borowczyk, Wojciech Zamecznik, Wojciech Fangor... i wielu innych. Plus przedstawiciele młodszego pokolenia, tacy jak Rafał Olbiński czy Andrzej Pągowski. Ich dzieła można obejrzeć tutaj:Polskie plakaty filmowe według autorów
Istnieje nawet pojęcie "polska szkoła plakatu", a dzieła zaliczane do tej kategorii są znane i cenione na całym świecie. Tym bardziej boli, że plakaty, które mają nas obecnie zachęcać do obejrzenia naszych rodzimych (i nie tylko) produkcji są zazwyczaj koszmarne i "sklejane" według jednego schematu. Jak najwięcej znanych twarzy, tytuł, jakieś "chwytliwe" hasło. Właściwie trudno nawet nazwać to projektem...
Ale to, co od jakiegoś czasu najbardziej mnie denerwuje, to fakt, że wiele polskich filmów nadal ma plakaty artystyczne! Tyle że nie są wykorzystywane do celów dystrybucji i dla zwykłego obywatela, który nie będzie ich szukał w sieci, po prostu nie istnieją. Raz na jakiś czas pojedynczy obraz przebije się do masowego odbiorcy, jak promująca "Kler" świnka Pągowskiego. Ale to tylko efekt medialnego miniskandalu, a nie zamierzonych działań dystrybutora.
Jak to wygląda w praktyce? Poniżej kilka aktualnych przykładów.
"Piłsudski"
Szczerze mówiąc nie zdawałam sobie sprawy, a może nie zastanawiałam się nad tym, że istnieją plakaty "oficjalne" i artystyczne dotyczące tego samego filmu. Oczywiście widziałam różne wersje "oficjalnym" plakatów, ale z reguły niewiele się od siebie różniły, a już na pewno nie poziomem. Uznawałam, że to tak jest w dzisiejszych czasach. Ktoś zrobi jakiś szablon i wszystko leci na tzw. jedną modłę.
Szokujące jest właśnie to, że plakaty artystyczne wciąż powstają, bo w oficjalnym obiegu ich właściwie nie ma. Gdyby rzeczywiście producenci postawili na te odstraszające szablony to byłoby łatwiejsze do przełknięcia. Ale problem w tym, że w wielu przypadkach płacą prawdziwym artystom za plakat, który albo jest tylko dla zasady (prestiżu?), albo na jakieś festiwale. Co ciekawe, często plakat artystyczny dostają filmy "popularne", a nie autorskie.
Świetny wątek i świetna strona, do której linkujesz Maruto.
Istnieje nawet pojęcie "polska szkoła plakatu", a dzieła zaliczane do tej kategorii są znane i cenione na całym świecie. Tym bardziej boli, że plakaty, które mają nas obecnie zachęcać do obejrzenia naszych rodzimych (i nie tylko) produkcji są zazwyczaj koszmarne i "sklejane" według jednego schematu.
Cóż, funkcja plakatu jest dziś czysto komercyjna, a przekaz kierowany do adresata, który nie jest konsumentem sztuki. Liczą się gwiazdy spoglądające z plakatu i chwytliwe tytuły. Zauważ, że plakaty teatralne są znacznie bardziej wysublimowane artystycznie od filmowych, bo adresowane do, in gremio, bardziej jednak wyrobionej publiczności.
Ale to, co od jakiegoś czasu najbardziej mnie denerwuje, to fakt, że wiele polskich filmów nadal ma plakaty artystyczne! Tyle że nie są wykorzystywane do celów dystrybucji i dla zwykłego obywatela, który nie będzie ich szukał w sieci, po prostu nie istnieją.
To jest dla mnie niespodzianka. Swoją drogą ciekawe w jakim celu te artystyczne plakaty się tworzy skoro nigdzie nie są wykorzystywane? Szkoda, zwłaszcza, że przecież jest to jakiś koszt w całościowym budżecie filmowej produkcji. Z wklejonych przez Ciebie przykładów genialna jest moim zdaniem symbolika na plakatach filmów „Czarny mercedes” i „Mr Jones”. Co ciekawe, oba wykorzystują bardzo podobny motyw. To jest ten sam autor?
Ja zawsze podziwiałem surrealistyczne plakaty Rafała Olbińskiego. To jest ta sama szkoła obrazowania świata co w przypadku Man Raya czy Renne Magritte’a. Ale autorem mojego ulubionego plakatu filmowego jest Andrzej Pągowski (mam nawet ten plakat). Chodzi o plakat towarzyszący zagranicznej dystrybucji filmu Andrzeja Wajdy pt. „Człowiek z żelaza”. Plakat Olbińskiego do tego filmu wydaje mi się akurat kiczowaty.
Andrzej Pągowski
Wrzuciłam jeszcze kilka przykładów wyżej i akurat wspomniałam, po co te plakaty powstają. Głównie na festiwale lub dla zagranicy, bo mamy tendencję, by prezentować się jako twórcy filmów "artystycznych" właśnie. A w kraju? To chyba swego rodzaju prestiż mieć plakat Pągowskiego czy Olbińskiego, nawet jeśli nikt go nie ogląda... 😩
co do "Człowieka z żelaza" - są jeszcze dwa mniej znane plakaty:
Pajchel+Pągowski
Wrzuciłam jeszcze kilka przykładów wyżej i akurat wspomniałam, po co te plakaty powstają. Głównie na festiwale lub dla zagranicy, bo mamy tendencję, by prezentować się jako twórcy filmów "artystycznych" właśnie. A w kraju? To chyba swego rodzaju prestiż mieć plakat Pągowskiego czy Olbińskiego, nawet jeśli nikt go nie ogląda... 😩
Można się zżymać, ale najwięcej mówi to chyba o kinowej publiczności, a nie o dystrybutorach.
Do "Mietka Kosza" też znalazłem plakat artystyczny, ale ten akurat mi się nie podoba.
co do "Człowieka z żelaza" - są jeszcze dwa mniej znane plakaty:
Tak wiem, ale ten z zakrwawiona koszulą nawiązującą do ukrzyżowanego Chrystusa, jest nie do pobicia.
Do "Mietka Kosza" też znalazłem plakat artystyczny, ale ten akurat mi się nie podoba.
Bo do "Ikara..." wystarczająco dobry jest plakat dystrybucyjny, podobnie jak do"Jestem mordercą" - Pieprzyca chyba kładzie na to nacisk.
co do "Człowieka z żelaza" - są jeszcze dwa mniej znane plakaty:
Tak wiem, ale ten z zakrwawiona koszulą nawiązującą do ukrzyżowanego Chrystusa, jest nie do pobicia.
Rozumiem, te dwa przypomniałam z podanych wyżej powodów. Teraz większość plakatów to montaż foto w najbardziej prymitywnym wydaniu. A tam widać, że nawet zwykłe zdjęcie - pomysłowo zaaranżowane, albo nieco zmodyfikowane - może dać świetny efekt. Zresztą zdjęcie Birkuta, które wystaje z kieszonki na drugim plakacie, to nawiązanie do jednego z plakatów "Człowieka z marmuru" - mała rzecz, a cieszy:
Teraz większość plakatów to montaż foto w najbardziej prymitywnym wydaniu. A tam widać, że nawet zwykłe zdjęcie - pomysłowo zaaranżowane, albo nieco zmodyfikowane - może dać świetny efekt.
Cóż, PRL komercyjny nie był to i sztuka miała się lepiej:)
Spora część współczesnych plakatów artystycznych to dzieła Pągowskiego - z zamieszczonych wyżej "Kamerdyner", "Kurier", "Mr. Jones" i "Czarny mercedes" (na 90%, muszę sprawdzić)
Spora część współczesnych plakatów artystycznych to dzieła Pągowskiego - z zamieszczonych wyżej "Kamerdyner", "Kurier", "Mr. Jones" i "Czarny mercedes" (na 90%, muszę sprawdzić)
Czyli miałem nosa, że plakaty do filmów "Mr. Jones" i "Czarny mercedes" wyszły spod tej samej ręki.
Jakoś nigdy nie miałam nabożeństwa do plakatów filmowych, w ogóle do tej sztuki. A teraz jestem zaskoczona, że to aż takie rozbudowane.
Stałam dziś rano na przystanku i grzecznie czekałam na autobus, ale pomna wczorajszych rozważań na temat plakatów zainteresowałam się słupem ogłoszeniowym. Ciekawa była cóż tam takiego się teraz rozkleja, no i oczywiście czy są jakieś plakaty. Wywołałam ogólne poruszenie, gdy wyciągnęłam komórkę i zaczęłam pstrykać fotki. Ludzie patrzyli na mnie przynajmniej tak, jakbym zaczęła goła biegać dookoła. A oto efekt. Takie oto właśnie w mojej przestrzeni miejskiej mamy plakaty.
Ludzie patrzyli na mnie przynajmniej tak, jakbym zaczęła goła biegać dookoła.
Ale jakbyś miała legitymację dziennikarską (Paweł!?) to zawsze by to wyglądało bardziej przyzwoicie 😀
Ludzie patrzyli na mnie przynajmniej tak, jakbym zaczęła goła biegać dookoła.
Ale jakbyś miała legitymację dziennikarską (Paweł!?) to zawsze by to wyglądało bardziej przyzwoicie 😀
No niby tak, ale o legitymację nikt nie pytał.
ale o legitymację nikt nie pytał
Ja myślę, że to inaczej powinno wtedy być, a nie, żeby czekać, aż ktoś zapyta. Trzeba jakieś odpowiednie wrażenie dziennikarskie robić i dopiero w razie czego pokazać legitymacje. Musimy spróbować jakiś taki cyrk zrobić w Piotrkowie.
Musimy spróbować jakiś taki cyrk zrobić w Piotrkowie.
Jestem otwarta na wspólne robienie cyrku 😉