Stare wydania zdrożeją.
Pod warunkiem, że nie spalą ich na stosie.
Twtter is a day by day war
Treści cyfrowe będzie łatwo poprawić do pożądanej, niekontrowersyjnej formy. Już teraz odcinek "The Last of Us" HBO, w którym bohaterka całuję dziewczynę, w niektórych krajach był emitowany w streamingu bez tej sceny.
A tak zupełnie z innej beczki: kiedyś kupiłam taką "zakazaną" książkę- chodziło o Sezam Lema, pozycję, której się wstydził, nazywał ją apokryfem 🙂
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sezam_i_inne_opowiadania
Treści cyfrowe będzie łatwo poprawić do pożądanej, niekontrowersyjnej formy. Już teraz odcinek "The Last of Us" HBO, w którym bohaterka całuję dziewczynę, w niektórych krajach był emitowany w streamingu bez tej sceny.
To akurat nic nowego. W niektórych krajach (głównie Bliski Wchód) zdarza się to całkiem często i to niezależnie od nośnika. Zresztą i w Polsce było trochę kontrowersji, kiedy tłumacze przy dwóch filmach animowanych tak przełożyli dialogi, by ukryć orientację seksualną postaci (dodam, że chodziło o króciutkie, jednozdaniowe wzmianki).
Ten wątek można właściwie zatytułować: "czy poprawność polityczna jest opresyjną formą cenzury?", bo do tego się to sprowadza. Cenzura funkcjonuje wprawdzie od tysiącleci ręka w rękę z propagandą, ale w obecnych czasach ma szczególnie negatywne konotacje. W Polsce pojęcie to kojarzy się fatalnie i najczęściej wiąże z komunizmem, choć warto zauważyć, że cenzura miała się znakomicie także w okresie dwudziestolecia międzywojennego, o czym się raczej zapomina. Cenzura jest w świadomości zbiorowej metodą opresji i narzędziem systemu, choć zawsze będą przypadki, kiedy może zostać zaakceptowana dla dobra społeczeństwa.
I tu pojawia się problem z poprawnością polityczną, której działanie nie różni się od cenzury, ale ma prowadzić do słusznych celów, takich jak ograniczenie rasizmu, ableizmu czy homofobii. Pomijając pytanie, czy cel może uświęcać środki, jest sporo kontrowersyjnych aspektów takiego podejścia:
1. paradoks - coś, co ma prowadzić do równości, poszanowania i tolerancji, opiera się na czymś przeciwnym, przynajmniej w stosunku do tych, którzy się z tą polityką nie godzą
2. ryzyko powtarzania błędów - Santayana powiedział "Ci, którzy nie pamiętają o przeszłości, są skazani na jej powtarzanie." Tu może zadziać się coś podobnego. Wycięcie rasistowskich fragmentów przeszłości stworzy jej fałszywy obraz i tym samym unieważni antyrasistowskie działania - bo przecież rasizmu nie było, prawda? A w każdym razie nie widać, żeby był...
3. metody, jakie stosuje się w imię poprawności politycznej, często przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego, tak jak w przypadku wspomnianych przez Teresę "bezpłciowych" kategorii czy jakichkolwiek parytetów. Przy Oscarach i innych nagrodach od kilku lat powraca temat zdominowania ich przez osoby ogólnie rzecz biorąc białe. Problem w tym, że próby nacisku na natychmiastową zmianę kończą się tekstami "wygrał, bo należy do mniejszości", "ta nie dostała nominacji, bo musieli zaklepać miejsce dla Afroamerykanki". W takiej sytuacji nawet jeśli nie-biały aktor zagra genialnie i dostanie zasłużoną nagrodę, to zawsze będzie ona skażona wątpliwościami i podejrzeniami.
4. ślepa wiara, że osoby, które mogą być dyskryminowane, są poza wszelkim podejrzeniem - i nie, nie chodzi mi o "sam sobie winny", raczej o to, że niektórzy mogą wykorzystywać atmosferę poprawności politycznej do osiągnięcia korzyści, nawet jeśli NIE są ofiarami dyskryminacji. Problem w tym, że kilka głośnych przypadków zdemaskowanych oszustów rzutuje negatywnie na postrzeganie wszystkich ofiar. I znowu mamy coś, co można określić jako piłowanie gałęzi, na której się siedzi.
... i tak dalej.
Wszystko to można sprowadzić do konkluzji, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. O ile rozumiem teoretyczne założenia (choć nie zawsze się z nimi zgadzam) to przełożenie teorii w praktykę zawsze wiąże się z przesuwanie granicy (w myśl innego porzekadła: daj kurze grzędę) i przegięć. Summa summarum więc jestem przeciw, poza może jakimiś szczególnie drastycznymi przykładami, choć zdaję sobie sprawę, że to ostatnie zastrzeżenie też jest subiektywne i rozmywa granicę.
Jak człowiek dostaje choćby odrobinę władzy od razu włącza mu się chętka do prostowania innych według własnego wzorca. A jak jednocześnie dostaje narzędzie, rodzi się mini cenzorek. Żeby daleko nie szukać przypominam jak to drzewiej bywało na starym forum gdzie jednego kolegę wiecznie świerzbiły paluchy.
Dla mnie na pierwszym miejscu jest wolność słowa. Większą uwagę trzeba przykładać do wychowania, nauki szacunku do bliźniego i uczyć historii, a mniej karać i narzucać swoje zdanie. Jeżeli ktoś rzuci rasistowski tekst, ale taki prawdziwie rasistowski, a nie dowcip o odcieniu skóry, to sam sobie wystawia świadectwo.
Tylko dzisiaj ciągle granica się przesuwa, coraz więcej jest tematów drażliwych, trzeba bardzo uważać co się mówi i jak, bo wczorajszy gej jest dzisiaj niebinarny i wymaga zwrotu they...
Wszystko się jakoś straszliwie spłyca, prawdziwe problemy są rozrzedzane przez kolejne żądania/interpretacje "mniejszości". I tylko prawdziwych ofiar żal.
Można tam przeczytać próbkę "poprawek". Uspakajający jest za to tytuł artykułu 😉
Za homofobie i seksizm wezmą się w następnych, poprawionych wydaniach. A jak będziemy żyli dostatecznie długo może doczekamy nawet wersji, w której Bond jest pacyfistą odrzucającym stosowanie przemocy.
Można tam przeczytać próbkę "poprawek". Uspakajający jest za to tytuł artykułu 😉
Rzuciłem okiem. No cóż, język tych powieści był świadectwem czasów, w których powstawały, ale i postrzegania świata przez samego Fleminga. Rozumiem intencje, jak również motywacje, bo przecież pecunia non olet, natomiast uważam, że jest to kastracja oryginału i oszukiwanie czytelnika, który jest pozbawiany odbioru książki w kontekście, w jakim umieścił go autor. Taki był wtedy świat. Zmienił się i może lepszym rozwiązaniem, mającym jakiekolwiek walory edukacyjne, byłoby opatrzenie książki komentarzem, w którym wydawca mógłby się odnieść do języka powieści.
@Hebiusie, jak wyrzucimy seksizm i homofobię, to nie będzie już Bond 😉 Czas stworzyć bohatera na miarę nowych czasów, który zarzucił przemoc i zamiast pistoletem czy innymi śmiercionośnymi zabawkami, włada intelektem i to w taki sposób, by nikogo nie urazić, jest wrażliwy społecznie i etnicznie, zakochuje się w kobietach i mężczyznach, ma świadomość zmian klimatycznych i wynikającej z tego konieczności zmiany stylu życia, jest wegetarianinem lub wręcz freeganinem, jeździ komunikacją zbiorową, nie pije, nie pali.
Kto będzie ryzykował kasę i tworzenie nowego bohatera, skoro ludzie chcą oglądać to, co już znają i są gotowi za to płacić? Co mi przypomina, ze z nową aktorską wersją przygód Piotrusia pana też jest afera, bo Dzwoneczek jest czarnoskóra 😀 ale chyba dzięki temu nikt się nie czepia, że Piotruś porywa też dziewczynki do swojego haremu 😀
Tutaj jest ciekawy tekst, który przypomina, że takie zmienianie treści starych tekstów nie jest czymś nowym.
https://ksiazka.net.pl/doktor-dolittle-cenzura-szkolnej-lektury
Co zatem stało się z Doktorem Dolittle'em? Książka została opublikowana przez Hugh Loftinga po raz pierwszy w 1920 r. Opowiada o tym, jak Doktor wyrusza do Afryki, żeby wyleczyć małpy, wśród których panuje epidemia. Afryka zostaje opisana przez Loftinga z perspektywy kolonialnej. Choć nie sposób nie zauważyć, że jest to lektura pod wieloma względami wyprzedzająca swoje czasy (widać to po tym, w jaki sposób Doktor traktuje zwierzęta, sprzeciwia się trzymaniu ich w klatkach, nie zgadza się sprzedać cyrkowcom dwugłowca), to jest produktem swoich czasów i zawiera elementy, które dziś są istotne w debacie publicznej. Taka jest historia księcia Bumpo, wychowanego na europejskich baśniach, który decyduje się uwolnić Doktora z więzienia w zamian za wybielenie skóry. Ważne jest tutaj nie tylko to, że mieszkaniec Afryki chce upodobnić się do Europejczyka, lecz także, że Doktorowi udaje się księcia oszukać, że za pomocą magii to upragnione wybielenie się dokonało. Mieszkaniec Afryki staje się na kartach Loftinga kimś głupszym, kogo udaje się sprytnie oszukać.
Dyskusja o tym, czy elementy rasistowskie lub kolonialne powinny znajdować się w książce dla dzieci i czy dorośli mają pokazywać młodym czytelnikom świat utrwalający zachodnie stereotypy (marzeniem Bumpo jest zostać rycerzem i uratować księżniczkę z wieży), toczyła się w Wielkiej Brytanii. Jej efektem było wprowadzenie do książki daleko idących zmian przez jego spadkobierców. W 1988 r., czyli 41 lat po śmierci Loftinga, zdecydowali oni nie tylko usunąć słowa uznawane za „niepoprawne politycznie”, lecz także przekształcić rozdział o księciu Bumpo. W zmienionej wersji nie marzy już o tym, by być biały. Uwalnia Doktora dlatego, że papuga Polinezja używa sztuczki i hipnotyzuje Bumpa, aby ten pomógł Doktorowi.
O tym gościu zmieniającym w XIX wieku dzieła Szekspira tak, żeby je dostosować do wrażliwości ówczesnych czytelników nawet wiedziałem, ale nawet do głowy mi nie przyszło by go powiązać z tym, co mamy teraz 😀
Taka jest historia księcia Bumpo, wychowanego na europejskich baśniach, który decyduje się uwolnić Doktora z więzienia w zamian za wybielenie skóry
Ciekawe czy w dzisiejszych czasach uznano by Michaela Jacksona za rasistę 😉
A tu zupełnie inna ciekawa historia już z naszych czasów 🙂
https://tvn24.pl/swiat/sprawa-rachel-dolezal-udawala-ze-jest-afroamerykanka-ra551660-3303725
No cóż, w stwierdzeniu, że wszyscy pochodzimy z Afryki jest sporo prawdy 😀
Czyli Bambo jednak nie jest rasistowski, bo przecież nie chce się wybielić?
Czy jest rasistowski, bo myśli, że wybieli się w kąpieli? Albo po prostu dlatego, że nie chce się myć?
I kolejne doniesienia z frontu walki o przyjazny, wrażliwy i inkluzywny świat:
Czego już nie powie Herkules Poirot? Książki Agathy Christie bez rasistowskich określeń
Wydawnictwo HarperCollins, wznawiając dzieła wszystkie Agathy Christie, poddało je istotnym zmianom. Usunęło to, co zbyt drastyczne dla współczesnego czytelnika.HarperCollins, wydawca o międzynarodowym zasięgu, od ponad dwóch lat w jednej serii wznawia powieści Agathy Christie napisane w latach 1920-76. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo Christie to wciąż jedna z najbardziej poczytnych, o ile nie najpoczytniejsza autorka powieści kryminalnych, gdyby nie to, że jej powieści w nowej edycji poddano dość istotnym zmianom.
Agatha Christie i "wrażliwi czytelnicy"
Wydawca zdecydował się usunąć treści, które mogłyby być zbyt drastyczne dla współczesnego czytelnika ze względu na ich rasistowski i szowinistyczny charakter. A takich sformułowań nie brakuje u Christie (1890-76), autorki, której najlepsze lata życia i twórczości przypadły na czasy, gdyWielka Brytaniamiała jeszcze kolonie w Indiach i Afryce Północnej (Nubia).
Biali Brytyjczycy uważali więc rdzennych mieszkańców Indii i Afryki za swoich poddanych i tym samym za istoty o niższym statusie cywilizacyjnym.
Wydawca uznał, że sformułowania zawarte w niektórych powieściach kryminalnych Agathy Christie są nie do zaakceptowania w dzisiejszych czasach. Ich lekturę pod kątem współczesnej wrażliwości powierzono grupie tzw. sensitive readers, czytelników wprawionych w wyłapywaniu opresyjnych, ksenofobicznych treści opartych na stereotypach rasowych, klasowych i genderowych.
Angielski „The Telegraph" prześledził skróty i zmiany, które zaszły w oryginalnym tekście Christie w wyniku nowej edycji pod egidą wydawnictwa HarperCollins. Sprawęopisał też „The Guardian", przypominając, że Christie jest trzecią piszącą osobą – po autorze książek dla dzieci Roaldzie Dahlu i Ianie Flemingu – poddaną retuszom poprawnościowym (rewriting).
Herkules Poirot po zmianach
W książkach Agathy Christie usunięto przede wszystkim osławione słowo „nigger", w angielszczyźnie już od dawna zastąpione określeniem „N-word". "Nigger" wyszło z użytku zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jest bowiem – i słusznie – uważane za obraźliwe w stosunku do czarnych mieszkańców Ameryki.
Przeredagowano i skrócono kilkuzdaniowe fragmenty, w których bohaterowie powieści Christie ujawniają swoje rasowe uprzedzenia i chorobliwą wręcz nadwrażliwość na pewne cechy wyglądu osób innej rasy niż biała. Dotyczy to fragmentu powieści „Śmierć na Nilu". Jedna z bohaterek, pani Allerton, narzeka w niej, że prześladuje ją grupka dzieci: „Wciąż wracają i się gapią. Mają takie okropne oczy i obrzydliwe nosy. Chyba raczej nie lubię dzieci". W nowej wersji brzmi to tak: „Wracają i się gapią i gapią. Chyba raczej nie lubię dzieci".
To jeden z przykładów korekty. Inny dotyczy potencjalnego antysemityzmu belgijskiego prywatnego detektywa Herkulesa Poirota, który w „Tajemniczej historii w Styles" mówi: „To Żyd oczywiście", w nowej wersji nie ma już tego zdania.
Zniknęło też wiele stereotypowych określeń, np. „jego hinduski charakter usposobienie" („his Indian temper") zmieniono na „jego charakter" („Miss Marple’s Final Cases and Two Other Stories"), dziewczynę „o cygańskim typie urody" („gypsy type") określono po prostu jako „młodą kobietę", bez wdawania się w szczegóły co do jej wyglądu mogącego kojarzyć się z takim czy innym pochodzeniem etnicznym, „tubylcy" („natives") stali się „miejscowymi" („local") i nie reagują już na słowa angielskich przybyszów z grzecznym uśmiechem eksponującym "białe zęby", ale skinieniem głowy ("nodding").
Wiele z tych poprawek może być mało czytelnych dla polskiego odbiorcy. Z oryginału zniknęły np. słowa „orientalny" i „Orient".
Inna sprawa to poprawki dotyczące Nubijczyków, o których mowa w „Śmierci na Nilu", powieści, w której pierwsze skrzypce gra Herkules Poirot.
Nubia to historyczna kraina w północno-wschodniej Afryce, której odwiecznymi mieszkańcami byli Nubijczycy, lecz ta nazwa – według „The Telegraph" – zniknęła ze współczesnej wersji książki. Na przykład gdy Christie pisze o rzecznym przewoźniku, który jest Nubijczykiem („the Nubian boatman"), w zmienionej wersji tekstu jest to po prostu przewoźnik, bez wskazania na pochodzenie tej osoby.
Tytuł, który poszedł w niepamięć
To nie pierwsze w historii recepcji pisarstwa Agathy Christie interwencje w oryginalny tekst. W latach 80. XX w. zmieniono oryginalny tytuł jej uważanej za arcydzieło powieści „Ten Little Niggers" na „And Then There Were None" („I nie było już nikogo").
W polskim tłumaczeniu powieść była znana pod tytułem „Dziesięciu Murzynków" (od 2004 r. „I nie było już nikogo"). Ostatnie angielskie wydanie z „N-word" w tytule ukazało się w 1979 r.
Aż dziw że same morderstwa nie rażą tak wrażliwych czytelników.
N-word, czyli ten, ktorego imienia nie można powiedzieć, albo sam wiesz kto.
Twtter is a day by day war
Aż dziw że same morderstwa nie rażą tak wrażliwych czytelników.
W punkt.
Inny dotyczy potencjalnego antysemityzmu belgijskiego prywatnego detektywa Herkulesa Poirota, który w „Tajemniczej historii w Styles" mówi: „To Żyd oczywiście", w nowej wersji nie ma już tego zdania.
Nie pamiętam kontekstu, ale samo w sobie stwierdzenie już jest antysemickie?
Wykasowania Nubii w ogóle nie rozumiem, może jakaś tam pokrętna logika byłaby w przypadku Nigru czy Nigerii...